pure

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwielbiał budzić się rano i widzieć jej błogą, wciąż śpiącą buzię. Uśmiechał się wtedy, głaszcząc ją lekko po policzku. Często przez to otwierała oczy, ale nie była zła za wyrwanie jej ze snu. Zamiast zwykłego przywitania, składała na jego ustach pocałunek, po czym wstawała i zgrabnym krokiem udawała się do łazienki.

Słychać pierwsze powiadomienie, więc Steve zmienia tryb na wibracje. Nawet nie zerka na ekran urządzenia.

Kapitan w czasie gdy jego ukochana wykonywała poranną toaletę, zajmował się śniadaniem. Nie zabierało mu to wiele czasu, więc mógł po jakimś czasie zapukać do drzwi pomieszczenia, w którym znajdowała się dziewczyna.

- Możesz wejść Stevie.

Uwielbiał patrzeć jak dziewczyna wykonuje swoją codzienną pielęgnację. To skupienie, gdy starannie malowała malutkie kreski na powiekach lub zastanawiała się jaki łańcuszek założyć.

- Srebrne serduszko.

- Mówisz tak, bo jest od ciebie.

- Masz mnie. - ucałował ją w policzek, co ostatecznie spowodowało, że uległa mężczyźnie.

Nagle telefon schowany w kieszeni zaczyna drażnić Rogers'a ciągłymi wibracjami. Wyciąga go więc z kieszeni, odkłada gdzieś na stół i uznaje problem za rozwiązany. Na ekran urządzenia nie zerka.

Nie jedzą śniadania w ciszy, za co Steve jest niezwykle wdzięczny. Byli na tyle blisko, że potrafili rozmawiać o wszystkim. Może się nie wydaje, ale przysłowiowe "wszystko" to dla tej pary naprawdę dużo. Jeśli chodzi o zmywanie naczyń, nie ma sprzeczki - zlew był na tyle szeroki by zmieścić dwie osoby. Kolejne przedpołudniowe godziny spędzali na leniuchowaniu. Kanapa, słone przekąski i film - te słowa najlepiej i najprościej to opisywały.

- Dzisiaj komedia--

- Romantyczna!

- Niech będzie Stevie, ale jutro ja decyduję.

Niewielkie mieszkanie przepełnia się radością, gdy słychać ich śmiechy czy komentarze. Kapitan zawsze wzrusza się na pierwszy pocałunek głównych bohaterów, dlatego Wanda stawia na stoliku niedaleko, paczkę chusteczek.

- Aż się dziwię, że nie zmiękłeś przy naszym pierwszym pocałunku.

-... Nie było łatwo.

Po skończonym seansie mężczyzna rusza się z miejsca i udaje do kuchni. Zauważa, że jego telefon pozostawiony na stole, świeci się. Podnosi go i przewraca oczami na widok imienia osoby, która wysyła mu wiadomości - Tony.

Nie sili się jednak by zgłębić ich treść. Wraca do Wandy leżącej na kanapie, grającej w candy crush. Szybko zabiera jej telefon, tłumacząc, że w ten sposób obroni ją przed uzależnieniem. Czarownica początkowo trochę marudzi pod nosem, ale Steve wynagradza jej to w łatwy sposób - spacer po pobliskim parku, przykrytym jesiennymi liśćmi.

Maximoff cieszy się jak dziecko - zbiera te największe, kolorowe cuda i dzieli na trzy grupy - żółte, pomarańczowe i czerwone. W międzyczasie zdąży się zmęczyć, więc kładzie się w trawie i przymyka oczy. Wie, że Steve jest blisko, więc czuje się bezpieczna.

Mężczyźnie znowu przeszkadza wibrujący telefon, który musiał zabrać ze sobą siłą rzeczy. Bierze go do ręki i pierwsze co robi to wycisza. Niestety przy okazji zauważa, że już nie tylko Tony stara się zniszczyć jego szczęście - Natasha napisała krótką, aczkolwiek dosadną wiadomość.

Jeśli nie będziesz współpracował, źle się to skończy. Proszę cię.

Kapitan wzdycha cicho. Sądził, że rudowłosa jest po jego stronie, ale wychodzi na to, że był w błędzie.

- Stevie! - głos Wandy odwraca jego uwagę od urządzenia, które gwałtownie chowa z powrotem do kurtki. - Wezmę je i wysuszę w domu. Będą ładnie wyglądać.

- Nie wątpię. - potwierdza i owija dziewczynę ramieniem.

Spędzają czas na świeżym powietrzu aż do zmroku. Gdy księżyc zjawia się na niebie, dopiero wracają do mieszkania. Wanda idzie wziąć prysznic, nieświadoma tego co się dzieje. Kapitan nie mówi jej całej prawdy. Oczywiście dla ochrony. Nie chce jej niepotrzebnie martwić, bo co to da? Komu się przysłuży?

Kiedy słyszy lejącą się wodę, siada zrezygnowany na kanapie i w końcu wchodzi na chat z Tony'm.

Steve nie możesz jej wiecznie ukrywać. Przecież wiesz, że prędzej czy później my lub agenci ją znajdą.

Powiedziałeś jej chociaż jaka jest sytuacja? Ona powinna wiedzieć, że musi odpowiedzieć za to co zrobiła.

Ona zabiła człowieka. Wiesz bardzo dobrze Kapitanie, że to najgorsza zbrodnia. Nie ważne czy to był wypadek czy nie - sąd będzie sprawiedliwy, nie komplikuj tego.

Bo narazie tylko Ty stanowisz problem. Wiesz, że odbierzemy Ci ją siłą jeśli będzie trzeba.

Nie zachowuj się jak dziecko, któremu chce się zabrać lizaka, błagam.

Rogers przygryza wargę. Stresuje się. Za każdym razem pojawia się strach, że mógłby ją stracić. Jest ktoś kto chce ją zabrać, odciąć od niego. Nie mógł na to pozwolić, tak bardzo nie chciał znów być sam.

Ten lizak to jedyny i najważniejszy powód do życia tego dziecka. Wyobraź sobie Tony, jak to dziecko się poczuje gdy ktoś mu go odbierze.

Od tego niefortunnego incydentu minął prawie miesiąc. Wanda zrobiła to, by ratować życie Kapitana. Nie miała zamiaru kogokolwiek krzywdzić, wszystko działo się tak szybko. Nadal pamiętał jak tamtej nocy płakała. Płakała, nie mogąc się uspokoić. Bała się, że znów zamkną ją w zimnej, stalowej celi.

-"Nie pozwolę na to. Obiecuję, że nie tkną cię nawet palcem."

Te słowa powstrzymały potok jej łez oraz sprawiły, że Rogers wziął ją pod opiekę. Nawet jeśli ta opieka wiązała się z naginaniem rzeczywistości. Powiedział jej, że jadą razem na krótkie wakacje. By odpocząć, uciec od bycia superbohaterami. Wanda choć z początku była bardzo zaskoczona, upewniona przez mężczyznę, że wszystko to robią legalnie, ze zgodą agentów, ucieszyła się.

Do dzisiaj żyje w tym przekonaniu - nie ukrywają się, a odpoczywają. Nie uciekają, a spędzają razem czas. Nie są poszukiwani, a po prostu żyją jak normalni obywatele.

Dźwięk otwieranych drzwi, tupot stóp i po chwili Wanda owija blondyna od tyłu ramionami.

- Idziemy spać? - mruczy mu do ucha.

Kapitan uśmiecha się. Zabiera ją do sypialni i wtuleni w siebie, zasypiają. Telefon został w salonie - wyłączony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro