ch1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tony jedynie chciał dostać nowy telefon.

Jego obecny iPhone był w koszmarnym stanie - przeżył spotkanie trzeciego stopnia z autem Rhodey'a. Dokładniej z oponą. Wiedział, że jego ojciec nie dałby mu od tak pieniędzy, więc jedyne co mu pozostało, to praca. Tony nienawidził pracy. No chyba, że chodziło o wszelakiego rodzaju konstrukcje - wtedy lgnął do nich i nie przejmował się mijającymi godzinami bez odpoczynku, jedzenia czy znajomych.

Etat załatwiła mu mama. Maria przekonała Howarda, żeby ten pozwolił ich synowi na dorabianie w jednej z jego licznych kawiarni (trzeba dodać, że pan Stark jest monopolistą w swoim fachu).

I tym sposobem Anthony Edward Stark stał się kelnerem.

Niby żadna praca nie hańbi, ale jeżeli miejsce twojej pracy jest tuż przy szkole, do której uczęszczasz, to jest źle. Bardzo źle. Mimo, że młodzieniec nie interesował się idiotami, którzy śmiali się z jego fartucha o czerwono złotych barwach (filia Howarda szczyciła się tymi odcieniami), to irytowało go, że niemal co dzień widywał Virginię Potts. Pepper, jak wszyscy na nią wołają, jest sekretarką Howarda i praktycznie zagląda do kawiarni parę razy w tygodniu. Tony nie miałby nic do niej, gdyby się w niej niegdyś nie podkochiwał, a ona się o tym dowiedziała od jakiejś anonimowej osoby. Tamtego dnia chciał zapaść się pod ziemię. Od wtedy kobieta spoglądała na nastolatka z rozbawieniem i zagryzała wargę zamawiając latte macchiato. Jak Tony tego nienawidził wiedzą chyba tylko bogowie. Czy Bóg... Właściwie to Stark nie chodził do kościoła, więc nie znał tamtejszej hierarchii.

Tak, czy inaczej, zawsze (od dwóch tygodni) po zajęciach Tony wychodził ze szkoły aby przywdziać firmowe ubrania i roznosić ludziom jedzenie. Nie była to lekka fucha, szczególnie jeżeli trzeba było przenieść na tacce napój i go nie rozlać, ale za to Howard płacił mu na tyle dobrze, że miodowooki jeszcze się nie zwolnił. Najgorsze jednak były środy. Młody kelner zaczął już myśleć, że dyrekcja plan lekcji wymyśliła mu na złość, ponieważ w ten dzień prawie wszyscy kończą o tej samej godzinie i większość uczniów wpada do wspaniałej kawiarni Doughnut's Dream. Jak Tony nienawidził tej nazwy. Znaczy... Pączki są wspaniałe do czasu, w którym możesz je tylko oglądać bez możliwości zjedzenia ich.

Gdzieś w środowym natłoku ludzi, jeden ze stołów kafejki był zagracony stertą książek. Za tym wszystkim siedział wysoki, młody mężczyzna bez większych chęci do jakichkolwiek rozmów, ale za to z wielką ochotą napijącyby się herbaty. Siedział spokojnie i czekał aż ktoś łaskawie przyjmie od niego zamówienie. Czytał jedną z książek o chirurgii zaawansowanej. Stephen Strange, owy niebieskooki nastolatek, marzył aby zostać neurochirurgiem w przyszłości. Może kiedyś uda mu się zamienić marzenie w rzeczywistość - często myślał. Jak na razie pozostał przy samym czytaniu o ratowaniu ludzkich istnień.

-- Czego dusza pragnie? -- usłyszał nad sobą znużony głos. Odłożył książkę i spojrzał w górę.

Postać stojąca przed nim była niska. Wzrok miała, a raczej miał, utkwiony w notes, a brązowe włosy były w nieładzie. Ubrany był jak każdy kelner (kolorowy fartuch, czarny kapelusz, biała koszula i czarne obuwie), twarz miał jednak znajomą. Stephen nie wiedział, skąd kojarzy tego chłopaka, wyglądał za młodo by nazwać go mężczyzną, ale zdecydował się tym nie przejmować tylko złożyć zamówienie.

- Zieloną herbatę i muffinkę, poproszę. - powiedział grzecznie, co jak na jego standardy wymagało dużo wysiłku.

Kelner spojrzał na niego, uśmiechnął się i poszedł zrobić herbatę. Kącik ust Stephena delikatnie się podniósł, kiedy ponownie zanurzył się w lekturze.


- Dobrze, Tony, uspokój się. Co zobaczyłeś? - zapytała jedna z najmilszych osób pod słońcem, kiedy Tony wrócił do kuchni i niemal nie zemdlał z emocji.

- Ciacho smaczniejsze od tych Clinta. - szepnął pełen emocji.

Hope spojrzała na niego jak na obłąkanego.

- Czemu mi nie powiedziałeś od razu? Gdzie siedzi? - dziewczyna zaczęła wyglądać zza lady, ale Tony szybko sprowadził ją do porządku.

- Uspokuj się, dziewczyno. Jest przy stoliku numer 9. - poinformował przyjaciółkę. Stark sam nie wiedział czemu był tak nakręcony tym chłopakiem, którego przecież widział ledwie z widzenia. Może to chodziło o te kości policzkowe...

- Dziewczynki, możecie się ruszać? Klienci czekają. - odezwał się ich barista, Clint Barton. Był od Tony'ego młodszy o rok, miał włosy koloru zboża i uśmiech ściągający wiele kłopotów. Aktualnie robił swoje kolejne dzieło, które zapewne jeszcze tego samego dnia trafi na instagrama młodzieńca.

- Odezwał się władca testosteronu. - prychnął Tony, ale posłusznie wstał z ziemi i pomógł van Dyne żeby również stała. - Co, jak co, ale z naszej dwójki to ja tu jestem mężczyzniejszym.

- Tak, tak, o nasz mężczyzno. - mruknął Barton poprawiając na kawie ostatnie szlify, - piski masz równie męskie, co dziewczynki podczas horrorów. - zaśmiał się delikatnie. - Zabieraj się za zamówienia.

Tony przemilczał wypowiedź baristy, chcąc odwdzięczyć się po pracy. Podszedł do Clinta i chciał zabrać od niego filiżankę z wieżą Eiffla namalowaną białą pianką, kiedy to musiał odskoczyć, żeby nie dostać pędzelkiem po dłoni.

- Nie-e-e - machnął Clint pędzelkiem przed twarzą Tony'ego, - ten special zanoszę sam dla tej pięknotki z drugiego stolika. - mrugnął Starkowi porozumiewawczo i, po zrobieniu zdjęcia swojego dzieła, zabrał filiżankę kierując się do stolika z brązowowłosą pięknością.

Tony i Hope musieli sami ogarniać całą kawiarnię, kiedy Clint zabawiał dziewczynę, więc byli bardziej niż zadowoleni, gdy sala zaczęła powoli pustoszeć, nawet dziewczy- Laura, jak ją przedstawił Barton, wyszła zostawiając mu numer (nie trzeba chyba mówić, że barista był cały w skowronkach po tym wydarzeniu).

Czas powoli mijał a w kawiarni zostali jedynie oni w trójkę. I ten chłopak od muffinki.

Siedział i popijał swoją herbatę, zapewne nieświadomy, że zbliża się już godzina siedemnasta i Doughnut's Dream będzie zaraz zamykać. Kilka minut przed zamknięciem, Hope poszła już się przebrać z fartucha i przygotować się do wyjścia. Clint dołączył do niej chwilę później, więc to Tony'emu zostało poinformowanie gościa o zakończeniu na dziś ich pracy i grzecznym wydaleniu go z lokalu.

Ręce Tony'ego były mokre, więc szybko wytarł je o fartuch i skierował się w stronę jedynego zasiedzianego jeszcze stolika. Stanął nad klientem i chrząknął.

- Emmm.. Przepraszam, ale zamykamy już. - powiedział jak najmilej.

Jakby wyciągnięty z transu, niebieskooki spojrzał na Starka zdezorientowany, później zerknął na fikuśny zegar wiszący na ścianie.

- Och, już tak późno? - zdziwił się czarno włosy. - Dobrze, już to zbieram. - powiedział i zaczął pakować książki do torby. Tony stał chwilę jak słup soli, po czym się ogarnął i postanowił odezwać.

- Dobrze. Zatem, miłego dnia.

I tym żałosnym akcentem, zdecydował się na szybki odwrót taktyczny. Chyba bardziej zbłaźnić się nie mógł. Mógł przecież zaoferować pomoc młodzieńcowi...

Filiżanka!

Zapomniał zabrać filiżanki chłopaka.

Nieszczęsny Tony musiał się wrócić i ponownie spojrzeć w paszczę smoka. Odwrócił się i ponownie podszedł do stolika. Ciemnowłosy był już niemal spakowany, zostały mu jeszcze ze dwie ksiązki.

Brązowooki sięgnął po filiżankę i talerzyk, na którym była wcześniej muffinka dotykając przypadkiem gościa.

- Przepraszam. Ja tylko ten... - powiedział zabierając naczynia.

- Nic nie szkodzi. - powiedział młodzieniec. - Jestem Stephen. I czy cię skądś nie kojarzę?

Tony chciał wyciągnąć dłoń w stronę... Stephena, ale nie mógł, bo obie miał zajęte.

- Tony Stark.

- Ah. To wszystko tłumaczy. Chodzimy razem do szkoły, pewnie się mijaliśmy w korytarzu. - Stephen uśmiechnął się.

Tony nie odwzajemnił uśmiechu, w ogóle zgubił chyba język, bo nie wiedział co powiedzieć. Strange odebrał to chyba za zły znak, więc jedynie wzruszył ramionami. Zebrał ostatnie książki i podniósł ciężką torbę.

- Cóż, miło mi było cię poznać, do zobaczenia.

- Pa.

I tym sposobem Tony pierwszy raz wrócił do domu po cichu. Nie słuchał AC/DC, nie śpiewał żadnego kawałka Black Sabbath, bynajmniej. Szedł jedynie po cichu, nie słysząc nawet otaczającego go świata. Być może odprowadził Hope pod jej dom, ale nie pamięta czy to miało miejsce. Kiedy wrócił do domu, rozebrał się do bokserek i koszulki. Położył się na łóżko i poszedł spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro