Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwa dni później, Kam spędzała czas z siostrą. Młodsza z kobiet zaczęła interesować się modą i szyciem ubrań. Kamiley widząc jak bardzo Sandrze zależy na rozwinięciu zainteresowania, postanowiła zostać "modelką" młodszej siostry. Sandra nie posiadała się ze szczęścia.

/[Czego się nie robi z miłości do rodziny?]/ - pomyślała.

Widok uśmiechniętej siostry napełniał serce dwudziestolatki szczęściem. Kochała Sandrę i chciała dla niej jak najlepiej. Czas upłynął im aż do pory obiadowej, a żołądek Sandry zasygnalizował im to głośnym burczeniem. Aż młodsza z sióstr zrobiła się czerwona na policzkach.

- Pora na posiłek.- powiedziała Kam, kładąc dłonie na biodrach.

- Hehe, tak. Najwyraźniej.- odparła zakłopotana Sandra.

Niedługo potem, Kam stała w kuchni i przygotowywała posiłek, w czasie jak Sandra robiła rysunki kolejnych kreacji.

/[Jak zwykle, umysł pełen pomysłów. Przynajmniej ma jakieś zajęcie i nie siedzi bezczynnie, czekając aż wrócę z kolejnej wyprawy]/ - pomyślała ponownie.

Chwilę potem, rozległo się pukanie do drzwi. Sandra od razu poderwała się, żeby otworzyć. Kam dzięki temu nie musiała odrywać się od przygotowywania obiadu.

- Mama! Tata!- krzyknęła dziewczyna.

- Sandra, słoneczko.- odparła ciepło kobieta.

Kam mocno się zdziwiła, że jej przybrani rodzice przyjechali do Beach City. Jednak z drugiej strony, to nawet lepiej. Sandra bardzo się stęskniła za rodzicami i ogromnie chciała ich spotkać.

- Kamiley, córciu?- odezwał się ojciec.

- W kuchni!- krzyknęła w odpowiedzi.

Rodzice młodej kobiety od razu przeszli do pomieszczenia. Widząc Kam przygotowującą obiad, przypomnieli sobie czasy gdy brunetka sama opiekowała się młodszą siostrą, w czasie gdy oni byli w delegacji w innym mieście. Matka Kamiley i Sandry po zdjęciu butów i płaszcza, od razu zaczęła pomagać starszej córce w kuchni. Ojciec natomiast usiadł z młodszą córką i oglądał jej rysunki. Z kuchni co jakiś czas można było usłyszeć chichot obu kobiet. Obie miały naprawdę dużo typowo kobiecych spraw do omówienia i najwyraźniej świetnie się przy tym bawiły.

Gdy podano do stołu, cała rodzina gawędziła przy wspólnym posiłku. Wszystko wyglądało normalnie. Jakby wyjazd Kamiley i Sandry, cała sprawa z biologicznymi rodzicami starszej z sióstr i jej podróże w kosmos, nigdy nie miały miejsca. Wyglądali jak najnormalniejsza rodzina na świecie. Wspólny obiad, niekończące się rozmowy, śmiechy i chichy z zabawniejszych momentów.

Kilka chwil później znów rozległo się pukanie do drzwi. Matka sióstr poszła otworzyć. Na zewnątrz stał Adam z dość nietęgą miną.

- Kamiley, ktoś do ciebie.- powiedziała kobieta.

Kam podeszła do drzwi i lekko się zdziwiła, że obsydian-łowca przyszedł do niej w odwiedziny.

- Adam? Co cię do mnie sprowadza?- spytała.

- Kam. Nie wiem, jak ci to powiedzieć.- odpowiedział, lekko odwracając wzrok.

- Co powiedzieć? O co chodzi?- dopytała, lekko zaniepokojona jego zachowaniem.

Widząc jak bardzo klejnot się waha, wpuściła go do domu. Po chwili oboje, usiedli na kanapie. Sandra i rodzice sióstr, usiedli na fotelach i niedużej pufie.

- W laboratorium Cody'ego, ewakuowano stamtąd wszystkie klejnoty. Kadź z Esencją Klejnotów ..... eksplodowała.- wydusił.

- Co? Jak to eksplodowała? Jak to się stało?!- spytała zaszokowana wiadomością.

- Nie mam pojęcia. Ale podejrzewany jest sabotaż. W każdym razie, gdy Cody próbował opanować sytuację, było już za późno. Poziom energii esencji osiągnął stan krytyczny i kadź eksplodowała. Wszystko było zniszczone, wszędzie były gruzy.- odpowiedział.

- A co z klejnotami, które odzyskiwały swoje fizyczne formy? I tymi co regenerowały swoją energię życiową?- dopytała.

- Nic im nie jest. Cody uruchomił procedurę ukrycia kapsuł, aby tym klejnotom nie stała się krzywda. Na szczęście w porę to zrobił. Teraz trwa tam sprzątanie. Usuwane są gruzy i pozostałości po sprzęcie laboratoryjnym.

- Mam tylko nadzieję, że Cody jest cały i zdrowy.

- Ja też. Przyszedłem ci o tym powiedzieć, bo wiem jak blisko ze sobą jesteście. No i uznałem, że powinnaś wiedzieć. W końcu to dzięki tobie nasz brat wrócił do domu.

Kam momentalnie się poderwała i zaczęła nerwowo chodzić w tą i z powrotem.

- To na pewno sprawka tych wygnanych klejnotów. Jestem pewna, że oni za tym stoją.- powiedziała.

- Niewykluczone. Tylko jaki miałyby w tym cel?- odparł Adam.

- Nie wiem. Jeszcze. Ale się dowiem jak tylko dostanę jednego z nich w swoje ręce.

Tymczasem na Homeworldzie trwało usuwanie gruzów. Bliźniaczki Lazuli swoimi niewielkimi włóczniami rozcinały kawały betonu na mniejsze aby oczyścić drogę. W pewnym momencie, broń Katriss napotkała jakiś opór. 

- Iris!- zawołała siostrę.

Bliźniaczka podeszła do siostry.

- Co jest?- spytała.

- Pod tymi gruzami coś jest, bo nie mogę się przebić.- odpowiedziała Kat.

- Sprawdźmy to.- odparła Iris.

Obie siostry zaczęły rozcinać gruzy tyle na ile tajemnicze "coś" im pozwalało. Po kilku chwilach, odkryły, że owym czymś jest tarcza ochronna wytworzona przez klejnot Cody'ego. Obsydian naukowiec leżał pod tarczą nieprzytomny, a z jego klejnotu wydobywał się nieduży słupek energii tworzący tarczę, która uchroniła Cody'ego przed zmiażdżeniem przez gruzy.

- Hej, jest tutaj! Znalazłyśmy go!- krzyknęła Iris.

Gdy tylko tarcza zniknęła, ostrożnie wyciągnięto nieprzytomnego Cody'ego spod gruzów. Potem Phoenix, szybko teleportowała się na Ziemię by powiadomić Kam i Adama o odnalezieniu Cody'ego. Po dotarciu na miejsce, wybiegła z pomieszczenia gdzie znajduje się teleport i przemieniła w feniksa, po czym poleciała do domu dwudziestolatki. Kiedy doleciała na miejsce, zmieniła postać przy lądowaniu, więc szybko wbiegła po schodkach i zapukała do drzwi. Otworzyła jej Sandra.

- Rainbow!- powiedziała, przytulając klejnot.

- Haha, hej Sandra. Zastałam Kamiley i Adama?- odparła Phoenix.

- Tak, są w salonie. Wejdź.

Phoenix szybko weszła do domu dwudziestolatki i skierowała się do salonu. Kam i Adam siedzieli na kanapie. Brunetka była podłamana, a obsydian próbował ją podnieść na duchu.

- Dobrze, że was zastałam. Cody się znalazł.- powiedziała od razu.

- Naprawdę? Gdzie on jest? Żyje?- Kam od razu zasypała Perłę pytaniami.

- Luzik Kam, jest na Homeworldzie. Żyje. Jest nieprzytomny, ale żywy.- odpowiedziała Phoenix.

- Uff, co za ulga.- odetchnęła brunetka.

- Kto go znalazł?- spytał Adam.

- Bliźniaczki Lazuli.- odpowiedziała Phoenix.

- Po prostu świetnie. Kiedy wszystko zaczyna się znakomicie układać, wracać do normy, a odnalezienie stworzonych laboratoryjnie pół-klejnotów i siostry Onyx wydaje się jedynie kwestią czasu, dzieje się coś takiego. No i całą dawną bazę danych trafił jasny szlag.

- Może nie koniecznie? Dane powinny się zapisać w czarnych skrzynkach umieszczonych pod podłogą.

- Takich samych jak w samolotach?

- Podobnych. Ale bardziej ulepszonych.

- No tak, czasami zapominam, że technologia Homeworldu jest bardziej zaawansowana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro