Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nazajutrz Cody oglądał przez mikroskop pył z kolejnych klejnotów. Natomiast Phoenix z nową Perłą wyciągały klejnoty z kapsuł pionowych, by w poziomych mogły odzyskać siły. W całym laboratorium trwała niezmącona cisza. Agat z ludzkiego zoo postanowiła, że przejmie "obowiązek" opowiedzenia nowym klejnotom o nowych czasach by Cody i jego dwie Perły mogli skupić się na ważniejszych sprawach. Kam oczywiście przekazała Białej prośbę obsydianu i rozpoczęły się poszukiwania ewentualnej kryjówki bezkształtnych.

W tym czasie do labo weszła masywna Jaspis. Wysoka, silnie zbudowana. Widząc sterylne białe pomieszczenie, przeszły ją ciarki. Wtedy do przodu popchnął ją jeden z Topazów.

- Obsydianie.- powiedział drugi.

Cody zwrócił ku nim swój wzrok. Był szczerze zaskoczony, że Topazy przyprowadziły do niego Jaspis. Ale w pewnym momencie przez jego umysł przeleciało odległe wspomnienie. To był przełom między pierwszą i drugą erą. Ta Jaspis.... była jedną z tych, które nie potrzebowały czyjegoś rozkazu by go gnębić. I nic sobie nie robiły z ostrzeżeń Jadeit.

To było kiedyś. Teraz, teraz ona nie ma nawet prawa go tknąć. A on mógłby się na niej zemścić za wszystkie czasy upokorzeń.

- Na fotel z nią.- powiedział ostro.

Topazy zaprowadziły i posadziły Jaspis na fotelu, który momentalnie zacisnął pasy na jej rękach, nogach i klatce piersiowej. Klejnot Jaspisu znajdował się nieco poniżej pasa, którym została ona unieruchomiona. Cody podszedł do niej i spojrzał na nią.

- Cóż za niespodziewana zamiana ról, prawda? Kiedyś pastwiłaś się nade mną, bo ci się nudziło. A teraz, nie możesz podnieść na mnie ręki, ponieważ czekałaby cię za to sroga kara. Jednak dziś zupełnie niespodziewanie dostałem szansę od losu by się odkuć za to co mi zrobiłaś. Ty i twoje przyjaciółki.- mówił, na zmianę pocierając swoje nadgarstki.

W końcu przywołał swoją moc. Na widok nitek, Jaspis zaczęła się trząść.

- Jeszcze nie sprawdzałem co się może stać gdy jedna z tych niteczek trafi prosto do samego klejnotu. Nie bój się, nie będzie bolało. Chyba.

Po tych słowach, wycelował dłoń w stronę klejnotu i nitki z pięciu palców wystrzeliły wprost do klejnotu na co Jaspisowi zabrakło tchu.

- Niesłychane. Kiedy moje nitki trafiają do samego klejnotu, jej forma fizyczna zostaje momentalnie sparaliżowana. Czuję jak przepływa przez ciebie energia. Ale skąd się ona bierze? Skoro ludzie biorą energię z pożywienia, a klejnoty generalnie nie muszą jeść to skąd bierze się energia, którą dysponujemy i możemy używać na przykład w czasie walki? Przecież musi mieć swoje źródło. Więc pozwól, że sprawdzę to na tobie.

- Cody, jesteś pewny, że to dobry pomysł?

- Nic się nie bój, Phoenix. Będę ostrożny. Nie strzaskam jej. Chcę tylko by poczuła dokładnie te same uczucia jakie ja czułem gdy się nade mną pastwiła. A teraz muszę się skupić na źródle energii.

Cody zamknął oczy i wyciszył umysł. Skupił swoją moc na zlokalizowaniu źródła energii Jaspisu. Przez dłuższą chwilę trwała wręcz grobowa cisza. Siedząca Jaspis była kompletnie przerażona. Teraz wiedziała jak Cody dawniej się czuł.

- Jest. Znalazłem.- powiedział.

- Znalazłeś? I jakie jest to źródło energii?- spytała Phoenix.

- Bardzo silne. Wręcz czuję jak pompuje tą energię. Zupełnie jak ludzkie serce pompuje krew.- odpowiedział Cody.

- To co teraz zrobisz?

- Nic. Osiągnąłem swój cel. Jeśli ludzie mają serca, to my klejnoty mamy swego rodzaju duszę, która jest wewnętrznym źródłem naszej energii.

Cody wyciągnął ostrożnie nitki, a Jaspis straciła przytomność.

- Nic jej nie jest?- spytała Phoenix.

- Nic a nic. Straciła jedynie przytomność. Powinna niedługo się obudzić. Oby to ją nauczyło, że ze mną teraz się nie zadziera.- odpowiedział Cody.

- Co zamierzasz zrobić teraz?- dopytała.

Gdy Cody miał jej odpowiedzieć do labo weszła jedna z kwarców. Spięła się widząc jak wszyscy na nią patrzą.

- Podejdź, śmiało. Podejdź i powiedz co cię tu sprowadza. Na pewno nie przyszłabyś tutaj bez powodu.- powiedział Cody.

Wiedziała, że obsydian ma rację. Miała powód. A tym powodem było przekazanie wiadomości od Białej Diament. Kwarc podeszła więc bliżej.

- No, słucham. W jakim celu przyszłaś?- spytał Cody.

- Biała Diament, p-prosiła a-aby przekazać wia-wiadomość.- wydukała.

- Wiadomość? Jaką wiadomość?

Kwarc cała się trzęsła. Nie mogła wydusić z siebie słowa.

- Topazy, wyjdźcie proszę i przypilnujcie drzwi. Phoenix, Perło, was proszę o zajęcie się zdrowiejącymi klejnotami.- powiedział Cody, do wymienionych.

- Jasne, chodź nowa. Pokażę ci jeszcze kilka istotnych rzeczy, które musisz zapamiętać jeśli masz asystować Cody'emu.

- Pewnie.

Kiedy klejnoty się rozeszły, Cody poprowadził Kwarc do swojego biura, by ta się uspokoiła i przekazała mu wiadomość. Obsydian posadził klejnot na kozetce i usiadł obok.

- Teraz jesteśmy sami. Powiedz mi co to za wiadomość od Białej?

- Biała Diament prosiła aby ci powiedzieć, że ......

- No śmiało, powiedz.

- Tylko się nie złość. Biała Diament postanowiła, że wyznaczy dla ciebie planetę na kolonię.

- Co? Dlaczego to zrobiła? Przecież to jest nie fair. Jak Steven się dowie to się załamie. To zniszczy wszystko na co ciężko pracował.

- Nie potrafiła się powstrzymać. Mówiła, że nikt inny bardziej niż ty nie zasługuje na kolonię za wielkie osiągnięcia.

- Świetnie, po prostu świetnie. Będę musiał poprosić Kam aby porozmawiała z Białą i odwiodła ją od tej decyzji.

W międzyczasie, Kam przybyła na Homeworld z prośby Żółtej, która chciała o czymś z nią pilnie porozmawiać. Dwudziestolatka domyślała się, że może chodzić o Białą.

- Żółta, już jestem.- powiedziała, po wejściu do pomieszczenia, w którym Żółta przebywała.

- Och, Kam. Dziękuję, że przybyłaś tak szybko.- odparła Żółta.

Kam weszła na jej dłoń.

- Zgaduję, że poprosiłaś mnie aby pogadać o Białej.- stwierdziła.

- Tak, dokładnie. Niestety nasze obawy się potwierdziły.- odparła Żółta.

- Niech zgadnę. Kolonia dla Cody'ego?

- Niestety. Uznała, że to będzie nagroda za jego wybitne zasługi. I odkrycia, których dokonał. Próbowałam z Niebieską odwieźć ją od tego, ale nie słuchała. Uparła się, że Cody ma zostać nagrodzony za swoją ciężką pracę i kropka.

- Udało nam się zdobyć dane kilku planet, które wytypowała na pierwsze kolonie Cody'ego.- wtrąciła Niebieska.

- Steven wie?- spytała ją Kam.

- Kontaktowałam się z nim i już został poinformowany. Przyleciał niewiele wcześniej od ciebie i chyba powinien już rozmawiać z Białą.- odpowiedziała Niebieska.

- Mam nadzieję, że on coś wskóra.

Chwilę po tych słowach do pomieszczenia wszedł Steven.

- Steven! Właśnie o tobie mówiłyśmy.- powiedziała Żółta.

- Wskórałeś coś? Biała zrezygnowała?- spytała Kam.

Chłopak jedynie pokręcił przecząco głową. A to znaczyło, że Biała na dobre uparła się przy swoim. Nikt nie był w stanie odwieźć Białej od tego pomysłu.

- Cóż, skoro nawet Steven nie jest w stanie przemówić Białej do rozsądku to musimy mieć nadzieję, że to nie będzie początek nowego imperium.- powiedziała Kam.

Wieczorem Kam siedziała na plaży i patrzyła na wznoszący się księżyc. W głowie jej się nie mieściło, że Biała to zrobiła. Perłę jako asystentkę jeszcze zrozumiała, ale kolonia? Oczywiście Kam próbowała się porozumieć z Białą i ją odwieźć, ale najstarsza z Diamentów uparła się jak osioł, że Cody dostanie w nagrodę planetę by mógł ją skolonizować i koniec dyskusji. W pewnym momencie poczuła jak coś okrywa jej ramiona. Spojrzała na owe coś i zobaczyła kurtę munduru, a potem siadającego obok Chrisa.

- Słyszałeś już pewnie o tym co zrobiła Biała, co nie?- spytała Kam.

- Tak, słyszałem. Nie rozumiem, czemu Biała Diament to zrobiła. Kolonia? Dla zwykłego obsydianu?- odpowiedział Chris.

- Ponoć to ma być nagroda za jego wysiłek jaki wkłada w swoje badania.

- Serio? Ehh, to cała Biała Diament. Mam teraz jedynie nadzieję, że nie spyta Cody'ego o coś co mogło by zaważyć na jego "karierze", że tak to ujmę.

- Rozmawiałam z nim na ten temat. To było takie czysto teoretyczne gadanie. I Cody powiedział, że stworzenie nowego Diamentu jest praktycznie niemożliwe. Nie w tym celu stworzył Esencję Klejnotów.

- Rozumiem. Właściwie to chciałem ci o czymś powiedzieć.

- No to powiedz.

- No ..... no cóż...... ja....... um......uh.....

- Jeśli chodzi o listy to wszystkie znajdywałam i czytałam.

Chris momentalnie oblał się rumieńcem. Nie tak to sobie wyobrażał.

- I jeśli mam być szczera, to ja również mogłabym coś do ciebie poczuć. Na początku myślałam, że to zwykłe, proste, niewiele znaczące zauroczenie. Ale im częściej o tobie myślę, Chris, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mogłam się zakochać.- wyznała.

Obsydian spojrzał zaskoczony na kobietę. Kompletnie nie spodziewał się tego po niej.

- Najwyraźniej oboje wpadliśmy do zawiłego labiryntu zwanego miłością.- odparł.

- Najwyraźniej tak. Więc, jeśli nie potrafisz mi powiedzieć co czujesz, po prostu mi to pokaż.

W pierwszej chwili Chris cały się spiął, ale potem wziął kilka głębokich wdechów i ponownie spojrzał na siedzącą obok brunetkę. Przysunął się bliżej by swoją dłonią objąć jej. Chris patrzył jej głęboko w oczy i zbliżył się do niej. Potem z dozą niepewności, złożył na jej ustach delikatny pocałunek.

- Chris, ty..... ty mnie pocałowałeś.- szepnęła Kam, gdy klejnot się odsunął.

- No, tak. Ja...... właśnie to czuję...... Inaczej, nie mógłbym wyrazić swoich uczuć względem ciebie.- odparł też szeptem.

Kam delikatnie się uśmiechnęła i sama delikatnie pocałowała Chrisa. Obsydian nieśmiało zaczął odwzajemniać i pogłębiać pocałunek. Teraz zostawało wyznać innym, że zostali parą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro