Twenty nine

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaraz po przebudzeniu obrałam sobie za cel spotkanie z Maddie. Musiałam omówić z nią propozycję Zayna. Sądząc po charakterze przyjaciółki, uzna to za ciekawy pomysł. Jednak na naszej przeszkodzie stali jej i moi rodzice. Państwo Clarkson raczej się zgodzą. A co ze mną?
Zapukałam do drzwi i chwilkę odczekałam, zanim pojawił się w nich tata Maddie.
-Dzień dobry.
Posłałam mu uśmiech, który z chęcią odwzajemnił.
-Cześć Melanie. Co słychać?
-Wszystko dobrze. A u pana?
-Muszę się pochwalić, że ostatnio złowiłem całkiem niezłą sztukę.
-Och. Moje gratulacje- zaśmiałam się.
Pan Clarkson jest zagorzałym wędkarzem i uwielbia opowiadać o swoich zdobyczach. Raz przegapiłby urodziny własnej żony, gdyby nie wrócił na czas. Mimo wszystko każdy go darzy niezwykłą sympatią.
-Dziękuję, dziękuję. Nie zatrzymuję cię już. Maddie jest w ogrodzie.
Pożegnałam się z głową rodziny i pognałam w stronę przyjaciółki, która wylegiwała się na leżaku.
Na głowie miała kapelusz, a na nosie widniały okulary. Obok niej stał koktajl na małym stoliku.
-No proszę, proszę. Witaj, królewno- zakpiłam.
Na jej twarz wypłynął mały uśmiech.
-Przesuń się, bo zasłaniasz mi słońce.
Prychnęłam.
-Chyba sobie żartujesz.
W dalszym ciągu leżała.
Przewróciłam oczami.
-Wstawaj. Jest sprawa.
-Jaka?- podniosła się ożywiona.
Usiadłam obok niej na leżaku i zaczęłam mówić szeptem.
-Zayn wpadł na pewien pomysł.
-Och, widzę, że między wami to już tak na poważnie- odezwała się zachwycona.
-W pewnym sensie- przyznałam.
-Dobra, kontynuuj- popędzała.
-Zaproponował mi wyjazd nad morze na około trzech dni. Problem w tym, że moi rodzice z nim mnie nie puszczą, więc pomyślałam, że ty też pojedziesz i zabierzesz Jamesa tylko, że w inne miejsce.
W myślach trzymałam mocno kciuki, żeby się zgodziła. Ona musi to zrobić. Błagam.
Na razie pozostawała cicho i analizowała moje słowa.
-W porządku- odparła w końcu.
-Naprawdę?
-Mhm. Czemu nie?
-Dziękuję! Jesteś najlepsza!- pisnęłam, rzucając się na nią.
-Wiem. Skoro ma wam to pomóc zbliżyć się do siebie to nie mam nic przeciwko. Teraz pozostała kwestia Jamesa. Oby się zgodził.
-I rodziców- dodałam.
Kiwnęła głową.
-Uhuhu wyczuwam, że będzie się działo- poruszała brwiami, a ja spaliłam buraka.
-Dobrze. Pogadaj z nimi.
Wstałam, szykując się do wyjścia.
-Już idziesz?- spytała zaskoczona.
-Tak. Przyszłam tylko obgadać z tobą tę kwestię.
-Ostatnio tak mało spędzamy ze sobą czasu- wyznała.
-Wiem i dlatego musimy urządzić sobie dzień, w którym będzie zero chłopaków. Tylko my.
Zaśmiała się.
-To daj znać.
Przytuliłam ją na pożegnanie.
-Nie przebywaj dużo na słońcu, bo się spalisz.
Skierowałam się w stronę domu. Szłam spokojnie spacerkiem, nie czując pośpiechu.
Gdy przekroczyłam próg domu, zostałam zawołana przez mamę.
-Melanie, pojedziesz ze mną na zakupy, dobrze?
Pokiwałam głową.
-Odpowiedz mi. Dziewczyno, kiedy ty się wreszcie nauczysz kultury?
Zacisnęłam dłonie w pięści w geście irytacji.
-Tak. Pojadę z tobą na zakupy.
Ruszyłyśmy w stronę samochodu i skierowałyśmy się nim w stronę rynku.
Przechodziłyśmy z jednego straganu do drugiego i kupowałyśmy to co wpadło nam w oko.
W pewnym momencie zauważyłam znajomą twarz. Była to mama Zayna. Stała przy warzywach.
Ona nie mogła mnie zobaczyć, bo wtedy dowiedziałaby się skąd pochodzę. Oblał mnie strach. Lecz moje przerażenie osiągnęło zenitu, kiedy moja mama skierowała się w stronę gdzie stała.
_______________________________________
Do środy :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro