Rozdział 21
Od pojawienia się Scy'a na Homeworldzie Białej minęło kilka dni. Kam w tym czasie, no cóż....
- Skup się! Nogi szerzej! Postawa!- tak, trenowała młodą Tami.
Tami była nawet dobrym szermierzem, ale chciała doszlifować swoje umiejętności. Poszła z tym więc do Kam. Kobieta szybko się zgodziła na sparingi. Już po pierwszym treningu Tami miała pewność, że Kam nie zamierza się patyczkować.
- Dobrze! O to chodziło! Jeszcze raz!- powiedziała.
Kiedy one trenowały, na podniebną arenę wszedł Cody z Scy'em. Obaj jako naukowcy rzadko opuszczali laboratorium. No chyba, że naprawdę musieli. W pewnym momencie, Tami upadła na cztery litery po tym jak Kam podcięła jej nogi. Wtedy Scy zobaczył klejnot w ciele dziewczyny.
- Będziemy musiały popracować nad czasem reakcji po podcięciu. W walce masz zaledwie kilka sekund by się wyratować. Twój przeciwnik nie będzie stał i czekał aż się podniesiesz tylko zada ci kolejny cios. A może się okazać dla ciebie śmiertelny. Wierz mi, wiem co mówię.- Kam zwróciła się do Tami.
- Cześć wam. Nie przeszkadzamy?- spytał Cody.
- Hej chłopaki. Nie. Nie przeszkadzacie. Właściwie to mamy chwilę przerwy.- odpowiedziała Kam.- A właśnie Cody, sprawdziłeś to o co cię prosiłam?- dodała pytanie.
- Sprawdziłem. Niestety, na naszym Homeworldzie nie ma ani jednego Topazu o niebieskim kolorze i z klejnotem w kształcie diamentu. Są same żółte i z klejnotem na boku głowy.- odpowiedział Cody.
- Hmm, dziwne. To może oznaczać, że matka Tami pochodziła z innej galaktyki. Tylko jak się tu znalazła?
- Tak, w związku z tym przyprowadziłem Scy'a. On może nam znacznie więcej powiedzieć o jego Homeworldzie.
Kiedy Cody spojrzał na młodszego, ten zarumieniony odwracał wzrok. Tami zachowywała się podobnie.
- Ocho. Znam to zachowanie. Ktoś tu komuś wpadł w oko. I to chyba ze wzajemnością.- powiedziała zaczepnie Kam.
- A niby skąd możesz to wiedzieć?!- spytała lekko oburzona Tami.
- Na przykładzie moim i Chrisa. Ja i on też unikaliśmy spojrzenia sobie wzajemnie w oczy.- odpowiedziała spokojnie Kam.
Po chwili odpoczynku, Kam i Tami wznowiły trening. Niestety ćwiczenia szybko wymknęły się spod kontroli i Tami wywołała bardzo silny podmuch wiatru, który niemal zrzucił Kam z areny. Niemal, ponieważ dwudziestolatka w porę wbiła włócznię w podłogę i mocno się przytrzymała.
Po chwili podmuch wiatru ustąpił. Kam spojrzała na przerażoną dziewczynę.
- Nie wiedziałam, że tak potrafisz.- powiedziała.
- Kam ja ..... ja nie chciałam. T-to był niekontrolowany odruch, ja....- Tami zaczęła się tłumaczyć.
- Spokojnie Tami. Nic mi nie jest. To bardzo ciekawe, że potrafisz kontrolować wiatr.- powiedziała spokojnie Kam.
- Jasnobłękitna Diament, również wywoływała takie podmuchy wiatru gdy nie zgadzała się z siostrą.- wtrącił Scy.
- To ciekawe. Może polećmy na Homeworld? Tam wasza dwójka na spokojnie sobie wszystko wyjaśni.- zaproponowała kobieta.
Pozostali się zgodzili i trójka przyjaciół ruszyła na planetę klejnotów. Po dotarciu na miejsce, Scy i Tami usiedli w ustronnym miejscu by wszystko na spokojnie wyjaśnić. W międzyczasie, Kam podeszła i zaglądnęła co młody Ametyst robi. Kiedy klejnot na nią spojrzał, tą się uśmiechnęła i zwichrzyła mu włosy.
- Młody postanowił opracować esencję, która zapewni dziecięcym klejnotom prawidłowy rozwój.- powiedział Cody.
Obsydian sprawdzał stan zdrowia klejnotów, które ostatnio przywrócił. Nie z pyłów, ale te pozbawione energii. A było ich naprawdę dużo.
- Naprawdę? Zobaczymy co ci z tego wyjdzie. Ale jestem pewna, że dasz sobie radę.- powiedziała.
Brunetka spojrzała na Cody'ego. Obsydian wyglądał na wypoczętego ale jedna rzecz nie dawała jej spokoju.
- Hej Cody, tak przy okazji badałeś się może ostatnio?- zagadnęła.
- Huh? Uh, nie. Nie miałem na to czasu.- odpowiedział.
- Poważnie? Wiem, że minęło już trochę czasu od wypadku, ale nie wiemy jeszcze jak duże zmiany w tobie zaszły. Mam na myśli, że wiem o twoich mocach ale co z formą fizyczną? Poza nowym ubiorem, może zmieniło się coś jeszcze. Warto dla pewności sprawdzić.
- No dobrze Kam. Skoro tak bardzo się o mnie martwisz to w wolnej chwili zrobię sobie konieczne badania.
Znacznie uspokojona Kamliey potaknęła i spojrzała na rozmawiających na uboczu Tami i Scy'a. Piętnastolatka wyglądała na strapioną natomiast Scy na zamyślonego. Kam postanowiła do nich podejść.
- Hej, wszystko w porządku?- spytała.
- Tak Kam. Po prostu, dowiedziałem się od Tami kilku rzeczy i teraz muszę to przemyśleć.- odpowiedział Scy.
- A co z tobą Tami? Tami?- Kam zwróciła się do dziewczyny.
Ta jednak nie odpowiadała. Wciąż w głowie dudniła jej myśl, że ona może być dawno zaginioną Jasnobłękitną Diament. Tylko skąd Scy mógł to wiedzieć?!
- Tami, hej. Co się dzieje?- dłoń Kam na jej ramieniu wyrwał ją z strapienia.
Tami spojrzała na Kam. O pięć lat starsza koleżanka martwiła się o Tami.
- Tami, co się dzieje? Przecież wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.- stwierdziła brunetka.
- Scy, p-podejrzewa, że moja mama mogła być dawno zaginioną Jasnobłękitną Diament. I ja teraz mogę nią być.- odpowiedziała Tami, z lekkim wahaniem.
- Och. Spokojnie Tami, razem wyjaśnimy tą sprawę. Jeśli podejrzenia Scy'a okażą się prawidłowe to pamiętaj, że masz nasze wsparcie.
/Time skip, wieczór/
Po zapadnięciu zmroku, Cody dopracowywał swój najnowszy wynalazek. Były to zwykłe słuchawki nauszne, z mikrofonem. Steven mu je któregoś dnia przyniósł i dopiero teraz sobie o nich przypomniał. Postanowił zmodyfikować je tak, by odbierały fale radiowe na całym terenie pałacu. To miało ułatwić komunikację między klejnotami, które przebywają w osobnych miejscach. Gdy tylko dokręcił ostatnią śrubkę, Biała Diament zadzwoniła. Miał okazję przetestować wynalazek. Dostosował słuchawki i założył na głowę, a mikrofon ustawił kilka centymetrów od ust i odebrał przychodzące połączenie od Białej.
- Moja Diament, jak mnie słyszysz?- spytał.
- Głośno i wyraźnie. Jakbyś był tuż obok mnie.- odpowiedziała.
- To świetnie. Mój wynalazek działa.- odparł.
- Wynalazek?
- Tak. Właściwie to proste modyfikacje ziemskiego urządzenia. Nauszne słuchawki z mikrofonem. Nic wielce skomplikowanego.
- A wiesz, która jest godzina? Powinieneś już dawno szykować się do spania.
- *chichot* wiem, moja Diament, wiem. I niedługo będę szedł przyszykować się do spania. Tylko jeszcze przejrzę wyniki swoich badań.
- Robiłeś sobie badania? Po co?
- Kam była trochę niespokojna. Miałem wrażenie, że bała się możliwych skutków ubocznych napromieniowania mojego klejnotu. Zgodziłem się więc się zbadać aby ją uspokoić.
- Awww, Cody. Jakie to kochane z twojej strony. A co u wyzwolonych klejnotów?
- U nich wszystko gra. Jak na razie, wciąż oswajają się z nową sytuacją. A poza tym.... - urwał słysząc dziwny dźwięk.
- Cody? Czemu urwałeś w połowie zdania?- spytała zaniepokojona Biała.
- Zdawało mi się, że coś słyszałem. Jakiś dźwięk z sektora dla młodszych klejnotów. Pójdę to sprawdzić.- odpowiedział Cody.
Obsydian poszedł do sektora dla młodszych klejnotów i zaczął się rozglądać. Wtedy znów usłyszał ten dźwięk i zlokalizował jego źródło.
- Moja Diament, tu jest niemowlę.- powiedział.
- Niemowlę?! Skąd się tam wzięło niemowlę?!- spytała zszokowana Biała.
- Prawdopodobnie uformowało się z wyzwolonej energii, ale nie zdołał się rozwinąć. Porusza się na czterech kończynach.- odpowiedział, podchodząc do maleństwa.
Obsydian wziął malucha na ręce, a ten się w niego wtulił.
- Jakim jest klejnotem?- spytała ponownie.
- Szafirem. Klejnot jest umiejscowiony w klatce piersiowej.- odpowiedział jej.
- Na gwiazdy. Wiem, że na Ziemi pewnie jest już późno ale natychmiast powiadomię Kamliey. Na pewno będzie wiedziała co zrobić w takiej sytuacji.
- Oczywiście, Moja Diament. Ja do jej przybycia, upewnię się, że maleństwo jest zdrowe.
- Och, i jeszcze jedno. To chłopiec czy dziewczynka?
- Zdecydowanie chłopiec.
Jak władczyni powiedziała tak zrobiła. Silne wibracje objęły rękę śpiącej Kam, tym samym wyrywając ją ze snu.
- *zieeeeew* Biała, masz pojęcie która jest godzina?- spytała zaspanym głosem.
- Kamiley, tak bardzo przepraszam, że cię budzę. Ale mamy tutaj nietypową sytuację i potrzebujemy twojej pomocy.- odpowiedziała Biała.
- Mnnh, no dobra mów, co się stało.- odparła brunetka trochę się rozbudzając.
- Powiem wprost. Cody znalazł niemowlę.
Po tych słowach, Kam omal nie wypluła wody, którą miała w ustach.
- Co znalazł?!- spytała zaskoczona, lekko podniesionym głosem.
- Niemowlę. Chłopiec, szafir. Kamiley tylko ty będziesz wiedzieć co zrobić. Proszę, przyleć.- odpowiedziała Biała.
- Ja-jasne! Zaraz, a gdzie ja położyłam te akcesoria?! Butelka, smoczek, zabawki....- odparła Kam i zaczęła wymieniać potrzebne do opieki nad dzieckiem przedmioty.- Jak tylko wszystko przygotuję to przylecę tak szybko jak będę mogła. Niech Cody do tego czasu zajmie się maluchem na miarę jego możliwości.- dodała pospiesznie.
- Oczywiście.
Gdy Biała się rozłączyła, Kam zaczęła gorączkowo biegać po pokoju, przebierając się. Jednak jej lekko podniesiony głos, obudził Sandrę i Tami. Obie zaspane dziewczyny zajrzały do dwudziestolatki.
- Kamey, co się dzieje?- spytała Sandra.
- Cody znalazł niemowlę! Klejnot, szafir, chłopiec! Gdzie te akcesoria?!- odpowiedziała pospiesznie Kam.
/Le quick skip/
- Cody, już jestem! Gdzie jest niemowlę?- powiedziała.
- Tutaj.- odparł obsydian.
Cody podszedł do kobiety z maleństwem na rękach. Maluszek chichotał, ilekroć Cody łaskotał go po brzuszku. Potem maluch przeciągle ziewnął, więc Kam zaczęła szukać smoczka. Kiedy już go znalazła, podeszła i dała maluchowi. Ten od razu zaczął ssać smoczek, a po kilku chwilach zasnął.
- Boże, taki mały. Jakim cudem on....- urwała, spoglądając na obsydian.
- Sam chciałbym wiedzieć, Kam. Sam chciałbym wiedzieć.- powiedział.
Kobieta położyła torbę z akcesoriami na podłodze i kucnęła. Zaczęła szukać tak zwanego "rożka", którym będzie można owinąć malca. Kiedy znalazła już wspomniany przedmiot położyła na blacie i rozłożyła. Później Cody położył malucha, a Kam szybko i sprawnie owinęła go.
- Jest taki spokojny.- powiedziała.
- Jak na Szafir przystało. Ale szczerze mówiąc, będzie pierwszym Szafirem płci męskiej. I może nawet jedynym.- odparł Cody.
Ciąg dalszy nastąpi...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro