15. "Masz odzyskać dla mnie kryształ"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Rany, ale zimno - stwierdziłem, z trudem nie szczękając zębami.

Chociaż z drugiej strony, nie powinienem narzekać, skoro jeszcze przed chwilą siedziałem w bryle lodu. Teraz nie jest tak źle.

- Ale i tak muszę skombinować sobie jakiś cieplejszy strój. Inaczej zamiast walczyć, będę ciągle myślał o gorącym kakale. Czy ten wyraz w ogóle się odmienia?

Minąłem kolejny oblodzony budynek, obok którego dzieciaki wygłupiały się na sankach.
Ciekawe czy wiedzą, że za ich dobrą zabawę odpowiada złoczyńca, za którego... odpowiadam ja.

- No dalej. Myśl logicznie Pet. - Walnąłem się w czoło.

"Ciekawe czy Harry wrócił już do domu. Mam nadzieję, że nie będzie się więcej mieszał w tę sprawę".

Spojrzałem odruchowo na budynek Oscorpu, gdzie w jednym z wielu okien zobaczyłbym może kumpla, gdybym nie znajdował się parę kilometrów od niego.

- No właśnie, Oscorp! Tam pewnie znajdę coś, co pomoże mi w walce z tym... jak on się nazwał? Blu... nie. Bliz...

Nagle na twarzy poczułem coś mokrego. I zimnego.
Zatrząsłem się, ale jakimś cudem odkleiłem też od budynku i skoczyłem w stronę nowego celu.

Muszę się skupić, jeżeli nie chcę skończyć jako mokra plama na kolejnej ścianie.

* * *

Miałam zamiar wyjść, ale przypomniałam sobie jedną rzecz - napis na kartce z żółtej teczki.

Zadaniem było nie tylko znalezienie Hammerhead'a, ale też dowiedzenie się czegoś o jego planach, do których raczej nie należało przez stworzenie nowego złoczyńcy, który rozwali mu siedzibę.

Spojrzałam po trójce ludzi, którzy leżeli porozkładani po różnych kątach pokoju, a raczej tym, co z niego zostało.

"Hammerhead i dwóch dryblasów. Raczej żaden z nich nie będzie chciał odpowiedzieć na moje pytania. No chyba, że..."

Podeszłam do mężczyzny z płaską głową, który jako pierwszy zaczynał się przebudzać. Taki stan jego osłupienia w pełni mi odpowiadał, chociaż jak dla mnie mogłoby być z nim gorzej...

Nie, żebym źle mu życzyła, ale nie mam ochoty oberwać od tego młotka.

- Eh, co za dureń...

- Nie większy niż ten, kto go zatrudnił - wymsknęło mi się przez zaciśnięte zęby.

Patrzyłam, jak mężczyzma rozmasowuje swoje płaskie czoło, ale chyba tylko z przyzwyczajenia, bo jakoś nie wierzę, że ten łeb ze stali naprawdę go bolał.

Złoczyńca przerwał, słysząc komentarz, który widocznie go jakoś ozdrowił.
Gość podparł się, prawie wstał...
Wyciągnęłam rękę do przodu, a on przywarł do ściany, jakby ktoś go do niej przycisnął.

- Coś za jedna? - warknął, zapewne nie rozumiejąc tego, co właśnie zrobiłam.

Nie odpowiedziałam na jego pytanie.
Patrzyłam tak ostrym wzrokiem, że przekłułabym lód trzymający przy podłodze nogę jednego z osiłków, ale nie zamierzałam spószczać oczu z głównego celu.

- Nieważne kim ja jestem. Nieważne też kim ty jesteś. -Miałam wrażenie, że powietrze wokół mnie chyba stanęło. - Pytanie brzmi, kim jest ten gość, który rozwalił i ciebie, i ich - podkreśliłam, pokazując ręką do tyłu, jednak nie odwracając się ani o milimetr.

Hammerhead zmarszczył brwi i zacisnął pięść.
Szczerze mówiąc, prawie się posikałam na ten widok, ale nie odsunęłam.

- Jeżeli chcesz, żeby ktoś go złapał - podjęłam dumnym tonem - i oddał ci to, czego chcesz, powiesz mi łaskawie, k i m o n j e s t - dokończyłam powoli, głośno wypuszczając powietrze.

Było słabo. Blefowałam za każdym słowem.
Nie miałam ani takiej odwagi, ani pojęcia, dlaczego Hammerhead zatrudnił Blizzarda, a co za tym idzie - co takiego miałabym mu przynieść.

Jeżeli ten oczywiście nie obedrze mnie że skóry i nie przerobi na dywan...

Chwila wyczekiwania trwała dla mnie co najmniej połowę nieskończoności.
Oddychałam regularnie i bardzo ciężko. Nie wiedziałam czy tylko ja to słyszę, czy wszyscy wokół mnie również.

Cofnęłam się, kiedy bandzior stanął przede mną na równych nogach.

Był wyższy.

Był silniejszy.

Ale ja... teoretycznie byłam mu potrzebna.

- Nie wywyższaj się tutaj dziewczynko - zagroził, wcale nie wyglądając już jak ofiara, ale jak prawdziwy boss. - To nie ty tutaj rozdajesz karty.

Mężczyzna przeszedł obok mnie, jakbym nic nie znaczyła.

"Nie zamierzam grać z nim w karty".

Odwracałam się ciągle tak, by nie stać do niego plecami.

- Ale możesz mi się do czegoś przydać - przyznał wreszcie, a moje serce przestało bić.

Na szczęście tylko na dwie sekundy, bo potem huknęło, jak detonator.
Następnie w moich uszach brzmiało już tylko kolejne zdanie wypowiedziane przez Hammerhead'a:

- Masz odzyskać dla mnie kryształ, który ten kubeł na śmieci ukrył niewiadomo gdzie! - krzyknął, ale tym razem nie to mnie ruszyło.

"Kubeł na śmieci?" - powtórzyłam w myślach, nie mogąc zdecydować czy ta obraza jest dziwna, niestosowna, czy po prostu irytująca.

Utrzymałam się jednak w ryzach i nie powiedziałam ani słowa.

Do czasu...

- Tylko wtedy, kiedy powiesz mi, po co go zatrudniłeś - wysunęłam warunek niemal pewna, że ten go nie spełni.

"Wtedy przynajmniej będę mogła się na niego rzucić" - tuż po tym uświadomiłam sobie, że nie byłabym w stanie tego zrobić. Bynajmniej nie z dobrym skutkiem.

- Kogo? - Z zamyślenia wyrwało mnie to pytanie, rzucone prawie jakby w powietrze.

- No jak to kogo? - odparłam zdziwiona. - Blizzarda! - W jednwj chwili zupełnie wybiłam się z groźnego i dość agresywnego nastawienia.

- Co? - warknął, równie zdumiony, jak ja. - Ten dureń... Mackleń czy jak mu tam...

- Macklin - mruknęłamna tyle cicho, by nie przerwać jego wypowiedzi.

- ...ubzdurał sobie, że jest niewiadomo kim - ciągnął dalej, stojąc do mnie plecami.

Nagle odwrócił się, a ja machinalnie zgięłam palce lewej ręki w pięść.

- Po prostu go znajdź, a zapłacę ci! No już! - ryknął, tym samym wyganiając mnie z budynku.

Nie, żebym zamierzała zwlekać z wychodzeniem.

Zniknęłam o wiele łatwiej niż się tu dostałam, bo przez wielką dziurę (i kilka mniejszych) powywalanych właściwie wszędzie.

Czy dowiedziałam się czegoś przydatnego? Może myślicie, że nie?

No to was zdziwię - Hammerhead wygadał się całkiem nieźle. Ale wszystkie informacje poskładam dopiero za kilka rozdziałów, tak więc... zostańcie ze mną do końca!

Chyba, że jednak zostanę przerobiona na dywan...

No dobra, pozbierałam się z pisaniem tego! Wreszcie. Znowu.

Także ten... dla tych, którzy znają kreskówkę Marvel's Spider-Man, przepraszam za przypadkowe pokręcenie fabuły, ale jakiś geniusz stwierdził, że najlepiej pousuwać bajki Marvela z Internetu i nie spieszyć się z Disney+ w Polsce... także nie mam za bardzo, gdzie tego oglądać.

Ale nie ma co się martwić - w końcu mamy wakacje i szkoda by było czasu na marudzenie.

A jak wam mijają te wolne dni?

(24.04.21)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro