Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alanna

Hałas, głośna muzyka popu i tłum roztańczonych nastolatków na parkiecie. Gianni przesunął osłonę, przepuszczając mnie do środka sali gimnastycznej. Nabrałam głębokiego oddechu, rozglądając się dookoła: wielki stół z przystawkami i przekąskami standardowo został otoczony plotkującymi nauczycielami, którzy popijali poncz w czerwonych kubeczkach, didżejka jak zwykle atakowana przez napalone laski w kostiumach, a królowa lodu i podstępu Susan wraz ze swoją watahą promieniowała na całej imprezie. Przyznaję, że tego się właśnie spodziewałam jak na moje pierwsze balety w szkole z okazji Halloween. Nigdy przedtem nie przychodziłam na taką zabawę, zwłaszcza że w dniu Wszystkich Świętych z paczką znajomych wolałam się bawić w plenerze i schlać mordę niż przebywać wśród drętwych ludzi. Raz przyszłam, ale szybciej stamtąd zwiałam niż się zjawiłam, jednak tu już na starcie czuć ten zajebisty klimat. 

Tylko dlaczego musiałam przyjść akurat z nim? 

Naprawdę lubiłam Gianniego, był wobec mnie bardzo w porządku, dlatego nie miałam żadnych powodów, aby tego człowieka nie lubić, ale jakoś wolałam spędzić ten czas z bliższymi mi osobami, jak na przykład z Amandą, która przekitrała między piersi pół litra Lubelskiej i razem z Jennifer i Isabellą wlewała w siebie wódę w damskim. To, jak jej się udało wcisnąć w cycki butelkę, to była już jej słodka tajemnica. Była to moja pierwsza impreza i zamiast świetnie się na niej bawić, to znowu zaczęłam myśleć kiedy jej koniec, bo z laskami miałam później lecieć w aftera. Tym bardziej chciałam stąd spadać, aczkolwiek Gianni miał chyba co do tego zupełnie inne plany. 

— I jak ci się podoba? — zapytał, kiedy zatrzymaliśmy się przed stołem z przystawkami. Zabrał dwa kubeczki i nalał ponczu, jednak podziękowałam gestem ręki. — Trochę się spóźniliśmy, bo już widzę, że impreza się rozkręciła — dodał i popił napój, rozglądając się po roztańczonych nastolatkach. — Ale dobre, na pewno nie chcesz? — zwrócił się w moją stronę.

— Nie, dzięki — pokręciłam głową, uśmiechając się. — Fajnie tu — powiedziałam, lekko speszona krzyżując ramiona pod piersiami. — A kiedy się kończy? — rzuciłam zaciekawiona, odwracając się do chłopaka.

Spojrzał na mnie, unosząc kąciki ust. Nie powiem nie, jego uśmiech zawsze był miły dla oka, zwłaszcza gdy równe, białe zęby koloryzowały wśród jego ciemnej karnacji Włocha, delikatnego zarostu i czarnych do ucha, gęstych włosów. Zaśmiał się, poprawiając swoją czapkę muszkietera. 

— Już ci się spieszy do końca? — zapytał, nie ukrywając rozbawienia. — Nudzę cię? 

— Nie! — zaprzeczyłam od razu, stanowczo machając rękoma. — Zwariowałeś? Nie, czemu? To po prostu chyba nie moje klimaty, wiesz? — dodałam szybko, chcąc wybrnąć z krępującej sytuacji. 

— Ach, racja — mruknął, wskazując na mój strój. — Nie jesteś przyzwyczajona do takich rzeczy. Co w takim razie robicie tam w klasztorze? — zapytał kąśliwie, uśmiechając się cwaniacko. Parsknęłam rozbawiona, poprawiając czarny welon Zakonnicy. 

— Skłamię i powiem, że modlimy się do Pana Boga — powiedziałam z delikatnym uśmiechem, starając się zachować powagę. — A tak naprawdę, to wciągamy kreskę kolumbijskiego koksu z murzyńskich pał — rzuciłam po chwili. 

Gianni prawie zakrztusił się swoim ponczem, większość i tak wypluwając z buzi. Zaśmiałam się, klepiąc go po ramieniu. 

— Chciałeś prawdy, stary, to ją masz — rzuciłam rozbawiona, wzruszając ramionami. 

— Aly, jesteś niemożliwa — uśmiechnął się, przejeżdżając ręką po wilgotnych ustach. — Masz bardzo fajne poczucie humoru, wiesz? — obejrzał się za mną, lustrując mnie z błyskiem w oku. 

Spojrzałam w jego brązowe oczy, przez chwile zachowując milczenie. Okej, speszyłam się. Zaśmiałam się cicho pod nosem, zawstydzona poprawiając materiał na głowie.

— To komplement? — zapytałam, zarumieniona starając się wyrównać z nim kontakt wzrokowy, jednak co chwile oglądałam swoje czarne oxfordy wystające spod sutanny. — Jestem słaba w komplementach. 

— Co? Czemu? — spytał zaciekawiony, nie dowierzając. — Wystarczy powiedzieć komuś, że ma ładne oczy albo uśmiech — rozejrzał się po sali. — O! Albo to, że fajnie wygląda. Na przykład ta dziewczyna... I tamta kolejna. Albo ten facet — wskazał na nastolatków po kolei, z zaciekawieniem przyglądając się chłopakowi przebranego za Magic Mike'a. 

— N-Nie wiem, to chyba nie w moim stylu... — zaczerwieniłam się bardziej, zaczesując kosmyk włosów za lewe ucho. 

— Spróbuj — uśmiechnął się, odwracając wzrok na mnie. 

Nabrałam głębokiego oddechu. To było naprawdę dziwne. Miałam siedemnaście lat i komplementowanie drugiej osoby było mi zupełnie obce. To nie było coś w stylu tych sarkastycznych tekstów, jakimi walę na prawo i lewo z Sebastianem do siebie nawzajem. To było po prostu coś totalnie innego. Jasne, że zawsze zwrócę uwagę na coś ładnego u człowieka, ale nigdy te komentarze nie miały drugiego dna, chyba że chciałam tym również poprawić humor. W tym przypadku, o jakim mówił Gianni, walenie komplementami miało na celu kogoś oczarować, chyba, nie wiem. Zacząć gadkę i flirtować, cokolwiek. Ja nie zamierzałam tego robić, bo po co, jak nie byłam zainteresowana? Poza tym, byłam w tym kiepska, żeby naprawdę flirtować z kimś na poważnie. Chyba tylko zrozumie to Sebastian. 

— Hej, Gianni... — szturchnęłam go delikatnie ramieniem, skrępowana oblizując dolną wargę. Spojrzał na mnie, wyczekując dalszego zdania. — Jesteś religijny? — zapytałam niepewnie.

Zaśmiał się, wywołując we mnie jeszcze większy rumieniec niż przedtem. Skrępowana zacisnęłam ręce na materiale sukienki, oblewając się czerwienią na twarzy oraz gorącem na ciele. Wiedziałam, że coś spalę. Ale siara, ja pierdolę. 

— No mówiłam! — rzuciłam nadąsana, machając ręką. — Mam to w dupie — wymamrotałam, krzyżując ramiona pod piersiami.

— Aly, jesteś taka urocza — rozbawiony westchnął, nabierając oddechu. Napił się ponczu, po chwili witając wesoło z przechodzącymi obok kumplami. — Siema, hej! Tak, jestem z Alanną — powiedział, uśmiechając się w moją stronę.

— Cześć — przywitałam się z dwoma chłopakami, którzy zdziwieni zlustrowali mnie tak, jakby nie spodziewali się mojej obecności. 

— Woah! — powiedzieli obaj, niczym zszokowana laska przykładając rękę do piersi. — Sister, uważaj na tego muszkietera. Kochana, on nie jednemu wbił swe ostrze prosto w serce! — poinformowali rozbawieni, chichocząc dziewczęco. 

Parsknęłam pod nosem, przelotnie oglądając się za skrępowanym Ciano, który wymusił uśmiech, nie ukrywając zażenowania. 

— Spadać stąd! — pogonił ich gestem ręki, przez krótką chwilę trzymając luźno dłoń na wysokości podbródka niczym francuski projektant mody. — Och, frajerzy — pokręcił głową i machnął ręką, odwracając się do mnie. — Wybacz za nich, oni już tak mają. Nie potrafią się opanować.

— Nie ma sprawy, znam gorsze przypadki. Amanda i Jennifer są czasami tak nieznośne, że jest to nieznośne, ale powiem ci, że jest to zajebiste — uśmiechnęłam się, myślami wspominając ich odpały. — Nieźli ci twoi kumple. To geje? — zapytałam, sięgając po arbuza. 

Gianni spojrzał na mnie w zakłopotaniu, przez krótką chwilę milcząc. 

— Nie! — rzucił zaskoczony, mierząc mnie. — Zwariowałaś? Skąd ci to przyszło do głowy, Al? — prychnął, śmiejąc się. 

— Nie wiem — wzruszyłam ramionami. — Geje mają ten swój specyficzny sposób bycia. Wiesz: machanie rękoma, w ogóle ta gestykulacja. No i akcentowanie ich wyróżnia. Tak o zapytałam, bo zachowywali się podobnie — oznajmiłam, rozglądając się po całej sali. 

— Nie, nie są — zaprzeczył, śmiejąc się pod nosem. — Oni są po prostu pojebani — dodał rozbawiony, kończąc swój poncz. — Widzę, że dziewczyny się już świetnie bawią — powiedział i skinął brodą na wprost. 

Odwróciłam wzrok, na drugim końcu sali dostrzegając Amandę, Jennifer i Isabelle. Zaśmiałam się, gdy Morgan w stroju kopciuszka trząchała rękoma przed piersią, tańcząc szejka wraz z Jenny. To było komiczne, zwłaszcza że angażowała się w to pełną siłą. Śmiałam się tak głośno, że Andy zwróciła się w moją stronę, rozbawiona wskazując na mnie palcem. Pomachałam jej, co odwzajemniła z dziewczynami, nagle witając się z Adamem i Sebastianem, którym towarzyszyła Britney w przebraniu Czerwonego Kapturka. Wystarczył sam widok jego osoby z daleka, aby mój organizm rozpoczął walkę ze wszystkimi żywiołami: ziemia, woda, ogień i powietrze uderzyły z taką siłą, że z początku nie wiedziałam jak oddychać. Każdy ruch i gest, który nawet nie był kierowany w moją stronę, wywoływał we mnie pełen podniecenia dreszcz. Zwykła jego obecność powodowała, że moje nogi miękły, a serce wariowało. Szaleństwo. Wśród tak ogromnego tłumu, jaki otaczał nas dookoła, w moich oczach jego osoba lśniła złotem i diamentami, czarując jeszcze bardziej. Niesamowite. Nabrałam głębokiego oddechu, patrząc na Sebastiana. Przywitał się ze wszystkimi, nagle wzrok odwracając w moją stronę. Poczułam skurcz w podbrzuszu, gdy błękitne ślepia zlustrowały mnie od góry do dołu. Był obłędy, zawadiacki i nienormalny. Nawet w przebraniu baletnicy widziałam w nim Greckiego Boga, przed jakim mogłam się rozbierać.

Prychnęłam pod nosem, nie dowierzając w nich. Razem z Adamem przebrał się za baletnicę. Białe rajstopki opinały jego szczupłe nogi, rozkloszowana, pudrowa spódniczka komponowała się idealnie z różowym, wiązanym z przodu gorsetem, a poniszczone, czarne vansy dodawały tylko uroku. Byli niemożliwi. Od wejścia przyciągali sporą uwagę, wywołując jednocześnie podziw, niedowierzanie i rozbawienie wśród wszystkich dookoła. Zaśmiałam się znowu, kiedy dołączyli do nich Eliot i Lloyd przebrani za Kudłatego i Scooby'iego Doo. Lubiłam Gianniego, ale własnie dlatego chciałam ten wieczór spędzić z nimi niż nim. 

— Hej, Aly? — odezwał się Ciano, sięgając po kolejny kubek z ponczem. 

— Co tam? — zapytałam, odwracając się do chłopaka. 

— Nie to, że jestem wścibski, ale to zwykła ciekawość... — zaczął niepewnie, podpierając rękę o stół. — Sebastian to twój chłopak? — spojrzał w moje oczy, przelotnie oglądając się za Oliversem. 

— Co? — rzuciłam rozbawiona, nie dowierzając. — Nie, nie jest moim chłopakiem — odpowiedziałam, spoglądając w ich stronę. Zacisnęłam mocno ręce, paląc się z zazdrości, jak rozmawiał z całą tą Britney-shitney. 

— Tak pytam — wzruszył ramionami, popijając z uśmieszkiem napój. — Ostatnie akcje na stołówce i czasami korytarzach mnie po prostu... ciekawiły, wiesz o co chodzi? Przede wszystkim nie chciałem się wtrącać w waszą relację, jeśli coś jest na rzeczy. 

— Nie jesteśmy razem — powiedziałam z delikatnym uśmiechem, krzyżując ręce pod piersiami. Sebastian co chwile na mnie zerkał, jednak szybko uciekał wzrokiem gdzie indziej, kiedy widział, jak również patrzę w jego stronę. 

— Ale ewidentnie coś między wami jest, przyznaj — uśmiechnął się, spoglądając na mnie. 

— Nie wiem — wzruszyłam ramionami, zastanawiając się. — Może, coś, nie wiem, naprawdę, kurwa — rzuciłam zażenowana, wzdychając głęboko. — Naprawdę nie wiem. To chyba skomplikowane, wiesz? 

— Okej, w porządku — powiedział, kiwając głową. 

I po tym zapadła cisza. Niestety nie ta, która była jednym z najpiękniejszych momentów w moim życiu, a krępująca i nudna. Rozejrzałam się po całej sali, nabierając oddechu. To skomplikowane, a przynajmniej bardzo popierdolone. Przecież nie mogłam coś do niego czuć, tak nakazała przysięga krwi. Przecież nie mogłam patrzeć inaczej na Sebastiana, bo to było wbrew znaczeniu przysiędze krwi. Przecież nie mogłam. Spuściłam wzrok, oglądając bliznę na małym palcu u ręki. Jak to się tak szybko stało? Nie mrugnęłam nawet okiem, a już był obrazem w mojej głowie. Zadarłam podbródek, spoglądając przed siebie; dobra – plus wyjścia z Giannim jest taki, że nie muszę na nich patrzeć. Mimo że specjalnie ją zaprosił i z nią rozmawiał, żeby wywołać we mnie zazdrość, to kurewsko miałam ochotę rozszarpać ich oboje. Zazdrość rządzi człowiekiem. Nie, od teraz pokażę, że jestem silną i niezależną, młodą kobietą. Poprawiłam czarną sukienkę, nagle słysząc ze strony Ciano głośny śmiech. Odwróciłam się do chłopaka, dostrzegając go roześmianego po uszy, co przyciągnęło uwagę ciekawskich nauczycieli i kilku uczniów. Uśmiechnęłam się, szturchając go ramieniem: 

— Co jest? — zapytałam, lustrując Włocha — Hej, stary? — powtórzyłam, gdy nie przestawał.

— Wybacz, ale dosłownie wszystko zaczęło mnie śmieszyć i nie mam pojęcia czemu — spojrzał w moje oczy, które jego były lekko zaczerwienione i ociężałe. Zmarszczyłam delikatnie brwi, doskonale wiedząc, dlaczego miał taki efekt.

— Ty jarałeś? — zapytałam, nie dowierzając. Przecież mówił, że tego nie lubi. 

— Co? Nie — uśmiech nie schodził mu z twarzy. — Nie, dlaczego miałbym? Przecież ci mówiłem, że tego nie lubię. Ale czuję się inaczej, wiesz? To chyba ten poncz — zauważył, popijając nadal napój. 

— Wyglądasz, jakbyś się nieźle ujarał — powiedziałam rozbawiona, zabierając mu kubek. — Idziemy do nich? — zapytałam, wskazując na przyjaciółkę i resztę. Prawie jęknęłam, załamując się jeszcze bardziej – bawili się tak zajebiście, a ja ugrzęzłam w totalnej nudzie, na dodatek ze zjaranym gościem. Jak i kiedy to się stało, że Gianni się spizgał, to nie miałam pojęcia.

— Idziemy tańczyć! — rzucił po usłyszeniu w tle The Pussycat Dolls, pociągając mnie za rękę. 

Zaskoczona nawet nie mogłam odmówić. Weszliśmy w tłum roztańczonych nastolatków, gdzie czułam się najgorzej na świecie. Nadal się dziwiłam, jak mogłam wytrzymać w zeszły piątek na imprezie, kiedy na co dzień nawet zwykłe czekanie w ogromnej kolejce na kasę doprowadzało mnie do frustracji. Po prostu czułam się źle w tłumie, gdzie ledwo mogłam wykonać jakiś ruch i oddychać. Gianni wprawił nas w taniec, po chwili samemu wywijając jak profesjonalny tancerz. Zaśmiałam się, obserwując jego ruchy – były śmieszne. Chyba sam nie wiedział, co robił, ale tak banalny taniec wychodził mu zajebiście. Wprawiłam własne ciało, po kilku sekundach czując się pewniej i swobodniej. Było fajnie. Nawet w jego towarzystwie przestałam na krótką chwilę myśleć o reszcie. Ciano zdecydowanie nie przypominał sztywniaka: miał poczucie humoru, dystans do siebie i był bardzo błyskotliwy. Teraz jednak przechodził samego siebie – gościu prawie rwał wszystkie laski dookoła. Parsknęłam śmiechem, lustrując go. Pewny siebie nie tylko ze mną albo innymi dziewczynami tańczył, ale zaczepiał nawet chłopaków. To było naprawdę zabawne. Zakręcił się wokół własnej osi, po czym zatrzymał się krok przede mną, zawadiacko spoglądając w moje oczy. Wystawił rękę, którą chwyciłam, pozwalając na bliższy kontakt fizyczny – tak mną pociągnął, że obiłam nosem o jego klatkę piersiową. Delikatnie mnie przytulił, śmiejąc się razem ze mną. Okej, ten chłopak był przezabawny.

— O mój Boże, przepraszam cię! — powiedział roześmiany— Nie mam pojęcia, co się ze mną dziś dzieje, przepraszam! — delikatnie dotknął moich ramion. — Nic ci nie jest? Może zadzwonić po pogotowie? 

— Pogotowie? — prychnęłam, nie dowierzając. — Stary, wyluzuj, nic mi nie jest — uśmiechnęłam się, spoglądając w jego oczy. — Ale ty najwidoczniej jesteś na dużym haju, wiesz? — zauważyłam. 

Chłopak wyrównał ze mną kontakt wzrokowy i wzruszył ramionami, po czym przed twarzą zaczął tanecznie wymachiwać rękoma w geście pokoju. Zaśmiałam się, oniemiała kręcąc głową. Kiedy on się tak mocno porobił? To niemożliwe, żeby po ponczu nagle dostał takiego kopa, a zwłaszcza, żeby tak się zjarał. Chyba że przed przyjściem tu wziął molly i po sprawie. No trudno, jakoś mnie to za bardzo nie interesowało. Właściwie, to miałam to w dupie. Wprawiłam ciało w taniec, przykuwając uwagę Gianniego. Ciano lubieżnie zlustrował mnie od góry do dołu, tanecznym krokiem przybliżając się coraz bardziej. Mimo że gdzieś na sali kręcili się przyjaciele, to w jego towarzystwie było bardzo fajnie. Tańczyliśmy razem, śmialiśmy się głośno, a nawet wspólnie wygłupialiśmy. Sprawił, że przestałam myśleć o Sebastianie.

Dopóki nie zjawił się obok.

Spojrzałam za ramię chłopaka, zrezygnowana parskając pod nosem. Był niemożliwy. Sebastian tańczył z Britney obok, co chwile oglądając się w moją stronę. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, jak on tak właściwie tańczył: sztywno poruszał nogami, ręce prawie w ogóle nie współgrały z ciałem, a luźno zwisały wzdłuż niego. Nawet głową próbował coś ugrać, ale kompletnie mu to nie wychodziło. Wiedziałam, że nie lubił i nie umiał tańczyć na trzeźwo, ale to, co aktualnie robił, było totalnym pośmiewiskiem, wówczas które onieśmielało mnie jeszcze bardziej. Był beznadziejnym tancerzem. Każde jego ruchy były żałosne i śmieszne, takie obciachowe i do bani. Zaśmiałam się, kiedy uroczo uniósł kąciki ust, spoglądając w moje oczy. Był takim frajerem, ale tak strasznie nie mogłam oderwać od niego wzroku. Starałam się bardzo nie zwracać na niego uwagę i skupić na tańcu z Giannim, ale nie potrafiłam. 

— Hej, Bri! — usłyszałam Sebastiana, który co chwilę oglądał się za mną. Nie mogłam przestać się uśmiechać, widząc, jak próbował wzbudzić we mnie zazdrość i nawet się z tym nie krył. — Jak się bawisz?! 

— Super! — odpowiedziała mu podekscytowana. — Jest ekstra!

Gianni złapał mnie za rękę i delikatnie zakręcił, co zlustrował Ian, dąsając się jak naburmuszone dziecko.

— Co mówiłaś?! — zapytał po dłuższej chwili, odwracając się do dziewczyny. 

— Mówię, że jest ekstra! — wykrzyczała mu, co trochę zagłuszała głośna muzyka. 

— Wiem, że wyglądam ekstra! — odpowiedział jej łobuzersko. — Wiesz, Bri, ty też wyglądasz ekstra! — krzyknął, z cwanym uśmieszkiem oglądając się za mną.

— O fuj, ale zajebało gównem. Też to poczułeś? — zapytałam Ciano, który wybuchł śmiechem i przez stan, w jakim się znajdował, nie mógł się opanować. 

— Hej, Britney! — odezwał się Sebastian, poruszając zabawnie ciałem. — Fajnie tańczysz! — obejrzał się za mną.

— Dzięki, ty też!  

Usłyszawszy ją, wybuchłam głośnym śmiechem. Jak ona mogła powiedzieć, że to coś, co tworzył Sebastian, było fajne? To było totalne gówno, wielka żenada, no po prostu nie. Robił z siebie debila, ale nie potrafiłam ukryć tego, że był najsłodszym debilem, jakiego mogłam oglądać. Ukradkiem spojrzałam na nich, kiedy tańczyli obok nas. Zaskoczona uśmiechnęłam się, kiedy Gianni złapał mnie za rękę i zakręcił, szarmancko przyciągnął do siebie. Ian obserwował to ciągle, naburmuszony marszcząc brwi jak u zezłoszczonego dziecka. Odwrócił się i spojrzał na Britney, po czym chwycił jej rękę i zakręcił nią tak mocno, że przerażona nie mogła się zatrzymać. Gwałtownie pociągnął ją w swoją stronę, ale zamiast wpaść w jego ręce, wpadła na tłum nastolatków za nimi. Wybuchłam śmiechem, co rozbawiło również Sebastiana. On był niemożliwy. 

— Aly! Aly, idę do toalety, okej? — szepnął do mojego ucha zmachany Gianni, ciężko oddychając.  

— Okej, ale uważaj na siebie, bo nie wyglądasz za dobrze — zlustrowałam go, nie ukrywając rozbawienia. — Będę czekać tam, gdzie staliśmy na początku — skinął głową, gdy wskazałam palcem w tamtą stronę. 

Oblizałam dolną wargę, przelotnie oglądając się za Oliversem. Podnosił z ziemi obolałą Britney, nagle wyrównując ze mną kontakt wzrokowy. Oniemiała otworzyłam szeroko oczy i przyłożyłam rękę do ust, powstrzymując śmiech – Sebastian puścił dziewczynę tylko po to, aby pomachać mi z uroczym uśmieszkiem na twarzy. Szybko się otrząsnął, nachylając nad blondynką. On był naprawdę niemożliwy. Parsknęłam, wychodząc z roztańczonego tłumu wprost do ulubionego miejsca, jakim był wielki stół z jedzeniem.   

— Ty, cnotka niewydymka! — usłyszałam. Odwróciłam się, radośnie unosząc kąciki ust. 

— Gdzie masz księcia z bajki, dziołcho? — zapytałam, lustrując Amandę.

— Uciekł — odpowiedziała, zatrzymując się obok. Pomrugałam kilka razy, oglądając jej piersi, które fajnie się zatrzęsły. — Jak tam? Jak się bawisz? — zapytała, z zaciekawieniem dotykając mojego czarnego welonu Zakonnicy. 

— Fajnie, w sumie nawet spoko — wzruszyłam ramionami. — Ale szczerze, to chcę być z wami — wyjęczałam, przelotnie oglądając się za Andy. 

— To weź no go zaciągnij do nas — zaproponowała, spoglądając w stronę dziewczyn i chłopaków. — Woah, gdzie ten idiota polazł? — zapytała i zmarszczyła brwi, wzrokiem poszukując po całej sali Sebastiana. — Ach, tam jest! — uśmiechnęła się. — Kurwa, czemu ten pedał z nią tańczy? — rzuciła zła, krzywiąc się. 

Spojrzałam na Iana, który nieśmiały stał jak kołek wśród roztańczonych nastolatków i Britney, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Cholera, tak strasznie chciałam do niego podbiec i go przytulić. Tak po prostu. Ze zwykłego przyzwyczajenia. Ze zwykłej, silnej chęci i pragnienia. 

— Mana, ona ewidentnie go podrywa. Adam miał rację, ja bym wkroczyła do akcji i tego tak nie zostawiła, nie-e — stanowczo pokręciła głową, zabawnie akcentując zdanie. Sięgnęła po kubeczek i nalała ponczu, powoli popijając ze smakiem. — O kurde, ale dobry! — zdziwiła się.

— Ja bym tego nie piła, Andy. Ktoś chyba tam czegoś dodał, bo Gianni wygląda na nieźle zjaranego — poinformowałam ją, spoglądając w jej napój. — Zostaw to w pizdu i chlej wódę. 

— Już się skończyła, meh — odpowiedziała smutna, wydymając usta. — Ale ej, stara, ty nie zmieniaj tematu! — pacnęła mnie delikatnie ręką po brzuchu. — Laska zabiera ci sprzed nosa faceta!

— On nie jest wart żadnych pieniędzy, czasu i takiej piękności jak mua — powiedziałam żartobliwie, unosząc się z dumą. 

— Zdecydowanie w tym stroju wyglądasz na kogoś, kto zawróci niejednemu w głowie — rzuciła z sarkazmem, prychając ironicznie. — Na after idziemy na drzewko z chłopakami i masz spławić Gianniego, jasne? — powiedziała, spoglądając z powagą w moje oczy.

— Gdzie? — skrzywiłam się. — Jakie, kurwa, drzewko, co? — zaśmiałam się, nie wiedząc, o co jej chodziło.

— Gówno — odpowiedziała naburmuszona, marszcząc gniewnie brwi. — Słuchaj czasami tego, co się do ciebie mówi, debilu. Chłopaki mają jakąś tam miejscówkę w lesie na jakimś drzewie, nie wiem. Sami to budowali przez kilka tygodni, czaisz? — prychnęła. — Podobno wymiata, ale to się okażę. 

— Chcecie w środku nocy, na dodatek w dniu Halloween, iść do lasu na jakieś drzewo? — zdziwiłam się. — Zajebiście! — podekscytowana uniosłam kąciki ust, nie mogąc się doczekać. 

— No to, maleńka, spław pod koniec Gianniego i lecim w bajlando — odparła z uśmieszkiem, popijając napój. 

— Ale jak mam to zrobić? — zapytałam. 

— Nie wiem, cokolwiek mu powiedz — wzruszyła ramionami. — Powiedz, że ci rybka umarła. 

— Ja tak nie umiem, Andy... — powiedziałam cicho, z niepewnością na nią patrząc. — On mnie zaprosił, jak ja mogę go wystawić? To niegrzeczne. 

— To dla ciebie nagle niegrzeczne, stara? — prychnęła, nie dowierzając. — A plucie z ostatniego piętra w centrum handlowym ludziom na głowę już nie, he? — zapytała, wspominając sytuację sprzed kilku dni. 

— Oj dobra, daj spokój — uśmiechnęłam się. — Coś wymyślę.

— W improwizowaniu jesteś akurat bardzo dobra — mruknęła cwanie, unosząc kąciki ust. 

Speszyłam się, czując na policzkach rumieniec. Czy miała na myśli to, jak z Sebastianem potrafiłam na czas grać głupa? O mój Boże.

— No dobra, a co zamierzasz zrobić z tą szmulą? — zmieniła temat, wskazując na tańczącą Britney. 

— Zabić — odpowiedziałam z powagą, przyglądając się dziewczynie.

— A tak na poważnie? — zapytała, popijając z uśmieszkiem poncz.

— Cholera, nie wiem — rzuciłam zdenerwowana, marszcząc brwi. — Co mam zrobić? W dupie to mam — skłamałam, patrząc w jej niebieskie oczy, które podkreśliła różowym cieniem i brokatem. 

— Zaraz, co? — skrzywiła się. — Czyli nie podoba ci się Sebastian? Nie czujesz nic do niego? — ciekawska zadała kolejne pytanie, przyglądając się mi uważnie. 

— Amanda, nie czuję do Sebastiana żadnych emocji — znowu ją okłamałam, zachowując poważny wyraz twarzy oraz ton. — Ale nienawidzę tej ździry i mam ochotę napluć jej w mordę.  

— Nie oszukuj mnie, babe, wiem, że kłamiesz — powiedziała z oczywistością, przeczesując swoje włosy. — Sebastian jest głupi i widać, że robi to tylko po to, aby wzbudzić w tobie zazdrość, jednak laska się w to mocno zaangażowała. Jej przyjaciółeczki też jej dopingują — skinęła głową na lewo, popijając napój. 

Obejrzałam się, zauważając kumpele Britney, które stały z boku, podekscytowane obserwując ją i Sebastiana w tłumie. Zażenowana wywróciłam oczami, wzdychając głęboko.

— Daj temu czas, a głodny pies sam przyjdzie do swej panci — powiedziałam spokojna, z uśmieszkiem zachowując chillout. — Będzie mi jadł z ręki, zobaczysz. 

— No zobaczymy — skwitowała niepewna, zabierając następny kubek z ponczem. — Ja lecę do nich, a ty dawaj bierz Gianniego i cho do nas — zaproponowała, uśmiechając się mile.

Zmarszczyłam delikatnie brwi, przyglądając się Amandzie. Zaraz, zaraz, coś mi tu znowu nie pasowało. Zanim otworzyłam usta i wykrztusiłam ''czekaj'', Andy była już na drugim końcu sali, z wielkim uśmiechem upijając się drugim ponczem. Coś było naprawdę nie tak. Obejrzałam się dookoła, oglądając roześmianych nauczycieli i uczniów, gdzie większość z nich trzymała czerwony kubeczek. Okej, to było meeega dziwne. Wzruszyłam ramionami i poprawiłam włosy, rozglądając się dookoła, po czym nagle wyrównałam kontakt wzrokowy z Ethanem. Chłopak, przebrany za jakiegoś biznesmena, patrzył w moje oczy bez emocji. To było jeszcze dziwniejsze, bo wiele razy gapił na mnie w ten sposób na przerwach albo wtedy, kiedy po prostu się mijaliśmy. Już raz miałam okazję się z nim zmierzyć i nawet wysłuchać z jego stron gróźb, ale to kompletnie nie wywołało we mnie żadnych uczuć oprócz zwykłego zażenowania. Ostatni raz mi się przyjrzał, odwracając się do swoich kumpli i sfory suk Susan, która błyszczącą i mieniącą się suknią olśniewała na całej imprezie. Westchnęłam i sięgnęłam po kawałek arbuza, rozglądając się po Giannim, jednak zatrzymałam się, kiedy różowe wdzianko obok przykuło moją uwagę. Uśmiechnęłam się, czując momentalnie na policzkach rumieńce, a w brzuchu wariactwo motylków. 

— Podobno jakiś anioł uciekł z nieba — odezwał się. — Ale spokojnie, nie powiem im, gdzie jesteś — uśmiechnął się do mnie. 

— Męskich rajstop nie było? — zapytałam kąśliwie, rozglądając się po całej sali.

— Wiem, że podobam ci się nawet w takich — odpowiedział z łobuzerskim uśmieszkiem, odwracając na mnie wzrok. — Arbuzy są fajne — zwrócił uwagę. 

— Wiem, dlatego jem — odparłam, zajadając się słodkim owocem. 

— Nie, nie dlatego — powiedział, zabierając z tacy kawałek. — Są zajebiste, bo możesz pestkami pluć na wrogów — dodał, po chwili trafiając pestką w mój policzek. 

Zamknęłam oczy i zacisnęłam usta, powstrzymując uśmieszek. To było zbyt zajebiste. I to, jak okropne, niepohamowane szaleństwo wypełniało mnie po brzegi. Ciepło zalewało moje serce i dusze. Otaczało piękną radością, onieśmielało niczym czysta perfekcja, bawiło jak najzabawniejsza komedia. Coś niesamowitego i rzadkiego, żeby opisać to zwykłymi słowami. Tego się po prostu nie dało wytłumaczyć w żaden sposób. Dlaczego to on wśród tylu miliardów ludzi wywoływał we mnie takie uczucia? Dlaczego akurat on? Dlaczego? Tak po prostu. Po prostu. Sebastian po prostu robił z mojego życia szaloną kolejkę górską, która przejeżdżała przez krainę mandarynek, królestwa niebieskiego i tęczy, ziemi pełnej słodkości, harmonii i arkadii. Ale to był kurewski odlot. 

— Dlaczego zakrywasz czymś moją malinkę? — zapytał z zadziornym uśmieszkiem, ewidentnie mając z tego satysfakcję.

— Adam będzie zły — odpowiedziałam, wzdychając głęboko. Dlaczego kiedyś potrafiłam panować nad emocjami, a teraz nawet nad głupim rumieńcem nie mogłam? 

— Dobrze wiesz, że Adam nie musi wiedzieć — łobuzersko powtórzył znany tekst, nachylając się nade mną.

— Wiesz, powinnam być na ciebie wściekła! — rzuciłam z grymasem i skończywszy arbuza, skrzyżowałam ręce pod piersiami, obrażona odwracając głowę w bok. — Masz mi wiele do wytłumaczenia, Sebastianie Oliversie! — spojrzałam na niego kątem oka.

— Możemy tę rozmowę przenieść na weekend? Nie psujmy tego dnia, przecież jest tak pięknie — rozejrzał się dookoła. — Postaram ci się wszystko wytłumaczyć, o ile będę potrafił, okej? — spojrzał na mnie. 

— Nie naciskam, ale szczerze, to chciałabym chociaż cokolwiek usłyszeć — odpowiedziałam, z ciekawości sięgając po kubeczek ponczu. — Podobno to nieźle kopie, ale nie wiem — oznajmiłam, wzruszając ramionami. 

Przechyliłam kubek, chcąc spróbować napoju, jednak Sebastian nagle mnie powstrzymał.

— Radzę... tego nie pić — ostrzegł z cwanym uśmieszkiem. Ostrożnie zabrał mi z ręki poncz, odkładając go z powrotem na stół. 

— Dlaczego? — zapytałam, przelotnie obracając się za dużym dzbankiem soku, który był w dużych ilościach na całej sali, a który masowo pili uczniowie i nauczyciele.

— Wlałem tam płynne thc — odparł, rozglądając się dookoła. — Czaisz, że Squirting wypiła ich aż pięć? — zaśmiał się, spoglądając na mnie.

O kurwa mać.

— Idioto! — rzuciłam pośpiesznie, chwytając go mocno za rękę. Zaskoczony zmarszczył brwi, po chwili smutnie wyrównując ze mną kontakt wzrokowy jak przybite dziecko, na które niesłusznie nakrzyczał rodzic.

— No co? Ej, myślałem, że ci się spodoba — powiedział niewinnie, broniąc się. 

— N-Nie, nie chodzi o to — speszona pokręciłam głową, czując rumieniec na policzkach. Jego wyraz twarzy wywołał we mnie okropną fale gorąca i onieśmielenia, mimo że wydawał się być jedynie rozczarowany i urażony. — Walić to, że Gianni wypił ich chyba z trzy, ale Amanda też piła! 

Sebastian otworzył szeroko oczy, po chwili odwracając razem ze mną głowę w stronę Morgan. Jej głośny śmiech z końca sali dochodził aż tutaj. Roześmiana po uszy, zjarana i oderwana od świata rzeczywistego popijała z uśmiechem napój, siedząc z dziewczynami przy stoliku. O kurwa mać. 

— Adam mnie zabije — rzucił, po czym pobiegł do Andy. 

— Adam nie musi wiedzieć — odparłam, dotrzymując mu kroku.

Podbiegliśmy do stolika, przy którym siedziała razem z Isabellą i Jennifer. Rozejrzałam się dookoła, nie mogąc nigdzie znaleźć Lutchera ani ich kumpli, jednak nie tym zaczęłam się martwić. Podeszłam do Amandy, która oparta o blat śmiała się jak głupi do sera, ledwo otwierając ociężałe, zaczerwienione i kurewsko spizgane oczy. 

— Andy?! — chwyciłam jej ramię, odwracając w swoją stronę. — O skurwysyn — rzuciłam, poważniejąc. 

— Mm, no co tam? — wymruczała, uśmiechając się. 

Była kurewsko zjarana. 

— Ile tego wypiłaś? — wtrącił Sebastian, wskazując na czerwony kubeczek, który zabrał jej sprzed nosa. 

— Ej, ja się chyba kurewsko zjarałam — powiedziała, na co zaśmiały się głośno dziewczyny obok.

Spojrzałam na kumpele, nie dowierzając. Obie siedziały roześmiane, przed sobą mając kilka pustych kubków po ponczu. 

— Macie tego więcej nie pić — wkurzył się Ian, zabierając im napój. — Gdzie są chłopaki? — zapytał zdezorientowany, rozglądając się wokół. — Kurwa — przeklął, szukając w tłumie kumpli.

— Al, nie mam pojęcia, co ten poncz w sobie miał, ale jest, kurwa, zajebiście — Andy pokazała mi gest muki, unosząc kąciki ust. 

Nie dowierzałam. 

— I ty tak beze mnie?! — zmierzyłam ją, nie ukrywając rozczarowania. — Szmato, jak mogłaś?!

— Możesz jeszcze nadgonić. Laska, uwierz mi, że jest warto — cały czas się uśmiechała, znowu pokazując gest muki. — Zarąbiste, stara. 

— Co tam, laski? — nagle pojawili się chłopcy, zatrzymując się obok stolika. Ciekawski Adam obejrzał się po wszystkich, zatrzymując się dłużej na Amandzie. Zmarszczył brwi, pytająco wyrównując ze mną kontakt wzrokowy. 

— No nareszcie! — zaraz za nimi zjawił się Sebastian. — Gdzie wy byliście? — zapytał.

— Na szlugu — odpowiedzieli uśmiechnięci. 

— I tak beze mnie?! — zmierzył ich, na co prychnęłam rozbawiona. — Dobra, nieważne — machnął ręką, biorąc głęboki oddech. — Laski się spizgały — powiedział, wskazując na dziewczyny. — I to ostro. 

— Co? — rzucił Adam, spoglądając na Amandę. — Kiedy? 

— Zajebiście! — uśmiechnął się Lloyd, którego zaczęła drapać po głowie radosna Jennifer. 

— To moja wina? — broniła się, wzruszając ramionami. — Nic nie mówiliście, że zamierzacie coś zrobić z tym ponczem, idioci. Ale powiem wam jedno, taaak? — przedłużyła zabawnie z akcentem, machając palcem wskazującym. — Było warto, kochanie — skwitowała, spoglądając na Adama.

— Och, Al, tu jesteś — niespodziewanie pojawił się Gianni, za którym obejrzał się Sebastian. — Coś ze mną jest nie tak, Alanna, ja nie mogę się ogarnąć — powiedział przerażony, oddychając ciężko. Obejrzałam się przelotnie za przyjaciółmi, którzy rozmawiali między sobą. — Chłopaki powiedzieli, że podobno ktoś wlał coś do ponczu. Ja nie wiem, jakim trzeba być idiotą, żeby to zrobić — pokręcił głową. 

— Zajebistym — uśmiechnęłam się. 

— Ekhem, panie i panowie! 

Światła zmniejszyły swój ton, reflektory i kolorowe lampy na chwile przygasły. Podest, na którym zatrzymała się przewodnicząca szkoły, został oświetlony dużym blaskiem. Każdy na sali umilkł, jedynie szepcząc coś niezrozumiałego między sobą. Spojrzałam ostatni raz na Gianniego, zaciekawiona odwracając wzrok w stronę punku zainteresowania wszystkich dookoła. Dziewczyna, przebrana za wiedźmę, z uśmiechem rozglądała się po nastolatkach, w rękach trzymając dwie koperty. 

— Mieliście czas, kochani, na zagłosowanie na najlepszego, i twojego ulubionego, faworyta tej imprezy! — poinformowała z serdecznym uśmiechem. — Nastał więc ten czas, aby wybrać króla i królową balu! 

Każdy wzniósł wiwat i huczny aplauz. Przelotnie obejrzałam się za Sebastianem, który w tym samym momencie spojrzał w moją stronę. Oboje szybko odwróciliśmy głowy z powrotem, zarumienieni uśmiechając się. 

— Czy jesteście gotowi poznać swoich wybrańców?! 

— No i gdzie jest mój, kurwa, książę? — burknęła nadąsana Amanda, rozglądając się dookoła.

— Królem tegorocznego balu Halloween zostaje... — nastały bębny, budując wśród nastolatków napięcie.

— Te rajki wpijają mi się w dupę — odezwał się Sebastian, poprawiając swoje białe rajstopki. 

— Sebastian Olivers! — ogłosiła. 

Głośny wiwat i radosne krzyki rozniosły się po całej sali. Rozbawiona nie mogłam w to uwierzyć, a razem ze mną roześmiani przyjaciele obok. Sebastian chyba nie zdawał sobie z tego sprawy, ponieważ wówczas, gdy został oświetlony dużym reflektorem, nastała kompletna cisza. Każdy patrzył, jak poprawiał swoje bokserki i rajtuzy, po chwili zdezorientowany spoglądając przed siebie. Okej, ten człowiek rozbrajał mnie do granic możliwości. Cisza wokół była niczym filmowe świerszcze, płacz dziecka w kościele i gdzieś w oddali kaszl człowieka. Przewodnicząca odchrząknęła, zapraszając go na środek podestu, do którego z początku podszedł ze zdziwieniem, jednak kiedy wszyscy dookoła dopingowali mu i gratulowali, Ian zadowolony uniósł się dumą, idąc pewniej niczym król i władca. Zaklaskałam, obserwując go. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, to było zbyt zajebiste. Stanął na środku w swoim przezabawnym kostiumie baletnicy, trzymając w dłoni koronę. 

— Mówiłem, że to wygrasz, stary, mówiłem! Jestem z ciebie dumny, kochanie! — wydzierał się szczęśliwy Adam, jak szaleniec wymachując rękoma w dopingu najlepszego przyjaciela. 

Zaśmiałam się, nagle zauważając w kącie dwóch chłopaków, którzy byli odpowiedzialni za podliczanie głosów. Prychnęłam, gdy okazali się to być kumple i stali klienci Sebastiana, którzy zadowoleni przybili sobie czerwonym kubeczkiem sztamę. 

— Jak się czujesz z wygraną? — zapytała z uśmiechem przewodnicząca, kierując mikrofon przed twarzą Iana. 

— Yyy, zajebiście-to znaczy fajnie, nie spodziewałem się tego — rzucił zaskoczony, unosząc łobuzersko kąciki ust. Położył koronę na głowie, która zresztą prawie mu z niej spadała. — Dzięki, jesteście wspaniali! — podziękował, udając poruszonego. Całował rękę, posyłając ludziom buziaki. Każdy się cieszył tak, jakby naprawdę przed nimi stał prawdziwy król.

To było niesamowite. I to, jak każdy cieszył się na widok Sebastiana i jego wygranej. Dosłownie każdy mu kibicował i gratulował, a zdążyłam zapoznać się z opinią, że Ian w szkole słynął za zwykłego idiotę, który robił chamskie kawały i popadał w kłopoty. Było też masę plotek, że, na przykład, jest popieprzony, jest dziwnym wariatem, niegrzecznym i nieuprzejmym gościem, najsłynniejsze z nich to to, że jest skończonym ćpunem, a nawet niebezpiecznym wandalem, który miał mnóstwo psów na karku. Każdy go znał i każdy tworzył o nim coś innego. Plotek było wiele, jak i własnych opinii, ale prawdą było to, że jego się nie dało nie uwielbiać. Wszyscy uwielbiali Sebastiana Oliversa.

— Poznajmy więc naszą przyszłą królową balu... — mruknęła do mikrofonu, otwierając kopertę. 

— Ale ma sexy wdzianko — odezwał się Gianni, wpół przymkniętymi oczyma lustrując Iana. 

Parsknęłam, kręcąc głową. Zauważyłam, ze tuż przy podeście stała Britney, z szerokim uśmiechem patrząc na Sebastiana jak zahipnotyzowana. Okej, to było dziwne. Nie patrzyła na niego normalnie, a naprawdę jak popieprzona psychofanka. Gdzieś w oddali stała Susan, która przeczesała ogniste, kręcone włosy, szykując się na wyjście po ogłoszeniu wyników. Jej przyjaciółka, Kelly, co chwile poprawiała jej błyszczącą sukienkę i dopingowała. Ale to było sztuczne i bardzo nudne.

— Szkoda, że nie wygrałem, ale może się jeszcze tobie uda — powiedział Ciano, uśmiechając się do mnie. 

— Niezbyt interesuje mnie ta wygrana — odpowiedziałam, krzyżując ramiona pod piersiami. 

— Jebać tego szlaufa — powiedziała nadąsana Amanda, objadając się truskawkami w czekoladzie.

— A królową balu zostaje... Adam Lutcher? — rzuciła przewodnicząca, nie dowierzając.

Podniosła muzyka w tle, a zaraz za nią mój kuzyn został oświetlony reflektorem. Kędzierzawy otworzył szeroko oczy, nie wiedząc o co chodzi. Wybuchłam śmiechem razem z dziewczynami, nie mogąc wytrzymać z całej tej ustawki. Każdy dookoła milczał jak w przypadku Sebastiana, jednak tu zdecydowanie było jeszcze większe zdziwienie, gdyż zamiast laski wygrał chłopak, na dodatek cały ten Adam Lutcher. Susan wydarła wściekłe ''co?!'', lecz tym mało kto się interesował. Kiedy Adam zrobił niepewny krok przed siebie, nagle każdy dookoła zaczął klaskać i głośno triumfować. Radosny przeszedł przez tłum rozbawionych, aczkolwiek mile zaskoczonych nastolatków, zatrzymując się z uśmiechem obok najlepszego przyjaciela, który przybił sobie z nim soczystą piątkę. 

— Czy na pewno głosy się zgadzają? Halo, chłopcy? — zapytała speszona, nie wiedząc co zrobić. — A-Ale jak to chłopak wygrał tytuł królowej..?

— Dość gadania, dawaj koronę! — powiedział żartobliwie Adam, machając ręką. 

— No trudno, chyba pierwszy raz w historii będziemy mieć taki przypadek — westchnęła, podchodząc do szczęśliwego jak dziecko Adama. — Jak się czujesz z wygraną, nasza królowo? — zapytała z uśmiechem.

— Och, jestem taka szczęśliwa... — rozczulił się, ściskając w dłoni dużą koronę. Wczuwał się w rolę idealnie, co było przezabawnym widokiem. Każdy się śmiał i gratulował, a naburmuszona Susan stała z boku, krzyżując ramiona pod piersiami. — No cóż, tak to bywa, że wygrywa najlepsza i najładniejsza — mruknął kobieco, wydymając usta w dzióbek. 

— Widzimy, że również para wygranych wygląda tak samo. Cóż to za piękne stroje? 

— Och, to czysty jedwab od Gucciego — przyłożył rękę do czoła, zawstydzony pochylając lekko głowę. — Kochani, dziękuję za wasze głosy! Jesteście cudowni! — pocmokał widowni, która hucznie wiwatowała. 

— Wielkie brawa dla naszego króla i królowej balu! — oznajmiła przewodnicząca, klaskając w dłonie. — Teraz zapraszam na wspólny taniec! 

— Co? — oboje wykrztusili oburzeni, spoglądając na siebie. — Z nim? 

W tle została puszczona piosenka Celine Dion, My heart will go on. O nie, to był jakiś żart, naprawdę. Każdy miał ubaw z Sebastiana i Adama, którzy stali na przeciw siebie, odziani w ten sam strój różowej baletnicy. Przybliżyli się, zmuszając nawzajem do tańca. Ian z grymasem położył ręce na biodrach kędzierzawego, który zniesmaczony skrzyżował palce na karku przyjaciela. Ten widok był tak bezcenny, że razem z Amandą wyjęłyśmy telefon i porobiłyśmy foty. Tańczyli powoli, mamrocząc coś pod nosem. Cała sala również dobrała się w pary, lekko kołysząc się na boki do melodii piosenkarki. Zanim odwróciłam się do Andy i poprosiłam przyjaciółkę do tańca, Gianni pojawił się przede mną, poprawiając swoją czapkę muszkietera.

— Alanna? — zapytał, lustrując mnie. 

— Co tam? Jak się czujesz? — skinęłam brodą, patrząc na zmęczonego Ciano. 

— Chujowo — wzruszył ramionami, nie owijając w bawełnę. — Jestem kurewsko zjarany i kurewsko śpiący. Wybacz, że nie mogłem się z tobą świetnie bawić, ale jakiś idiota namieszał coś w tym ponczu — westchnął, wkładając ręce w kieszeni czarnych, skórzanych spodni. 

— W porządku, nie martw się. Wiesz, dla mnie nadal jest świetnie — uniosłam mile kąciki ust, przelotnie oglądając się za podestem. Sebastian i Adam kłócili się o jakiś krok taneczny, co było zabawnym widokiem. 

— Nie będziesz zła, jeśli chłopaki odwiozą mnie na chatę? — zapytał.

— Nie! — rzuciłam z radością, uśmiechając się szeroko. Kiedy Gianni zmarszczył brwi, pytająco na mnie zerkając, dopiero wtedy dotarło do mnie to, jak musiało to wyglądać. — Oj, to znaczy nie, przestań, co ty — poprawiłam się, machając ręką. — Najważniejsze jest to, żebyś czuł się dobrze. Jak wrócisz do domu, to daj mi znać, okej? — spojrzałam troskliwie jemu w oczy. 

— Nie ma sprawy — uśmiechnął się, przytulając mnie na pożegnanie. — Baw się dobrze. Mimo że byłem z tobą krótko, to było świetnie — dodał z entuzjazmem.

— Dzięki, trzymaj się — spojrzałam na niego ostatni raz, kiedy napotkał swoich kumpli i zniknął za drzwiami sali gimnastycznej

Westchnęłam głęboko, kręcąc głową. No i problem rozwiązał się sam. Poszło łatwiej niż myślałam. Odwróciłam wzrok w stronę podestu, słysząc z głośników kulminacyjną zwrotkę piosenki. W tym samym momencie Sebastian i Adam stali po obu progach platformy, po chwili nabiegając na siebie. Oczy każdych nastolatków były zwrócone na ich dwójkę. Zaśmiałam się, ledwo wyłapując oddech: Lutcher wskoczył na ręce Iana, które podniosły wysoko mojego kuzyna i zakręciły. Ten kadr wyglądał dosłownie jak wyjęta scena z filmu. Pierwszy raz widziałam, żeby angażowali się tak mocno w cokolwiek. Byli niemożliwi. Cała sala wybuchła śmiechem, kiedy Sebastian nie dał rady utrzymać przyjaciela i puścił go, upadając na ziemie razem z nim. Zakończyli taniec, kłaniając się z uroczym uśmieszkiem i rozwalonymi okularami Adama.

— Ale oni są głupi — zaśmiała się Amanda, pojawiając się obok. 

— Zajebiści — uśmiechnęłam się, oglądając ich w onieśmieleniu. 

— Babe, jak sytuacja z Giannim? — zapytała zaciekawiona. 

Uniosłam kąciki ust, długo czekając na tę chwilę.

— Podaj mi poncz, sweetheart. 

~*~

— A co, jeśli jakaś stara baba ma alzheimera i dostała sraczki? — odezwał się roześmiany po uszy Adam, popijając zimne piwo. — I nagle zapomniała dokąd biegnie? 

Każdy wybuchł śmiechem. Siedzieliśmy pijani, jak i również mocno zjarani w domku na drzewie. Osiem osób ledwo mieściło się w tej dziurze, w której była nawet przenośna lodówka, regał z sześcioma półkami i metalowy sejf, do którego znali hasło tylko chłopcy. Mały, drewniany stolik z dwoma krzesłami, na którym siedziała Andy z Adamem, stał przy kącie, a tuż obok była duża pufa sako, mieszcząca w sobie aż trzy osoby: Jennifer, Isabelle i Eliota. Domek był zajebisty, a wyobrażenie sobie tego, jak chłopaki mogli przenieść te wszystkie rzeczy tu, było wręcz niemożliwe. Drzewo było wielkie, a wejście tu składało się jedynie z amatorsko powbijanymi dechami na gwoździe. Miejsce to było lepszą meliną niż ta obskurna i opuszczona placówka w środku lasu. Miał swój klimat, którego nie dało się niczym przebić. W środku unosił się zapach starego drewna, dymu papierosowego i alkoholu, a dźwięk głośnych śmiechów i wrzasków wybiegał na zewnątrz echem po całym lesie. Dopiłam do końca resztki ponczu, siedząc na podłodze pod małym oknem razem z Sebastianem obok. 

Uśmiechnęłam się, starając się ukryć rumieniec na policzkach. Sebastian spojrzał na mnie, unosząc również kąciki ust. Oboje byliśmy okryci starym kocem w kratę, lecz bijące gorąco od chłopaka ogrzewało mnie jeszcze mocniej niż sam materiał i czarny płaszcz. Ian natomiast siedział bez swojej ulubionej czarnej kurtki z Fila, w ciągu dalszym paradując z Adamem w krótkiej spódniczce baletnicy i białych rajstopkach, jednak na górę nałożył czarny sweterek z golfem. Był przeuroczy. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, a co dopiero skupić się na żartach i rozmowie ze wszystkimi. 

— Tęskniłem za tobą, Al — zwrócił się do mnie Sebastian, spoglądając w moje oczy i tym samym ignorując całą resztę, a nawet siedzącego obok Adama, który od czasu do czasu zerkał w naszą stronę.

Pomrugałam kilka razy, zawstydzona czując większą falę gorąca na policzkach i całym ciele. 

— Za mną? — uśmiechnęłam się, odstawiając na regał obok czerwony kubeczek. Odwróciłam się z powrotem, oblizując dolną wargę. — Ja za tobą też. 

— Minął tydzień, ale tydzień to za dużo bez ciebie, naprawdę — powiedział szczerze — Nie zaliczam tych naszych spotkań... w nocy — ściszył ton, oglądając się za przyjacielem. — Bo tam to wiadomo co tylko robiliśmy. Ja tęskniłem za rozmową z tobą i żartami, wiesz? — uniósł kąciki ust. 

Onieśmielał mnie. Nie wiedziałam, co mu mówić, tak kurewsko mnie onieśmielał i mój brzuch doprowadzał do czystego szaleństwa.

— Tak dużo rzeczy mam ci do powiedzenia, Al. Strasznie wiele się wydarzyło przez ten tydzień, wiesz? — uśmiechnął się, cały czas mnie oglądając z podekscytowaniem.

— Tak? — ucieszyłam się. — To opowiadaj, ja słucham — poprawiłam się na wygodniejszą pozycje, opierając plecy o regał, aby mieć lepszy widok na Sebastiana. 

— Umm, na przykład... — jak dziecko rozmyślał, dotykając podbródka. — O! Ale to akurat wiesz, że mam nowe auto — oznajmił.

— I jakie w końcu? — zapytałam zaciekawiona, przyciągając kolana do piersi, wokół których owinęłam ręce.

— Tajemnica — uśmiechnął się łobuzersko, mrugając. — Zabiorę cię niedługo na przejażdżkę. 

— Znowu w nocy? — uniosłam cwanie kąciki ust, przelotnie oglądając się za Adamem, który roześmiany rozmawiał i żartował z całą resztą.

— Trzeba je ochrzcić, kotku — powiedział z zadziornym uśmieszkiem, zawstydzając mnie. — Wiesz, że będę robić tatuaż? — zapytał.

— Ojejku, naprawdę? — zaskoczył mnie. — Gdzie chcesz i jaki? 

— Chcę całą klatę sobie wydziarać i całe ręce, tu, tu i tuuu! — gestykulował, fascynując się mocno. Nie dowierzałam, oglądając go z uśmiechem. — Na palcach chcę mieć, na plecach, no i może coś na udach. No i robię kolejnego na twarzy, ale na skroni. 

— Jesteś ostro popieprzony — parsknęłam, zabierając mu piwo z ręki, którego się napiłam. 

— Wiem i jest mi z tym kurewsko dobrze — uśmiechnął się. — Chcę na pewno większość zrobić przed urodzinami Adama.

— O kurde, to już za miesiąc. Na pewno masz wszystko przemyślane? Wiesz, że to nie są rzeczy na chwile. To masz na całe życie i, na przykład, jak wytatuujesz sobie taką pizdę w ogniu to trochę przejebane — prychnęłam, oddając mu alkohol. 

— Mam wszystko przemyślane, spokojnie. Kumpel ma już szablony, dziadkowie wiedzą, rodzice wiedzą o... większości, ale nie wszystkich — uśmiechnął się zawstydzony. — Moja mama nie wie na pewno o jednym.

— Jakim? — spytałam zaciekawiona, poprawiając rozpuszczone włosy, za którymi Ian się obejrzał. 

— Chcę na brzuchu tu z boku... — pokazał. — Wytatuować sobie Mona Lisę z jej twarzą. 

— O Jezu, ale zajebiście — podekscytowałam się. — A ile takie coś kosztuje, bo portrety to chyba kupę siana? 

— Nooo... — przedłużył, kolejny raz zawstydzony unosząc kąciki ust. — Dużo. Ten z mamą będzie kosztował mnie osiem koła. 

— O kurwa mać — wykrztusiłam, otwierając szeroko oczy. — Skąd ty masz tyle forsy, Sebastian? 

— No przecież wiesz — uśmiechnął się, popijając piwo.

— No wiem, ale ty z tego naprawdę wyciągasz tyle kasy? Gościu, w takim razie pół roku i jesteś milionerem! Będą pisać o tobie w Forbes! — podekscytowałam się. 

— No i teraz są kolejne rzeczy, które chcę ci powiedzieć — poinformował, również się ekscytując. — Sprzedałem trzy tracki. 

— Naprawdę? — spoważniałam, uśmiechając się szczerze. Od Sebastiana biło ogromną radością i szczęściem jak u dziecka, co zachwycało mnie jeszcze bardziej. Cieszyłam się razem z nim, a nawet byłam bardzo dumna. — Komu? Kiedy? 

— W tym tygodniu, bo wstawiłem je wreszcie na stronę. Napisało do mnie z trzynastu typa, ale sprzedałem tylko trzem, bo najwięcej płacili. Wiesz, ile jeden gościu płacił? Piętnaście tysięcy — powiedział, szokując mnie. Otworzyłam szeroko buzie, spoglądając na Sebastiana w oszołomieniu. — Był to koleś z niezłej wytwórni, której spodobało się moje brzmienie. Czaisz to, bo ja nadal nie? — sam nie dowierzał, biorąc dużego łyka. 

— Jejku, to cudownie! — uśmiechnęłam się, radośnie nim trząchając. — Nie chcesz tego więcej posprzedawać? Pokazałeś mi swój folder, tego było tam pełno!

— Ale nie wszystkie nadają się do sprzedania. Niektóre chciałbym zostawić dla siebie. Żeby były dla mnie. Tylko dla mnie — powiedział, przez chwile zachowując się poważniej.

— Dlaczego? — zapytałam zaciekawiona, delikatnie marszcząc brwi. — Wszystkie nadają się do tego, aby świat nareszcie je wysłuchał! — uśmiechnęłam się szeroko, rozmarzając o tym, jakie to musiałoby być zajebiste, gdyby w radiu leciały jego kawałki. — Spójrz, jakie to byłoby odlotowe, gdybyś był znany pod nazwą lil albo young Silver — gestykulowałam ręką, żartując sobie. Zaśmiał się również, popijając piwo.

— Jesteś bardzo słodka, Aly — powiedział, spoglądając na mnie. Powstrzymałam wkradający się uśmieszek na usta, zawstydzona wyrównując z nim kontakt wzrokowy. — Rozumiem, o co ci chodzi i wiem, że to zajebisty pomysł, ale ty chyba mnie nie zrozumiałaś. Niektóre rzeczy człowiek musi pozostawić dla siebie. To, co najcenniejsze jest ukryte tu głęboko, z dala od wszystkich.

Sebastian niepewnie wyciągnął rękę, delikatnie układając ją między moimi piersiami przy sercu. Nabrałam głębokiego oddechu. To był jak wstrząs, który rozprzestrzenił się po całym ciele. Gorąco i pobudzająco, rozpalając we mnie wszystkie komórki, bodźce i zmysły. Podniecenie nagle wzrosło, co również przeszło na niego niczym ładunek z prądem. Tak piękna biel, która jak lód otaczała jego oczy, przeszyła mnie płomieniem na wylot. To był ten moment z niewielu, kiedy nie umiałam odpowiedzieć sobie na pytanie, jak się nazywam. Patrzył na mnie zdecydowanie za krótko, lecz czas przy nim wydawał się być zawsze tylko pojęciem względnym. Oblizał usta, speszony mrugając powiekami. Odsunął się tak, jakby się zapomniał w tym, co robi i nagle przypomniał, że obok był mój kuzyn a jego najlepszy przyjaciel, Adam.

— Pamiętaj, że nikt ci nie zabierze tego, co masz tutaj — powiedział, wskazując butelką piwa w moje piersi.

— Zapamiętam — uśmiechnęłam się serdecznie. Przyjrzałam się Sebastianowi, razem z nim przez dłuższą chwile zachowując milczenie. Pozwoliłam sobie na patrzenie w jego błękitne, owiane tajemnicą i mrozem ślepia, które były dla mnie jednym z najbardziej utęsknionym widokiem pod słońcem. — Co jeszcze ciekawego robiłeś przez ten tydzień? — zapytałam, delikatnie głaskając go po głowie.

— Tęskniłem za tobą — odpowiedział, spoglądając w moje oczy.

— Ja za tobą też tęskniłam — odparłam szczerze, nawet przez moment nie wahając się przed odpowiedzią.

— Te, gołąbeczki! — usłyszeliśmy. 

Zawstydzona odsunęłam się od Sebastiana, zabierając rękę z jego głowy. Odchrząknęłam, wpatrując się na resztę.

— No co tam? — zapytał Sebastian, popijając piwo. 

— A dla was co? — zapytała nas Jennifer, wyczekując odpowiedzi, jakby myślała, że też słuchaliśmy ich rozmowy.

— Ale co? — zmarszczyłam delikatnie brwi, zabierając Ianowi piwo. 

— No, czy dla was seks jest też ucieleśnieniem więzi w związku? — zapytała, jakby to było oczywiste. 

Speszyłam się. Automatycznie poczułam, jak moją twarz oblewa straszna czerwień, a serce momentalnie przyspiesza wraz z tętnem. Nagle i niespodziewanie, bo przecież skąd, ból brzucha ze stresu wykręcił mnie tak mocno, że musiałam znowu poprawić się do innej pozycji, w której chwilę temu było mi bardzo wygodnie.

— No dla mnie to jest chyba oczywiste, że tak — odezwała się Amanda. Mimo że była bardzo pijana, teraz jak najbardziej wydawała się kontaktować i mówić szczerze, zachowując choć trochę resztki trzeźwości. — To nie jest tak, jak na przykład, praca dziwki, która idzie do łóżka z facetem, bo musi... No dobra, chujowy przykład, bo to oczywiste chyba, że zwykła kurwa nie ma żadnych emocji do swoich klientów, więc tego nie może czuć. No ale, na przykład, relacja friends with benefits? — rozejrzała się po wszystkich, gestykulując ręką. 

— To też zupełnie co innego. Tutaj obie strony mają tylko z tego korzyść, Andy — powiedział Adam — Nie ma tu emocji, tu jest tylko seks i spełnianie swoich potrzeb. 

— Ale wiesz, ile jest przypadków, że laska albo facet w takiej relacji się zakochuje? — wtrąciła Jennifer. — Taka relacja jest dla ludzi o mocnej psychice, bo słabi i samotni wyobrażają sobie od razu nie wiadomo co. 

— Seks jest zbyt cudowny, żeby traktować to jako zwykłą rzecz do zwykłego bzykania. Jak się uprawia go z kimś, kogo się kocha, jest to najpiękniejsza rzecz na świecie, mimo że należy to do zwykłych, codziennych czynności każdego człowieka — powiedziała Amanda, co było dla mnie lekkim zaskoczeniem. Skąd ona mogła to wiedzieć, skoro doskonale zdawałam sobie sprawę z jej życia intymnego?

— Andy ma racje — zgodziła się Isabella. — Wy, faceci, nigdy tego nie zrozumiecie, bo wy zawsze kierujecie się tymi całymi potrzebami... — zaakcentowała nadąsana ostatnie słowo. — Jakbyście, nie wiem, musieli to robić, bo po prostu musieli i koniec kropka. Jakbyście jechali na takim automacie przez całe życie: jeść, spać, seks, i czas na kupę. 

— A mnie czasami boli głowa, dlatego nie robię! — rzucił rozbawiony Eliot, a razem z nim wybuchnęli śmiechem chłopaki. 

— No dobra, a wy co uważacie? — zapytała Jennifer, spoglądając na naszą dwójkę. — Alanna? 

Pomrugałam kilka razy, oglądając się za Adamem, który patrzył na mnie poważniej niż przed chwilą wyglądał. To takie dziwne, kiedy traktował mnie jak młodszą siostrę, na którą trzeba było mieć ciągle oko. Z jednej strony również go uważałam za brata, ale z drugiej to tak strasznie wkurwiało. Czy on myślał, że nie wiem co to seks?

— No tak jak wy, dziewczyny — odpowiedziałam niepewnie, poprawiając na ramionach koc. — Seks jest fajny, jak się kogoś kocha.

— No i widzicie? — uśmiechnęła się dumnie Jenny, wskazując na mnie. — Mądra dziewucha. A ty, kryminalisto? Tak w ogóle, to zostaw ją w spokoju, bo pozwę cię do sądu o demoralizację nieletnich! — rzuciła zadziornie, a każdy się zaśmiał. — Chuj z tym, że też mam siedemnaście — parsknęła rozbawiona, popijając zimne piwo. 

— Seks jest fajny, ale słyszeliście kiedyś o głaskaniu po główce? — zapytał, uśmiechając się uroczo, a ja zaraz po tym oblałam się rumieńcem. 

— O Boże, ten to jak zwykle palnie coś głupiego — powiedziała Amanda, machając lekceważąco ręką. — Ej, wierzycie w życie pozagrobowe? — rzuciła zaciekawiona. 

Zignorowałam wszystkich, odwracając się do Sebastiana. Chyba zapragnęłam znaleźć się jak najszybciej w jego nowym aucie, jeżdżąc po całym Nowym Jorku i słuchać starego rocka. 

— Wiesz, kurewsko żałuję, że zaczepiłem tą Britney — odezwał się, wzdychając ciężko. Uśmiechnął się pod nosem, jakby zdał sobie sprawę, że spieprzył z czymś sprawę. 

— Dlaczego? — prychnęłam, obserwując go. 

— Ta dziewczyna jest jakąś świruską! — powiedział, unosząc rękę. — Ledwo do was przyszedłem, tak ciągle chciała ze mną tańczyć i gadać o jakichś głupotach. Gówno mnie obchodzi to, jak jej pudel zesikał się przed strzyżeniem — napił się piwa. To, jak opowiadał, wywołało we mnie głośny śmiech. — No seryjnie, ona ma coś z garem — spojrzał na mnie, śmiejąc się. — Wiesz, że pytała o mojego psa Maxa? Znała jego imię, kiedy to ja nawet nie mówiłem jej, że mam psa!

— Chyba trafiłeś na psycholkę — parsknęłam. — No, stary, to nieźle ci współczuję. Mam nadzieję, że będzie ci z nią lepiej, no bo przecież z nami koniec, frajerska chmuro. 

— Błagam, wróć — spojrzał na mnie, żartobliwie przerażony kręcąc głową i ciężko wzdychając. — Ona jest ostro pieprznięta. 

— No nie wiem, nie wiem, będę musiała się nad tym mocno zastanowić — droczyłam się, unosząc kąciki ust. Sebastian napił się piwa, lustrując mnie z zadziornym uśmiechem. 

— To słodkie, że się z tym kryjesz — wskazał butelką na moją szyję, mając na myśli malinkę, którą zrobił mi przedwczoraj w nocy w jego starym audi. 

— Muszę — zawstydziłam się. — I żałuję, że cię wtedy nie odepchnęłam — powiedziałam, wstając na wyprostowane nogi. Podeszłam do stolika, przy którym siedziała Andy z Adamem i zabrałam jedno piwo, wracając się na miejsce przy Sebastianie. — Wyszłam na łatwą ździrę — dodałam, otwierając piwo zębami. 

— Woah! — zdziwił się, zafascynowany obserwując mnie. — Umiesz tak? Cholera, też chciałem się nauczyć, to kozackie. 

— Nawet dwa naraz — uśmiechnęłam się, biorąc łyk alkoholu. — Ale zęby bolą, dlatego tego nie robię zbyt często. 

— To nie rób, bo jesteś zbyt piękna, żeby być szczerbata — powiedział rozbawiony, wywołując u mnie śmiech. — Ale wracając: dlaczego w takim razie mnie nie odepchnęłaś? — zapytał, cwanie unosząc lewy kącik ust.

Kolejny raz mnie zawstydził. Skrępowana oblałam się rumieńcem, oblizując dolną wargę. Dlaczego go rzeczywiście nie odepchnęłam, mimo że po tym wyszłam na łatwą ździrę? Sama nie wiem. W tamtym momencie nawet nie wiedziałam, jak się nazywałam, a co dopiero, żeby przyszło mi coś mądrego do głowy. W tamtym momencie myślałam o rzeczach, które nie powinny mieć miejsca. Których nie powinnam za wszelką cenę do siebie dopuszczać. Było zbyt ciężko, gorąco i mokro, aby w tamtym momencie myśleć z rozsądkiem i trzymać się moralności i zasad. Wiedział o tym i doskonale widział, ale nadal chciał otrzymać odpowiedzi. 

— No dobrze, a ty co byś zrobił, gdybym to ja ci zrobiła malinkę, cwaniaku? — zapytałam, zmieniając temat. Przeczesałam włosy, uśmiechając się. Sebastian parsknął, dopijając do końca swoje piwo. 

— Polałbym się rozpuszczonym i gorącym woskiem, owinął folią bąbelkową, zamknął w trumnie i rzucił na dnie trójkąta bermudzkiego. Kompletnie nie wiem, dlaczego nie przyszło ci to do głowy — uśmiechnął się, na co wybuchnęłam śmiechem. — Ale tak szczerze, to nie wiem — odpowiedział, wzruszając ramionami. — Chyba nie mógłbym do tego dopuścić. 

Tym razem zmusiłam się do uśmiechu. Niespodziewany ból zaatakował mnie po wszystkich zakamarkach, a szczególnie docierając do palców, które ledwo przytrzymały butelkę piwa; gardło, które ledwo pozwoliło mi na przełknięcie śliny i serce, które mocno zabolało jak przy koszmarnych torturach. Doskonale zdałam sobie sprawę, że nie spowodował tego Sebastian. Nie uraził mnie ani zranił, nic z tych rzeczy. To po prostu ja byłam ciągle naiwna. Wszystkie emocje, które dostarczał mi Ian i które nie umiałam kontrolować, powodowały, że zaczęłam sobie wyobrażać nie wiadomo co. Był to zakazany owoc, którego smak kusił najbardziej. Nastolatki gadały o tym na okrągło, jak i chwaliły się tym na każdym kroku. Chciałam tego wreszcie spróbować. Sebastian był pierwszym chłopakiem, który zrobił mi malinkę. Naiwnie zaczęłam sobie wyobrażać, że może jemu też kiedyś zrobię. Raz za razem łamałam przy nim własne zasady, których trzymałam się całe życie. Tylko po to, aby później nosić tytuł obrzydliwej, łatwej ździry. 

Co za bezsens. 

Nie miałam mu jak najbardziej za złe. Mogłam jedynie winić siebie samą, że byłam łatwą dziwką. W milczeniu odwróciłam głowę, z drżącą ręką biorąc dużego łyka piwa. Cała drżałam. W nerwach, buzujących emocjach, które rozgrzewały mnie niemiłosiernie i ogromnym poczuciu wstydu i winy. Byłam taka głupia. Chciałam płakać. Chciałam udawać twardą i powstrzymywać się, ale byłam przed pieprzonym okresem i nie umiałam panować nad niczym. Głupi okres, to wszystko jego wina. 

— Mogę zrobić ci warkoczyka? — zapytał, wplatając rękę w moje włosy. 

— Jasne — wykrztusiłam, ledwo nabierając oddechu. Przysunęłam się bliżej, zasiadając między jego nogami. Ściągnęłam z nadgarstka czarną gumkę z kłębkiem futerka i wręczyłam mu, za co podziękował i włożył sobie w zęby, co było słodkim widokiem, który przelotnie uchwyciłam, zanim odwróciłam się do reszty. 

— Ej, a wiecie, że NASA ukrywa przed nami ludzkość na innej planecie? — powiedziała Amanda, paląc papierosa z Adamem na pół. 

— Ja podejrzewam, że jeszcze kilka lat i bogaci ludzie, a bardziej ci ''wyżej'', będą mogli zamieszkać na innej planecie, która jest inteligentniejsza od naszej. Zobaczycie, że ci ''intelektualiści'' stąd, co srają kasą, będą mieli możliwość transportu tam — wtrącił Eliot. 

— Ale to smutne, wiecie? — powiedziała Isabella, marszcząc delikatnie brwi. — Szary człowiek w tym świecie jest skazany na bycie szczurem. Myślę, że nad nami jest ''ktoś'', kto tym steruje i nie mam na myśli Boga. 

— Proszę, nie rozmawiajmy na temat religii, zanim włączy się w to Ian — prychnął Adam, przelotnie oglądając się w naszą stronę. Wyciszony Sebastian ciągle przeplatał między palcami moje włosy, w ogóle nie zwracając uwagi na przyjaciół. — Ja popieram Isabellę. Być może ktoś tam nad nami istnieje, w co i tak wątpię, bo nie dopuściłby do żadnych wojen i krwi, ale podejrzewam, że ''ktoś'' na pewno ma władzę absolutną. 

— A ja wierzę w Boga! Wychowuję się w rodzinie katolickiej i proszę nie poruszać przy mnie takich tematów, bo będę gryźć — oznajmiła dumnie Jennifer, układając nogę na nogę. — Oczywiście nie fanatycznie, bez przesady — dodała szybko, spoglądając na wszystkich. 

— Dobra, lepiej naprawdę to skończmy, bo Sebastian się odpali. Jenny, na przyszłość: nie dyskutuj z Ianem na temat religii, jeśli nadal chcesz w to coś wierzyć — ostrzegł Adam, co mnie bardzo zaciekawiło. — Osobiście mam takie same zdanie jak on, ale gościu cię dosłownie zmiażdży, jeśli przy nim będziesz chciała głosić swoje przyśpiewki Ave Maryi — zaśmiał się razem z Amandą. — Uwierz mi, że niejedną osobę nawrócił. 

— Masz bardzo fajne i miłe włosy, Al — odezwał się Sebastian, delikatnie i bardzo przyjemnie przeczesując po pasmach. — Lubię twoje włosy. 

— Nie przestawaj — odpowiedziałam cicho, odpływając z przyjemności. Kurewsko podobało mi się to, jak mnie dotykał, mimo że wcześniej tego nienawidziłam. 

— Powiem ci taką ciekawostkę, okej? Chcesz usłyszeć? — zapytał z uśmiechem, przelotnie wychylając się za mną.

— Mm, jasne — przymknęłam oczy, wzdychając głęboko. 

— Urodziłem się z bardzo czułym zmysłem węchu. To zabawne, ale można to porównać jak do psa — prychnął, zaskakując mnie. — Cały czas pod nosem mam twój słodki zapach. 

— Ojejku, naprawdę? — zapytałam zaskoczona, nie dowierzając. Bardzo mnie zdziwił. — A co jeszcze tu czujesz? Czujesz ten obrzydliwy zapach śmierdzących stóp Adama? — zaśmialiśmy się.

— Och, mój ulubiony — powiedział podniecony, żartując sobie. — No, na przykład, czuję bardzo perfumy Amandy, bo ona ma akurat takie fajne, trochę specyficzne. Czuję smród fajek — dodał, wzruszając ramionami. — Czuję gorzałę i wilgoć na zewnątrz. Jest mgła, wiesz? 

— Jezu, to musi być dziwne. Ale jak to jest żyć z tym? Normalnie? Utrudnia ci to, czy wręcz przeciwnie? Fajne to? — z ciekawości zadawałam masę pytań, zachwycając się tym. — Zajebiście, też bym tak chciała.

— Oj, uwierz mi, że nie — prychnął kpiarsko. — Jak nagle wejdziesz w dział rybny, to tak ci zajebie śledziem, że tobą rzuci — powiedział, na co wybuchnęłam ogromnym śmiechem. — Ale powiem ci, że w sumie to fajne. Tylko nigdy nie mogłem siebie czuć. Wiesz, te pierwsze kilka minut czuję, jak, na przykład, wyjdę spod prysznica albo popsikam się perfumami, ale przez resztę dnia nie czuję nic. Jak ja pachnę, Al? Ładnie? — zapytał, kończąc powoli warkocza. 

Zaczęłam się zastanawiać. Głęboko i mocno, próbując dotrzeć do najważniejszych szczegółów: Jak pachniał Sebastian? Miał w sobie coś bardzo pociągającego i hipnotyzującego. Tego nie dało się opisać w żaden sposób. Żadne drzewa sandałowe ani cedr nie opisywały jego zapachu. Żadna siła, męskość i intensywność w aromacie nie była porównywalna z jego zapachem. To było coś mocniejszego, bardziej znaczącego i wartościowego. Zawsze musiał się gdzieś ubrudzić, ale pachniał czystością. Zawsze biło od niego wonią wszystkiego, co było warte skoczenia w ogień. Zawsze dominowało nad nim coś nieokiełznanego, dzikiego. Przede wszystkim pachniał sobą – czymś niepodważalnym i unikalnym. Pachniał buntem, wolnością i radością. 

— Jak pachniesz? — powtórzyłam, oblizując dolną wargę. — Fajnie. Tak miło — odpowiedziałam szczerze, nabierając głębokiego oddechu. — Tak pięknie.

— Pięknie? — zapytał zaskoczony. 

Cholera, powiedziałam to na głos? 

— Yyy, to znaczy, wiesz, twoje perfumy są piękne — dodałam szybko, czując oblewający moje policzki rumieniec. Kiedy skończył warkoczyka, odwrócił głowę w moją stronę, co również uczyniłam, speszona patrząc na niego. — Dziękuję — uniosłam serdecznie kąciki ust, delikatnie dotykając splątanych włosów.

— Drobiazg — odpowiedział, również się uśmiechając. — To mój pierwszy i wyszedł brzydko, ale ładnie wyglądasz — zlustrował mnie.

— Dzięki — znowu nie mogłam zapanować nad rumieńcem, paląc się we własnej skórze. — Tylko wiesz, co niszczy twój zapach? — wyrównałam z nim kontakt wzrokowy.

— Co? Nie mów, że mój pot, o kurwa! — przeraził się, przykładając rękę do ust. Zaczął obwąchiwać sobie pachy, co było śmiesznym widokiem. Zaśmiałam się, powstrzymując go. 

— Nie, głupku — poczochrałam jego krótkie włosy, uśmiechając się. — Fajki — odparłam, na co spojrzał na mnie niezrozumiale. — Wiem, że jesteś uzależniony i niestety z tym nic już się nie da zrobić, ale ten smród tobą momentami przesiąka. To jest naprawdę obrzydliwe i dziwie się, że tobie to nie przeszkadza. Współczuję Amandzie, bo od niej momentami też wali jak cholera tymi szlugami.

Otworzył szeroko oczy, nagle odwracając wzrok na Lutchera.

— Adam! — wykrzyczał. 

— Woah, niczym feniks z popiołu — zaśmiał się Eliot. — Stary, wreszcie się obudziłeś.

— Adam, rzucamy fajki! — oznajmił zdeterminowanym głosem.

— Spierdalaj, ja miałem rzucać rok temu i co? Godziny nie wytrzymałem! — odpowiedział mu, machając ręką. 

— Cooo? — nie dowierzała Andy, śmiejąc się. — Ty chcesz rzucić papierosy? Pogięło cię do reszty, koleś. 

— Rzucę, zobaczycie! — wykrzyczał zdeterminowany, co oglądałam z onieśmieleniem, nie mogąc w niego uwierzyć. — A wy będziecie śmierdzieć, wy robaki!

— Zamknij mordę, ty śmierdzisz, robaku! — odpowiedział mu Adam, popijając piwo. 

— Zamilcz, jak do ciebie mówię i utkaj wary, bo jebie serem spod napleta! — dogryzał mu Ian, uśmiechając się szyderczo.

— Ciągnij się, wagino i lepiej zgól pizdę, bo kolejną zaraz będziesz miał pod okiem! — nie odpuszczał, zaczepiając przyjaciela.

— Odsuń się, Aly, zaraz mu wjebie — wymamrotał nadąsany, unosząc kąciki ust. Zaczął się przepychać, próbując wstać, ale szybko go powstrzymałam, przytulając się do niego. — Puść mnie! — powiedział cięty. Owinęłam ręce wokół jego talii, opierając policzek o klatkę piersiową. — Albo dobra, nie. 

— Mam na was oko — powiedział Adam, wskazując na nas. Zaśmiałam się, pokazując mu język i razem z Sebastianem środkowy palec. Na oczach kuzyna przytuliłam się do Iana, który również owinął wokół mnie ręce, nie zamierzając puszczać. 

— Ej, a wierzycie w legendy? — zapytała Isabella. 

Moje serce biło jak szaleństwo. Przy wszystkich byłam wtulona do Sebastiana, który nie zwracał uwagi na resztę i także mnie mocno przytulał. Bijące z jego ciała ciepło było lepszym otuleniem niż koc, który nie w pełni okrywał naszą dwójkę. Nawet nie przejmowałam się Adamem, który od czasu do czasu zerkał w naszą stronę. Chyba zaczęłam zachowywać się jak pieprzona egoistka, dla której liczyła się jedynie bliskość z tym chłopakiem. Nie wiedziałam, czy to już po trzech kubeczkach z ponczem i jednym piwie mi tak odwalało, czy po prostu ze zwykłej tęsknoty, z jakiej przez tydzień nie mogłam sobie pozwolić na takie coś. Uśmiechnęłam się do Amandy, która znacząco zlustrowała mnie i Sebastiana. Obie nie potrzebowałyśmy dodatkowych słów, wiedząc, co doskonale nam chodziło po głowach. Andy była szurniętą wariatką, ale za to kochałam ją strasznie mocno. 

— Wierzycie w wampiry i wilkołaki? — zapytała Jennifer, rozglądając się po wszystkich. — Jak myślicie, skąd to się wszystko wzięło? Legendy nie biorą się ot tak, ktoś musiał coś rozpocząć, mając tego powód. 

— Myślę, że kiedyś coś mogło takiego istnieć — powiedział Eliot. 

Nagle zapadła grobowa cisza, kiedy usłyszeliśmy na zewnątrz wycie wilka. 

— O kurwa, ale schiza — zaśmiał się Adam, przelotnie oglądając się za rozbawionym Sebastianem. — Stary, czujesz to? 

— Czuję — pokiwał głową, uśmiechając się. — Będzie ostro. 

— No i się zaczyna, no — powiedziała Amanda, zirytowana wywracając oczami. — Środek nocy w Halloween, grupa pijanych nastolatków siedzi w domku na drzewie i opowiada sobie teorie. Na co wpadliście tym razem, chłopaki? — zapytała, znając już dobrze swoich przyjaciół. 

— My? Nic — odpowiedzieli w tym samym czasie, głupkowato unosząc kąciki ust. 

— Ej, słyszeliście kiedyś o tej legendzie kobiety w białej sukni? — zapytała Jenny, jarając się opowieścią. 

— Jen, przestań straszyć... — wtrąciła Isi, którą po chwili przytulił Eliot, troskliwie pocierając jej ramię. 

Zlustrowałam ich, uśmiechając się. Wyglądali fajnie, tak słodko. Zwłaszcza że dobrali się kostiumami, bo Eliot przebrany był za Kudłatego, a Isabella za Welme. Ciekawiło mnie to, czy coś między tą dwójką się krajało. 

— Oj przestań, trochę strachu nikomu nie zaszkodzi — uśmiechnęła się Gomez, ponętnie zarzucając włosami. — Kiedyś słyszałam o historii pewnej kobiety z dzieckiem nad jeziorem — zaczęła opowiadać, a my zaciekawieni w ciszy jej słuchaliśmy. — Młody mężczyzna wracał w środku nocy lasem do domu. Miał na skróty, to zaryzykował. Już wcześniej słyszał od wioski, w której mieszkał, że działy się tam dziwne rzeczy, ale nie chciał w to wierzyć. Brednie, które człowiek rozpowiadał dookoła. Kiedy szedł ścieżką, nagle w połowie usłyszał płacz dziecka... — powiedziała, z uśmiechem lustrując każdego po kolei. Nie powiem nie, w opowiadaniu była świetna. — Przestraszył się, ale tak poczuł się odpowiedzialny, że ruszył ku pomocy. Dźwięk ten zaprowadził go wprost nad jezioro. Facet kompletnie stracił orientacje w terenie: nie wiedział, gdzie był, ale za wszelką cenę zależało mu na dziecku. Nagle obraz przed jego oczyma zmroził mu krew w żyłach: mężczyzna zobaczył młodą kobietę w białej sukni, która topiła niemowlę w rzece... 

— Ja pierdole — powiedział Adam, kręcąc głową. 

— To chore — wtrąciła Isabella, wzdrygając się pod wpływem zimnych dreszczy. 

— Cool — rzuciłam zafascynowana, co rozbawiło Sebastiana. 

— Mężczyzna zaczął krzyczeć do kobiety, ruszając w jej kierunku. Nie reagowała, a płacz dzieciątka był coraz głośniejszy i rozpaczliwy... W końcu dobiegł do niej, odwrócił i już był gotowy wymierzyć karę, jednak młoda dziewczyna, a prędzej... to coś, co ją przypominało, zaszczyciło mężczyznę diabelskim spojrzeniem. Oczy miała przerażające, niczym wyprany ze wszystkich ludzkich emocji potwór. Usta poplamione krwią i wykrzywione w szyderczym, szerokim uśmiechu, ukazując stos ostrych kłów. Była blada jak ściana. Tak blada, że żyły na skroniach odznaczały się straszliwie mocno, tworząc różne ścieżki. Szare, zniszczone włosy roztrzepane targały się we wszystkie strony. Patrzył na nią w kompletnym strachu, czym się żywiła niczym nocna mara. Nagle z jej gardła wydobył się okropny, niski i gruby wrzask, odstraszając mężczyznę jak najdalej. Wybiegł stamtąd, w amoku kierując się przez las prosto do domu, w którym powiadomił policję o zaistniałej sytuacji nad jeziorem. Próbując zasnąć, mężczyzna przed oczami miał ciągle jej okropną i przerażającą twarz. Była demoniczna, potworna i szkaradna. Nawiedzała go całą noc, przez co nie mógł spać. Następnego ranka, kiedy się obudził, zaatakowało go okropne poczucie winy: nie pomógł, nic nie zrobił, pozwolił dziecku umrzeć. Z jednej strony myślał, że wszystko to mu się wydawało: przecież to niemożliwe. A z drugiej strony tego dnia został w domu, ponieważ bał się wyjść na zewnątrz. Mieszkał tuż przy lesie, którego głębia wywoływała w nim ogromny strach. W południe, gdy miał przysiadać do obiadu, nagle ktoś zapukał do drzwi... Wstał i poszedł otworzyć, przedtem zaglądając w dziurkę. Przed domem zastał zapłakaną kobietę w białej sukni, która ze szlochu nie potrafiła się odezwać. Wstrząśnięta wpadła na mężczyznę, który zszokowany nie wiedział, co się dzieje. Padało mnóstwo pytań z jego strony, jednak jej odpowiedź go przeraźliwie dobiła: ktoś zabił moje dziecko! Przypomniał sobie o widoku w nocy, jaki zastał nad jeziorem. Przestraszony ledwo stał na nogach, zdając sobie sprawę, że stało się to naprawdę. Mężczyzna podarował roztrzęsionej dziewczynie gorącą herbatę, dostarczając jej trochę otuchy. Gdy była w połowie nagle poprosiła o pójście do toalety. Zaprowadził ją bez najmniejszego problemu, pozwalając sobie przypatrzeć się kobiecie. Była ładna, drobna i blada jak porcelanowa lalka. Zostawił ją w pomieszczeniu, odchodząc od drzwi. Nagle przypomniał sobie mały, jedyny szczegół... Jej biała suknia była taka sama, w jaką wczoraj ubrany był ten potwór... Zmroziło go przerażenie. Niepewnie odwrócił się w stronę łazienki, do których drzwi cały czas były otwarte. Kobieta stała przy lustrze, w którym odbijała się twarz. Diabelska, koszmarna i potworna twarz z wykrzywionym uśmiechem, ukazująca stos ostrych kłów... — Jennifer obejrzała się za wszystkimi, kończąc opowieść. 

— Ale czadzior — powiedział Sebastian, uważnie słuchając kumpeli. 

— No i zajebiście, no i nie zasnę — wymamrotała Isabella i nabrawszy głębokiego oddechu, skrzyżowała ręce pod piersiami. Eliot parsknął, rozbawiony przytulając ją.

— Jezus, po co ja tego słuchałam?! — wtrąciła przestraszona Andy, zakrywając uszy. 

— No dobra, to teraz ja opowiem — oznajmił Sebastian, odsuwając się ode mnie. — No więc, była sobie grupka pijanych ludzi, która w środku lasku siedziała w domku na drzewie i z niewyjaśnionych przyczyn nagle każdy po kolei znikał — opowiadał zabawnym głosem, co wywołało u wszystkich śmiech. 

— Ej, ludzie, chwila... — odezwał się Adam, momentalnie trzeźwiejąc i zachowując powagę. — Gdzie jest, kurwa, Lloyd? 

Każdy jak na zawołanie stanął wryty, rozglądając się dookoła. Również się przestraszyłam, licząc po kolei ekipę. Okej, teraz robiło się przerażająco. Jennifer krzyknęła, wpadając w rozpacz. Zaczęła płakać, co było dla mnie jak najbardziej zrozumiałe. Schowała twarz w dłoniach, kuląc się z bezsilności. Wstałam, podchodząc do kumpeli i usiadłam obok na pufie sako, przytulając ją. Chłopaki nagle wytrzeźwieli, wychylając się przez okno i szukając przyjaciela. O mój Boże, sytuacja jak z filmu, a konkretnie z horroru. 

— Kurwa mać, jak mogliśmy go przeoczyć?! — nie dowierzał Eliot, wkurzając się mocno. — Kurwa mać, to są jakieś żarty?! 

— Ja pierdole, ale jaja... — powiedziała Amanda, nie mogąc w to uwierzyć. Kucnęła obok mnie i Jenny, troskliwie pocierając kolana latynoski. — Czaisz to? — spojrzała na mnie, nie mogąc ukryć rozbawienia. Powstrzymałam śmiech, wiedząc, o co jej chodziło. 

— Zapomnieliśmy o kumplu — nie wytrzymałam i zaśmiałam się, zagryzając szybko wargę, by powstrzymać się ze względu na zapłakaną Jennifer. — O kurwa, ale zwała. Bawimy się tu tak świetnie, a na zewnątrz biega zjarany czarnuch! O ja-pier-doleee! — chichrałam się, rozbawiona machając nogami. 

— Alanna... — spojrzała na mnie Isabella, kręcąc głową. Skinęła na roztrzęsioną Gomez, starając się mnie uspokoić. — Cholera, ale przypał. 

— Co za idiota z niego... — wyszlochała Jenny, pociągając nosem. — Nie wierzę w niego, co on wyprawia... Kretyn! — wykrzyczała wściekła, ścierając łzy. 

— Dobra, to kto idzie go szukać? — usłyszeliśmy chłopaków, co coś kombinowali. 

Każdy z nich milczał. Patrzyli na siebie nawzajem, wyczekując od któregoś ruchu. 

— E-E, ja nie — rzucił stanowczo Sebastian, kręcąc głową. Zaśmiałam się, obserwując go. Był taki zabawny. 

— Ja też nie, e-e — zrobił krok do tyłu Adam, krzyżując ramiona. 

— Nie chcę iść sam, ja się cykam! — powiedział Eliot, litościwie spoglądając na kumpli. — Idziemy razem, nie ma mowy, że wjebie się do tego gówna sam, okej? — wskazał na las.  

— A kto zostanie z laskami? Są bezbronne i niewinne, spójrz — rzucił Sebastian, wskazując w naszą stronę. Wszystkie zrobiłyśmy poirytowany wyraz twarzy, kiedy porównał nas jak zwykle do czegoś, co sobie w życiu bez mężczyzn nie poradzi — One potrzebują prawdziwego bohatera, a nie jakiejś cipki. One mnie potrzebują — zapewnił poważnie, dając duży nacisk na słowo mnie. 

— O nie, nie wymigasz się, kochaniutki, nie tym razem! — powiedział Adam, machając palcem wskazującym. — Idziemy tam wszyscy razem! — oznajmił stanowczo, podchodząc do drewnianej płyty, którą podniósł. — Kurwa mać — szybko ją zamknął, przerażony spoglądając na wszystkich. 

— Co? — zapytałam zaciekawiona, marszcząc brwi. — Adam, co jest? 

— Tam jest pies... — rzucił przestraszony, cicho stawiając kroki. — Bardzo duży, czarny wilczur...

— Ja pierdole, zajebiście! — wkurzył się Ian, wplatając ręce w swoje krótkie włosy. — I co teraz zrobimy? 

— Gdzie jest mój telefon? Gdzie jest mój, kurwa, telefon? Ja dzwonię do tego idioty! — krzyknęła sfrustrowana Jennifer, wstając z pufy. 

— Weź wiatrówkę! — zaproponował Eliot, w co nie mogłam uwierzyć. Zszokowana zmarszczyłam brwi, wpatrując się w chłopaka. Sebastian obejrzał się za mną, jakby zakłopotany. — Postrzel go i po problemie! Jedna, mała kulka mu nic nie zrobi, a my przynajmniej stąd spieprzymy. 

— Popierdoliło cię, gościu?! — wkurzyłam się mocno, zatrzymując przed McCartney'em. — To zwierzę, nie maszyna! Ono też czuje ból, idioto! 

— A masz lepszy pomysł, cwaniaro?! — wyrównał ze mną kontakt wzrokowy, karcąc ostro. — Jeśli masz z tym jakiś problem, to schodź na dół i rzuć mu patyk!

— Jesteś świnią — syknęłam zdenerwowana, mierząc go. — Masz wokół siebie mnóstwo rzeczy, którymi możesz odtrącić jego uwagę, a ty jak zwykle wybierasz takie rozwiązanie. Typowe — prychnęłam kpiarsko.

— Hej, nie kłóćcie się! — rzucił Adam, wtrącając się i zatrzymując między nami. Sebastian stał obok, w milczeniu wpatrując się w naszą dwójkę. Delikatnie chwycił mnie za ramię, ale szybko odtrąciłam jego rękę, wytrącona z równowagi mierząc wściekle Eliota. — To naprawdę niczemu nie służy, przestańcie!

— To niech ten idiota przestanie myśleć w ten sposób. Głupotę trzeba potępiać, a nie rozprzestrzeniać — rzuciłam ostro, nie odwracając od chłopaka wzroku.

— Alanna, lubię cię, ale przeginasz! — wskazał na mnie palcem, zdenerwowany nabierając głębokiego oddechu. 

— Hej, przestańcie... — powiedziała cicho Isabella, obserwując nas w lekkiej panice. 

— Eliot, nie przesadzaj — nagle wtrącił się Sebastian, zatrzymując obok mnie. Odtrącił chamsko jego rękę sprzed mojej twarzy, karcąc chłodno kumpla. — A ty wyluzuj, bo mądrości można prawić w łagodniejszy sposób — odwrócił wzrok na mnie. Zacisnęłam usta, czując się jak skarcone dziecko przez rodzica.

— Zaraz się wkurwię i sam tam zejdę! — krzyknął zezłoszczony Adam, obserwując nas. — Ogarniecie się, czy nie?! Czarnuch gdzieś lata po tym lesie, a my zamiast coś z tym zrobić, to siedzimy tu i pieprzymy o jakichś pierdołach, które nie mają kompletnie sensu! 

— To nie są pierdoły bez sensu! — krzyknęłam zła, sfrustrowana marszcząc brwi. — Gościu chce strzelać w zwierzę, które nikogo nie skrzywdziło! Traktujesz to jak jakąś pierdołę, Adam? — nie dowierzałam. 

— Nie, ale dlaczego musisz w taki sposób umoralniać ludzi?! Nie możesz grzeczniej zwrócić uwagi, tylko od razu musisz się rzucać?! Sebastian ma rację: wyluzuj trochę, a ty, Eliot, nigdy więcej nie kieruj tych paluchów w stronę mojej kuzynki! — wskazał na nas, każdego po kolei karcąc poważnym wzrokiem.

— Okej, przepraszam — rzucił zrezygnowanym tonem, unosząc ręce w geście obronnym. Widziałam, że miał już dosyć tego wszystkiego, z czym się zgadzałam. Nie zmienia jednak to faktu, że mnie ostro wkurwił.

— Też przepraszam — powiedziałam nadąsana, obserwując Eliota. Sebastian się uśmiechnął, czochrając czubek mojej głowy. — Proponuję rzucić butelką w krzaki, może to go zaciekawi — oznajmiłam. 

— Świetny pomysł! — klasnął w dłonie Ian, radując się. — Ty to masz łeb, stara! — wziął pustą butelkę po piwie i podszedł do małego okienka, wychylając się przez nie — Kici, kici, aport! 

Cichy szelest w krzakach, a później rozbicie szkła dotarło do wszystkich. Nabrałam głębokiego oddechu, obserwując wychylonego przez okno Sebastiana. Każdy go obserwował w milczeniu, wyczekując jakiejś reakcji, do której nawet nie dochodziło. Świetnie – więc ugrzęźliśmy w gównie po uszy. Olivers odwrócił się w naszą stronę, już wyrazem twarzy nie mając dobrych informacji. Chłopaki przeklęli pod nosem, denerwując się coraz bardziej. Spojrzałam na Isabelle, która stała z boku w ciszy, a obok niej przy stoliku siedziała roztrzęsiona i zapłakana Jennifer, której dostarczała otuchy Amanda, znacząco wyrównując ze mną kontakt wzrokowy. 

— Co teraz? — zapytała Andy. — Co my teraz zrobimy, hej? Mamy tu siedzieć? 

— A masz jakiś pomysł, żeby odgonić tego psa? — zapytał chłodno Eliot, przelotnie oglądając się za mną. Parsknęłam z kpiną, kręcąc głową.

— Dobra, wyjebane — powiedział Adam, podchodząc do ciężkiego, metalowego sejfu. Zdezorientowana zlustrowałam go, marszcząc brwi. Po wpisaniu kodu otworzył skrytkę i wyciągnął wiatrówkę, spoglądając na mnie. — To jedyne wyjście, Al.

— Nie, Adam, ty chyba sobie żartujesz? — nie dowierzałam, otwierając szeroko oczy. — Ty sobie, kurwa, żartujesz? — zszokowana wskazałam na broń, nabierając dużego oddechu. 

— Adam, to są jakieś jaja? — wtrąciła Andy, również nie mogąc w to uwierzyć. — Chłopaki, na pewno jest jakieś inne rozwiązanie — wstała z krzesła.

— Nie ma! — krzyknął stanowczo. Przez chwilę zapadła cisza, która w ciągu ułamku sekundy rozpętała w mojej głowie najokropniejsze scenariusze i ogromne poczucie winy. — Już wolę to zrobić, niż siedzieć i ciągle myśleć, jak odgonić tego wilczura! To tylko jedna, mała kulka, Alanna, on przeżyje, zobaczysz — zapewnił i naładował broń. 

— Pojebało cię do reszty — rzuciłam ostro, podchodząc do niego. Chciałam zabrać mu spluwę, ale ciągle mnie odtrącał, nie pozwalając na to. — Adam, przestań! — krzyknęłam wściekła. 

— Adam, to naprawdę nie jest dobry pomysł... — odezwała się Isabella, stając po mojej stronie. — Aly ma rację. A co, jeśli go to rozjuszy? Nie wiemy, jak po tym zareaguje. 

— To czas zaryzykować — wtrącił Eliot, którego zdenerwowana skarciłam ciętym spojrzeniem. 

— Adam, przestań! Nie można tak robić! — nie odpuszczałam, starając się mu wyrwać wiatrówkę. Ciągle mnie odtrącał, mamrocząc coś pod nosem; wytrącona z równowagi walnęłam go w ramię a później brzuch. — Ty idioto! 

— Weź ją!

Nagle poczułam, jak ktoś mnie odciągnął. Szarpnęłam się, jednak uścisk był tak mocny, że po chwili nie mogłam wykonać jakiegokolwiek ruchu; Sebastian złapał mnie wokół, przyciskając do swojej piersi. To chyba była jakaś kpina, nawet on? 

— Puść mnie! — szamotałam się, wściekła obserwując Adama, który otwierał drewnianą płytę. — Sebastian!

— Proszę, uspokój się — poprosił cicho, ciągle mnie trzymając. — On go nie skrzywdzi, on go chce tylko wystraszyć.

— Przestańcie! — krzyknęła Andy, którą również powstrzymywał Eliot, zagradzając drogę. — Jesteście idiotami, naprawdę! 

— Dziewczyny, dlaczego martwicie się o jakiegoś cholernego psa, kiedy to on jest powodem, dla którego nie możemy zejść i poszukać Lloyda?! — rozpłakała się Jennifer, roztrzęsiona ledwo trzymając w dłoniach komórkę. 

— To rzućmy w niego butelką, butem, czymkolwiek, ale nie musimy od razu strzelać! — krzyknęła Amanda, machając rękoma. — Adam!

Ustawił się do wystrzału, przymykając jedną powiekę oraz oblizując usta. To był jakiś żart, naprawdę. Nie mogłam w to uwierzyć, a zwłaszcza że nic z tym zrobić. Sebastian trzymał mnie mocno, nawet próby szarpania się z nim nic nie pomagały; był jak stal, której nie dało się przebić. Bardzo starałam się myśleć jak inni: żeby w takich sytuacjach jak ta, w której się znaleźliśmy, to myśleć o grupie, ludzkim życiu – ale nie potrafiłam. Wiedziałam, że momentami przesadzam, ale inaczej nie potrafiłam, a bardzo się starałam. Może byłam jakaś głupia i pokręcona, broniąc tak zwierzęta jak jakieś bóstwo. Może powoli popadałam w jakąś skrajną obsesje na tym punkcie. Może tak było, ale inaczej naprawdę nie potrafiłam. Kochałam zwierzęta i nie umiałam kontrolować bólu, jaki doskwierał mi w trakcie oglądania ich cierpienia. Byłam bardzo wrażliwa na tym punkcie i starałam się to na każdym kroku zmienić, może wreszcie dojrzeć i wiedzieć, że takie rzeczy mają miejsce, ale, do cholery, nie umiałam i tego nikt nie zrozumie. Bolało mnie to, że Sebastian mnie powstrzymywał, a mój kuzyn na moich oczach celował do bezbronnego zwierzęcia. Czas wziąć się w garść i odważyć zrobić ruch – zacisnęłam zęby, chwytając mocno Sebastiana za krocze. 

Puścił mnie, wydobywając z gardła przekleństwo. To były sekundy, które dzieliły mnie od Adama. Wszystko było tak gwałtowne i chaotyczne, że nie wiedziałam, czy wzięłam oddech. Podbiegłam do Lutchera, szarpiąc za jego ręce w górę – strzelił, a w tym samym czasie na zewnątrz usłyszeliśmy dzwonek telefonu. 

— Jest zasięg! — wykrzyczała szczęśliwa Jennifer. 

— Coś ty zrobiła? — spojrzał na mnie zszokowany.

— Uratowałam go — odpowiedziałam poważnym tonem, spuszczając wzrok na ''psa''. 

Każdy niepewnie podszedł do uchylonej płyty, spoglądając w dół, skąd dochodził dźwięk dzwoniącej komórki. To było oczywiste, że ślepy Adam bez okularów, które zniszczył na balu, coś pochrzani. Roztrzęsiona Jennifer dała na głośnomówiący, kiedy rozmówca odebrał jej telefon. 

— H-Halooo? — wymamrotał pijany Lloyd, leżąc pod drzewem. 

~*~

Napiłam się ostatni raz wody, wyłączając laptopa. Ten wieczór Halloween zdecydowanie będę pamiętać do końca życia. Zaśmiałam się, nadal nie dowierzając – jak on mógł spaść z pierwszej belki, a później zasnąć? Carter od początku rozśmieszał mnie na każdym kroku, był bardzo zabawnym gościem. Adam w tym wszystkim przeszedł samego siebie – koleś był ślepy jak kret i myślał, że ten czarnuch przebrany za Scooby'iego Doo to ogromny wilczur. Szkoda tylko, że zamiast do końca świetnie się bawić po trzech ponczach i jednym piwie, tak w połowie wytrzeźwiałam, teraz kompletnie nie mogąc zasnąć. Wstałam z krzesła i poprawiłam warkoczyka, wskakując do łóżka. Szczęśliwy Goofy zamerdał ogonkiem, liżąc mnie po twarzy. 

— Hej, spokojnie, już — parsknęłam, zauważając naburmuszony wyraz pyszczka Rengar, która leżała obok. Zmarszczyłam delikatnie brwi, czując nagle wibracje telefonu. 

Sięgnęłam po komórkę, odblokowując ekran i czytając wiadomość. Wzięłam głęboki oddech, zaciskając usta. Był ostatnią osobą, o której pomyślę. Wstałam, rozglądając się wokół pokoju. Z krzesła wzięłam zapinaną bluzę, którą szybko założyłam, po czym sięgnęłam po kartkę papieru, wychodząc z pokoju cicho, żeby nie obudzić rodziców. Był środek nocy, a ja zamiast spać, tak idę właściwie po nic. Po co, jak zapewne znowu nic konkretnego? Ostrożnie i powoli zeszłam ze schodów, które na moją niekorzyść miały zamontowany czujnik i w nocy pod wpływem ruchu włączały światła LED – całe szczęście, że rodzice mieli daleko sypialnię, ale kto wie, czy to światło nie dochodziło do nich? Czego on chciał? W ogóle nie – po co ja tam, do cholery jasnej, schodzę? Chyba byłam głupia. Chyba byłam mocno głupia. Przed wyjściem dla pewności obejrzałam się do tyłu, wsłuchując się w cokolwiek. Dobra, nikogo nie obudziłam. Otworzyłam cicho główne drzwi, zamykając je za sobą. 

— Masz — rzuciłam, wręczając mu kartkę. — Szybko, chcę wrócić do domu, bo zimno — burknęłam, krzyżując ramiona pod piersiami. 

— Wiedziałem, że będę mógł na ciebie liczyć — uśmiechnął się łobuzersko, krusząc nad kartką zioło. — Zawsze do mnie przyjdziesz. Co u ciebie? — zapytał zaciekawiony.

— Do rzeczy, Austin — odpowiedziałam zirytowana, przeczesując włosy z czoła. 

— Ej — powiedział, smutniejąc — Rozmawialiśmy niedawno, dlaczego znowu jesteś wobec mnie taka wredna? 

— Stary, budzisz mnie o trzeciej w nocy i chcesz, żebym zniosła ci kartkę, no kurde — wkurzyłam się. — To nie jest normalne. 

— Lubisz nienormalne rzeczy i zachowania — uniósł cwanie kąciki ust, kończąc mielić. 

Prychnęłam, nie ukrywając kpiny. Lubię te rzeczy i zachowania u Sebastiana, nie u ciebie.

— Wiesz, poznałem kogoś... — zaczął, nie patrząc w moje oczy. 

— No to chyba fajnie — rzuciłam, wzdychając znudzona. 

— Boję się, że przez to zapomnę o tobie. Nie martwi cię to, że o tobie zapomnę? Że znalazłem sobie nową dziewczynę? — wyrównał ze mną kontakt wzrokowy, szokując mnie pytaniem. — Boli mnie to, że nasze drogi się rozejdą. Nie będzie już nas. 

— Austin, o czym ty pieprzysz? — skrzywiłam się, mierząc go wrogo. — Jakie, kurwa, nas? Nigdy nie było nas. Cieszę się, że wreszcie sobie kogoś znalazłeś, ale rada ode mnie: nie traktuj jej tak, jak mnie traktujesz. 

— Wiem, że mnie kochałaś, nie musisz kłamać — powiedział z tym swoim cwanym uśmieszkiem, który doprowadzał mnie zawsze do zalania krwi. Sfrustrowana wywróciłam oczyma, nabierając głębokiego oddechu. 

— Mogę już iść? — rzuciłam zdenerwowana, kiedy skończył kruszyć. 

— Zauważyłaś, że jestem naćpany? 

Spojrzałam w jego oczy. Duże źrenice obejmowały prawie całe ślepia, blada twarz powoli przybierała pod powiekami sińców, a z każdą minutą oddech stawał się płytszy. Prychnęłam, przeczesując włosy. 

— No to nieźle — zakpiłam sobie, nie ukrywając zażenowania. — Idę, cześć — odwróciłam się.

— Czekaj! — zatrzymał mnie, łapiąc za rękę. 

— Czego chcesz znowu? Rozmawialiśmy. Tyle razy rozmawialiśmy, a ty znowu zaczynasz — wkurzyłam się, wyrównując z nim kontakt wzrokowy. — Odpieprz się w końcu ode mnie, bo zawołam ojca i zamknie cię w pudle na dobre parę lat, ćpunie jeden — syknęłam z pogardą, mierząc go. 

— Poznałaś kogoś? — zapytał zaciekawiony, ściszając swój głos. Zlustrował mnie uważnie, co powoli robiło się mega dziwne. 

— Może, a co cię to obchodzi? — rzuciłam opryskliwie, wzruszając ramionami.

— To on ci zrobił malinkę na szyi? — zauważył, wskazując w tamto miejsce. — To Sebastian? 

— Może — odpowiedziałam, spoglądając mu w oczy. — Skończyłeś? Chcę iść do domu. 

— Tak, skończyłem, cześć — uśmiechnął się serdecznie, na pożegnanie pocierając moje ramię. — Uważaj na siebie jutro u Susan — dodał, odchodząc. 

— Skąd wiesz, że jutro do niej idę? — zapytałam zdziwiona, obserwując go.

— Ja wiem wszystko — odpowiedział, znikając z moich oczu. 

Powoli robił się przerażający. Wszystko, co robił w stosunku do mnie powoli było przerażające. Nabrałam głębokiego oddechu, otwierając po cichu główne drzwi. Zanim je zamknęłam mój wzrok zawiesił się na stojącym ojcu na wprost, który trzymał w dłoniach wymierzoną w moją stronę broń. Serce automatycznie podeszło pod gardło, a nogi przestały czuć grunt pod stopami. Ze strachu prawie doznałam zawału, ledwo przełykając ślinę. Tata odetchnął z ulgą, opuszczając spluwę.

— T-Tato? — zapytałam przerażona, cały czas trzymając mocno za klamkę.

— Dziecko, nie wycinaj takich numerów nigdy więcej — powiedział zmęczony, zabezpieczając pistolet. — Gdzie ty byłaś? Jest trzecia w nocy, Alanna — spojrzał na mnie, zatrzymując się obok.

— J-Ja...

— Dobra, zmykaj na górę — przerwał mi, machając ręką. Przerażona wzdrygnęłam się, kiedy broń przeleciała przed moją twarzą. Spojrzał na mnie pytająco, lecz szybko zniknęłam mu z oczu, uciekając do swojego pokoju.

Zamknęłam drzwi, zaciągając się sporą dawką powietrza. Oparłam plecy o framugę, próbując poukładać totalny chaos w myślach. Był niemożliwy do ogarnięcia. Przeraziłam się. Pierwszy raz tak mocno się przeraziłam, kiedy mój obraz przysłonił tata z bronią, celując prosto we mnie. To była normalna rzecz i reakcja z jego strony, że jako gliniarz bronił swojego domu i rodziny. Mogłam się tego spodziewać. Jednak trudno było postąpić inaczej, kiedy nagle wszystko to staje się rzeczywistością i to w ciebie wymierzona jest spluwa. Roztrzęsiona położyłam się do łóżka, nabierając głębokiego oddechu. Było mi źle. Było mi tak nagle strasznie źle. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Chwyciłam komórkę, w pośpiechu wykręcając odpowiedni numer. 

— Hej — przywitał się, odbierając telefon. 

— Hej — mruknęłam cicho, oblizując usta. — Co robisz? — zapytałam, przekręcając się na plecy. 

— Leżę — odpowiedział. 

— Chcesz do mnie przyjść, Sebastian? — zaproponowałam. 

— Już wychodzę.

~*~












Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro