Część X Rozdział XXVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wysiadam z samochodu pod blokiem, w którym mieszka Lara. Wchodzę do budynku i po chwili pukam już do drzwi brunetki. Dosyć szybko mi je otwiera i zaprasza do środka.

- Co się stało? - pytam wchodząc do salonu.

- Przyznałeś się do wszystkiego przed Dawidem? - bardziej stwierdza niż pyta.

- Przez przypadek... za późno pomyślałem - wzdycham zakładając ręce na biodra - Skąd to wiesz?

- Był tutaj. Powiedział, że teraz już się nie wywiniemy i zrobi wszystko, aby Wiktoria się dowiedziała.

- Lara, on nic nie może zrobić. Nie ma żadnych dowodów, a Wiktoria mi wierzy. Nic nie może zrobić, rozumiesz? - tłumaczę.

- Musimy uważać, szczególnie ty. Jeśli on już wie, będzie czegoś szukał na nas.

- Wiem, ale nie uda mu się to. Uważam, że powinniśmy ograniczyć nasz kontakt, a w szczególności spotkania, na jakiś czas.

- Chyba masz rację - wzdycha.

- Kurwa, czemu on po prostu nie może pogodzić się z tym, że to już koniec? Że ją zdradził i ona nie kocha go na tyle, aby mu wybaczyć jak mi.

- Może dlatego, że wspólnie rozwaliliśmy mu małżeństwo? W jego oczach wygląda to tak, że wykorzystałeś sytuację i opłaciłeś dziwkę, aby się z nim przespała i zdobyła dowody jego zdrady. Tak on to widzi.

- Posłuchaj, ty mu na siłę do łóżka nie weszłaś. Ja też mu tam ciebie nie wsadziłem, gdy był pijany - mówię na jednym wydechu - On sam się upił i zdradził Wiktorię! - zaciskam dłonie w pięści.

- Masz rację, ale... zastanów się, jak ty byś się czuł w takiej sytuacji... to było naprawdę niestosowne, a przez to możesz mieć już niedługo z Wiktorią jeszcze większe problemy, mimo że teraz jest super.

- To co? Mam go przeprosić? Powiedzieć jej o wszystkim? - parskam ze śmiechem - To jak strzał we własny łeb. Żałujesz, że mi pomogłaś? Żal ci go?

- Nie, jasne, że nie - wzdycha brunetka zajmując miejsce na kanapie - Po prostu martwię się o ciebie. Jesteś mi bliski, właściwie jesteś jedyną bliską mi osobą. Chcę, aby wszystko ci się ułożyło. Tak samo jak ty boję się, że Dawid znajdzie dowody.

- Nie znajdzie ich - siadam obok niej i opieram łokcie o kolana.

- Nie myślałeś o tym, aby jej powiedzieć? - patrzy na mnie.

- Żartujesz? Od razu by mnie zostawiła - przygryzam dolną wargę myśląc.

- To wszystko chyba cię męczy.

- Fakt. To co zrobiłem jest uciążliwe coraz bardziej, ale Wiktoria myśli, że Dawid to zmyślił, by ją odzyskać i nie uwierzy mu bez twardych dowodów. A takich nie ma i nie znajdzie.

- Obyś miał rację. On oszalał.

- Tak samo jak ja, gdy byli razem - przyznaję - Ale mam usprawedliwienie. Wiktoria po prostu jest moja, nie wyobrażam sobie jej z kimś innym.

- Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze - patrzy na mnie zaciskując usta w wąską kreskę. Spuszczam wzrok na jej dłonie i dostrzegam coś pod rękawem jej długiej koszulki.

- Co to jest? - marszczę brwi chwytając za jej nadgarstek i podwijając rękaw do góry - Ty się okaleczasz?!

- To nic takiego - od razu zabiera dłoń z mojego uścisku i zakrywa ją materiałem - Kot mnie podrapał.

- Ty nie masz pieprzonego kota - zauważam.

- Od zawsze kocham zwierzęta, dokarmiałam kilka ostatnio na osiedlu. Wtedy się to stało.

- Chcesz mi wmówić, że kot zrobił ci tak głębokie rany? Nie rób ze mnie idioty, Lara.

- Wszystko jest okej, poważnie - przewraca oczami - Uwierz mi.

Patrzę jej chwilę w oczy i jakoś mnie nie przekonała. Nie wierzę jej. Okłamuje mnie i to celowo, prosto w oczy. Dlaczego?

- Muszę teraz iść, ale wrócimy jeszcze do tego.

Nie czekając na jej odpowiedź wychodzę z mieszkania. Chyba muszę jeszcze coś załatwić z Dawidem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro