Część IX Rozdział XIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kończę pracę. Nie wiem jakim cudem udało mi się ją skończyć. Do końca dnia miałam przed oczami zdjęcia, na których Dawid puka tą laskę. To chore. Jak w ogóle do tego doszło? Jak udało jej się zrobić takie zdjęcia, do cholery?

Nie wierzę, że wyprowadziłam się zaledwie 3 dni temu, a on już posunął inną panienkę. Co za prostak.

Wsiadam do auta i kieruję się do Piastowa. Droga mija mi szybko, ponieważ jadę nieco szybciej niż powinnam. 

Z jednej strony nie chcę go widzieć ani znać, ale z drugiej marzę o tym, aby zabrać z jego mieszkania resztę swoich rzeczy i nigdy więcej go nie oglądać.

Dlaczego otaczają mnie sami skurwiele?

Podjeżdżam pod blok, parkuję auto i wchodzę na klatkę. Pod drzwiami jestem po kilku sekundach. Mam jeszcze klucze, więc od razu je otwieram. Wchodzę do mieszkania nie zwracając kompletnie uwagi na to, czy Dawid znajduje się w środku. Wchodzę do sypialni, wyjmuję walizkę i zaczynam dosłownie wrzucać do niej resztę swoich rzeczy, które zostały w jego mieszkaniu.

- Ej, ej, ej! - słyszę jego głos. Chwyta mnie za nadgarstek i podnosi do góry - Co ty wyprawiasz, Wiktoria? Hej.. - nie dokańcza, bo wymierzam mu z całej siły z otwartej dłoni w policzek.

- Nigdy więcej mnie nie dotykaj. - warczę przez zaciśnięte zęby wytykając go palcami, po czym wracam do pakowania swoich rzeczy.

Kątem oka widzę, że chłopak jest wyraźnie zaskoczony moim zachowaniem. Przerzuca mnie przez plecy i niesie do salonu.

- Puszczaj mnie, do cholery! - uderzam pięściami w jego plecy.

Przechodzimy przez próg do salonu, gdy stawia mnie pod ścianą i kładzie dłonie po obu stronach mojej głowy.

- O co chodzi? Możemy do kurwy porozmawiać normalnie? Co ty za cyrk odwalasz?!

- W tej chwili odsuń się, albo poprawię ci z drugiej strony.

- Wiktoria, co się stało?! - chwyta mnie za nadgarstki i dość mocno potrząsa - Kurwa, rano było wszystko dobrze, miałaś wrócić do domu. A ty wpadasz i pakujesz resztę rzeczy... Nadal złościsz się o tą zazdrość? Przecież do cholery obiecałem z tym skończyć!

- Ty pieprzony sukinsynu. - parskam przez śmiech z niedowierzaniem.

- Słucham? - pyta, a w jego oczach dostrzegam złość i zdezorientowanie.

- Dobrze słyszałeś, pieprzony sukinsyn! - wykrzykuję prosto w jego twarz i odpycham go, jednak on znów przywiera do mnie ciałem i nie pozwala mi odejść - Głuchy jesteś? Zostaw mnie!

- Chcę wiedzieć o co chodzi. - przytrzymuje moje ręce nad moją głową, abym nie mogła wykonać nimi żadnego ruchu.

- Po pierwsze, jesteś popieprzony. Odejdź, do kurwy! - przeklinam i w tym momencie w jego oczach zauważam strach. Tak, jakby dotarło do niego, że zaczyna przesadzać.

Odsuwa się i puszcza moje ręce. Wyjmuję z wewnętrznej kieszeni kurtki zdjęcia i rzucam nimi prosto w niego. Patrzę na jego wyraz twarzy, a do oczu napływają mi łzy. Na przyspieszonym oddechu obserwuję każdy jego ruch.

Patrzy na zdjęcia i podnosi je powoli z ziemi. Nabiera więcej powietrza do płuc, po czym podnosi na mnie wzrok, a nasze spojrzenia się spotykają.

- Wiktoria, to nie tak...

- Wiedziałam, że to powiesz. - przerywam mu - "Wiktoria, to nie tak" - naśladuje go - A jak do cholery?! Chyba bardziej obleśnych zdjęć nie mogłam dostać! - krzyczę, a po moich policzkach spływają łzy.

- Skarbie, proszę... daj mi wyjaśnić. Wszystko ci wytłumaczę, przysięgam...

- Tu nie ma co wyjaśniać.

- Błagam..

- Okej. Jedno pytanie w takim razie.. skoro "to nie tak jak myślę", to te zdjęcia to fotomontaż. Zdradziłeś mnie? - pytam, choć i tak nie uwierzę w ani jedno jego słowo - Pytam się.

- Tak, ale...

- Wystarczy. - przerywam mu znów - Tyle chciałam wiedzieć.

Wychodzę z salonu i wracam do sypialni w celu kontynuowania pakowania swoich rzeczy. Za sobą tylko słyszę Dawida, który krzyczy idąc za mną.

- Byłem pijany! Obudziłem się i kompletnie nic nie pamiętałem, do chuja! Wiki, kurwa błagam cię, nie możesz odejść, słyszysz?! - ponownie pociąga mnie za rękę.

- Zamknij się. Jeszcze raz mnie szarpnij, ostrzegam cię Dawid. - odpycham go od siebie.

- Zostań, to był błąd, jeden jedyny, ona nic dla mnie nie znaczy, nawet tego kurwa nie pamiętam!

- Nie krzycz na mnie. - mówię stanowczo dalej pakując swoje rzeczy.

Dawid dalej coś do mnie krzyczy, jednak jego słowa powoli zlewają mi się w jeden wielki bełkot. Słyszę pukanie do drzwi i dzwonek, nagle ktoś zaczyna do nich walić, jednak Gruszecki jakby w ogóle tego nie słyszał.

Zamykam walizkę i ciągnę ją do drzwi, w które dalej ktoś puka.

- Musisz zostać, rozumiesz? Kocham cię, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, do cholery. - blondyn nie przestaje gadać i chodzić za mną.

Nie zwracam na niego uwagi. Wciskam mu do ręki klucze i otwieram drzwi, przed którymi zauważam Igora. Na niego też w tej chwili nie mam ochoty patrzeć, więc po prostu go omijam, jak gdyby nigdy nic.

Ciągnę walizkę po schodach, ponieważ nie mam ochoty w towarzystwie Dawida czekać na windę. Nie wiem jak to się stało, ale nie słyszę już jego krzyków.

Wychodzę z bloku, gdy nagle przede mną pojawia się sylwetka Igora.

- Zaczekaj. - próbuje mnie zatrzymać.

- Nie teraz, Igor. - ignoruję go i podchodzę do auta. Otwieram bagażnik i wkładam do niego walizkę.

- Porozmawiaj ze mną, widzę, że coś się stało, nie odtrącaj znów mojej pomocy. - nalega.

- Co jest z wami do cholery nie tak?! - wykrzykuję mu prosto w twarz odwracając się w jego kierunku - Czemu nie rozumiecie prostych słów, gdy proszę, abyście dali mi święty spokój?! Odpieprz się. - dodaję z naciskiem i zamykam z trzaskiem bagażnik, po czym kieruję się na miejsce kierowcy, jednak czuję szarpnięcie za nadgarstek.

Odwracam się w stronę szatyna i patrzymy sobie chwilę w oczy. Po moich policzkach kolejny raz spływa fala łez. Bugajczyk pociąga mnie w swoją stronę i zamyka w swoich ramionach. Obejmuję go w pasie i wylewam łzy w jego czarną bluzę z NBL. Chłopak głaszcze mnie po głowie.

- Ciii, nie płacz, skarbie.- próbuje mnie uspokoić - Wszystko będzie dobrze.

- Nic już nie będzie dobrze, Igor. - szlocham przez łzy nie odrywając się od niego - Chcę być sama, proszę.

- Odwiozę cię chociaż do domu. - proponuje.

- To tylko kilka bloków dalej, poradzę sobie. - odpowiadam odklejając się od niego.

- Nie pozwolę, abyś kierowała w takim stanie. Nie chcę słyszeć sprzeciwu, wsiadaj. - odbiera od mnie kluczyki, po czym otwiera mi drzwi od strony pasażera i czeka aż wsiądę.

Wsiadam do środka, a po chwili szatyn pojawia się za kierownicą. Odpala silnik i odwozi mnie do domu.

To zdecydowanie najgorszy dzień w moim życiu.

Już do końca życia chcę być sama.

***

#2 ajj, surprise😁👆

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro