Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tymczasem na Ziemi, Kam spędzała czas z Chrisem, pokazując mu się w kolejnych sukniach od siostry. Chris cały czas pochwalał kolejne kreacje młodszej z sióstr, a przy kilku zabrakło mu słów. Tym razem, Kam postanowiła sprawić by obsydianowi opadła szczena z wrażenia i włożyła na siebie długą, ciemnoniebieską, lekko falowaną suknię, a talię obwiązała turkusowym pasem by pokreślić jej smukłą sylwetkę.

Gdy tylko wyszła zza parawanu, Chris zobaczywszy ją dosłownie wypluł sok, który miał w ustach. W wielu kreacjach wyglądała naprawdę pięknie, ale w tej sukni wyglądała wręcz powalająco!

- Podoba ci się?- spytała, wyrywając go z osłupienia.

- Ba .... bardzo.- wydusił.

Kamiley uśmiechnęła się szeroko, ukazując rząd równych, białych zębów. Obsydian wpatrywał się w nią jak w obrazek. Wodził za nią wzrokiem, nie mogąc się oderwać od niej. Zrobiła na nim piorunujące wrażenie w tej sukni.

/[Ciekawe co by powiedział jakby zobaczył mnie w białej wersji tej sukni.]/ - pomyślała.

Sandra co prawda przygotowała już materiały do uszycia sukni ślubnej dla starszej siostry, ale Kam ostudziła nieco zapał młodszej i powiedziała, że to jeszcze za wcześnie. Oni nawet nie są jeszcze parą, a o zaręczynach nie wspominając. Jednak Kam coraz bardziej czuła coś do szaro-skórego klejnotu. Czy to była miłość? Nie wiedziała. Równie dobrze to mogło być drobne zauroczenie, które przeminie jak pozna kogoś innego. Wtedy za oknem od pokoju dwudziestolatki pojawiła się łuna światła z teleportu. Kam podeszła do okna i zobaczyła wychodzącego z danego pomieszczenia Cody'ego. Obsydian naukowiec zmierzał w stronę jej domu.

- Cody tu idzie. Ale co go sprowadza?- zastanowiła się na głos.

- To wie już tylko mój brat.- odpowiedział Chris, sprzątając bałagan, którego narobił.

Zdążył gdy akurat, do pokoju wszedł Cody. Jak zobaczył Kam w sukni, chwilowo zaniemówił.

- Chris, ty miałeś identyczną minę.- powiedziała Kam.

- Doprawdy? Chyba wyglądałem na bardziej oczarowanego.- odparł Chris.

Cody otrząsnął się z szoku i odchrząknął.

- Raz, bombowa suknia Kam. Serio, świetnie na tobie leży. Dwa mam ważne informacje.- powiedział.

- To ja się przebiorę.- odparła Kam, słysząc poważny ton obsydianu.

Kilka minut później, Kam była przebrana w normalne ciuchy i razem z Chrisem słuchali tego co Cody miał im do przekazania.

- Wirus. Jesteś pewien, że to wirus?- spytała go po chwili.

- Wcześniej to bym nie potwierdził ani zaprzeczył. Ale teraz, nie mam co do tego wątpliwości.- odpowiedział.

- Ale wiesz, że z tą wojną to trochę przesadzasz? Te, bezkształtne klejnoty nawet broni nie są w stanie przywołać. Sam powiedziałeś, że twoja niedoszła zabójczyni trzymała w dłoni normalny, stalowy sztylet.

- Infekcja najwyraźniej blokuje im umiejętność przywołania broni. Wystarczy, że jeden lub kilka zainfekowanych klejnotów mnie złapie i po kilku chwilach stanę się jednym z nich. Na przestrzeni tych wszystkich lat mogło się ich naprawdę sporo namnożyć.

- Ten klejnot, powiedziała ci, że powstała w laboratorium tak?

- Tak. Miała się spotkać z Żółtą Diament w prawdopodobnie, sprawie tego archiwum, które jakiś czas temu odkryliśmy.

- Żółta Diament podbiła całe mnóstwo planet. A Kam i ja, zwiedziliśmy ich tylko kilka.

- Pierwsza skolonizowana przez Żółtą planeta. To są jedne z najodleglejszych zakamarków galaktyki. Teleport na Homeworld jakoś tam by sięgnął. Ale te na Ziemi, bez szans. Gdybyśmy ustawili współrzędne, groziłoby to przeciążeniem systemu nawigacyjnego i rozerwaniem wiru teleportu.

- Czyli trzeba by było sprawdzić na mapach gwiezdnych w jakiej dokładnej odległości od Homeworld znajduje się ta planeta.

Gdy Cody miał jej odpowiedzieć, do ich uszu dotarł dźwięk przychodzącej z wspomnianej planety klejnotów, wiadomości. Kam podeszła do niewielkiej, kosmicznej wersji Ziemskiego komputera i otworzyła wiadomość.

- To od Białej. "Cody, mam dla ciebie przewspaniałą wieść, wracaj szybciutko. Kocham, Biała" - przeczytała.

- Od kiedy Biała Diament pisze tak emocjonalne wiadomości? I to "kocham" na koniec.- powiedział Chris.

- Nie wiem. Lećmy lepiej to sprawdzić. Biała bez powodu nie byłaby tak podekscytowana.- odparła Kam.

Kilka minut po jej słowach, wszyscy troje udali się do teleportu. Sandra również chciała z nimi lecieć, ale Kam uznała, że będzie lepiej jak zostanie w domu a przylecą do niej Spinel i Różowa Perła. Młodsza z sióstr się burzyła, że ma zostać i pytała czemu. W odpowiedzi, Kam powiedziała jej, że ktoś musi być w domu w razie gdyby Steven ich szukał. Sandra się zgodziła, choć bardzo niechętnie i została w domu.

Gdy Cody, Chris i Kam przylecieli na Homeworld, Spinel i Różowa Perła poleciały na Ziemię. Nie minęła nawet minuta jak teleport znów się uruchomił i pojawił się Steven.

- Skąd wiedziałeś?- spytała Kam.

- Ronaldo mi powiedział.- odpowiedział chłopak.

- On i ten jego długi język.- odparła, kręcąc głową. - Dobra, chodźmy do Białej.- dodała.

Cała czwórka udała się do Białej Diament, czyli do prywatnego laboratorium Cody'ego. Gdyż tam najstarsza z Diamentów przebywała. Gdy wszyscy dotarli na miejsce, zastali no wszystkich.

- W-wow.- wydukała Kam.

Laboratorium było co najmniej pięć razy większe niż przed wybuchem. Znajdowało się tam o wiele więcej sprzętu, komór, komputerów, szkła laboratoryjnego. Cody podszedł do pierwszych drzwi jakie były najbliżej i ujrzał pomieszczenie z monitoringiem. Teraz już nikt mu nie zagrozi! Wszystko nagrają kamery! Następne było pomieszczenie, w którym klejnoty po odzyskaniu przytomności, dochodziły do siebie. Było o wiele bardziej rozbudowane. Było o wiele więcej łóżek. Potem magazyn, który też przeszedł całkowitą metamorfozę. Na średniej wysokości półkach poukładane były fiolki, strzykawki, puste kroplówki i wiele, wiele innych. Cody jeszcze skierował się do pomieszczenia, w którym kiedyś stała kadź na Esencję Klejnotów. Jedyne co zobaczył to korytarz prowadzący do dużych, masywnych drzwi. W połowie korytarza, zauważył jeszcze jedne drzwi. Otworzył je i ujrzał czterokrotnie większe pomieszczenie z o wiele większą liczbą poziomych komór, w których klejnoty mogą odzyskiwać siły. Na koniec Cody otworzył ostatnie drzwi i zobaczył Archiwum.

- Te wszystkie klejnoty, którym pomogłeś wrócić i wyzdrowieć, one to zrobiły. Posprzątały, odbudowały to wszystko, powiększyły labo, byś mógł lepiej pracować. Twoje osobiste biuro na szczęście zbytnio nie ucierpiało w wybuchu. Wystarczyło wzmocnić ściany.- usłyszał głos Phoenix.

- I ..... z-zrobiły to wszystko, dla mnie?- spytał.

- Tak, dla ciebie. Chciały ci w ten sposób podziękować za to jak bardzo im pomogłeś. 

Cody'emu z oczu popłynęły łzy. Świadomość ile wysiłku włożyły te klejnoty w odbudowanie i rozbudowanie jego prywatnego laboratorium, po prostu go wzruszyła. Phoenix objęła obsydian, który od razu odwzajemnił gest. To był najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek w życiu otrzymał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro