3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

kochani, będą jeszcze chyba dwa rozdziały (chyba że się postaram bardzo i przetłumaczę na raz całość) mam nadzieję, że się wam podoba! :)
PS. uwielbiam czytać wasze komentarze, więc śmiało!

~~

'Więc, jak się poznaliście?'

Roger chichocze, przysuwając się bliżej Briana i łączy swoje uda, by potem położyć na jednym z nich dłoń starszego. Ten dotyk zdaje się być dla obu tak naturalny, że żaden nie zwraca nawet nie niego większej uwagi.

'Cóż,' Roger wzdycha z promiennym uśmiechem i dramatycznie patrzy w dal. 'Poznaliśmy się w pewne niedzielne popołudnie. Padało. Miałam na sobie białą koszulkę i fioletową spódnicę w kratę. To była miłość od pierwszego-'

'Stop. Za dużo szczegółów.' Wcina się John, a Roger przewraca oczami.

'Jeszcze nie skończyłem!'

'Twoja sposób mówienia jest gówniany. No i masz jakiś taki przerysowany ton głosu, mało wiarygodny.' Wylicza monotonnie John, jednocześnie zapisując coś w zeszycie.

'Brzmisz jak gwiazda starego Hollywood,' dodaje Brian, ściskając delikatnie jego udo. 'Bardzo jak Marilyn Monroe.'

'To chyba dobrze?'

'Nie!' wzdycha John. 'Celujemy w dziewicę z małego miasteczka, nie najsławniejszy seks symbol, do cholery.'

'Dobra,' mówi Roger poważnie. Prostuje plecy i bierze głęboki wdech. 'Mniej szczegółowo, bardziej brytyjsko.'

'Dokładnie.' John podnosi wzrok znad swojego notatnika i zaczyna ponownie. 'Dobrze. Regina, jak poznałaś Briana?'

I cóż, Brian mógłby śmiać się z tego, jak absurdalne to jest. Ale nie zamierza, doskonale wiedząc, jak wszyscy dwoją się i troją, by mu pomóc.

'Regina?' Brian pyta, gdy Roger jest gotowy by odpowiedzieć na wcześniejsze pytanie. 'Serio?'

'To był pomysł Freddiego!,' odpowiada defensywnie Roger, któremu najwidoczniej podoba się jego damskie imię. 'Jest dobre! Będę na nie reagował, bo jest bardzo podobne do mojego.'

'Brian, a twoja mama wie, że twój współlokator ma na imię Roger?' zaczyna zastanawiać się John.

'Nie, zawsze unikam używania waszych imion,' Brian wydaje się być lekko zawstydzony.

'Postaram się za to nie obrażać, bo faktycznie, przynajmniej nie będzie niczego podejrzewać.' Roger wydyma usta, ewidentnie niezadowolony.

Brian przyciąga jego dłoń i w ramach cichych przeprosin łączy ze swoją, nadal leżącą na udzie młodszego.

'Nigdy nie mówię nic o was, ani o tym co robimy, bo od razu chciałaby was poznać. Tak jakby udaję, że nie mam przyjaciół i że wolałbym odwiedzić ją, niż mieć ją w naszym mieszkaniu. Nie chcę, żeby widziała że wszystko co mnie otacza jest gejowskie. Serio, całe moje życie jest gejowskie.'

'Twoje życie nie jest całkowicie gejowskie!' prycha Roger.

Brian posyła mu znudzone spojrzenie i wskazuje na ścianę naprzeciwko.

'Dwumetrowa, tęczowa flaga wisi tuż nad naszym telewizorem, a na naszym stole stoi oprawione zdjęcie Jamesa Deana.'

Roger dokładnie przygląda się ich mieszkaniu. Kilka wzorzystych dywanów, piórka zwisające z lampy i ostatni egzemplarz Gay Times na stoliku do kawy. Nie wspominając już o futrach i jego różowych, brokatowych trampkach, leżących w przedpokoju.

Po tym Roger znów patrzy na uśmiechającego się teraz Briana.

'Byłem całkiem zadowolony z mojego jakby podwójnego życia. A teraz wszystko może się posypać.'

'Nic się nie posypie, kochanie.' Roger przytula Briana i opiera podbródek na jego ramieniu. Podwyższonym, damskim głosem dodaje 'Schowam flagę i wszystkie inne drobnostki, które mogłyby świadczyć o twojej orientacji.  I przede wszystkim, będę bardzo, bardzo przekonywującą kobietą.'

Patrzy na Johna z podniesioną brwią.

'Teraz dobrze?'

Nagła zmiana jego głosu sprawia, że Brian parska śmiechem.

A John sarkastycznie stwierdza, że jest idealnie.

~~

Wieczór przed przyjściem Ruth Brian i Roger spędzają na sprzątaniu ich mieszkania.

Dochodzi druga w nocy, Roger jest zajęty ścieraniem kurzu w salonie, gdy Brian zmywa wszystkie naczynia, potrzebne na jutrzejszy obiad. W takiej właśnie konfiguracji zastaje ich Freddie.

'Oto jestem, kochani!' Wchodzi ze zmęczonym uśmiechem, torbą pełną zakupów i gigantycznym bukietem. Generalnie byłby to zabawny widok, ale Brianowi nie jest teraz do śmiechu.

'Boże, co tak długo?'

Obserwuje, jak Freddie ścisza ich radio i kładzie torbę na kuchennym stole, jednocześnie machając do Briana, by pokazać mu zakupy. Wyciąga z torby biały obrus, dwa krzyżyki, kilka białych świeczek i jakiś świątobliwy obrazek, który ma zastąpić portret Jamesa Deana.

'Cóż, kazałeś mi latać po mieście i szukać tego wszystkiego, więc trochę to trwało,' Freddie przewraca oczami, dyskretnie chowając nową parę skórzanych botków, którą udało mu się kupić na przecenie.

Nie wspominając już o krótkiej godzince (albo dwóch) spędzonych w pubie, żeby odetchnąć.

Naprawdę, może to przemilczeć.

'To przez to, że nie chciałeś wziąć ścierki i nam pomóc w sprzątaniu,' prycha Brian, uważnie przyglądając się dewocjonaliom kupionym przez starszego. 'Jest po północy, Fred! Wyszedłeś po dwudziestej pierwszej. Już myślałem, że nigdy nie wrócisz.'

'Nie bądź taki zestresowany, Bri!,' Freddie zbywa go machnięciem ręki, ale Brian nie daje za wygraną.

'Fred. Moja mama będzie tu za mniej niż dwanaście godzin, a nawet nie skończyliśmy sprzątać kuchni. Wypadałoby też poodkurzać w salonie- a jeśli zrobimy to teraz, nasi sąsiedzi prawdopodobnie nas zabiją- i czuję, że zaraz mogę wybuchnąć z nadmiaru emocji. Ona tu nigdy nie była i myśli że jestem porządnym, heteroseksualnym chrześcijaninem, w stabilnym, heteroseksualnym związku. Przepacam dzisiaj już trzecią koszulkę. Nie próbuj mnie uspokoić, bo jestem w stanie-'

Zanim Brian może skończyć swoją paplaninę, Freddie pstryka palcami i woła do siebie Rogera.

Roger wychodzi z kuchni (w swoich szpilkach), niewzruszony małym wybuchem Briana i staje, ustawiony przed Freddiego jako ludzka tarcza.

'Rog, na kolana, Brian potrzebuje jakiegoś rozluźnienia.'

'Ok.'

Roger zaczyna opadać bez sekundy zastanowienia, ale starszy niemal natychmiastowo podciąga go do góry.

'Jesteście nienormalni! Rog, wstawaj,' Brian wyrzuca z rumieńcami na twarzy. Potrząsa ramionami Rogera, jak gdyby chcąc włożyć mu trochę rozsądku do tej blond głowy. 'Jesteś moją dziewczyną, nie seksualną niewolnicą.'

Roger, mimo obcasów, stojąc obok Briana nadal jest prawie głowę niższy. Patrzy więc zalotnie w górę i trzepocze rzęsami.

'Jestem twoją dziewczyną?'

'Wiesz o co mi chodzi,' puszcza go starszy i Roger potyka się, wpadając na Freddiego, który łapie go w ostatniej chwili. Patrzy na wysokie szpilki blondyna. Na szczęście, to tylko buty do ćwiczeń, wyższe i bardziej niewygodne niż te beżowe słupki, przygotowane na jutro.

'Jak się w nich czujesz, Rog?'

'Czasem mam z nimi mały problem,' przyznaje się Roger, gdy Brian ustawia kupione przez Freddiego rzeczy. Roger robi mały obrót i nie wywraca się. 'Ale ćwiczyłem całe popołudnie, sprzątając w nich.'

Nie przegapia ciekawskiego spojrzenia, które Brian posyła jego szczupłym łydkom.

Freddie uśmiecha się z dumą i delikatnie wypycha Rogera.

'Dobrze! Pokaż mi.'

Z powrotem podgłaśnia radio, gdy Roger cofa się o kilka kroków, dopóki nie jest przyciśnięty do najdalszej ściany w kuchni. Jedną rękę kładzie na biodrze, druga wisi swobodnie przy jego ciele.

Oczy Rogera są wpatrzone w ścianę i ani razu nie opadają w dół, gdy wdzięcznie sunie w dziesięciocentymetrowych szpilkach na platformie.

'To jest to!,' krzyczy Freddie, gdy Roger mija go z zaciętą miną. Nogi i kręgosłup idealnie proste, gdy idzie w rytm muzyki.

'Myśl o seksie. Seks. Seks. Seks.'

Roger uśmiecha się i zalotnie schyla po zmiotkę leżącą na podłodze, ślicznie eksponując swoją pupę.

Freddie gwiżdże z dumą, a Brian udaje, że wcale się nie patrzył, mimo zdradzających rumieńców.

'Wracajcie do sprzątania, głupki.'

~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro