Część X Rozdział X

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak, niesprawdzony x39271514

Wyjątkowo wcześnie wychodzę dziś z pracy. Właśnie dostałam telefon ze żłobka, że podczas przerwy najstarszej z grup, do której należy Sara, ktoś niepostrzeżenie zabrał ją z terenu podwórka.

Jestem przerażona. Natychmiast zadzwoniłam do Igora i o wszystkim mu powiedziałam. Czekam na niego pod firmą.

Po kilku minutach szatyn wjeżdża na parking z piskiem opon i zatrzymuje się obok mnie. Zajmuję miejsce pasażera.

- Wiktoria, możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi? - pyta zdenerwowany od razu ruszając w odpowiednim kierunku.

- Nie wiem, do cholery, Sara zniknęła - odpowiadam - Jedź szybciej!

- Jak to zniknęła? Tak po prostu kurwa zniknęła?! - podnosi głos.

- Czemu na mnie krzyczysz, do cholery? - pytam z naciskiem patrząc na niego.

- Przepraszam - zaciska szczękę - Co ci powiedziała przez telefon?

- Nic szczególnego - odpowiadam, a moje dłonie trzęsą się na samą myśl o tym, że nie wiem gdzie jest moja córka - Wiem tylko, że była przerwa i wtedy zniknęła.

Bugajczyk dodaje gazu. Po kilku minutach parkujemy pod budynkiem żłobka.

Oboje wychodzimy z samochodu i wchodzimy do środka.

- Gdzie moja córka? - pytam ze łzami w oczach, gdy tylko odnajdujemy opiekunkę.

- Proszę się uspokoić - kobieta próbuje położyć dłoń na moim ramieniu, jednak Igor jej przerywa.

- To są jakieś żarty? Kpisz sobie z nas, do kurwy?! - wykrzykuje, a na jej twarzy pojawia się przerażenie.

- Przepraszam, ja naprawdę nie mogłam nic zrobić...

- Chuj mnie to obchodzi! - odpowiada przez zaciśnięte zęby - Kto normalny zostawia takie małe dzieci same?!

- Proszę nie krzyczeć - brunetka próbuje go uspokoić.

- Nie no nie wierzę, co za pieprzona baba! - Igor wyrzuca ręce w powietrze z nerwów.

- Niech mnie pani posłucha - zwracam się do kobiety - Kiedyś mieliśmy podobną sytuację. Ktoś porwał naszego syna z przedszkola, odebrał go za nas, po prostu - mój głos drży, a po policzku spływa łza - Nie widziała pani nic podejrzanego?

- Sprawdziliśmy monitoring. Widać na nim, jak facet w czarnej bluzie i kapturze na głowie wchodzi przez furtkę i zabiera dziewczynkę z podwórka. Mogę pokazać, może państwo go rozpoznacie.

Kiwam głową. Kobieta zmierza w stronę pokoju opiekunek, gdzie znajdują się kamery. Patrzę na wściekłego Igora. Chwytam go za rękę i ciągnę w tym kierunku.

Po chwili znajdujemy się w środku. Kobieta włącza nam nagranie. Twarz porywacza jest praktycznie niewidoczna. Nie dość, że ma on kaptur na głowie, to jeszcze ustawiał się tyłem do kamer.

- Pierdolony pojeb - syknął Igor - Znajdę go i rozpierdolę mu łeb, za to, że śmiał tknąć moje dziecko. A pani... zrobię wszystko, żeby nie mogła pani narazić więcej dzieci - wytyka ją palcem - Chodź, skarbie - chwyta moją dłoń i wychodzimy z pomieszczenia.

Po chwili znajdujemy się przy aucie.

- Co teraz? Igor, do cholery! - wplatam palce we włosy i ciągnę za nie, a po moich policzkach spływają łzy.

- Nie wiem, kurwa, nie wiem - wzdycha nerwowo, po czym wyjmuje papierosa z paczki i odpala go.

- Będziesz teraz palił? Naprawdę? - nie wytrzymuję i oburzam się, po czym podchodzę do niego i z agresją wyrywam mu z ust używkę. Rzucam ją i przydeptuję.

- Zwariowałaś?! Co ty wyprawiasz?! - krzyczy na mnie.

- Jak możesz tak po prostu sobie teraz palić?! - podchodzę do niego wymachując rękami.

- Uspokój się, do cholery! - szatyn chwyta za moje nadgarstki i potrząsa mną mocno.

Spod moich powiek nie przestają wypływać łzy. Patrzymy sobie chwilę w oczy. Bugajczyk przyciąga mnie do siebie i mocno przytula. Wtulam się w jego tors, plamiąc łzami jego bluzę.

- Musimy jechać na policję - szlocham przez łzy.

- Okej, ale sam też jej poszukam. To nie może być przypadek. Tylko jedna osoba miała motyw.

- Ty chyba nie myślisz, że to...

- Tak właśnie myślę - przerywa mi, a ja patrzę w jego oczy.

- N-nie... nie zrobiłby tego.

- Jesteś pewna?

- Oczywiście - odpowiadam - Dawid jest niewinny.

- Jeszcze zobaczymy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro