Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka dni później, Kam robiła w domu porządki. Było tam bardzo cicho, odkąd dwójka jej przyjaciół wyprowadziła się. Krystian wrócił do Nowego Jorku, ponieważ jego warsztat został przejęty przez bandytów i musiał go odzyskać. Felicia wyjechała do Empire City by pójść na studia architektoniczne, ponieważ chciała zostać architektem wnętrz domów. Amy natomiast została z Kam, ale bardzo dużo czas spędzała w Wielkim Pączku, pomagając przy obsłudze.

- Kamey, ktoś do ciebie dzwoni!- usłyszała z góry.

- Już idę!- krzyknęła.

Kiedy brunetka weszła do swojego pokoju, od razu odebrała połączenie. Okazało się, że to Cody dzwonił.

- Cześć, Cody. Czemu dzwonisz?- powiedziała Kam.

- Dzwonię aby ci przekazać, że postanowiłem zrobić pożytek z podarowanej mi kolonii.- odparł Cody.

- Naprawdę? I co zamierzasz zrobić?- spytała.

- Na razie jestem jeszcze w fazie planowania, ale zamierzam zbudować dwie ogromne hale produkcyjne. W jednej będzie produkowana Oryginalna Esencja Klejnotów, a w drugiej Oczyszczająca Esencja Klejnotów. No i również budynki mieszkalne by klejnoty, które będą tam pracować miały też gdzie mieszkać.

- Ambitny plan. Ale wiesz, że będziesz potrzebować ogromnych ilości składników chemicznych by wszystko działało jak należy?

- Wiem. Dlatego Biała Diament poprosiła klejnoty mieszkające na Homeworldzie o zwiększenie produkcji tych składników. Poprosiła je, nie rozkazała. Więc klejnoty się zgodziły i prace ruszyły pełną parą.

- Świetnie, bardzo się cieszę. Miło mi słyszeć, że ci wszystko pięknie układa.

- Nawet nie wiesz jak bardzo. Yy, młody mnie woła. Muszę wracać do pracy, ale jeszcze się odezwę. Pa!

- Pa.

Gdy obsydian się rozłączył, Kam wyszła z swojego pokoju i zajrzała do siostry. W pokoju panował wręcz istny armagedon. Wszędzie porozrzucane strzępki tkaniny i nici, kartki z projektami.

- Wiesz, że będziesz musiała to potem posprzątać?- spytała siostrę.

- Wiem, Kamey. Wiem.- odpowiedziała Sandra.

Wtem, rozległ się dzwonek do drzwi. To było dla brunetki co najmniej dziwne, bo nie spodziewała się żadnych gości.

- Sandra, spodziewasz się może kogoś?- spytała ponownie.

- Cóż, um. Może.- odpowiedziała zakłopotana dziewczyna.

Kam podniosła jedną brew, ale poszła otworzyć. Na ganku stała jakaś kobieta.

- Kim pani jest?- spytała Kam.

- To już nie pani interes. Przyszłam tylko po zamówioną sukienkę.- odpowiedziała tajemnicza kobieta.

- A właśnie, że mój interes, bo zamówiona przez panią sukienka została uszyta przez moją młodszą siostrę. Więc radzę pani grzeczniej się do mnie zwracać, bo inaczej sobie pogadamy.- odparła Kam, "strzelając" chrząstkami palców.

Kobieta nic nie odpowiedziała, więc Kam oparła się o framugę drzwi, czekając aż kobieta ją przeprosi. Jednak nic tego nie zwiastowało. Młodsza siostra Kam w końcu zeszła na dół z zamówioną suknią.

- Bardzo proszę pani zamówiona suknia.- powiedziała Sandra, przekazując pakunek.

- Dziękuje. Tu jest ustalona zapłata.- odparła kobieta, przekazując kopertę.

Kam szybko przechwyciła kopertę i zatrzasnęła kobiecie drzwi przed nosem.

- Możesz mi to łaskawie wytłumaczyć? Zakładasz własną działalność gospodarczą i nawet nie raczyłaś mi o tym powiedzieć? Przecież wiesz, że bym ci pomogła.- powiedziała.

- Przepraszam Kamey. Nie chciałam ci dokładać obowiązków. I tak sama masz dużo na głowie.- odparła skruszona Sandra.

- Och, Sandruś. Przecież wiesz, że jesteś moją kochaną siostrzyczką i zawsze znajdę dla ciebie czas. Gdybyś mi powiedziała to wsparła bym cię całą sobą. Przecież wiesz.- odpowiedziała jej Kam.

- Wiem. Przepraszam.

Brunetka przytuliła swoją siostrę. Kam kochała Sandrę całym sercem i zawsze wybaczała jej błędy. W końcu to jej siostra. Później, Kam poszła do Little Homeschool odwiedzić Chrisa, który powinien teraz mieć przerwę między zajęciami.

- Cześć skarbie.- powiedziała, cmokając go w policzek.

- Hej, słońce. Jak się miewasz?- odparł Chris i spytał.

- Całkiem dobrze. A ty?- odpowiedziała.

- Tak samo. Miło, że pytasz.

- Jakby nie patrzeć zostaliśmy parą, więc muszę się interesować samopoczuciem mojego chłopaka.

Na jej słowa, policzki Chrisa zlał rumieniec.

- *chichot* słodko wyglądasz z rumieńcem. Aż cyknę ci fotkę.- powiedziała.

I tak też zrobiła. Cyknęła zarumienionemu obsydianowi zdjęcie i ustawiła sobie jako tapetę na ekranie blokowania.

- Teraz będę mogła codziennie widzieć twoją zarumienioną buźkę. Piękna pamiątka.- stwierdziła.

- No chodź. Chris nie gryzie.- usłyszała.

Zaciekawiona Kam spojrzała czyj to był głos. Okazało się, że Steven prowadził jakąś młodą dziewczynę, niewiele niższą od Kam.

- Kamiley, Chris. Poznajcie Tami Topaz.- powiedział Steven.

Kam w tamtej chwili zauważyła klejnot Topazu w klatce piersiowej dziewczyny.

- Tami, to są Kamiley i jej chłopak Chris, który jest obsydianem-wojownikiem.- dodał Steven.

- Cz-cześć. Miło mi was poznać.- powiedziała nieśmiało Tami.

- Nam również miło cię poznać Tami.- odparła Kam.

- Co cię sprowadza do Little Homeschool?- spytał Chris.

- C-cóż, chciałam zobaczyć co słychać u Stevena i reszty klejnotów. I jak widzę, wszystko się świetnie układa.- odpowiedziała Tami.

- To wy się znacie?

- Tak, znamy się. Ale to długa historia.

- Jasne. W każdym razie, ja muszę już lecieć. Zaraz mam zajęcia z kolejną grupą. Do zobaczenia słońce.

- Do zobaczenia skarbie.

Oboje ucałowali się wzajemnie w policzek i Chris poszedł w tylko sobie znanym kierunku.

- Hej Tami, co ty na to abym ci pokazała gdzie mieszkam?- zaproponowała Kam.

- Uh, j-jasne. Nie widzę problemu.- Tami nieśmiało się zgodziła.

- Chodź, tędy.- odparła Kam.

Obie ruszyły w stronę wyjścia z Little Homeschool i udały się w innym kierunku. Przeszły przez miasteczko i dotarły do domu dwudziestolatki.

- I jesteśmy, tu mieszkam. Napijesz się czegoś? Wody, soku?- spytała Kam.

- U-um, wody.- odpowiedziała Tami.

- Okay, przyniosę ci a ty się rozgość.- odparła Kam.

- Więc ..... uhm ...... mieszkasz sama? Czy może z kimś?- spytała Tami.

- Z młodszą siostrą i koleżanką.- odpowiedziała Kam.

- Rozumiem.- odparła Tami.

Brunetka przyniosła Tami szklankę wody i podała. Dziewczyna wzięła szklankę i upiła łyk cieczy.

- A więc, to ile masz lat Tami?- spytała Kam.

- Piętnaście. A ty?- odpowiedziała Tami.

- Dwadzieścia.

Wtedy do salonu zeszła Sandra, młodsza siostra Kam.

- Kamey, kto to jest?- spytała.

- Sandra, poznaj Tami. Tami to moja siostra Sandra.- brunetka przedstawiła je sobie.

- Cześć, miło cię poznać.- powiedziała Sandra, wyciągając dłoń do Tami.

Dziewczyna niepewnie uścisnęła dłoń Sandry.

- Jesteście do siebie podobne.- stwierdziła Kam.

- A czemu tak sądzisz?- spytała Sandra.

- Z zachowania obie jesteście ciche i nieśmiałe. Myślę, że się dogadacie.- odpowiedziała Kam.

Brunetka wróciła do kuchni i nalała sobie oraz siostrze po szklance soku. Chwilę później wróciła i podała jedną szklankę Sandrze, po czym usiadła na kanapie obok Tami.

- Tami, a może opowiedziałabyś nam coś o sobie?- zasugerowała Kam.

- No..... no nie wiem.- odpowiedziała Tami.

- Nie daj się prosić. Chcemy cię lepiej poznać.- odparła Sandra.

Tami nie wyglądała na przekonaną. Więc Kam postanowiła pierwsza opowiedzieć swoją historię.

- No dobra, to ja zacznę. Urodziłam się i wychowałam na przedmieściach Nowego Jorku. Przez większość życia aż do osiemnastki nie zastanawiało mnie jakoś skąd magiczny klejnot znalazł się w moim ciele. Aż do dnia, w którym przyszli bandyci. Bardzo chciałam chronić Sandrę i rodziców, więc mój klejnot rozbłysł i wyciągnęłam włócznię, którą pokonałam intruzów. Gdy było po wszystkim, wróciłam do domu gdzie czekali na mnie rodzice. Powiedziałam, że są mi winni wyjaśnienia. Tak dowiedziałam się kim była moja matka. Była klejnotem - Jadeitem, wojowniczką. W dawnych czasach służyła na Homeworldzie liderce zwanej Żółtą Diament. Jednak gdy wybuchła wojna, zbuntowała się i uciekła na Ziemię. Razem z swoją przyjaciółką Księżyc, przeczekały aż chaos związany z zakażeniem klejnotów, które nie zdążyły się ewakuować z Ziemi, ucichnie. Potem poznały dwóch mężczyzn, z czego jeden z nich to mój ojciec. Dwa lata po moich narodzinach, mój tata zniknął, więc po poznaniu prawdy o mamie zaczęłam z przyjaciółmi szukać informacji na jego temat. I elementy układanki złożyły się tak, że najpierw trafiłam tutaj do Beach City, potem poleciałam na Homeworld gdzie dowiedziałam się więcej o mamie od Diamentów. Później razem z Stevenem i klejnotami ruszyłam na misję ratunkową i ocaliłam życie pewnemu obsydianowi, który obecnie jest Głównym Naukowcem Diamentów. Jakiś czas potem dowiedziałam się również o grupie obsydianów, którzy są "braćmi" ocalonego wcześniej obsydianu. No i ich też poleciałam ratować, co samo w sobie nie było łatwe. Okazało się, że na starej planecie skolonizowanej przez Żółtą Diament pojawił się niebezpieczny klejnot i trzeba było go pokonać. Więc w czasie mojego pobytu tam pomogłam tym obsydianom uratować uwięzione klejnoty z kolonii oraz pokonać wroga. Gdy to się udało, obsydiany wróciły na Homeworld a zły klejnot miał sprawę. Wyrokiem za jego występek było strzaskanie. Fragmenty, które zostały po jego klejnocie natomiast spalono by nikt nie mógł go przywrócić.- opowiadała, aż przerwała.- Mogłabym co opowiadać cały dzień. Ale już tak w skrócie mówiąc, przez pół roku od uporania się z wieloma sprawami nie działo się nic nadzwyczajnego.

- Okay.

- No to teraz ty.

- Cóż. Ja urodziłam się i wychowywałam w Storm Town. Wychowywał mnie ojciec z wujkiem. Pewnego dnia, stała się tragedia. Wujek i tata się kłócili. Aż wujek wyciągnął broń, tata próbował mu ją zabrać. Szarpali się i ...... usłyszałam huk strzału. Tata, leżał na podłodze. Nie ruszał się. Byłam przerażona. Wtedy wuj wycelował we mnie .... ale zawahał się. Potem podszedł do mnie i uderzył. Po którymś uderzeniu straciłam przytomność. Ocknęłam się dopiero w płóciennym worku, gdy poczułam zimno. Jakoś udało mi się wydostać z worka i wypłynąć na powierzchnię. Kiedy się rozejrzałam, zrozumiałam, że jestem w oceanie. Kątem oka zauważyłam ląd, więc zaczęłam płynąć w jego stronę. Wyczerpana, przemoczona wygramoliłam się na plażę i osunęłam. Kiedy znów się ocknęłam byłam już w domu Stevena. Okazało się, że znalazł mnie razem z Perłą, Granat i Ametyst. Od tamtej pory mieszkałam z nimi i przeżywałam różne przygody. Po raz pierwszy od lat odważyłam się wrócić do Storm Town i spojrzeć w oczy człowiekowi, który zabrał mi ojca. Zaczął mi tłumaczyć, że to był nieszczęśliwy wypadek, że nie chciał zabić taty. Szamotali się i broń wystrzeliła. Wtedy spytałam go, dlaczego to zrobił. Wiesz co mi powiedział?

- Nie wiem. Co ci powiedział?

- Powiedział mi, że on także kochał moją mamę i był chorobliwie zazdrosny o mojego ojca. Nie potrafił pogodzić się z faktem, że mama wybrała mojego tatę, a nie jego. Ta zazdrość go zaślepiła na tyle, że posunął się do tej zbrodni. Chciał też zabić mnie. Ale zobaczył jak bardzo przypominam mu mamę, że mnie pobił, wsadził do wora i wrzucił do oceanu. W tamtej chwili znienawidziłam go. Nie chciałam już na niego patrzeć, ani słuchać jego tłumaczeń.

- Musiało być ci ciężko. To potworne przez co przeszłaś. Ale ta historia ma też i dobre zakończenie.

- Doprawdy? Jakie?

- Poznałaś Kryształowe Klejnoty. Swoją nową rodzinę. Steven i klejnoty pomogli ci się rozwinąć i odkryć moce jakie w tobie drzemią. Więc jak to nasze stare przysłowie mówi "Nie ma tego złego, co na dobre by nie wyszło"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro