Część IX Rozdział XXI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wychodzę z mieszkania i kieruję się do miejsca, gdzie zaraz mam spotkać się z Larą. Zakładam na głowę kaptur i jeszcze raz sprawdzam, czy wszystko wziąłem.

Po kilku minutach docieram na miejsce. Siadam na jednej z ławek w parku i czekam na dziewczynę.

- Sory za spóźnienie. Myślałam, że ktoś mnie śledzi. Musiałam być ostrożna. - siada obok mnie - Masz?

- Tak, tyle, na ile się umawialiśmy. - odpowiadam i podaje brunetce pieniądze - Pięć tysiecy, równo. Możesz przeliczyć.

- Nie, ufam ci. - zapewnia mnie i odbiera ode mnie rulon pieniedzy, po czym chowa go do kieszeni kurtki.

- Świetnie się spisałaś. - przyznaję.

- A ty co taki nie w humorze? Nie cieszysz się? Wszystko poszło po twojej myśli. Dawid zdradził Wiktorię ze mną, a teraz masz drogę wolną, by znów ją odzyskać.

- Wiesz co, mam trochę wyrzuty sumienia.

- Serio? - parska - A to niby dlaczego?

- Gdybyś widziała w jakim ona jest stanie... żal mi jej. - wzdycham przypominając sobie łzy blondynki.

- Daj spokój. Pocierpi i jej przejdzie. Masz szansę, aby ją pocieszyć. To twój moment. Jak nie teraz to kiedy? Sam mówiłeś, że tylko Dawid stoi ci na drodze. Więc się go dla ciebie pozbyłam, tak jak sam prosiłeś.

- Masz rację. Wiktoria nie może się dowiedzieć. - przenoszę na nią wzrok.

- Ode mnie na pewno się nie dowie. - zapewnia mnie - Dawid o niczym nie wie... nie ma szans, aby się dowiedziała.

- Nikt cię nie widział, gdy wkładałaś zdjęcia do firmowej skrzynki na listy w firmie Wiktorii?

- Na pewno nie. Upewniałam się kilka razy.

- Okej, dzięki. Będę się zbierał. A, i pamiętaj. - przypominam sobie - Gdybyś mnie potrzebowała, to wiesz jak mnie znaleźć. Jestem twoim dłużnikiem.

Dziewczyna skina głową, po czym odchodzę.

To cholernie dziwne, ale wcale nie czuję takiej satysfakcji, jak myślałem. Gdy to planowałem, myślałem tylko o sobie. Nie wpadłem nawet przez moment na to, że Wiktoria będzie cierpieć. W końcu to kolejny facet, który ja zdradził.

Z mojej winy...

#####

Jest już późny wieczór. Nie mogę wysiedzieć w domu, więc zabieram z szafki butelkę wina i wychodzę z mieszkania. Kieruję się do mieszkania Wiktorii.

Docieram na miejsce po kilku minutach. Staję pod jej drzwiami i pukam na tyle cicho, aby nie obudzić dzieciaków. Domyślam się, że już śpią.

Drzwi otwierają się, a przed nimi staje Wiktoria. Ma na sobie luźną, blado-różową bluzę i czarne legginsy. Do tego w ręku trzyma w pół pustą butelkę czerwonego wina i wygląda na odrobinę trąconą.

- A myślałem, że razem się napijemy. - rzucam ukazując butelkę wina, którą ze sobą przyniosłem.

Blondynka uśmiecha się do mnie opierając głowę o drzwi, po czym odsuwa się od nich i wpuszcza mnie do środka.

Idę za nią do salonu. W pomieszczeniu panuje pół mrok i jest otwarty balkon, który wpuszcza trochę światła dziennego.

Wiki podchodzi do barku i wyjmuje dwa kieliszki, po czym stawia je na stole.

- Wcześniej ich nie potrzebowałam. - odzywa się w końcu - Z gwinta lepiej wchodzi.

- To przez Dawida jesteś w takim stanie? - patrzę na nią kątem oka. Naprawdę wygląda kiepsko.

- To bez znaczenia. - rzuca, a następnie napełnia jeden kieliszek i opróżnia go do dna.

Patrzę na nią szeroko otworzonymi oczami. Wyjmuję kieliszek z jej ręki i odstawiam go na stół.

- Chyba już starczy, co? - pytam kładąc jedną dłoń na jej talii.

- Daj spokój. - pociąga nosem, widać, że płakała - Chcę się dziś upić, najebać. - przeklina siadając na kanapę - Upij się ze mną. - chwyta za moją dłoń i podnosi wzrok tak, że patrzy mi teraz prosto w oczy.

- To zawsze źle się kończy, gdy razem pijemy. - zauważam i lekko się śmieję - Chociaż wiesz, ja nie uważam, że to źle.

- Nieważne, nie mów o tym. - pociąga mnie za rękę tak, że teraz siedzę obok niej i rozlewa wino do kieliszków. Podaje mi jeden, a swój unosi lekko w górę, po czym stuka w mój i oboje opróżniamy zawartość kieliszków.

Wygląda na naprawdę załamaną.

Patrzę na jej usta i tak cholernie chciałbym ją pocałować. Jest pijana, boję się, że może mieć mi to za złe i nie chcieć tego. A duże jest prawdopodobieństwo, że tak jest.

Zakładam kosmyk jej włosów za ucho, a ona niespodziewanie wtula się w moją rękę. Cholera...

Zaczynam gładzić kciukiem jej policzek, a ona przymyka oczy. Postanawiam zaryzykować i przybliżam się do niej bardzo powoli.

Opieram czoło o jej. Jesteśmy tak blisko, że nasze oddechy się mieszają. Muskam delikatnie jej usta swoimi, a ona odwzajemnia pocałunek.

Czuję, jak serce uderza mi coraz mocniej, gdy Wiktoria nie przerywa pocałunku.

Tak kurewsko tęskniłem za tym, aby móc ją pocałować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro