Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od rozmowy z Diamentową Matką minęła zaledwie doba, gdy to właśnie Karmazynowa Diament jako pierwsza skontaktowała się z Białą. Najwyraźniej Karmazynowej bardzo zależało na wyjaśnieniu sprawy tajemniczego zniknięcia Jasnobłękitnej Diament. Ale to nie był koniec niespodzianek. Karmazynowa była o tyle uprzejma i spytała Cody'ego czy chciałby podzielić się swoimi odkryciami dotyczącymi Oczyszczającej Esencji Klejnotów z jej młodym naukowcem. Obsydian był co prawda bardzo zaskoczony, ale zgodził się. Ametyst i tak świetnie sam dawał sobie radę. Cody jednie pilnował go w czasie zajęć praktycznych.

Karmazynowa najwyraźniej nie próżnowała i kilka dni później, statek z wspomnianym młodym naukowcem wylądował na lądowisku.

- Witaj. Ty musisz być Cody, tak?- powiedział nieśmiało.

- Zgadza się. A ty to?- odparł Cody.

- Kamień Gwiezdny. Ściana 6 fasada 4SYL. Miło poznać.- odpowiedział klejnot.

- Mi również. Więc to ciebie przysłała Karmazynowa Diament. Jak rozumiem masz się dowiedzieć jak tworzona jest oczyszczająca wersja Esencji Klejnotów?

- Tak, zgadza się. W zamian ja mam ci pomóc w realizacji projektu, na twojej pierwszej kolonii.

- Czy już wszystkie starsze Diamenty o tym wiedzą?

- Niestety tak.

- Ehh, no dobra. Chodź.

Oba klejnoty skierowały się w stronę laboratorium Cody'ego. Nowo przybyły rozglądał się na wszystkie strony. Dokładnie oglądał korytarze pałacu.

- Wiesz coś więcej na temat eksperymentu z "żołnierzami idealnymi"?- spytał Cody.

- Niewiele, szczerze mówiąc. Wiem tylko tyle, że to klejnoty mające wiele, zupełnie nie pasujących do siebie kolorów.- odpowiedział gość.

- Rozumiem. Więc powiem ci o nich więcej. A poza tym przydałoby ci się jakieś imię.- odparł Cody.

- Imię? Na moim Homeworldzie nie używamy czegoś takiego.

- Serio? To na twojej ojczystej planecie panuje jeszcze dawny ustrój? Żadnych imion? Bezwzględne posłuszeństwo Diamentom? Brak wolności wyboru?

- W pewnym sensie, tak. Chociaż moje Diamenty są bardzo chętne do wprowadzenia stosownych zmian aby poprawić jakość życia mieszkańców Homeworld'u. Problem tkwi w tym, że nie bardzo mają pojęcie jak to zrobić.

- Pfftt. Okay. Dobra, to tutaj. Moje laboratorium.

- Wow. Duże.

- Było mniejsze przed rozbudową. Długa historia. Więc tak. Żołnierze idealni to był projekt naukowców, którzy byli przed nami. Te klejnoty to mieszanki różnych energii klejnotów połączonych na bardzo wczesnym etapie ich istnienia. Niestety, spartolili robotę i klejnoty wyszły, jakie wyszły.

- Więc jak udało ci się odwrócić efekty? No wiesz.

- Krótko po pewnym wypadku, bazując na próbce gleby z jednej z starych kolonii Niebieskiej Diament. Odpowiednio dobierając substancje chemiczne i trzymając się ustalonych wytycznych, udało mi się stworzyć Oczyszczającą Esencję Klejnotów.

- Rozumiem. W mojej rodzinnej galaktyce Diamenty również mają całe mnóstwo dawno porzuconych kolonii, z powodu wyczerpania się surowców.

- Więc też mógłbyś stworzyć podobną esencję. Jednak ja musiałbym udostępnić ci formułę.

- Co?! Nie nie nie nie! To nie dopuszczalne! Nie mogę się na to zgodzić!

- Hej, uspokój się. Mówię to czysto teoretycznie.

- P-przepraszam. Po prostu, nie mógłbym przyjąć czegoś co należy do ciebie.

- Heh, w porządku. A tak poza tym, to jak udało ci się tak szybko tutaj dotrzeć? Nawet z włączonym silnikiem grawitacyjnym nie doleciałbyś tutaj tak szybko.

- To prawda. Użyłem Mostu Galaktycznego.

- Jakiego mostu?

- Galaktycznego. Dzięki niemu udało mi się tutaj dostać.

- Dziwne. Diamenty nic mi o tym nie mówiły. Nie wspomniały, że coś takiego istnieje.

- Naprawdę nic ci nie powiedziały?

- Mhm. Nie wspomniały nawet słowem. Coś czuję, że to nie jedna tajemnica jaką przede mną mają.

- Oczywiście. W każdym razie, oczywiście nie przybyłem tutaj z pustymi rękami. Mam przy sobie próbki gleb z starych kolonii Diamentów.

- I jak zgaduję, mam ci pomóc z opracowaniem twojej własnej wersji Oczyszczającej Esencji Klejnotów abyś mógł pomóc tamtym klejnotom z twojej galaktyki.

- Dokładnie.

- No dobrze. Przystąpimy najpierw do analizy próbek. Spróbuję jakoś je porównać z składem chemicznym opracowanej przeze mnie esencji i zobaczę czy da się coś wskórać.

W międzyczasie Kam razem z Lapis, Adamem i Jaspis ścigali grupkę defektywnych klejnotów przez opuszczone przedszkole. Obsydian momentalnie wytworzył broń, dzięki której złapał trójkę klejnotów. Pozostałe dalej biegły.

- Biegnijcie za nimi! Ja sobie z tymi poradzę!- krzyknął.

- Uważaj na siebie!- odkrzyknęła w biegu Kam.

- Szybkie te defektywne klejnoty.- stwierdziła Jaspis.

- Mogłabym je jakoś zatrzymać, ale nie na długo.- odparła Lapis.

I wtedy Kam przyszła do głowy pewna myśl.

- Lapis, połączmy się! To nasza jedyna opcja!- krzyknęła.

- Dobra, spróbujmy.- odparła Lapis.

- Jaspis, wystrzel mnie!- kobieta zwróciła się do Kwarcu.

Wszystko działo się naprawdę szybko. Jaspis wystrzeliła Kam w górę, gdzie złapała ją Lapis. I obie wirując złączyły się w fuzję.

|Art wykonany przez agakikama|

Za pomocą ich połączonych mocy, udało im się schwytać uciekające klejnoty. Potem wróciły do Adama, który czekał z wcześniej złapanymi. I miał bardzo zaskoczoną minę gdy ujrzał fuzję.

- Kamiley? Lapis? Wy połączyłyście się?- spytał.

Gdy fuzja wylądowała, obie rozłączyły się.

- Dokładnie. To był mój pomysł. Uznałam, że tak będzie szybciej i proszę. Miałam rację.- odpowiedziała Kam.

- Teraz zaniesiemy ich do Cody'ego by mógł ich uzdrowić.- dodała Lapis.

Obsydian przytaknął i cała grupa zabrała niedoszłych uciekinierów. Lapis, Kam i Adam rozmawiali i chichotali. Jedynie Jaspis milczała. Wciąż z trudem godziła się z myślą, że Jadeit nie ma. Kam jest tak uderzająco podobna do matki. Te same ruchy walki, ta sama pewność w głosie.... ta sama broń. O ile Jaspis się tego wypierała, o tyle dopadało ją uczucie nostalgii. Nikomu nie chciała się do tego przyznać, ale coraz częściej wspominała czasy gdy widywała się z Jadeit. Nawet przelotnie.

- Jaspis!- usłyszała.

- Huh? Co?- powiedziała.

- Wszystko gra? Wołamy cię od jakiś dwudziestu minut.- odparła Lapis.

- Yyy, tak. Wszystko dobrze.

- No to zagęszczaj ruchy. Cody nie będzie czekał w nieskończoność.

Kilka chwil później grupka weszła do laboratorium, w którym jak zawsze panowała niezmącona cisza. Wszyscy zastali młodego Obdydiana w towarzystwie innego klejnotu, który wyglądał na nieznacznie młodszego.

- Hej, Cody. Złapaliśmy kolejne defektywne klejnoty.- powiedziała Kam.

- Hmm? Och, racja. Zaraz się nimi zajmę.- odparł Cody.

Wtedy Kam zauważyła drugi klejnot, który wyglądał niemal jak wierna kopia Cody'ego.

- Hej, a to kto?- spytała.

- To Kamień Gwiezdny z Homeworld'u Karmazynowej Diament.- odpowiedział Cody.

- Ściana 6 fasada 4SYL, miło poznać.

- Wzajemnie, Scylight.

- Słucham?

- Tak będziesz miał na imię. Pasuje ci.

- O-okay.

Wtedy Cody zauważył stojącą nieco dalej Jaspis. Wysoka i masywna kwarc unikała kontaktu wzrokowego z obsydianem. Jakby coś ją dręczyło. Ale Cody postanowił nie zawracać sobie tym głowy. Po umiejscowieniu defektywnych klejnotów na fotelach, Cody stanął przy komputerze.

- Teraz obserwuj i ucz się. Aby wiedzieli ile esencji podać, musisz najpierw przeskanować te klejnoty.- powiedział.

- Naprawdę? Czemu?- spytał młodzieniec.

- Ilość esencji adekwatna do liczby klejnotów może w pełni oczyścić skażonego. Jeśli podasz jej za dużo, bądź za mało może to mieć poważne konsekwencje i spowodować nieodwracalne skutki.- odpowiedział Cody.

- Rozumiem.

/Time skip, wieczór/

Po skończonych obowiązkach, Cody siedział w swojej komnacie przy kominku i przeglądał wyniki swoich dotychczasowych badań. Był tym tak pochłonięty, że dopiero silne szarpnięcie za kitel przywróciło go do rzeczywistości. Spojrzał na młodego, który miał niezadowoloną minę.

- Hej młody. Czemu nie śpisz?- spytał łagodnie.

- Nie mogłem spać. Czy, mogę ci coś pokazać?- odparł młody.

- Pewnie.

Ametyst wdrapał się na kanapę i podał Cody'emu tableta.

- Popatrzmy. Mhm, mhm. Tak, tu jest dobrze. Tutaj też. Obliczenia prawidłowe. No muszę przyznać, że to całkiem imponujące dzieciaku. Uczeń chyba przerósł mistrza.- powiedział.

- Eee, bez przesady.- odparł młody.

- Te obliczenia są dobrym początkiem do ważnego projektu. Pytanie brzmi, co planujesz?

- Cóż. Pamiętam twoją rozmowę z Kam. Pamiętam jak pytała cię, czy ja albo Zircon staniemy się wyżsi. Ty jej wtedy odpowiedziałeś, że obawiasz się iż to może być niemożliwe. Infekcja sprawiła, że nie będziemy w stanie urosnąć.

- Tak, też to pamiętam. I zgaduję, że w związku z tym postanowiłeś coś zrobić.

- Mhm. Pomyślałem, że mógłbym zacząć opracowywać własną wersję esencji. Moja esencja miałaby właśnie na celu sprawienie by klejnoty rosły wyższe wraz z upływającym czasem.

- Coś jak esencja rozwoju?

- Coś w tym stylu. Myślisz, że to by się przyjęło?

- Na pewno by się przyjęło. Ba! Gdyby udało ci się stworzyć ten rodzaj esencji to byłby wielki przełom w dziedzinie nauki. To by pomogło wielu klejnotom. Szczególnie tym, które wyglądają jak dzieci. Rozwój jest bardzo ważny. Twoja własna esencja, dałaby im nadzieję na prawidłowy rozwój i poznawanie świata dookoła nich.

- Myślisz, że Diamenty byłyby dumne jakby się dowiedziały?

- Jestem pewny, że byłyby ogromnie dumne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro