Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Cody, co się stało?! Jesteś ranny?!- krzyknęła Kam, wbiegając do labu obsydianu.

- *kaszel* Spokojnie, spokojnie. Nic mi nie jest. To tylko mały wypadeczek przy pracy.- powiedział Cody.

- Uff, co za ulga. Perły Żółtej i Niebieskiej usłyszały wybuch, więc zaniepokojone od razu zawiadomiły mnie i zespół ratunkowy.- odparła Kam.

- *zakłopotany chichot* rety, wybaczcie, że was wystraszyłem. Doceniam troskę, naprawdę. To był fałszywy alarm. Ćwiczyłem z młodym praktykę gdy w pewnym momencie na chwilę spuściłem go z oczu. Gdy wróciłem, no mieszanka już wrzała.

- Zaraz, ale czemu zostawiłeś młodego samego?

- To było na chwilę. Phoenix mnie poprosiła do jednej z Kwarców, która po odzyskaniu przytomności zaczęła gadać od rzeczy. Nie było z nią żadnego kontaktu. Pomyślałem więc by ukazała nam to co próbuje nam powiedzieć poprzez rysunki.

- Och, rozumiem. Aleś nas nastraszył, serio.

- Przepraszam. To się więcej nie powtórzy.

Dwudziestolatka odetchnęła z ulgą, wiedząc jaka była przyczyna wybuchu, który miał miejsce. Podeszła do młodego ametystu i zwichrzyła mu włosy, na co on zwrócił ku niej swoją osmoloną buźkę.

- Pfft, idź się obmyj. Komicznie wyglądasz.- powiedziała.

- Okay.- odparł ametyst, zeskakując z siedzenia.

- A właśnie, jak Phoenix się dogaduje z nową?- spytała Kam, zwracając wzrok ku sprzątającemu obsydianowi.

- Szczerze? Jeszcze się nie dogadują tak jak bym chciał. Ale są postępy.- odpowiedział, ścierając pozostałości.

- Naprawdę? Jak duże?

- Cóż, po tym jak dałem Phoenix do zrozumienia, że nowa nie będzie w stanie jej zastąpić, obie poszły gdzieś na bok i długo rozmawiały. Chyba miały sporo tematów do omówienia. Po tej rozmowie, mam wrażenie, że Phoenix powoli się przekonuje do nowej.

- To już coś. A właśnie masz może wyniki badań Laury?

- Tak, tak mam. Zaraz ci pokażę, tylko skończę sprzątać.

Sprzątanie efektów nieudanego testu potrwało jeszcze chwilę, więc później Cody i Kam znaleźli się w biurze obsydianu.

- Tu są wyniki.- powiedział podając jej tablet z wynikami.

Kam wzięła urządzenie do rąk i zaczęła przeglądać wyniki, począwszy od podstawowych danych.

Imię: Laura

Płeć: Kobieta

Wiek: 16 lat

Umiejscowienie klejnotu: klatka piersiowa

Opis badania: Po przeprowadzonych testach na inteligencję i sprawność fizyczną, przeskanowałem klejnot w ciele badanej i pobrałem niewielką ilość esencji z jej klejnotu. Wyniki są jednoznaczne. Jej klejnot to Beryl. Prawdopodobnie 25-karatowy, jednak by mieć co do tego pewność przeprowadzę dodatkowe badania.

Rodzaj klejnotu: Beryl.

Opis badań dodatkowych: Dodatkowe badania klejnotu młodej kobiety, jednoznacznie potwierdziły moje przypuszczenia. Klejnot Laury ma zawartość 25 karatów i tym samym zalicza się do typów pół-szlachetnych.

Zawartość karatów/typ szlachetności: 25 karatów/pół-szlachetny.

- A udało ci się stwierdzić skąd ten klejnot się w niej wziął?- spytała Kam po przeczytaniu wyników.

- Z osiemdziesięcioprocentową pewnością mogę stwierdzić, że się z tym klejnotem urodziła. Jej rodzice prawdopodobnie posiadali lub nadal posiadają co najmniej 50-karatowe klejnoty.- odpowiedział Cody.

- A czy przypadkiem 50 i 50 równa się 100?

- Teoretycznie tak. Jednak dużą rolę odegrały geny. Skoro Laura urodziła się kobietą to 20 karatów pochodzi od matki, a pozostałe 5 karatów od ojca. Gdyby było na odwrót to wtedy wspomniane 20 karatów pochodziłoby od ojca, a 5 od matki. Geny mają duże znaczenie Kam.

- Więc dlaczego rodzice Laury zgodzili się aby ich niepełnoletnia córka sama wyruszyła na wyprawę przez kosmos?

- Tego nadal nie wiem. Próbuję to ustalić, ale ilekroć zaczynam ten temat Laura robi się spięta i wystraszona. Prawdopodobnie czegoś się boi.

- Albo może kogoś.

- Też możliwe. No i mam takie wrażenie, że Laura nie ufa nam jeszcze na tyle by powiedzieć jak znalazła się na tym statku. Chyba potrzebuje więcej czasu.

Kiedy Kam miała odpowiedzieć obsydianowi, ktoś zapukał do drzwi.

- Wejść.- powiedział Cody.

- Cody, Topazy złapały kolejną dwójkę bezkształtnych. Właśnie czekają na dalsze rozkazy.- powiedziała nowa Perła po wejściu do pomieszczenia.

- Przekaż im, żeby umieścili bezkształtnych na fotelach i dobrze zabezpieczyli by nie uciekły. Zaraz tam przyjdę.- odparł Cody.

Nowa przytaknęła i wyszła, zamykając za sobą drzwi.

- Ciekawe gdzie te Topazy złapały tych bezkształtnych.- powiedziała Kam.

- Możliwe, że gdzieś na terenie pałacu. Wszystko jest możliwe. Ale to pierwsza dwójka bezkształtnych jakich udało się złapać od dłuższego czasu.- odparł Cody.

- Co masz przez to na myśli?- spytała go.

- Zauważ, że już od dłuższego czasu radary ani razu nie wychwyciły sygnału statku, którym bezkształtni się poruszają. Odkąd uzdrowiłem Demę, minęły dwa może trzy miesiące? Przez ten czas, nic. Cisza w eterze.- odpowiedział.

- To rzeczywiście dziwne. Może szykują się do bardziej zmasowanego ataku?

- Możliwe, że tak. Mogłabyś pójść do Białej i przekazać jej moją prośbę?

- Prośbę?

- O przeszukanie Homeworld'u, a szczególnie opuszczonego od eonów Przedszkola. Jeśli bezkształtni są już na ojczystej planecie, to muszą się gdzieś zadekować, prawda?

- W porządku, przekażę. Mam tylko nadzieję, że Biała nie spanikuje i nie wzniesie stanu alarmowego. To by przecież tylko spłoszyło bezkształtnych.

- A to nam nie chodzi. Nowa Esencja Klejnotów jest w stanie ich uleczyć, mają szansę na normalne życie.

- Kluczem do sukcesu jest przekonanie ich by dali sobie pomóc. A to nie będzie takie proste.

- Pożyjemy, zobaczymy. Dobra, muszę iść do tych złapanych. Inaczej znajdą sposób by się wyswobodzić i uciekną.

Kam przytaknęła i oboje wyszli z biura. Dwudziestolatka od razu udała się w stronę wyjścia z labo, a Żółta i Niebieska Perła, podążyły za nią, domyśliwszy się gdzie kobieta idzie. Cody natomiast podszedł do dwójki skrępowanych bezkształtnych. Ich klejnoty znajdowały się w klatce piersiowej i brzuchu. Oboje wściekle się szamotali na fotelach.

Obsydian, nie czekając ani chwili dłużej, podał im narkozę. Potem popodpinał specjalne rurki by energie innych klejnotów mogły wyjść. Cody podejrzewał, że infekcja mogła doprowadzić do nieodwracalnych zmian. To był swego rodzaju niezbadany wirus, który w jakimś stopniu "mutuje" by przystosować się do innego klejnotu. Jednak to była tylko teoria. Nie miał potwierdzenia w praktyce.

- Skaner gotowy.- powiedziała Phoenix.

- Ustawić na tryb ogólny. Chcę wiedzieć ile w tej dwójce jest klejnotów.- odparł Cody.

- Ustawiam. ..... Gotowe.

- Skanuj.

- Skanuję. W bezkształtnym po prawej znajduje się piętnaście energii innych klejnotów. Określenie ich, obecnie niemożliwe.

- A ten po lewej?

- Skanuję. W bezkształtnym po lewej jest taka sama ilość energii innych klejnotów.

- Zatem przygotuję dwie dawki Oczyszczającej Esencji po 15 mililitrów. Zaraz przyjdę.

Cody udał się do magazynu skąd wziął wspomnianą esencję i wrócił. Do iniektorów nalał po 15 mililitrów, po czym zajął miejsce za komputerem sterującym. Zaczął wpisywać znaną komendę. Kiedy ramiona iniektorów zbliżyły się do bezkształtnych, wysunęły się cieniutkie igły, które delikatnie wbito w klejnoty i wpuszczono esencję.

Cała procedura trwała może kilka minut. Po wszystkim, Cody spojrzał na dwójkę uzdrowionych klejnotów i ku jego zaskoczeniu, jedno z nich, było dzieckiem.

- Phoenix, co to za klejnoty?- spytał Cody.

- Cobalt i Zircon.- odpowiedziała Phoenix.

- Zircon. Przecież toż to jeszcze dziecko. Wygląda na dużo młodszą od ametystu. Taka malutka i drobniutka, a tak skrzywdzona.- odparł Cody, delikatnie głaszcząc małą po policzku.

- Cobalt natomiast wygląda na nastolatkę. No może ciut starszą.- wtrąciła Phoenix.

- Zabierzmy je stąd. Już dość wycierpiały.

Phoenix przytaknęła i oba uzdrowione klejnoty zostały przeniesione do innego miejsca w pałacu. Cody niósł na rękach małą Zircon, która spała będąc wciąż pod wpływem narkozy. Nie mieściło mu się w głowie jak ktoś mógł tak skrzywdzić niewinne dziecko. Chociaż, po bezkształtnych wszystkiego można się spodziewać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro