Nineteen

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy wreszcie dotarły do mnie jego słowa, rzuciłam mu się na szyję. Złączyłam nasze usta w gorącym pocałunku, który był przepełniony mieszanką uczuć. Pogłębił go i mnie podniósł, a ja oplotłam go nogami w pasie.
Deszcz nie przestawał padać, co dodało nam romantycznego klimatu.
-Czy to oznacza "tak"?- zaśmiał się.
-Owszem, Malik.
Ponownie wpił się w moje usta. Nagle jego ręce znalazły się na moich pośladkach, które ścisnął.
-Ey!- pisnęłam.
-Jestem teraz twoim chłopakiem, więc co twoje to i moje.
-To znaczy, że co twoje i też moje?
-Dokładnie tak- posłał mi cwany uśmiech.
-Są idealne- wyszczerzył się.
Przewróciłam oczami.
-Tak bardzo stresowałem się, kiedy cię o to pytałem. Myślałem, że już umrę.
-Czemu?- zachichotałam.
-Bo jesteś moją pierwszą dziewczyną i jedyną, na której mi tak cholernie zależy.
Poczułam przyjemne ciepło w brzuchu. Czy ja jestem w niebie?
Złączyłam po raz kolejny nasze wargi w krótkim pocałunku.
-Chodźmy się schować, bo inaczej będziemy chorzy.
Skierowaliśmy się w stronę drzewa, pod którego koroną nie padało. Usiedliśmy na ziemi. Ja zajęłam miejsce na jego kolanach i nawet nie mam pojęcia, w którym momencie zapadłam w sen, okryta silnymi ramionami mojego księcia.
...
Obudziłam się dość wcześnie. Przynajmniej tak wywnioskowałam, ponieważ słońce zaczęło wschodzić. Panowała cisza. Powietrze było chłodne.
Obserwowałam z dołu śpiącego Zayna. Miał taką spokojną i rozluźnioną twarz. Naprawdę żal mi go było budzić, lecz musiałam wrócić do domu przed pobudką rodziców. Obserwowałam go jeszcze przez chwilę, po czym składałam delikatne pocałunki na jego brodzie. Poruszył się, a na jego buzię wypłynął seksowny uśmiech. Wciąż jednak miał zamknięte oczy.
-Takie pobudki mogę mieć codziennie do końca mojego życia- wychrypiał.
Jego poranny głos to cudo. Nadal nie mogę uwierzyć, że ten niesamowity młodzieniec to mój chłopak.
Zachichotałam.
Nawet nie zarejestrowałam, kiedy zmienił naszą pozycję i górował nade mną.
-Dzień dobry, Bella.
-Dzień dobry, piękny.
Skrzywił się.
-Wolałbym określenie "przystojniaku". Tamto brzmi pedalsko.
Wybuchnęłam śmiechem, co on też uczynił.
-Musimy to kiedyś powtórzyć. Ta noc była wyjątkowa- powiedziałam rozmarzona.
Byłam taka szczęśliwa w tamtym momencie.
-I dodamy do niej jeszcze kilka szczegółów, aby ją urozmaicić- poruszył sugestywnie brwiami.
-O nie! Nie wierzę, że to powiedziałeś!- pisnęłam i zakryłam twarz dłońmi.
Złapał za nie i odsunął. Następnie zaatakował moje usta spragnione jego, które potem przeniósł na moją szyję. Wplątałam swoje palce w jego włosy, za które zaczęłam ciągnąć, jednocześnie dociskałam jego głowę do mojej szyi.
-Mam taką wielką ochotę zrobić ci malinkę, aby ten zasrany John i reszta kolesi wiedziała, że należysz tylko i wyłącznie do mnie.
Zadrżałam, a z mojej buzi wydobył się cichy jęk.
Oderwał się ode mnie. Jego oczy były czarne. Widziałam w nich błysk.
-Czas już iść.
Podniósł się i wystawił mi rękę, którą ujęłam. Wracaliśmy w siebie wtuleni.
-Pracujesz dzisiaj?
-Niestety- przeczesał włosy.
-Muszę ci o czymś powiedzieć.
Stanęłam i zwróciłam się w jego stronę.
-Coś się stało?- spytał zaniepokojony.
-Wczoraj, gdy byliśmy u państwa Parker, John zaprosił mnie do swojego pokoju.
-Dotykał cię?- zacisnął szczękę.
-Nie, ale opowiedział mi, że jego kolega nas widział. On chyba zaczyna coś podejrzewać.
-Jebany skurwiel!- wysyczał.
-Zayn! Nie przeklinaj!- upomniałam go.
-Ale on zasługuje na to określenie!
-Po prostu musimy być ostrożni- próbowałam mu to wyjaśnić.
Zamknął oczy, aby się uspokoić. Kiedy je otworzył, jego słowa zraniły moje serce.
-Żałuję tego kim jestem i skąd pochodzę.
_______________________________________
Miłego dnia, kochani ♡♡♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro