Część XI Rozdział XXVI
Rok później
Igor
Minął rok od śmierci Wiktorii. Lara dalej ze mną mieszka. Pomaga mi we wszystkim, dzięki niej tak naprawdę nie stoczyłem się do końca i nie zostałem jebanym alkoholikiem, tylko wziąłem się w garść i zająłem się swoimi dziećmi, a Lara mi w tym pomogła, za co jestem jej cholernie wdzięczny. Wiem, że Wiktoria nie chciałaby, aby nasze dzieci były wychowywane przez ojca pijaka. Poza tym... sam bym nie chciał, wiem coś o tym.
- Wujku, myślisz, że mamie się spodoba? - Natan podbiega do mnie pokazując mi naprawdę uroczy rysunek, na którym znajduje się on, Laura, Sara, Lara, Kuba i ja.
- Będzie zachwycona, jestem pewny - zapewniam chłopca, po czym targam lekko jego włosy ręką.
Dzisiaj Laura wychodzi ze szpitala psychiatrycznego. Od kilku miesięcy jej stan znacznie się poprawił, jej nastawienie do Natana także wróciło, a trauma po stracie córki nieco się zmniejszyła. Zdecydowała, że chce, aby Natan wrócił z nią do domu.
- Obiecujesz, że będziemy się widywać? - pyta chłopiec patrząc mi w oczy.
- Jasne, że tak - odpowiadam łapiąc za jego rączki - Obiecuję. Będę zabierał ciebie razem ze mną, Larą, Sarą i Kubą na spacery, wycieczki, do kina, wyjazdy... kiedy tylko będziesz chciał.
Chłopiec zarzuca mi rączki na szyję i przytula się do mnie. Przyciskam go nieco mocniej do siebie odwzajemniając jego gest.
Naprawdę się do niego przywiązałem, tak samo jak Lara i dzieciaki. On także przywiązał się do nas. Cieszy się z powrotu do domu i do mamy, jednak ciągle powtarza, że będzie za nami tęsknił. Nie ukrywam, że ja za nim też. Ale przecież Natan to syn Laury, ja tak naprawdę nie mam do niego żadnych praw.
- Chodźmy już, mama będzie na nas czekać - chłopiec skina głową. Zakładam torbę z jego rzeczami na ramię, po czym schodzimy na dół.
Gdy chłopiec zauważa siedzącą w salonie Larę, od razu do niej podbiega, na co ta uśmiecha się do niego szczerze i sadza sobie go na kolanach.
- Ty też obiecujesz, że będziemy się widywać? - pyta patrząc na nią.
- Pewnie skarbie - cmoka jego czoło - Będę tęsknić za tobą, ale to nie koniec świata, będziemy często się widywać - pociesza go, na co chłopiec uśmiecha się, a brunetka odwzajemnia uśmiech.
- Odwiozę go. Za kilka godzin będę z powrotem - oznajmiam.
- Okej, uważajcie na siebie - odpowiada brunetka.
Natan podbiega do mnie. Chwytam jego rączkę, a drugą macha do Lary, a ona do niego. Po chwili wychodzimy z domu. Bagaż układam na miejscu pasażera, a chłopca sadzam na podstawce z tyłu i pomagam mu zapiąć pasy. Następnie siadam za kierownicą i ruszamy pod szpital.
***
- Mamo!! - krzyczy radośnie Natan biegnąc w stronę wychodzącej z budynku blondynki.
- Cześć kochanie! - wita go równie szczęśliwa Laura, po czym chłopiec wpada w jej ramiona, a ona podnosi go na ręce.
- Mamo, mam coś dla ciebie, popatrz - chłopiec podaje dziewczynie rysunek.
- Wow, jest naprawdę cudowny, świetny. Dziękuję - opiera swoją głowę o głowę bruneta, po czym cmoka jego policzek i stawia go na ziemi - Cześć - zwraca się do mnie z uśmiechem.
- Hej - odpowiadam - Jak się czujesz?
- Dobrze. Naprawdę lepiej - wzdycha - Masz czas na jakąś kawę, herbatę? Chciałabym porozmawiać.
- Właściwie to czemu nie. Chodźmy. Dwie ulice dalej widziałem całkiem sympatycznie wyglądającą cukiernie.
- Super, będą lody! - cieszy się chłopiec.
- Jasne, dla ciebie wszystko - uśmiecham sie do chłopca pstrykając delikatnie jego nos, po czym kierujemy się w stronę cukierni.
***
Siedzimy w cukierni już około 30 minut. Laura chciała zapłacić za lody, ciasto i kawę, które zamówiliśmy, ale wybiłem jej ten pomysł z głowy.
Jak się okazało lokal wyposażony jest w nieduży plac dla dzieci na podwórku, więc Natan poszedł się pobawić, a my z Laurą dokańczamy pić kawę.
- Słuchaj Igor - zaczyna dziewczyna - Nie wiem jak mam ci dziękować. Gdyby nie ty... nie wiem co stało by się z Natanem... dziękuję ci, naprawdę.
- Daj spokój, to nic takiego - uświadamiam ją - Natan jest dla mnie jak syn, nie odmówiłbym mu pomocy nigdy.
- Nie mów, że to nic takiego. Wiem, że miałeś przez ten cały czas masę swoich problemów, a do tego jeszcze to. Nie wiem co się ze mną stało.
- Każdy ma prawo się pogubić - zauważam - Ważne, że wszystko jest już dobrze.
- Racja - zgadza się - A tak w ogóle co u was? U ciebie, Wiktorii i dzieciaków?
Gdy o to pyta, robi mi się cholernie przykro. Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać, staram się jakoś z tym żyć, że jej już nie ma. Jednak nie umiem o niej zapomnieć, zawsze będzie w moim sercu, jego częścią.
- Wiktoria... - zaczynam. Przerywam i przenoszę wzrok w oczy blondynki - Wiktoria zmarła rok temu - ledwo przechodzi mi to przez gardło.
- Słucham? - otwiera szerzej oczy - Ale... boże, jak to?
- Była poważnie chora. Później choroba wywołała raka żołądka, który został wykryty za późno, były już przerzuty... nie udało jej się uratować - do moich oczu napłynęły łzy.
- Jezu, Igor... tak bardzo mi przykro, nie wiedziałam, przepraszam - patrzy na mnie ze współczuciem.
- Przestań przepraszać, niby skąd miałaś wiedzieć - zauważam obracając filiżankę na stole.
- Jak ty się trzymasz? Radzisz sobie?
- Było ciężko, bardzo... przez dłuższy czas nie umiałem sobie z tym poradzić, nadal nie umiem, nie chce to do mnie dotrzeć. Dopiero niedawno wziąłem się w garść. Wybacz, ale nie chcę o tym rozmawiać - mrugam oczami, by powstrzymać łzy.
- Pewnie, rozumiem. Jednak gdybyś czegoś potrzebował, jestem ci winna przysługę.
- Dzięki, poradzę sobie. Ale będę pamiętał.
Blondynka posyła mi smutny uśmiech. Rozmwiamy jeszcze chwilę, po czym dziewczyna woła Natana i kierujemy się w stronę auta. Odwożę ich do domu w Modlinie i sam wracam do Piastowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro