Część IX Rozdział XXXI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- I... i tak po prostu się rozwiedliście? - pyta Lara ze łzami w oczach.

Przez większość mojego opowiadania płakała, naprawdę ją to wszystko wzruszyło.

- Tak... - przyznaję - Teraz rozumiesz, dlaczego chcę pozbyć się Dawida? Rozumiesz, jak wiele ona dla mnie znaczy?

- Rozumiem. - kładzie dłoń na moim ramieniu i wyciera łzy - Nie wiedziałam, że ludzie mogą się aż tak bardzo zmienić.

- Ja też, ale jak widać nadal nie jestem idealny. I nigdy nie będę.

- Nikt nie jest. - wzrusza ramionami.

- Pewnie masz rację. Nurtuje mnie jeszcze jedno pytanie.

- Jakie?

- Dlaczego nie wynajmiesz czegoś za pieniądze, które ci zapłaciłem?

- A czym później będę płacić, gdy twoja kasa się skończy?

- Pójdź do pracy.

- Nigdzie mnie nie przyjmą. Nawet gimnazjum nie skończyłam. - wyznaje.

- No fakt, trochę przejebane.

- Pewnie teraz masz mnie za głupią idiotkę, która zjebała sobie życie na własne życzenie.

- Wcale tak o tobie nie myślę - zapewniam ją - Wiesz co? Chcę ci pomóc.

- Niby jak?

- Wynajmę ci mieszkanie. Będę za nie płacił.

- Igor, zwariowałeś? Nie ma takiej opcji.

- To moja decyzja.

- Powiedziałam nie. Nie potrzebuję twoich pieniędzy.

- Potrzebujesz dachu nad głową i normalnych warunków. A ja chce ci to dać. Polubiłem cię bardzo, zacząłem nawet traktować jak przyjaciółkę, z którą zajebiście się dogaduję, coś jak młodsza siostra. Proszę. - nalegam, a ona patrzy mi w oczy i wzdycha głośno.

- Ehh, okej. Zgadzam się. Ale jak ci się odwdzięcze?

- Nie musisz.

- Igor. - upomina mnie i posyła błagalne spojrzenie.

- Dobra, umówmy się tak, że dokończysz tę sprawę z Dawidem, a ja już ci nie zapłacę drugiej części pieniędzy, okej?

- Hm, no okej.

- Więc zajmiemy się tym w ciągu dnia. Widzę, że już świta. - stwierdzam patrząc w okno - Wrócę już do domu.

- Ale... przecież piłeś. - marszczy brwi.

- Jak widzisz nie wypiliśmy jednak za dużo. Poza tym, to co wypiłem pewnie już ze mnie zeszło, a jeśli nie to i tak to pierdolę. - podnoszę się z miejsca.

- Na pewno? Nie będę miała cię na sumieniu?

- Na pewno nie. Spokojnie. - posyłam jej lekki uśmiech, a ona skina głową i odwzajemnia gest, po czym odprowadza mnie do wyjścia.

- Igor. - zatrzymuje mnie, gdy chcę już wyjść.

- Tak?

- Dziękuję. Dużo lepiej się czuję, gdy to wszystko z siebie wyrzuciłam.

- Ja też dziękuję. - znów lekko się uśmiecham - Do zobaczenia.

- Cześć.

Kilka dni później

Dalej walczę o Wiktorię. Jestem tak cholernie blisko, czuję to. Wiem, że moje starania nie idą na marne. Dziewczyna ma jeszcze trochę niepewności, ale to normalne. Do tego niedługo się rozwodzi.

Chcę zaskakiwać ją każdego dnia. Dzisiaj odbieram ją z firmy i jedziemy na wspólny obiad do restauracji. Każda chwila z nią spędzona daje mi maksimum szczęścia.

Czekam na dziewczynę pod budynkiem. Po chwili widzę jak z niego wychodzi. Szuka wzrokiem mojego samochodu i, gdy znajduje, uśmiecha się do mnie szczerze. Nim się obejrzę siedzi już obok mnie.

- Hej. - rzuca i cmoka mnie w policzek.

- Hej skarbie. - odpowiadam, po czym odpalam silnik i ruszam w kierunku restauracji - Na co masz ochotę?

- Wiesz co, nie wiem... ale zjadłabym coś, to na pewno. O, i napiłabym się kawy, koniecznie.

- Wszystko dla mojej księżniczki. - mrugam do niej, a ona uśmiecha się ukazując rząd swoich białych zębów.

Wygląda dziś obłędnie. Ma na sobie białą elegancką bluzkę, ale podchodzi ona w coś w rodzaju bluzy. Jej usta pokryte sa delikatnym kolorem różu, a włosy upięte ma w luźnego, niskiego koka. Jest urocza.

Dojeżdżamy do restauracji. Gdy wchodzimy do środka stwierdzam, że Wiki idealnie tu pasuje. Beżowe ściany i kanapy w bieli.
Siadamy przy jednym z wolnych stolików.

- Poczekaj chwilkę. - proszę, a ona skina głową.

Wracam na chwilę do auta, a po chwili znów jestem w pomieszczeniu i wręczam jej mały bukiet blado-różowych róż.

- Jejuu, są takie urocze i słodkie. - na jej twarzy maluje się zachwyt - Dziękuję - przysuwa się do mnie i składa delikatny pocałunek na moim policzku.

Jej zapach jest obłędny.

- Nie dziękuj, to dla mnie przyjemność. Będę to robił częściej.

Po chwili zamawiamy już posiłek. Nie obeszło się bez obowiązkowej latte macchiato, którą zażyczyła sobie Wiktoria.

Po skończonym posiłku siedzimy jeszcze w restauracji. Ona dopija kawę, ja też, przyglądając jej się.

- Czemu tak na mnie patrzysz? - uśmiecha się.

- Zastanawia mnie jedno - opieram łokieć na stole, a głowę na ręku patrząc jej prosto w oczy - Jak ty to robisz, że nadal jesteś taka piękna? Minęło tyle lat, a ty się w ogóle nie zmieniłaś. Nadal jesteś napiękniejszą kobietą, która stąpa po ziemi - dostrzegam jak jej policzki rumienią się, a ona z uśmiechem opuszcza wzrok w filiżankę z kawą - Czyli jeszcze potrafię to zrobić.

- Um, nie rozumiem. - znów na mnie patrzy.

- Onieśmielić cię, zawstydzić... sprawić, że się zarumienisz. - uśmiecham się do niej zwycięsko.

- Masz coś w sobie. - przyznaje.

- Gdyby tak nie było, pewnie byś tu ze mną nie siedziała.

- Słuszna uwaga.

- Miałaś zaprzeczyć. - parskam śmiechem, a ona reaguje podobnie.

- Oj, Igor... znasz mnie trochę, nie od dzisiaj, kilka lat już, a nawet kilkanaście.

- Prawda. Wiesz co dzisiaj jest za dzień? - zmieniam temat.

- Wiem. - odpowiada patrząc mi w oczy - Dzisiaj byłaby piąta rocznica naszego ślubu.

- Pamiętasz?

- Proste. Myślisz, że po rozwodzie wyrzuciłam tę datę z pamięci? Co roku było mi przykro. - przyznaje szczerze.

- Mi też. - zgadzam się z nią - Pamiętasz co ci wtedy powiedziałem?

- Dużo rzeczy mi wtedy powiedziałeś, Igor. - zauważa.

- To prawda, ale powiedziałem też coś, czego nigdy nie zapomnę - patrzę w jej oczy i zaczynam cytować słowa sprzed ołtarza - Dużo razem przeszliśmy i przejdziemy jeszcze więcej, kocham cię ponad wszystko. Bardziej niż kogolwiek innego, bardziej niż mogłabyś to sobie wyobrazić.

Dostrzegam łzy w jej oczach. Znam ją. Wiem, w jak cholernym szoku jest teraz. Jestem pewny - nie wie co powiedzieć.

- Jakim cudem to wszystko pamiętasz? - pyta ze wzruszeniem, a łza spływa po jej policzku, od razu ją wycieram.

- Już ci chyba kiedyś mówiłem, że nie zapominam takich chwil. Dokładnie pamiętam ten dzień, ze szczegółami.

Po tych słowach blondynka kładzie głowę na moim ramieniu.

- Nadal myślisz w ten sam sposób, co wtedy?

- A jak myślisz?

- Inaczej chyba by nas tu nie było - zauważa.

- No właśnie - cmokam jej głowę - Ty też coś wtedy powiedziałaś. Nadal myślisz tak samo?

- Tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro