Część X Rozdział XXI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Odstaw te kłamstwa wreszcie
A mogłeś paść na serce
Bo chyba wolę wspominać to kim dla mnie byłeś
Niż myśleć kim dla mnie dziś jesteś"

- Jezu, co ci się stało? - pyta przerażona blondynka, gdy tylko wracam do domu.

Chwyta mnie za rękę i ciągnie do kuchni, po czym każe usiąść na stołku.

- Nic takiego, to tylko małe zadrapanie - posyłam jej lekki uśmiech, wykonując jej prośbę.

- Słucham? - marszczy na mnie brwi - Małe zadrapanie? Widziałeś się w lustrze?

- Tak... - przyznaję i wzdycham spuszczając głowę w dół.

Podchodzi do mnie i ciągnie za brodę moją głowę do góry. Po chwili przykłada mi coś do wargi i łuku brwiowego, przez co wydaję z siebie syk bólu.

- Cholera, szczypie - krzywię się.

- Wytrzymasz - stwierdza, po czym przykleja plaster na rozcięty łuk.

- Kocham cię - kładę dłonie na jej biodrach i przyciągam ją do siebie, po czym owijam ręce wokół jej talii i wtulam się w jej klatkę piersiową - Jesteś taka kochana, troskliwa, urocza... i po prostu najlepsza - wyznaję wciąż się w nią wtulając.

Wiktoria kładzie dłonie na moim karku, a palce jednej z dłoni wplątuje w moje włosy i wykonuje nimi przyjemne ruchy dla mojej głowy, przyciskając mnie nieco mocniej do siebie.

- Też cię kocham - cmoka czubek mojej głowy - A teraz powiesz mi z kim się biłeś?

Odklejam się od niej przenosząc ręce na jej biodra i patrzę prosto w jej oczy.

- Powiem. Ale obiecaj, że nie będziesz się denerwować, to już i tak bez sensu - wzdycham.

- Okej? - marszczy brwi.

- Byłem u Dawida.

- Wszystko jasne - wzdycha przewracając oczami.

- Spokojnie - zaciskam dłonie na jej biodrach - Laura coś mi powiedziała.

- Co takiego? - przenosi wzrok na mnie.

- Urodziła córkę. Gdy miała półtora roku potrącił ją samochód i zginęła na miejscu.

- C-co? Boże... - przykłada dłoń do ust.

- Od tego czasu popadła w depresję. Na pewno nie chciała zajmować się Natanem i wyżywała się na nim. Stąd te ślady na jego ciele.

- Biedne maleństwo...

- Ale to nie wszystko - wzdycham - Dawid wykorzystał jej tęsknotę za córką i namówił do porwania Sary.

- No ty chyba sobie jaja robisz? - pyta zdenerwowana.

- Niestety nie.

- Ale przecież ona jest chora, mogła kłamać, wymyślić to...

- Na pewno nie - przerywam jej - Dawid się do wszystkiego przyznał.

- Nie wierzę - wplata palce w swoje włosy - Dlaczego? Po co to zrobił?

- Zgadnij - odpowiadam, a ona tylko wzrusza ramionami - Chciał ciebie odzyskać.

- Porywając moją córkę? To chyba jakiś żart, do tego kiepski, do cholery.

- Zaplanował to, że później ją znajdzie i przyprowadzi do domu. Miał tylko nadzieję, że wpadniesz mu w ramiona. Dziwne, że jeszcze nie robił do ciebie żadnych podchodów.

- Robił.

- Słucham? - unoszę brwi do góry.

- Wtedy co przyprowadził Sarę - wyjaśnia - Już wtedy próbował mnie pocałować... że też wcześniej się tego nie domyśliłam.

- Co za sukinsyn, dobrze że mu przyjebałem - przejeżdżam palcem po obolałych ustach.

- Najchętniej sama bym to zrobiła.

- Już nieważne, chodź - łapię ją za dłoń i sadzam na swoich kolanach - Tak w ogóle, to może zrobiłbym jakąś kolację dzisiaj? Dzieciaki pójdą spać, a my będziemy mieć cały wieczór tylko dla siebie - proponuję, po czym lekko muskam jej szyję, wiem że to lubi. Reaguje cichym śmiechem.

- W sumie w porządku - cmoka mój policzek - Na pewno ty chcesz gotować? - patrzy na mnie marszcząc brwi i lekko się uśmiechając.

- Oh, daj spokój. Przez te kilka lat trochę się nauczyłem - zapewniam, a ona śmieje się z moich słów.

- No okej. A co takiego zrobisz?

- Nooo... jeszcze zobaczę - ukazuję jej rząd moich zębów - Ale nie zawiedziesz się, obiecuję.

- W porządku, przekonamy się. Idę teraz do Natalii. Umówiłyśmy się na ploteczki.

- Jasne, spoko - odpowiadam a ona całuje delikatnie moje usta i wstaje z moich kolan, po czym ściąga jeansową kurtkę z wieszaka - Ale wiesz co oznacza ojciec sam w domu z trójką dzieci? - pytam przez śmiech odprowadzając ją wzrokiem.

- Nie wysadźcie mieszkania w powietrze, okej? - przewraca z uśmiechem oczami.

- Postaram się - mrugam do niej, a ona cmoka do mnie w powietrzu, po czym wychodzi z mieszkania.

Wiktoria

- Hej, a co ty taka zdenerwowana? - pyta Natalia, gdy usiądę już na kanapie w jej salonie.

- Moje życie jest tak zjebane, że ciężko chodzić nie zdenerwowanym - wypuszczam głośno powietrze ustami.

- Co się stało?

Opowiadam jej wszystko od początku. O dniu, w którym Igor przywiózł do nas Natana, całą historię związaną z Laurą, jej ciążą i chorobą, po czym przechodzę do wisienki na torcie w postaci "genialnego" pomysłu Dawida i jego bójki z Igorem.

- Niemożliwe, Dawid wymyślił coś takiego? No czy on na łeb upadł? - pyta zażenowana przyjaciółka.

- Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Nie chcę już mieć z nim kontaktu, zachowuje się jak nienormalny.

- Igor wcale nie był lepszy, gdy byłaś z Dawidem - zauważa - Wiesz, może oni obaj mają coś nie pokolei w głowach.

- To prawda, bardzo możliwe - przytakuję - Oni obaj mają głupie i durne pomysły... no ale Igor chyba już nic nie wymyśli. Wydaję mi się, że zmądrzał, chociaż trochę.

- Obyś miała rację, starczy już tego wszystkiego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro