18. "Jak ktoś dostanie się do środka, to można winić ciebie?"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Będąc już w pokoju, nie mogłam sobie znaleźć miejsca. I wcale nie dlatego, że pomieszczenie było większe niż moje dotychczasowe miejsce zamieszkania (bo nie było, uwierzcie mi).

Przytulny pokój nie koił ani nie tłumił moich rozmyślań. Mogłabym nawet rzec, że wygoda i luksus tylko wzmagały urywający się oddech, podążający tuż za gonitwą niesfornych myśli i pełnych napięcia pytań typu "Co by było, gdyby...?".

Położyłam się na łóżku, nie zdejmując z siebie żadnych ubrań. Zamknęłam oczy. Nagle jednak poczułam chęć pozbycia się z siebie wszystkiego, co przypominało mi o dotychczasowych zmaganiach i "nowym życiu". 

W szafie znalazłam - o dziwo - nową bluzę i kilka innych ciuchów (jeszcze bardziej o dziwo - w moim stylu! No czyli z jego brakiem). Wszystkie leżały poukładane w równiuteńkich kupkach, co śmiesznie kontrastowało z wiszącymi na wieszaku obok moimi starymi ubraniami. 

Zdjęłam je z uśmiechem, który samoistnie wpłynął na moją twarz, i zaczęłam się przebierać. Właściwie, to mogłam najpierw sprawdzić, czy drzwi do pokoju są zamknięte. Opóźnione myślenie poskutkowało szybszym wciągnięciem na siebie ciuchów - nowych, wygodnych, czarnych getrów, białej koszulki i swojej starej, marmurkowej bluzy.

Tak, z dawnych spodni musiałam zrezygnować, bo nawet mnie byłoby dziwnie pokazywać się gdzieś z takimi dziurami na nogach.

Gotowa do drogi stanęłam w zamyśleniu. No bo halo, właśnie wróciłam! Niby gdzie miałabym teraz znowu się wybrać?

Po krótkim zastanowieniu, wybrałam swój "cel". Czas sprawdzić, jak miewa się Harry Osborn.

            * * *

Zdziwcie się lub nie, ale znalezienie jednego, konkretnego pokoju w budynku Oscorpu jest praktycznie niewykonalne! Szukając sypialni Harry'ego, zgubiłam się jakieś siedem razy. Trafiłam za to na jakiś magazyn, biuro Normana Osborna, sale lekcyjne i drugie biuro Normana Osborna! 

Ile on ma tych biur? No i po co tutaj te sale? Czy tutaj w Oscorpie prowadzą wykłady, czy jak? 

W końcu stwierdziłam, że moją jedyną opcją na odnalezienie Harry'ego jest powrót do jego laboratorium, a jeżeli i tam zastanę pustkę, zostaje droga do "mojego" pokoju. Znowu. Wątpiłam jednak, by po dzisiejszej akcji pierwszym miejscem, do którego wyrwie, było akurat laboratorium.

A jednak... siedział tam i patrzył na swój niedokończony sprzęt. Prócz tego - oraz kołysania się na krześle obrotowym (nie pytajcie mnie, jak on to robił) - chłopak wydawał się niczym nie zajęty.

Aha, no i  jeżeli warto by dodać jeszcze cokolwiek do tego opisu, miał zabandażowaną głowę, przynajmniej do połowy.

Niezręcznie było mi nachodzić go w takim stanie, ale naprawdę chciałam z kimś pogadać. Uwierzcie mi, że pół dnia milczenia albo rozmowy ze sobą jest naprawdę przytłaczające.

Powoli i najciszej, jak potrafiłam, zeskoczyłam w dół. Jakimś cudem pozostałam niezauważona, bo Harry nawet nie drgnął, gdy moje stopy dotknęły podłogi. Chyba zaczyna mi to wychodzić coraz lepiej!

Nabrałam głośno powietrza, by w jakiś sposób dać mu o sobie znać, jeszcze zanim wypowiem pierwsze słowo.

- Cześć - odezwałam się z lekkim uśmiechem, wciąż mając w pamięci nasze ostatnie spotkanie, które zakończyło się nad wyraz pomyślnie.

Okazało się jednak, że z nas dwoje tylko ja je takim zapamiętałam.

- Ty znowu tutaj? - zapytał, rzucając mi tylko przelotne, poirytowane spojrzenie. - Myślałem, że po jednym włamaniu nauczysz się, że do Oscorpu nie wchodzi się bez zaproszenia.

"Auć."  Skrzywiłam się nieco, gdy padła kolejna uszczypliwa uwaga, nie mając jednak zamiaru rezygnować.

"On jest chory. Ma zły humor" - tłumaczyłam sobie, hamując narastający poziom ironii, którym chętnie bym go teraz obdarzyła.

- Dostałam zadanie - wyrwało się ze mnie zupełnie co innego, niż miałam zamiar powiedzieć.

Oboje widocznie zdziwiliśmy się na mój komentarz. Harry zdecydował się odwrócić do mnie przodem na swoim fotelu. W rękach trzymał jednak to dziwne urządzenie, które pochłaniało całą jego uwagę. Nie miałam co liczyć nawet na drugie, milisekundowe spojrzenie, choć w wypadku, gdy swoim wisielczym humorem Harry mógłby zasilić - dajmy na to - jakiś Zło-inator, to może nawet i lepiej.

- Od kogo? Znowu przyszłaś coś ukraść? - rzucił od niechcenia, jak gdyby ta możliwość była dla niego bez znaczenia.

Obruszona przewróciłam oczami. 

"Przecież ostatnio mówiłam już, że nic im nie zwinęłam, więc niby jakie 'znowu', hmm?"

- Od twojego ojca - wypaliłam znowu, a ten zaledwie mrugnął!

No dobra, może jednak przychodzenie tutaj wcale nie było dobrym pomysłem.

Podczas gdy ja myślałam, że nasza znajomość ma szansę na pozytywne rozwinięcie, Harry próbował się mnie pozbyć samą tylko ignorancją.

"O nie, wielki ród Osbornów nie stać nawet na minimalne maniery?" -  denerwowałam się coraz bardziej.

- I co takiego niby mój ojciec kazał ci zrobić? - zapytał z uciążliwym sarkazmem, podnosząc to swoje durne urządzenie na wysokość oczu.

W jednej chwili miałam ochotę mu je wyrwać i uciec z powrotem do wentylacji, żeby to on musiał mnie tym razem szukać (no albo włączyć kolejny ukryty alarm, jak poprzednim razem).

Zdołałam się jednak opanować. Zamknęłam oczy i odwróciłam do niego plecami.

- Dał mi drugą szansę. 

Wewnętrznie parsknęłam śmiechem, bo raczej nie tak określiłabym umowę między mną, a szalonym megalomanem. Zewnętrznie okazałam się jednak spokojna, stawiając powolne kroki w stronę wyjścia. Miałam cichą nadzieję, że zanim do niego dotrę, Harry odpowie chociaż jednym, krótkim słowem.

- Mam... sprawdzać systemy bezpieczeństwa - podjęłam znowu, mając ochotę obejrzeć się za siebie, co byłoby jednak zbyt wyraźne i natarczywe.

- Czyli jak ktoś dostanie się do środka, to można winić ciebie? Dobrze wiedzieć - skomentował, nie zmieniając swojego nastawienia ani o jeden stopień.

Zrobiło mi się przykro, jednak już nic nie mogłam na to poradzić. Westchnęłam bezdźwięcznie, i złapałam za klamkę.

- Do widzenia, Harry - szepnęłam, nie zwracając uwagi na to, czy chłopak w ogóle mógł usłyszeć którekolwiek z tych słów, po czym wyszłam tak, jak należy.

Przez drzwi.

            * * *

Spojrzałem na zamykające się za dziewczyną drzwi. Że też miała tupet wyjść tak po prostu na korytarz, gdzie ochrona czeka praktycznie za każdym rogiem! Jeśli ktoś znowu ją złapie, nie będę się martwił. Ostatnim razem i tak byłem zbyt pobłażliwy...

Odstawiłem granat błyskowy z powrotem na biurko. Wciąż miał jedną usterkę, ale nie miałem siły, żeby się nią dzisiaj zająć.

Wstałem, czując w głowie narastające ciśnienie.

"Nie dość, że Spider-Man jak zwykle się wtrącił, to jeszcze nachodzi mnie jakaś złodziejka" - westchnąłem, kierując się tam, gdzie wspomniana przeze mnie osoba przed chwilą. 

Otworzyłem drzwi. Kiedy zamknąłem je na specjalny kod, mogłem już spokojnie odejść.

Zdziwiłem się, kiedy po drodze nie usłyszałem żadnych strzałów ani innych odgłosów walki.

"Czyżby cała sprawa wyjaśniła się jeszcze zanim zdążyłem wyjść z laboratorium?" - pomyślałem, rozglądając się i szukając jakichkolwiek oznak starcia tamtej dziewczyny z ochroną Oscorpu.

Wszystko było jednak w nienaruszonym stanie.

"Więc może rzeczywiście pracuje teraz dla firmy taty" - przyszło mi do głowy.

Machnąłem jednak ręką, nie roztrząsając tej sprawy. Jedyne, na co mam teraz ochotę, to pójść się przespać.

---------------------------------------

I tak oto kończy się kolejny ponury rozdział w naszym życiu xd

Co powiecie o tym spotkaniu? Właśnie tego się spodziewaliście, czy czegoś wręcz odwrotnego?

A tak w ogóle, to niedługo czeka nas zmiana okładki w tej książce. Będzie w miarę podobna, jeśli chodzi o układ zdjęć, ale - że tak się wyrażę - w lepszym stanie. Zobaczymy, co o niej powiecie.

Dziękuję @DaughterOfNyks2003 za motywację do dalszego pisania, no i żegnam aż do następnego rozdziału! :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro