4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


wróciłam! mam nadzieję, że ktoś to będzie jeszcze czytał, bo wielki finał przed nami :)

+znacie Good Omens? Bo jest tyle pięknych os'ów z Aziraphale/Crowley, aż  żal nie tłumaczyć  :(
[więc może pytanie powinno brzmieć tak: czy jeśli nie znacie, będziecie chcieli czytać?]

ps. serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze, bo to dzięki ich dzisiejszej fali wzięłam się do tłumaczenia <3

~~

Dopiero o piątej nad ranem Brian stwierdza, że jest zadowolony z poziomu czystości panującego w ich mieszkaniu.

Ostatkiem sił zdejmuje z siebie ubrania i w końcu kładzie się do łóżka. Przetacza się po materacu, żeby zgasić stojącą obok lampkę i gdy pokój pogrąża się w ciemności, zamyka oczy, starając się choć trochę odpocząć. Jego stary materac wydaje się nadzwyczajnie wygodny, a uklepana już poduszka magicznie odzyskuje swoją miękkość.

'Bri.'

I zanim Brian ma szansę zakryć kocem swoje prawie nagie ciało, Roger wskakuje na jego jednoosobowe łóżko.

Materac ugina się pod jego ciężarem i Brian wzdycha ze zrezygnowaniem czując, jak powoli stacza się na jedną stronę i mając świadomość, że dziś już nie pośpi. Mimo to, uparcie odmawia otworzenia oczu.

'Co?'

Dłoń ze starannie pomalowanymi paznokciami sunie po jego odkrytym ramieniu. 'Zastanawiałem się czy już śpisz.'

'Tak,' mruczy w poduszkę Brian. 'Jak widzisz próbuję zasnąć,' dodaje, odwracając się w stronę Rogera.

Czuje na sobie powietrze wydychane przez młodszego, gdy mówi 'przepraszam.'

Brian wzdycha i postanawia się nie stawiać. Zgarnia Rogera w swoje ramiona i przykrywa ich kołdrą, by nie tracić więcej ciepła. Blondyn zadowolony zakopuje swoją twarz w szyi starszego, a jego rzęsy delikatnie łaskoczą jego skórę.

Brian przyciąga go jeszcze bliżej i ponownie próbuje zasnąć. Jego serce zwalnia, gdy wdycha kwiatowy zapach szamponu do włosów Rogera i pozwala mu leniwie rysować szlaczki na swoim ramieniu. Nie spodziewa się jednak, że młodszy ma coś jeszcze do powiedzenia.

'Stresujesz się jutrem?'

Brian wzdycha. 'Bardzo.'

'Czemu?' Młodszy opiera się teraz na łokciach, starając się złapać z nim kontakt wzrokowy. I tak błękitne jak lipcowe niebo oczy spotykają te czekoladowo-orzechowe. Piękne.

Nos Briana delikatnie zahacza o ten Rogera, gdy zaczyna mówić. Cóż, są zbyt zaplątani, żeby się odsunąć.

'Mam nadzieję, że uwierzy w to nasze przedstawienie. Na ogół przyjaciołom ciężko jest udawać zakochanych,' stwierdza i skupia swoją uwagę na jasnym kosmyku, okręconym dookoła jego długich palców.

'Sam nie wiem, myślę że damy sobie radę.'

'Mam nadzieję. Szczególnie po całej pracy jaką z Freddiem włożyliście w stworzenie Reginy, chcę żeby moja mama myślała, że jesteśmy razem.'

Po tym zapada cisza i leżą razem, z mieszającymi się oddechami. Brian delikatnie przeczesuje włosy blondyna, który leży teraz na wyeksponowanej klatce starszego.

Po chwili oczy Rogera zaczynają błyszczeć i podnosi wzrok, by podzielić się nowym pomysłem.

'Może powinniśmy poćwiczyć całowanie?'

Brian śmieje się lekko. 'Po co? Nie ma mowy, że będziemy się całować przed moją mamą.'

'No wiesz, żeby chemia między nami była bardziej widoczna!' Szczerzy się Roger. Jego oczy są półprzymknięte, a usta tak różowe, że Brian podświadomie na nie spogląda. Potem szybko się orientuje i odwraca wzrok.

'Idź spać Rog,' mówi tylko, a młodszy oplata swoje ręce dookoła jego szyi i układa się do snu.

~~

'No i jak wyglądam?'

Brian przestaje układać kwiaty (po raz piąty!), żeby ocenić Rogera.

Blondyn uśmiecha się i obraca w swojej konserwatywnej, kwiecistej sukience i niskich obcasach. Ma delikatny makijaż, podkreślający cudne, niebieskie oczy i perukę, upiętą w koka.

'Wow.'

Brian łapie Rogera gdy ten potyka się podczas jednego z obrotów. Jedna ręka na jego talii, druga wyżej na plecach.

'Myślisz że przejdzie?' Roger trzepocze rzęsami. 'Mógłbym być twoją żoną?'

Wyższy tylko potakuje, nadal nieco oszołomiony.

'Tak,' dodaje po chwili, 'ale zacznijmy od dziewczyny.'

Roger uśmiecha się jeszcze szerzej. 'Czasem jesteś takim nudziarzem.'

'Nie nudziarzem, tylko dżentelmenem. Nie mógłbym cię poślubić, nie byliśmy nawet na ra-'

Ding dong

I nagle Brian puszcza Rogera i czuje, jak jego twarz blednie.

Patrzy na młodszego z przerażeniem. 'To ona.'

'Wiem.' Roger bierze głęboki wdech, nieco utrudniony przez gorset i poprawia swój strój.

Brian przeklina pod nosem i nakłada krzyżyk na szyję, gdy Roger popycha go do drzwi wejściowych.

'Kochanie, otwórz drzwi!'

I tak, bez dalszego opóźniania, Brian odblokowuje zamek.

Roger wchodzi do kuchni i nastawia czajnik, ostatni raz rzucając okiem na przygotowany wcześniej podwieczorek, słysząc jednocześnie niezręczne powitanie Briana ze swoją matką.

Obcasy obcierają go niemiłosiernie i jest prawie pewny, że ubrudził sukienkę lukrem od pączka, ale trudno. Blondyn wie, że musi to ogarnąć. Dla Briana.

'-Zawsze zastanawiałam się, jak tu sobie mieszkasz. Nie mogę uwierzyć, że jestem tu po raz pierwszy. Jest uroczo, nie wiem, czemu to przede mną ukrywałeś, Brian.' Ruth uśmiecha się ciepło, a Rogerowi serce podchodzi do gardła, gdy słyszy, jak oboje wchodzą do salonu.

'Nic nie ukrywałem, mamo,' odpowiada Brian nieśmiało i Roger może sobie wyobrazić, jak chwyta się właśnie za tył szyi.

'Cóż, nie mogłam się nie zastanawiać. Przez tyle lat martwiłam się, w jakich warunkach mieszkasz, a tu proszę. Jest przytulnie.'

'Widzisz, możesz mi ufać, mamo.' Roger słyszy, jak zestresowany jest Brian i decyduje się go uratować. Zmniejsza płomień, na którym stoi czajnik i idzie w kierunku salonu.

'Dzień dobry,' mówi najspokojniej i najbardziej kobieco, jak tylko potrafi.

Ruth i Brian obracają się i Roger z gracją podchodzi do mamy starszego.

'Pani musi być mamą Briana,' mówi i delikatnie podaje kobiecie dłoń.

Mama Briana wydaje się być zaskoczona, patrząc to na Rogera, to na Briana z wielkimi oczami. 'Możesz mówić na mnie Ruth, kochanie.'

Roger uśmiecha się ciepło. 'Tak miło jest Cię w końcu poznać, Ruth.'

'I wzajemnie.' Ruth wzdycha rozczulona, gdy Brian owija ramię dookoła talii Rogera i delikatnie przyciąga do siebie. Opiekuńczo. I szczerze.

'To Regina, moja dziewczyna,' przedstawia Rogera z delikatnym rumieńcem.

'Jak cudnie,' promienieje Ruth i klaszcze w dłonie. 'Czuję coś pysznego.'

Roger przysuwa się do Briana. 'Upiekłam ciasto.'

'No i potrafi gotować, chwała Panu!.'

Brian dostatecznie szybko gryzie się w język, prawie zdradzając, że to on był tym, który właściwie upiekł to ciasto i przepuszcza obie kobiety, by mogły usiąść przy stole.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro