Eleven

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Przepraszam, ale źle się czuję.
Wstaję od stołu. Wzrok pięciu par oczu kieruje się na mnie.
-Może ci potowarzyszyć?- pyta John.
Z całych sił próbuję się powstrzymać, aby czegoś złego nie powiedzieć, ponieważ to głównie przez niego Zayn nie chce mnie zapewne znać.
-Dziękuję, ale wolę pobyć sama. Dobranoc.
Wymuszam uśmiech i kieruję się szybko na górę do swego pokoju. Zamykam się i opadam na łóżko. Od razu zaczynam płakać i żałować, że moje życie musi wyglądać tak, a nie inaczej.
...
-Melanie!
Drzwi otwierają się z trzaskiem, a w progu stają moi rodzice z wymalowaną wściekłością na twarzy.
Podnoszę się z łóżka. Zapewne wyglądam tragicznie. Opuchnięte oczy, rozmazany makijaż, lecz w tej chwili miałam to gdzieś.
-Czy zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłaś?!
Patrzyłam się tępo w jeden punkt, ignorując ich obecność.
-Odpowiadaj! Matka do ciebie mówi!
Skupiam swoją uwagę na nich.
-Myślisz, że John zechce takie rozkapryszone dziewcze?! On nie będzie się uganiał za tobą! Nikt nie będzie! Więc masz mu być posłuszna!
W końcu nie wytrzymałam.
-Może ja nie chcę?! Nie pomyśleliście?! Nie chcę Johna i tej jego zadufanej rodziny!
I właśnie w tym momencie po raz pierwszy dostałam w policzek od moich rodziców. Piekł niemiłosiernie. Nigdy bym się po nich tego nie spodziewała. Otworzyłam usta zszokowana.
-Nigdy nie podnoś głosu na matkę, smarkulo! Masz robić to co ci każemy. Jesteś naszą córką. Rodziców się nie wybiera.
Z tymi o to słowami opuścili moją sypialnię. Ja ponownie pogrążyłam się w płaczu, a następnie w sen.
...
Zaraz po śniadaniu planowałam wyjść z domu.
-Gdzie się wybierasz?- zadał pytanie ojciec.
-Idę do Maddie.
Po wczorajszym incydencie, nasze stosunki tym bardziej się pogorszyły. Mój głos stał się oschły. Nie potrafiłam im tego zapomnieć.
Po wyjściu z domu, od razu skierowałam się w stronę warsztatu Brada. Miałam nadzieję, że spotkam tam Zayna i uda mi się z nim porozmawiać na spokojnie. Nie mogłam tego tak po prostu zostawić. Musiał znać prawdę.
Zaraz po przebudzeniu zrobiłam dokładny makijaż, aby zatuszować mój opuchnięty policzek. Nie chciałam, aby ktoś wiedział co się wydarzyło.
Weszłam na teren warsztatu i podeszłam w stronę właściciela.
-Ooo! Panna Seymour! Co Panią tu sprowadza?- na jego twarz wypłynął szczery uśmiech.
Wzięłam głęboki oddech.
-Szukam Zayna. Zastałam go tu?
Mój głos drżał.
Zmarszczył brwi zdziwiony.
-Oczywiście. Już go wołam. Zayn! Zayn!
-Co?!
-Chodź tu na chwilę!
Minęło parę sekund zanim się pojawił.
-Jest dzisiaj jakiś poddenerwowany. Od samego rana gryzie i warczy. Nie wiem co mu strzeliło do głowy. Zawsze jest pogodny, a dziś bez kija nie podchodź- szepcze mi Brad.
Zza ściany wychodzi Zayn. Jest cały brudny w jakimś smarze. Nic na to nie poradzę, że robi mi się gorąco na jego widok. Jest taki przystojny.
Jego twarz ze wściekłej przechodzi w obojętną, kiedy na mnie patrzy. Czuję gulę w gardle.
-Co chciałeś, Brad?- burczy, kompletnie mnie ignorując.
-Panna Seymour chciała cię widzieć.
-Lecz ja nie chcę widzieć panny Seymour- odpowiada.
-Zayn, proszę...
Łapię go za rękę, którą natychmiast wyrywa.
-Nie!
-Zayn!- ostrzega go Brad.
-Proszę, porozmawiaj ze mną- błagam.
-Jakbyś nie zauważyła, to jestem w pracy. Nie każdy rodzi się w luksusach jak niektóre rozkapryszone księżniczki- wypowiedział to z jadem w głosie.
W moich oczach gromadzą się łzy.
-Idź, Zayn. Masz dziś wolne- odzywa się Brad, na co Zayn rzuca wściekle szmatką.
_______________________________________
Już za niedługo połowa wakacji. Ja nie chcę :ccccc
Miłego dnia i do piątku ♡♡♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro