it's okay

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wanda Pov's

Od wypadku w Lagos minęły 24 godziny. Cały świat już wie co się stało i z czyjej winy. Jestem właśnie w swoim pokoju, w bazie Avengers. Oglądam wiadomości, widzę w telewizji jak przeze mnie rozwija się ból i cierpienie. Giną ludzie. Jeszcze te słowa reporterki dzwoniące mi w uszach :

- Jakie niby uprawnienia ma panna Maximoff by robić takie rzeczy?

To zabolało, nawet bardzo. Jednak najgorsze było to, że nawet nie miałam siły przełączyć na inny kanał. Chciałam słuchać jak mnie oskarżają. Wiedziałam, że mi się należy. Już myślałam, że zacznę płakać, gdy nagle usłyszałam kroki. Po chwili ktoś wyłączył telewizor.

- To moja wina. - powiedziałam, choć nie wiedziałam do kogo. Nadal nie odwróciłam głowy.

- Nie prawda. - odpowiedział mi męski głos.

Od razu poczułam się lepiej. To był Steve, zawsze z nim najlepiej mi się rozmawiało i spędzało czas. Kiedy Pietro zginął to on sprawił, że znowu zaczęłam się uśmiechać. Później mieliśmy wspólne treningi i tak rozwinęła się nasza więź.

- To moja wina. - dokończył i usiadł koło mnie.

- Czyli to nasza wspólna wina... - skwitowałam, po czym położyłam mu głowę na ramieniu.

- W tej robocie staramy się uratować wszystkich. Ale tak się po prostu nie da. Po jakimś czasie trzeba do tego przywyknąć. - odparł, po czym złączył nasze dłonie.

Nic nie mówiliśmy, nie chcieliśmy. Wystarczyło to, że jesteśmy obok siebie. Ostatnimi czasy często tak się nam zdarzało. Po prostu siedzieć w ciszy.

- Steve, ja... Ja się b-boję. - wyznałam.

- Czego?

- Samej siebie, swojej mocy. Czasami myślę, że po prostu sobie z tym nie poradzę i zaatakuje kogoś z drużyny. Natashę, Tony'ego albo nawet ciebie. Może lepiej by było gdybym to ja zginęła, a nie Pietro. Powinnam była...

- Nie mów tak proszę. - Steve mi przerwał. - Nie wytrzymałbym gdyby cię tu nie było. Pamiętaj, że... - zaczął mnie głaskać po włosach, gdy nagle do pokoju przez ścianę wpadł Vision.

- Vis co ci mówiłam o przechodzeniu przez ścianę?! - zapytałam zbulwersowana odruchowo odsuwając się od Steve'a.

- No tak, ale drzwi były otwarte, więc myślałem, że... - zaczął się tłumaczyć. - Zresztą mniejsza oto. Tony kazał was wezwać. Przyszedł z generałem rządowym.

Na te ostatnie słowa natychmiast się spięłam. Steve to zauważył, więc spojrzał na mnie tymi ciepłymi, niebieskimi tęczówkami i nie odwracając wzroku, powiedział do syntezoida :

- Już idziemy.

Po czym łapiąc mnie za rękę wyszliśmy z pomieszczenia.

KONIEC


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro