Four

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Nadal tu stoisz?
Słyszę za sobą ten charakterystyczny głos.
-Tak. Przeszkadza ci to?
Obserwuję tłum dobrze bawiących się ludzi. Co ciekawe, nie widzę nikogo z moich bliskich.
-W sumie to nie.
Staje obok mnie i ogarnia mną jednocześnie irytacja jak i podekscytowanie.
-Gdzie Maddie?
-Tańczy z jakimś kolesiem. Znudziłem się jej- śmieje się.
-A ty czemu tego nie robisz?- kieruję swój wzrok na niego, po czym on też to robi.
-Bo nie mam pary.
Wpatrujemy się w siebie przez kilka sekund.
Ma takie piękne czekoladowe oczy, które się mienią. Mogłabym tak patrzeć do końca życia.
-To sobie znajdź.
Zapada między nami cisza, a ja odwracam z powrotem głowę w bok.
-Problem w tym, że ta, której chcę gra niedostępną.
Prycham.
-Może nie jest tobą zainteresowana?
-Myślę, że jednak jest.
Z uśmiechem na twarzy staje na przeciwko mnie.
-Odsuń się. Zasłaniasz mi widok.
-Myślę, że obecny widok jest o niebo lepszy- porusza brwiami.
Przewracam oczami.
-Naruszasz moją przestrzeń osobistą.
Zaczynam się denerwować. Co jeśli ktoś nas zobaczy? Będę miała piekło w domu. Nie mogę rozmawiać z obcymi, a co dopiero z osobami jego pokroju. Na dodatek stoi za blisko. Z boku może to wyglądać dwuznacznie.
-Nie denerwuj się tak, laleczko.
-Możesz przestać? To nie jest śmieszne.
-Dam ci spokój jeśli ze mną zatańczysz.
Umieszczam swoje ręce na jego torsie, aby go odepchnąć. Niestety nic to nie daje. Jest zbyt silny. Czuję jego umięśniony brzuch.
-No więc jak?- szczerzy się, bo zauważył, że zrobił na mnie wrażenie.
-Może nas ktoś zobaczyć- odpowiadam bezradnie.
-Spokojnie. Nic takiego się nie stanie.
Niepewnie ujmuję jego dłoń i dołączamy do reszty.
Na jego twarzy widnieje cały czas uśmiech. Obejmuje mnie w talii i zaczynamy tańczyć. Muzyka jest szybka. Wszyscy są zachwyceni, a ja po chwili się rozluźniam. Odwzajemniam jego uśmiech, a on mnie obraca i przyciąga do siebie. Nareszcie się śmieję, bo choć przez chwilę mogę poczuć się wolna. Tańczymy tak przez kilka piosenek, przez co zapomniałam o Bożym świecie.
-A teraz coś dla zakochanych- oznajmia prowadzący.
W tle zaczęła lecieć wolna romantyczna melodia.
Rozglądam się na boki i widzę tulące się pary.
Zaczyna robić się niezręcznie.
-Dziękuję za taniec- mówię nerwowo.
-Zostań. Jeszcze tylko jeden.
Dostrzegam zdeterminowanie w jego oczach. Wymiękam. Potem będę myśleć o konsekwencjach.
Przyciąga mnie do siebie. Zaplatam swoje palce za jego szyją, a on kładzie dłonie na moich biodrach. Patrzymy sobie prosto w oczy. Nie zwracamy uwagi na resztę. Poruszamy się wolno. Atmosfera jest bardzo intymna. Jesteśmy zamknięci w swojej idealnej mydlanej bańce, którą nikt nie ma prawa przebijać.
Niepewnie opieram głowę na jego torsie. Natomiast on obejmuje mnie mocniej. Słyszę jak głośno bije mu serce. Czyżby dla niego również było to coś nowego?
Zapewnie wyglądamy jak dwójka zakochanych po uszy nastolatków. Nikt nie wie, że to dopiero nasze trzecie spotkanie.
Muzyka się kończy, więc odsuwam się delikatnie. 
-Dziękuję- szepczę.
-Ja też.
Nie chcę odchodzić. Było mi tak dobrze w jego ramionach.
Odwracam się i zamierzam już iść, ale jego dłoń mnie powstrzymuje.
Czuję jego oddech na mojej szyi. Mimowolnie zamykam oczy.
-Spotkamy się?
Kręcę głową po czym niepewnie dotykam jego szorstkiego policzka. Całuję go w to miejsce i odchodzę.
-Powiedz mi chociaż jak masz na imię!- krzyczy.
-Melanie!
Na moją twarz wypływa uśmiech, ale on tego nie widzi.
-Melanie. Piękne imię!- woła.
Chichoczę.
-Ja jestem Zayn!- dodaje.
_______________________________________
Do niedzieli :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro