ch2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Praca, pracą, ale Tony Stark nienawidził czwartkowych zajęć. W ten otóż dzień było najwięcej, bo dziewięć, lekcji i były one jednymi z nudniejszych. Nie wiedział po co u diabła zapisywał się na chemię organiczną skoro nie była mu w ogóle potrzebna, ale wiedział, że nie mógł się już z niej wypisać. Matematyka nie była taka ciekawa, na jaką wygląda (a trzeba przyznać, że nie jest wcale interesująca) a pozostałe przedmioty może i były zajmujące, ale nie miały fajnych nauczycieli.

Spakował się, jak zwykle, tuż przed szkołą, od razu po usłyszeniu cholernie wkurzającego budzika. Potem wziął najmniej pogniecioną bluzkę zespołu Metallica i ulubione zdarte jeansy by pójść do łazienki, gdzie się przbrał i umył zęby. Wychodząc zabrał stojący przy drzwiach plecak i zakładając szybko buty, opuścił dom starając się uniknąć spotkania z kimkolwiek. Nie chciał użerać się z poważnym Howardem lub nadopiekuńczą Marią już z rana, więc był nader szczęśliwy opuszczając próg domostwa.

Jazda do szkoły zajęłaby mu niecałe dziesięć minut. Niestety, jego kamerdyner, a zarazem jeden z najbliższych przyjaciół, Edwin Jarvis, zabrał mu kluczyki do jego pięknej Audi, ponieważ dowiedział się, że Tony jechał raz w stanie nietrzeźwości. Kierując. Oczywiście, prócz zabrania auta miał jeszcze więcej zakazów niż była warta ta "wycieczka", ale Tony nie mogł nic na to poradzić, musiał się napić.

Jego najlepszy przyjaciel Rhodey zakończył już naukę w Shield i opuścił Tony'ego żeby móc dalej szkolić się w dziedzinie wojskowej. On i jego dziewczyna Carol Danvers są dzisiaj kilka Stanów dalej i starają się dostać do marynarki. Obydwoje chcieliby latać w odrzutowcach i ratować Świat, jak tłumaczył sobie Tony. Nie mógł oczywiście zabronić przyjacielowi spełniania marzeń, więc usunął się w cień wraz z butelką taniej wódki. Jego nałóg trwał aż do feralnego przejazdu autem. To Jarvis pomógł mu zostawić butelkę i Stark był za to szczerze wdzięczny.

Przystanek oddalony był o trzy minuty od jego domu, więc kiedy tam doszedł, spokojnie czekał na autobus bawiąc się sznurkiem od plecaka. Zastanawiał się, co by było, gdyby nie miał takich osób jak Clint i Hope. Zapewne poszerzyłby swoje nałogowe preferencje i zapewne nie chodziłby do szkoły, do czego, na szczęście, nie pozwoliłyby charaktery jego przyjaciół. Obydwoje byli uparci i pewni siebie. Barton ostatnio zabrał mu tytuł Casanovy roku, bo ilekroć w kawiarni znalazła się ładna dziewczyna, Clint robił już dla niej piękną kawę. Blondyn mówił, że gdyby nie jego pewne dłonie, żadna kawa by mu tak nie wyszła. Tony zazdrościł mu spokojnych dłoni, bo te jego często trzęsły się przy nerwowych sytuacjach. Całe szczęście, uwaga zazwyczaj była skupiana na jego twarzy, której mimikę opanował do perfekcji.

Wsiadł do busa i już po kilku minutach był w szkole. Był jak zwykle wcześniej od brunetki i blondyna, więc zaszedł jeszcze do pobliskiej piekarni żeby kupić sobie drugie śniadanie będące naprawdę pierwszym. Wracając, Stark mógł dostrzec Clinta i Hope. Wiedział, że się bardzo do nich przywiązał, bo nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy zobaczył ich przyjazne twarze.

- A co ty taki wesoły, Stark? Czyżbyś zapracował już na telefon i chcesz się nas pozbyć?-- zapytał jak zwykle wesoły barista.

- Nie, brakuje mi jeszcze dobre tysiąc dolców, ale ciebie mógłbym zapytać o to samo. Mnie od takiego uśmiechu bolałaby już szczęka. - przyznał miodowooki i jakby na potwierdzenie swych słów, złapał się za żuchwę.

- To ty jeszcze nie wiesz? - zapytał zdziwiony Barton. - Przecież dzisia-

- Dzisiaj jest mecz footballowy! - krzyknęła pełna emocji Hope przerywając przy tym wypowiedź kolegi. - Wybacz, poniosło mnie.

- Nie szkodzi. - Clint zaśmiał się na reakcję czarnowłosej, której twarz przybrała paru rumieńców.

- Szczerze nie interesuję się sportami, więc mało mnie obchodzi jakiś tam meczyk. - zweryfikował Tony. - A cieszyłem się po prostu, że ten dzień zaczął się zarąbiście. - Rzeczywiście tak było. Kelner nie dość, że kupił swoją ulubioną bułkę słodką, to w dodatku nie spotkał nikogo w domu. Może i był to czwartek, ale był to dobry czwartek.

- Ty chyba zdajesz sobie sprawę, że mnie też nie obchodzi noga. - Hope wstała z trawnika i otrzepała swoje tyły gdy usłyszała dzwonek. - W tym wszystkim chodzi o to co jest po meczu.

- Czyli? - dopytywał brązowowłosy.

- Impreza, ot co! - powiedział Clint może trochę za głośno, ponieważ dwójka spieszących się na lekcje uczniów rzuciła w ich stronę zdziwione spojrzenie. - Znaczy, jeżeli wygramy to będzie impreza u jednego z zawodników.

- Przecież nie zawsze wyprawiają zabawy po wygranej, więc czemu niby mieliby teraz?

- To Hope ma informatorów, nie ja. Chyba to jakiś ważniejszy mecz,czy coś. - blondyn nie zdążył powiedzieć nic więcej nim zaczął szukać swojej klasy. Tony i Hope chodzili do tej samej, więc wspólnymi siłami zdążyli znaleźć klasę pana T'Chaki.

|-_-|

Loki Odinson miał w czwartki o tyle dobrze, że przyjeżdżał dopiero na drugą lekcję. Pierwsza godzina lekcyjna zazwyczaj była spacerem po parku i dokarmianiem gołębi. Tak było też i dzisiaj, w piękny, zapewne jeden z ostatnich tak ciepłych, październikowy poranek. W słuchawkach słyszał piękny głos Tarji Turunen, w której piosenkach zakochany był już od roku.

Na początku słuchał jej jedynie po to, żeby wkurzyć swojego starszego brata, Thora, który nie nawidzi sopranu, ale później wsłuchał się w słowa piosenkarki i spodobało mu się to. Nucąc cicho słowa Finki, rzucał ptakom okruszki ze swoich niedojedzonych na śniadaniu tostów.

Nie był dzieckiem, które łatwo się z kimś zaprzyjaźnia, więc przyjaciela miał tylko jednego. A dokładniej, przyjaciółkę. Natasha Romanova jest dokładnie taka sama jak on. Skryta, kłamliwa i gotowa do wielu poświęceń dla dobra sprawy. Poznali się przez Thora, który jest przyjacielem chłopaka rudowłosej. Loki nie lubił ani swojego brata, ani chłopaka dziewczyny, ale cieszył się, że dzięki tamtej dwójce się poznali. Z Natashą tworzyli zgrany zespół, który wiedział kto kogo zdradził i potrafił znaleźć dostęp do każdej szkolnej szafki. Mieli dobre uszy i jeszcze większy spryt. Gdyby byli dorośli, zapewne byliby jakimiś agentami do spraw specjalnych albo informatorami.

Poza szkołą żadko spędzali ze sobą czas, dlatego zdziwił się kiedy zobaczył uśmiech Romanovej idącej w jego kierunku.

- Nie spodziewałabym się tak skrzywionej miny na mój widok. - powiedziała dziwnie zadowolona.

- Ciebie również miło widzieć, Natalio. - przywitał się Loki. - Czy nie masz teraz przypadkiem lekcji?

Natasha stanęła nad nim opierając dłoń o biodro, druga dalej trzymała torebkę dziewczyny. Jej brązowa kurtka delikatnie zsuwała się z jej ramion.

- Gdyby to nie było ważne, to bym nie zrywała się z lekcji. Przejdziemy się?

Odinson wstał i założył na siebie plecak. Poszedł za Romanov, która wyprowadziła go z parku. Szli w stronę przeciwną od szkoły, więc ciemnowłosy zaczął zastanawiać się, gdzie prowadzi go rudowłosa. Nie musiał zastanawiać się długo, ponieważ już po chwili byli na miejscu.

A mówiąc "miejsce" chodzi w tym przypadku o drogą restauracje. Kuchnia, o masz ci los, włoska, czyli zupełnie nie klimaty Lokiego.

- Po co mnie tu przyprowadziłaś? - zapytał zirytowany. Lekcje zaczynają się za dwadziescia minut, a w szkole musi się stawić za kwadrans, więc zaraz będzie musiał już ruszać, a znając zielonooką, nie uda mu się zrobić tego prędko.

- Musisz mi powiedzieć, czy Rogersowi się to spodoba.

Loki parsknął śmiechem. Skąd on niby miał to wiedzieć? Przecież nie jest Stevem Pieprzonym Rogersem ani też nikim z jego otoczenia żeby o tym wiedzieć.

- Nie mam pojęcia, ale jeżeli już chcesz wiedzieć, to mi się zupełnie nie podoba. Nawet od zewnątrz. - wewnątrz byłby jeszcze większy kicz, pomyślał nastolatek.

- Dziękuję, to mi zupełnie wystarczyło. - powiedziała i odwróciła się zmierzając w kierunku szkoły.

Loki nie pokazał, że zachowanie Natashy zbiła go z tropu, czym prędzej ją dogonił (dostojnie do niej podszedł) i szedł z nią w milczeniu.

Łącząc koniec z końcem, Odinson pojął, że Natasha chce zabrać Rogersa (nawet Natasha mówi o nim po nazwisku, kiedy jej nie widzi, kwestia przyzwyczajenia, jak raz wyjaśniła Lokiemu) na romantyczną kolację, a Loki jako kompletne przeciwieństwo blondyna miał zatwierdzić ją w decyzji.

- Posłużyłaś się mną. - stwierdził, kiedy przekraczali próg szkoły. - Mądry ruch.

Natasha spojrzała na niego szczęśliwa i pobiegła w stronę wychodzącego z sali Steve'a by go przytulić.

Loki skrzywił się na ten widok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro