Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nigdy nie pragnąłem tego momentu, od kiedy pocałowała mnie pierwszy raz. I choć nasz pierwszy pocałunek trwał tak krótko, to zapamiętałem w nim wszystko, czego pragnąłem doznać ponownie i nareszcie odnalazłem to z powrotem. Słodkość jej ust była okropnym narkotykiem, lepszym smakiem niż marlboro czerwone albo marihuana, a emocji towarzyszących przy tym nie przebijał nawet najlepszy psychodelik. Rozlało mnie miłe ciepło z przyjemnością, która krążyła po całych moich żyłach i doskonale tę przyjemność czułem; jak przez mój organizm przepływa rozkosz, wprawiając mnie w euforię. Jak wzbudza we mnie więcej pożądania Alanny niż przedtem. Jak bardzo w tym momencie zrozumiałem, że strasznie się w niej zauroczyłem

Przycisnęła swoje usta do moich, dłonią ujmując mój policzek. Minęło kilka chwil, kiedy oddałem pocałunek, który zaczął nabierać tempa z każdą sekundą. To były właśnie te sekundy, które powodowały większe wrzenie w moim ciele niż kiedykolwiek indziej. Całowała mnie tak słodko, że nie chciałem jej już nigdy wypuszczać z rąk; złapałem Alanne pod ramiona i przyciągnąłem w swoją stronę, nawet na chwilę nie przestając jej całować z pożądaniem, jakie wzbudziła we mnie jak nikt inny dotąd. Usiadła na blacie i przysunęła się do mnie. Przez tę burzę emocji w moim brzuchu i głowie nie pamiętałem, jak znalazła się na moich kolanach, oplatając mnie wokół nogami. Jeszcze nigdy nie drżałem tak pod wpływem jej dotyku, który koił moje policzki i szczękę, czasami głaszcząc głowę i tak na przemian Alanna mnie dotykała, podniecając coraz bardziej. Po tak upragnionym czasie i chęci przekroczenia pewnych granic nareszcie miałem ją tylko i wyłącznie dla siebie, pieprząc wszystko inne dookoła. Wszędzie błądziłem rękoma po jej ciele, dotykając grzechu skóry oraz lśniących włosów, przez przypadek czasami pociągając za ich końce. 

Nie potrafiłem się opanować. 

Czułem, jak już przestawałem tracić kontrolę nad ruchem własnych rąk oraz umysłem. I nie miałem tu na myśli brudnych wizji, bo to nie one przejęły nade mną władzę a emocje, których nawet nie potrafiłem opisać. Wstrząsnęły mną jak nigdy dotąd; to była jak tęsknota za czymś, co dotychczas było niedostępne dla mych oczu i za nic w świecie nieuchwytne dla ręki. Mogłem jedynie o tym śnić, a Alanna teraz urzeczywistniła moje sny, co spotęgowało kumulujące się do tej chwili uczucia. Pierwszy raz w życiu przeżywałem pocałunek z kimś, kto prawie że wzbudzał we mnie euforię, ekstazę i orgazm. Całowałem ją jak upragniony błogiego nektaru, oszołomiony nadal nie zrozumiawszy, że ja Alanne naprawdę całuję. Całujemy się. Całujemy się w jej domu i nikt nam już nie może przeszkodzić. Ja naprawdę całuję Alanne. Jej słodycz smakuję jak utęskniony, spragniony, wręcz zgłodniały tej chwili od momentu, kiedy jej krwistość ust zetknęła się z moimi po raz pierwszy. A piorunujący od stóp aż po głowę dotyk przyprawiał mnie o chęć skomlenia i drżenia. Każdy zakamarek mojego ciała drżał pod wpływem jej delikatnych, gładkich i ciepłych dłoni okalających moją skórę. Nigdy nie czułem się tak, jak poczułem się właśnie teraz. 

Nie potrafiłem się opanować. 

Dotykałem jej ciała wszędzie, gdzie tylko mogłem dotknąć. Dotykałem jej ud, przez przypadek za mocno zaciskając dłonie na nogach. Nie przeszkadzało jej to; gorąco i namiętność z jej ust nieustannie obdarowywała mnie lubieżnością oraz podnieceniem. Dotykałem jej talii, przez przypadek podwijając białą bluzkę. Nie przeszkadzało jej to; z gardła, doprowadzając mnie do większej gorączki, wydawała co chwilę cichutkie jęki i sapnięcia. Dotykałem jej smukłych ramion, oplatałem jej szyję, aż w końcu zamknąwszy w swoich dłoniach jej ciepłe, zarumienione policzki. Nie przeszkadzało jej to; owijała ciaśniej mnie w biodrach, wbijała lekko, ale pożądliwie, paznokcie w skórę, oraz pogłębiała z uczuciem płonące wigorem, zachłanne pocałunki. 

Czułem, jak Alanna całowała mnie z takim samym pożądaniem i uczuciem jak ja ją. Jak pragnęła tego tak bardzo, jak ja pragnąłem. Że tak jak ja nie potrafiła się nasycić. Nareszcie ją całowałem. Nareszcie ją miałem w objęciach. Nareszcie ją czułem, smakowałem, dotykałem. Już dawno zdałem sobie sprawę z tego, iż była dla mnie jak ogień, od którego miałem trzymać się z dala. Niczym puszka pandory, która po otworzeniu przysparza wiele kłopotów. Ale w jej przypadku było warto złamać wszystkie zasady, by spróbować tego zakazanego owocu. Najbardziej zastanawiające w tej zabawie było tylko to, do czego ona prowadzi. 

Odsunąłem lekko głowę, zdążywszy pocałować jej jeszcze górą wargę, pod koniec delikatnie zagryzając dolną. Miałem wpół zamknięte oczy, niewyraźnym obrazem obserwując jej dekolt. Oddychałem szybko i nierównomiernie, nie potrafiąc wyłapać po tym wszystkim tchu, jak i poukładać w głowie chaosu. Była chyba w takim samym oszołomieniu, co ja. To było coś... nie do opisania. Brakowało mi słów, żeby opisać towarzyszące mi na tę chwilę emocje. Niezwykłe, fantastyczne, magiczne. Zajebiste. To było odlotowe, nigdy tak się nie czułem. Nigdy nie czułem takich emocji przy pocałunku. To był przecież tylko pocałunek. I właśnie to było najgorsze, że był to pocałunek, a takie emocje. Nigdy tak się nie czułem. Zadrżałem, napinając każdy mięsień ciała, kiedy ujęła moją dłoń w swoją palącą żywym ogniem, przykładając gorące, nabrzmiałe usta do blizny po papierosie. Pocałowała z czułością, muskając tak słodko, że po raz pierwszy czułem nogi jak z waty. Wariowałem, szalałem, rozpadałem się. Nie wiedziałem, co robić, nie chciałem nic robić. Chciałem tak pozostać.

Co ona zrobiła. 

— Satysfakcjonuje cię taka nagroda? — odezwała się. 

Czy mnie satysfakcjonuje? 

— Kurewsko — uniosłem kąciki ust, oblizując dolną wargę. — Kurewsko mocno satysfakcjonuje. 

Mruknęła zadowolona. Mruknęła tak kusząco i seksownie, Boże Święty, ja oszaleję! Jej głos był jak hipnoza – nie mogłem przestać go słuchać. Musiałem się otrząsnąć, po prostu musiałem wyjść z tego transu, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogłem i nie chciałem. Podobało mi się to. 

Ale musiałem.

— Może częściej powinnaś gubić kotkę, co? — zapytałem, odważając się ustami muskać jej ciepły policzek. 

Sapnęła lubieżnie, uśmiechając się. Kiedy odchyliła lekko głowę – coś mną pokierowało, jakiś instynkt, aby wargami zejść niżej do szyi. Jej skóra tak słodko pachniała. Chciałem jej spróbować. Kurewsko zapragnąłem jej spróbować, pocałować, polizać, zostawiać ślady i łapczywie dobierać się wszędzie, po prostu wszędzie. Ale nie mogłem – tylko pocałunek. Pocałowałem ją i tyle mi wystarczyło. Nie chciałem na nią rzucać się jak napalony zbok, wręcz prymitywny stulejarz, nie chciałem tego. Nie w mojej intencji było przestraszenie jej, sprawienie, żeby odsunęła się ode mnie. Poza tym, to nie potrafiłem przekroczyć jeszcze pewnych granic, chociażby właśnie całować jej szyi albo dotykać po piersiach i tyłku. Ona nie była tą dziewczyną, którą chłopak bierze na raz. Alanna nie była zabawką i obchodzenie się z nią było jak obcowanie z diamentem: delikatnie, powoli, zmysłowo. Miała zasady, które szanowałem i trzymałem się na baczności, pozwalając sobie na tyle, na ile mogłem. Zresztą, to samemu nie mógłbym dotknąć dziewczyny wbrew jej woli. Lubiłem wyzwania, jakim ona zdecydowanie była. Lubiłem zdobywać krok po kroku, zapoznawać się ze szczegółami. Lubiłem ją. Uwielbiałem ją. 

— Jesteś słodki — mruknęła, splatając palce na moim karku. 

Ja słodki? Powiedziała, że jestem słodki. Już kilka razy mi to mówiła. Chyba naprawdę jestem słodki. Boże, czy ja naprawdę jestem słodki? 

— Powiedziałbym, że słodkie stały się twoje usta, ale nie wiem, czy wypada — uśmiechnąłem się. — A wiesz, że słodycz uzależnia? — spojrzałem w jej oczy. 

— Naprawdę? — udała zaskoczoną, unosząc lekko brwi. — Chyba się uzależniam — wyszeptała do mojego ucha. 

— Nie rób tak — warknąłem trochę za ostro, zaciskając palce na jej biodrach. 

Nie powinna tak robić. Nie teraz, gdy jesteśmy sami w domu, a ja kurewsko podniecony. Gdy z trudem powstrzymuję się, aby nie złamać jej i swoich zasad. 

— Boże, co my robimy... — powiedziała, przytulając się. 

Przytuliła się do mnie. Przytuliła się, owijając smukłe ramiona i ręce wokół mojego ciała. Wtuliła się tak słodko, że przez dłuższą chwilę znieruchomiałem, patrząc przed siebie, nawet nie odwzajemniwszy tego. Dopiero po jakimś czasie położyłem ręce na jej plecach, głaszcząc kojąco gorącą skórę. Była taka delikatna i nieskazitelna. Była wyłącznie w moich rękach. Cieszyło mnie to. 

— Miałam trzymać się z daleka — wyszeptała w moją czarną bluzę.

— Nie pierdol, chciałaś tego — prychnąłem. 

— Kurewsko — rzuciła od razu. 

Była najwidoczniej tak samo podatna na mnie tak, jak ja byłem i jestem podatny na nią. Najwidoczniej walczyła sama ze sobą tak samo, jak ja walczyłem ze sobą. Nie wiem czemu, ale cieszyło mnie to. Cieszyło mnie to, że nie byłem w tym sam. W takim razie oznacza to, że też się we mnie zauroczyła? Czy Alanna... jest zauroczona we mnie tak, jak ja bardzo zauroczyłem się w niej? 

— Będą z tego kłopoty, Sebastian — mruknęła cicho, a ja dostałem dziwnych skurczów w podbrzuszu po tym, jak wypowiedziała ze swoich słodkich ust moje imię. — Adam nas zabije.

Zapaść. 

Nagle z każdej strony odczułem chłód, który stał się niewyobrażalnie mroźny i przygnębiający. Zadrżałem, przełykając ślinę. To zaatakowało mnie niespodziewanie szybko, rozpraszając całą rozkosz, która dotychczas towarzyszyła mi przy Alannie. Czułem, jak moje palce zdrętwiały, a kręgosłup stał się dziwnie sztywny, nie pozwalając mi na jakikolwiek ruch przez chwilę. Pomimo tego, że siedziałem na krześle, to miałem wrażenie, że właśnie pod moimi stopami zapadła się ziemia. A Alanna, którą trzymałem w dłoniach, stała się nagle lodowata, jakby przenikająca przez ciało. Nieuchwytna dla mych rąk. Niewyobrażalnie mocno zabolało mnie serce. Niewyobrażalnie mocno coś kuło mnie w piersi, piorunując cholernie nieprzyjemnym uczuciem po całym organizmie. Czułem te uczucie dosłownie wszędzie. 

Złamałem obietnicę. Złamałem złotą przysięgę. Złamałem braterski kodeks. Złamałem Adama. 

Czułem ogromną pustkę, mając tylko i wyłącznie przed oczami Adama. Już rozczarowanego, wściekłego i smutnego. Kurwa mać, ależ to okropnie mnie bolało. Ależ to mnie wykurwiście mocno bolało. Ledwo przełykałem ślinę, czując uścisk w przełyku, jakby pętla, gotowa powiesić mnie na szubienicy. Znowu zadrżałem, delikatnie zaciskając palce na ramionach Alanny. Zbliżyłem się do niej. Polubiłem ją. Zauroczyłem się w niej. Pocałowałem ją. Dotykałem jej. Kłamałem mojego najlepszego przyjaciela, że od niej będę trzymał się z dala. Kłamałem jemu w żywe oczy, że nas nic nie będzie łączyć. Okłamałem go, mówiąc, że nie podoba mi się. Z ręką na sercu przysięgałem, że Alanna jest tylko i wyłącznie w moich oczach jego kuzynką. Nigdy w życiu nie spiorunowało mnie tak potężne uczucie, jak właśnie teraz. To było coś potężniejszego niż uczucia, które żywiłem do Clooney, które towarzyszyły mi przy niej. 

Okłamałem i zraniłem mojego najlepszego przyjaciela. 

Jego smutek miałem przed twarzą. Oprócz żalu ze strony rodziny, to żaden smutek, spowodowany z mojej winy, nie przysporzył mi takich wyrzutów sumienia. Wręcz nie chciałem patrzeć sobie w oczy. Ponownie ledwo przełknąłem ślinę. Chciałem zapaść się pod ziemię. Chciałem zniknąć. Nagle zapragnąłem od tego wszystkiego uciec. 

Zraniłem Adama. 

Co ja zrobiłem. 

— Muszę iść — wykrztusiłem. 

Alanna momentalnie odsunęła się i zadarła podbródek w górę, spoglądając na mnie. Jej piękne ślepia lustrowały moją twarz, moje oczy, moją duszę. Jej piękne ślepia. Zamknąłem na chwilę własne. Przestań, proszę, przestań. Dość. Z całej siły powstrzymywałem się, żeby nie ująć jej policzków w swoje ręce. I pocałować. Obdarować ostatnim pocałunkiem. Czułem te ciężkie, metalowe kajdany na nadgarstkach, zamykając mnie ponownie w klatce. Z dala od niej. Wciągnąłem więcej powietrza, ostatni raz trzymając Alanne w rękach tak blisko siebie. Zszedłem z krzesła, delikatnie odkładając ją na posadzkę. Musiałem stąd spieprzać jak najdalej. Musiałem stąd po prostu uciec. Spojrzałem w te piękne oczy ostatni raz, robiąc przez przypadek krok w jej stronę. Instynkt kierował mną już sam, kompletnie nie miałem władzy nad własnymi ruchami. Ręka uniosła się do wysokości jej policzka. 

Stop. 

Koniec.

Kurwa mać. 

Rozchyliła lekko usta, patrząc na mnie i nie zrozumiawszy mojego zachowania. Nie dziwię się, bo i ja sam siebie nie rozumiałem. Cholera jasna. Zacisnąłem dłoń w pięść przed jej twarzą, wstrzymując oddech. Cały czas patrzyłem w jej oczy. Jakby te spojrzenie miało być już nasze ostatnie. Czas stał się nagle taki powolny. Płynął spokojnie, a razem z nim czułem, jak i ja odpływałem od tego wszystkiego co dotychczas nas niezrozumiałego łączyło. Zrób coś, do kurwy nędzy, zrób coś. 

Wypuściłem powietrze z ust, położyłem rękę na jej głowie i poczochrałem włosy. 

— Kolorowych snów — uśmiechnąłem się przyjaźnie. 

Z jej strony nie padło żadne słowo. Poszedłem przed siebie, czując, jak każdy krok przyprawia mnie o mdłości. Kolana uginały się pode mną tak, jakby za wszelką cenę chciały mnie pociągnąć w otchłań ciemności. Młot w piersi walił niemiłosiernie szybko, odbierając mi normalnego oddechu. Głowa pękała od wszystkich myśli, które przypływały z podobną siłą, co wzburzona tafla wody, uderzająca prosto w skały. I pierwszy raz czułem tak obrzydliwy ból serca. Bolało mnie, bardzo mnie bolało. Nie chciałem tego czuć, bardzo nie chciałem tego czuć. Proszę, powie mi ktoś, dlaczego to tak boli? To strasznie boli. 

— Sebastian!

Odwróciłem się, chwytając już za klamkę głównych drzwi. Boże, ten widok doprowadzał mnie do skrajności, nawet nie wiem już jakich emocji. Stała kilka metrów dalej, patrząc na mnie tak, jak patrzyła zawsze: pięknie. Po prostu pięknie. Jej oczy lśniły, kolor w nich błyszczał i tryskał słodyczą oraz szczęściem, takim entuzjazmem, jaki zawsze u niej występował. Wystarczyły tylko jej oczy, abym znalazł się na innej planecie. A uśmiech był czymś magicznym; dla niego mógłby się każdy bić w kolejce, w dodatku płatnej, aby go zobaczyć. Jednak w tej chwili było inaczej – wszystko, co związane z Alanną, walczyło z Adamem. Byłem rozbity, rozdarty, rozszarpany własnymi emocjami i myślami. 

— Dziękuję — rzuciła szczerze. Tak szczerego ''dziękuję'' chyba nigdy nie usłyszałem. Z jej ust padło to tak prawdziwie, że chciałem to usłyszeć jeszcze raz. Moje serce zabiło. Uczucie mieszało się z bólem i rozkoszą – coś okropnego. Ona powiedziała to tak szczerze... A ja uciekałem. A ja od tego wszystkiego uciekałem. 

— Proszę — uśmiechnąłem się, potrafiąc jedynie wydusić z siebie jedno słowo. 

Otworzyłem drzwi, znowu za plecami słysząc jej głos: 

— Zadzwoń, jak będziesz czegoś potrzebował — powiedziała, w tym samym czasie rozbrzmiał grzmot burzy. — Albo cokolwiek — wzruszyła ramionami, spoglądając w moje oczy bez wyrazu. 

Uśmiechnąłem się. 

— Okej — odpowiedziałem. 

Utrzymaliśmy kontakt wzrokowy. Na długo, nie liczyłem sekund, minut, może i godzin. Patrzyłem na nią. Po prostu na nią patrzyłem, w środku czując się najokropniej na świecie. Z zewnątrz wyglądałem jak ja – Sebastian Olivers, wówczas w środku czułem rozpacz, histerię i załamanie. Pierwszy raz w życiu przeżywałem prawdziwe katusze tego rodzaju, których przedtem nigdy nie czułem. Pierwszy raz w życiu. Pierwszy raz. I musiałem wyglądać najnormalniej na świecie, jeszcze spoglądając w jej piękne, błyszczące ślepia, chcąc zapamiętać z nich jak najwięcej. 

Wyszedłem, zamykając za sobą drzwi. Burza szalała. Miałem ochotę wrzeszczeć na nią, wyzywać od kurew i suk, i szmat, i dziwek. Miałem ochotę uderzyć we wszystko, co znalazło się w zasięgu moich rąk. Krople deszczu uderzały we mnie jak wbijające się igły; czy to kara za mój grzech? Tak już mnie karzesz? Boże Święty, co ja zrobiłem. Co ja, kurwa mać, zrobiłem. Zamknąłem furtkę, ale nawet nie przeszedłem kroku, a oparłem się o murek. Czułem się obrzydliwie źle, czułem się obrzydliwie smutnie, chyba rozżalony i zrozpaczony, tak! Właśnie tak się czułem. Schowałem twarz w ręce, zaciskając mocno szczękę, po czym przejechałem po krótkich włosach, wzdychając głęboko. Czy mi napływały do oczu łzy? Czy mi się chciało płakać? Czy to deszcz? Czy Alanna wiedziała, że do niej nie zadzwonię? 

~*~

Każdy ma swój własny świat, w którym może być sam. Byłem w nim, leżąc pośród szarych ścian z samotnością twarzą w twarz. Tak długo, jak trzymałem swoje myśli na smyczy, tak szybko one zerwały więzy tej nocy. Nie mogłem zasnąć, nie mogłem spać, nie mogłem przestać czuć się sam. Czułem się jak w depresji, ciągle o nich myśląc. Byłem w kompletnym dołku, chcąc się z niego wydostać, ale nie potrafiłem. To trzymało mnie silnymi sznurami, oplatając coraz ciaśniej. Czułem się tak cholernie źle. To było najgorsze uczucie, wiedząc, że za plecami najlepszego przyjaciela zrobiłeś tak potworną rzecz. Ja mówiłem, ja obiecałem, ja przysięgałem, ja go okłamałem. Ja Adama zawiodłem. On był dla mnie... wszystkim. On był moim przyjacielem, moim bratem, był dla mnie jak bratnia dusza, którą rozumiałem najlepiej. On mnie rozumiał najlepiej. Był ze mną od zawsze, a ja z taką łatwością pozwoliłem, żeby naszą więź zniszczyć. 

W rzeczywistości wszystko wisiało na jednym włosku, ponieważ o niczym nie wiedział – robiłem to za jego plecami. Za plecami mojego najlepszego przyjaciela zauroczyłem się w jego kuzynce, choć nie mogłem, to zauroczyłem się na zabój. Postradałem kompletnie zmysły na punkcie Alanny. I choć starałem się przestać o niej ciągle myśleć, to wciąż o niej myślałem, myślałem i myślałem. A jej oczy ciągle miałem przed obrazem. Te jej piękne, oliwkowe oczy z wkradającym się odcieniem oceanu na jednej tęczówce. Ja ciągle o niej myślałem, w sercu nadal odczuwszy zdradę wobec Adama. Oszukiwałem go i czułem się z tym okropnie źle i smutnie. Boże, ja tak bardzo nie chcę się tak czuć, niech ktoś zabierze te wszystkie emocje ode mnie, niech ktoś je ze mnie wyciągnie, proszę. 

Od Adama nie potrzebowałem słów, pytań, tylko lojalności – i to mi dawał. Od początku naszej przyjaźni był ze mną szczery, nigdy nie ukrywał czegoś za moimi plecami, był po prostu moją drugą duszą. Nie wyobrażam sobie, że go nagle... tracę? Wszędzie jesteśmy razem, popadamy w kłopoty razem, bawimy się razem, śmiejemy się razem, oddychamy razem – od zawsze byliśmy razem. Nie mogę sobie wyobrazić, że stawiam coś ponad to. Że ja tracę kogoś takiego, kto wskakuje za mną w ogień. Nie wiem, co robiłbym, gdybym nagle Adama obok nie miał, gdybym go stracił już na zawsze. Przyjaźniliśmy się i przyjaźnić będziemy aż do usranej śmierci – tego po prostu ot tak nie da się wymazać z życia. To samo mógłbym powiedzieć o Amandzie, aczkolwiek przyjaźni męskiej nie mogę porównać do damskiej – to wobec niej żywiłem podobne uczucia i miałem podobną więź, co z Adamem. Byli dla mnie po prostu wszystkim. 

I choć Alanna wywoływała w moim życiu prawdziwy, ale piękny armagedon, musiałem coś zrobić, aby temu zapobiec. Ta zabawa była bardzo fajna, nigdy z nikim nie miałem tak świetnej frajdy w życiu, co właśnie z tą dziewczyną. I jeszcze te miłe, słodkie emocje. Dostarczała mi coś nowego, co mi się podobało i strasznie zauroczyło. Ona mnie tak zauroczyła już po kilku sekundach poznania jej ze zwykłego przypadku. Znałem ją tak krótko i w tak krótkim czasie wywróciła mój świat do góry nogami. Kiedy o niej myślałem i myślałem, że już nigdy więcej nie będę mógł pobyć z nią sam na sam tak, jak wcześniej, bardzo bolało mnie serce. Bardzo. To strasznie bolało i wiedziałem, że jest to ta kara za igranie z ogniem. To wszystko z nią było takie... przyjemne, urzekające, śliczne. Wszystko z nią było takie piękne. Ona robiła coś innego z moim życiem i mimo że bardzo podobało mi się to, co wyczyniała, to musiałem z tym skończyć. Musiałem zacząć Alanne traktować tak, jak powinienem traktować ją od początku – była tylko i wyłącznie kuzynką mojego najlepszego przyjaciela. Musiałem skończyć z tym, żeby przestać dotykać jej włosy, przestać ciągle patrzeć w jej oczy, przestać ciągle się uśmiechać nawet wtedy, kiedy milczała. Musiałem przestać ciągle o niej myśleć nawet wtedy, kiedy wchodzę po schodach, biorę prysznic, a nawet, kiedy rozmawiam z Adamem albo głaszczę Maxa. Kiedy jem, kiedy jeżdżę na desce, kiedy piję, kiedy jaram, kiedy ćwiczę, kiedy gram, kiedy chodzę, kiedy śpię, kiedy myślę – cały czas myślę o Alannie. Musiałem przestać myśleć o Alannie i zacząć traktować ją tak, jak traktuje wszystkie normalne dziewczyny, mimo iż ona była dla mnie nienormalna. To było wręcz niewykonalne, ponieważ od dłuższego czasu czułem, że tylko ona dostarczała mi tlenu, a dzień bez niej był dniem straconym. 

Tak bardzo tej nocy starałem się o nich nie myśleć, przez co myślałem o nich stale. 

~*~

Bardzo starałem się nie patrzeć w tamtą stronę. Nie odwracać ani nie zapytać, co jej mówiła. Próbowałem skupić się na grze w sonica z Adamem, jednak ciągle miałem na uwadze to, że Jade rozmawiała z Alanną. Ale one tak rozmawiały, że ciągle chichotały. I rozmawiały o mnie, byłem tego pewien w stu procentach. Na pewno Jade jej coś o mnie mówiła. Pomimo tego, że byłem odwrócony do nich plecami, to czułem palący wzrok pięknych ślepi na sobie. Jak patrzą na mnie coraz częściej z każdą nową plotką. Łykała wszystko z ochotą, ażeby poddenerwować mnie coraz bardziej. 

Ignorowałem ją ciągle – to znaczy starałem się ignorować na tyle, na ile mogłem i przede wszystkim potrafiłem. Było ciężko. Traktowałem ją tak, jak traktować powinienem ją od początku – i czułem się z tym obrzydliwie wstrętnie, źle, najgorzej. Nie mogłem na nią patrzeć, nie mogłem jej dotykać, nie mogłem być niej blisko. I zastanawiałem się, czy już to odczuła. Czy już odczuła moją niechcianą w jej stosunku niechęć. Nie chciałem, żeby ją to zabolało, bo ja tak naprawdę nie chciałem tego przerwać. Ja bardzo chciałem się z nią znowu bawić, znowu siedzieć w ciszy sam na sam, znowu przebywać blisko i dotykać po włosach. Znowu tak pragnąć pocałunku z nią. Czy było jej smutno z tego powodu tak, jak było mi okropnie najgorzej?

I ilekroć powtarzałem sobie w myślach oraz obiecałem, że się nie odezwę, że będę twardy, to nie potrafiłem. Dlaczego to jest takie zjebane? 

— Jade, nie rozmawiaj z obcymi — odezwałem się, ciągle grając na xboxie z Adamem.

— Ale Alanna nie jest obca! — usłyszałem. — Alanna jest moją nową przyjaciółką. 

— A jak na przyjaciółki przystało: dzielimy się wszystkimi ploteczkami — mruknęła cwanie Clooney, akcentując ostatnie słowa.

Momentalnie odwróciłem się w jej stronę. Patrzyła prosto w moje oczy. Cwana, podstępna, pewna siebie. Pierwszy raz dzisiejszego dnia utrzymywałem z nią tak długo kontakt wzrokowy. Moje serce waliło niczym młot, a krew wrzała pod skórą tak mocno, że temperatura mojego ciała podskoczyła do maximum. Oddech stał się głębszy, jakby cięższy do wyłapania. Już dawno przestałem kontrolować wstępujące we mnie emocje, znając ich kombinację na pamięć. Sprawiała, że spalałem się cały we własnych uczuciach i myślach. Odwróciłem się z powrotem do ekranu telewizora, poprawiając prawie że mokrą koszulkę. 

— Słuchaj starszego brata, gówniaro — powiedziałem.

— No, kurde! — krzyknął Adam, poprawiając czarne oprawki okularów. 

— Jak ty szczeniak jesteś! Jeszcze będziesz mnie pouczał — rzuciła z jadem, śmiejąc się po chwili. — Dałabym wszystko, żeby to ona była moją siostrą a nie ty, psie. 

— Nie popisuj się, bo dostaniesz i polecisz do matki z płaczem — powoli wytrącała mnie z równowagi. 

— No, to zobaczymy, kto będzie miał bardziej przechlapane. Proszę bardzo, uderz mnie, damski bokserze! 

— Jade, nie zaczynaj — wywróciłem oczami, irytując się. — I nie jestem damskim bokserem. Takiego szczocha jak ty po prostu się leje, i tyle. 

Usłyszałem śmiech Alanny i Adama. Sam uśmiechnąłem się pod nosem, usłyszawszy ten słodki dźwięk z jej słodkich ust, których posmak wciąż czułem na własnych. 

Oblizałem wargi.

— Jade, nie pozwalaj sobie na takie zachowanie. Kim on jest, żeby tak do ciebie mówił? — odezwała się Alanna. 

Ależ ona zaczęła się odgrywać. Nie powiem nie – sprawiało mi to wielką frajdę. 

— Nieee. Mama mówiła, żeby ignorować głupich ludzi — powiedziała, na co prychnąłem — Idę siku, a jak wrócę, to pobawisz się ze mną, Alanno? 

— Jasne! Ach, i z miłą chęcią usłyszałabym jeszcze więcej ploteczek... — mruknęła podstępnie. 

Boże Święty, ale ona doprowadzała mój organizm do gorączki. Cholernie mnie to kręciło, ale musiałem powstrzymywać się od wszystkiego. Jest Adama kuzynką. Jest tylko i wyłącznie jego kuzynką, muszę traktować ją jak normalną dziewczynę, jak inne. 
Jade wybiegła z pokoju, pozostawiając nas we trójkę, jednak momentalnie oblałem się dziwnym stresem, kiedy do Lutchera zadzwonił telefon: 

— Muszę wyjść, zastopuj — odłożył pośpiesznie pada, wstając z podłogi. 

— Kto dzwoni? — zapytałem zaciekawiony. 

— Ano, yyy, babcia — wymamrotał, zamykając za sobą drzwi.

Zostałem z nią sam. Sam na sam z kimś, do kogo żywiłem bardzo dużo przyjemnych emocji i ciągłych myśli opartych na niej, a mimo to musiałem wszystko tłumić w sobie. Bardzo rozbolał mnie brzuch, dodatkowo piorunując moje gardło i opuszki palców dziwnym, kłującym prądem. Odłożyłem pada na podłodze, patrząc się na zastopowaną grę w telewizorze. Nie potrafiłem się odwrócić w jej stronę i zagadać. Jakby blokada, jakby nagle odebrało mi mowę, jakby ucięło język. Jakbym się wstydził i bał. Ale wiedziałem, że musiałem coś zrobić, bo ona mogła czuć się smutna przez to, jak ją traktuję. A bardzo tego nie chciałem. Nie chciałem, żeby Alanna tak źle się czuła, zwłaszcza przeze mnie. 

 — I czego nowego się o mnie dowiedziałaś, kochanie? — zapytałem przyjaźnie, odważając się wreszcie do niej odwrócić. 

— Nie jestem twoim kochaniem — syknęła gniewnie. 

Nie wiem, jak duża ilość słów mogłaby opisać nagłe uderzenie bólu w mojej piersi. To tak strasznie i okropnie mnie zabolało, kiedy usłyszałem jej głos pełen złości. To mnie tak bardzo zabolało. Patrzyłem na nią, kiedy ona bez wyrazu leżała na łóżku Adama wgapiona w telefon, nawet nie patrząc w moją stronę. Jak bardzo ją musiałem zranić?

— Ale zawsze nim byłaś. I zawsze będziesz — powiedziałem szczerze. 

Powinienem był ugryźć się w język. Cały dzień milczałem, obiecałem sobie, że będę trzymał ją na dystans i zważał na słowa, które do niej wypowiadałem. Ale nie potrafiłem. Nie potrafiłem panować już nad tym, co przy niej mówię. Tak strasznie chciałem jej krzyczeć, że jest najpiękniejszą dziewczyną, którą poznałem z najpiękniejszego przypadku na świecie. 

— Nie, Sebastian, nie mów tak — rzuciła, po czym odłożyła telefon na łóżku i usiadła, spoglądając w moje oczy. — Nie jestem dziewczyną, do której możesz sobie wracać kiedy chcesz. Nie jestem zabawką, którą możesz się bawić ile chcesz. I przede wszystkim nie jestem rzeczą, którą możesz ot tak odstawić. 

— Nie! Nie, nie, nie, nie mów tak! — prawie że krzyknąłem, podnosząc się z podłogi. 

— Co ty sobie myślałeś, co? — rzuciła ostro. — Że przelecisz mnie? — wstała z łóżka. 

— Boże, nie!  

Bolało mnie to. Bolało mnie to jak nigdy, kiedy mówiła mi tak potworne rzeczy prosto w twarz. Nie byłem takim człowiekiem, a zaczęła mnie za kogoś takiego uważać. Co ja mam zrobić, żeby cofnęła wszystko, co właśnie przed chwilą powiedziała, a przede wszystkim to, o czym dotychczas myślała? Dlaczego myślała, że chciałem ją wykorzystać? Dlaczego musiałem ją tak bardzo zranić, mimo że bardzo tego nie chciałem? 

— Nie wiem, co chciałeś osiągnąć tym wszystkim i szczerze powiedziawszy już kompletnie mnie to jebie — patrzyła prosto w moje oczy. — Ale fajnie całujesz.

— Alanna, ja... — stanąłem przy niej. 

Od rana walczyłem z samym sobą, ażeby tylko uniknąć tego jak ognia. Od rana powtarzałem sobie, że już do tego nie dojdzie. Od rana sobie obiecałem i miałem na uwadze złożoną obietnicę Adamowi.  Ale od rana ciągle o tym myślałem, myślałem i myślałem, żeby znowu poczuć jej słodkie perfumy pod nosem, żeby na własnej skórze odczuć gorąco bijące z jej ciała, żeby być niej tak blisko jak wtedy i móc patrzeć jedynie w kompletnej ciszy w najpiękniejsze oczy, jakie mogłem spotkać na swej drodze. Te najpiękniejsze oczy, na które czekałem całe życie.

— Nie chciałem, żebyś poczuła się źle. Nie chcę, żebyś czuła się smutna przeze mnie — odezwałem się rozbity. — Alanno, to naprawdę nie jest tak, jak ty myślisz...

— Nie, spoko, rozumiem — powiedziała, uśmiechając się sarkastycznie wesoła, w rzeczywistości ukrywając pod maską radości smutek. 

— Nie, właśnie ty nie rozumiesz! — krzyknąłem załamany, świdrując wzrokiem cały pokój. — Ty właśnie niczego nie rozumiesz i nie zrozumiesz! 

— To dlaczego się nie odzywasz? — zapytała, tym razem ze smutkiem w głosie. — Dlaczego milczysz, kiedy ja w środku czuję się jak prawdziwe gówno przez ciebie? 

— Kurwa mać! — krzyknąłem, ująwszy twarz w dłonie. Dopiero po kilku sekundach nabrałem głębokiego oddechu, odważając się spojrzeć w jej oczy. — Ja tak bardzo nie chciałem, żebyś czuła się źle, żebyś była smutna, żebyś czuła się tak, jak teraz się czujesz. Bardzo tego nie chciałem. Chciałem, żebyś była miła, fajna, żebyś była szczęśliwa i radosna, wtedy jesteś taka słodka, nie wiem, cokolwiek. Ja nadal chcę... Nadal chcę cię dotknąć — rzuciłem, marszcząc delikatnie brwi i nawet nie patrząc już w jej ślepia. Mówiłem wszystko, co narzuciło mi się na język. — Nadal chciałbym się bawić z tobą jak wcześniej i nadal chciałbym dotykać cię po włosach. To takie fajne i przyjemne. I nadal mam ochotę na wszystko z tobą! Nawet nie wiesz jak bardzo walczę ze sobą, jak całą noc nie spałem, myśląc o tobie i Adamie. Wszystko to jest takie dziwne, popieprzone, popierdolone, kurwa, Jezu, nie wiem o czym myśleć, ja już przestałem nad tym wszystkim panować. Zwłaszcza panować nad sobą, wiesz? To takie trudne dla mnie, kiedy ja nawet nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. I o co mi chodzi, o co tobie chodzi, co my robiliśmy w ogóle. I jeszcze ten... pocałunek wczoraj. To było coś — westchnąłem, uśmiechając się lekko. — Fajnie całujesz — spojrzałem w jej oczy. 

Patrzyła na mnie w szoku z rozchylonymi ustami, cały czas milcząc. Czy się bałem? Czy poczułem, jakby kamień spadł mi z serca? Poniekąd tak i tak, ale nadal wiedziałem, że tym razem i ona będzie mnie trzymać na dystans, kiedy to ja nie potrafiłem i nie mogłem, i się z tym musiałem pogodzić. Że nie potrafiłem i nie potrafię Alanny wymazać z życia. Chciałem znowu jej dotknąć, poczuć, może pocałować. Tak bardzo tego z powrotem zapragnąłem. Uniosłem rękę do jej policzka, jednak nie zrobiłem nic, co ukoiłoby choć trochę moje pragnienie – drzwi otworzyły się szeroko, a Jade wpadła do pokoju jak burza, przerywając wszystko. 

— Zostaw ją, ty kryminalisto! — krzyknęła, zabierając mi dosłownie sprzed nosa Alanne. — Chodź, szybko, schowajmy się, bo on chce ci zrobić krzywdę!

Zdążyłem uchwycić jedynie jej brązowe fale. Jade zabrała mi ją. Kurwa mać, ta mała suka zabrała mi coś, przed czym otworzyłem się i nawet nie usłyszałem odpowiedzi. Zabrała mi ją w mgnieniu oka. Miałem ochotę coś rozwalić. Zaraz za nimi wszedł radosny Adam, uśmiechając się od ucha do ucha. Nawet jego głupkowaty uśmieszek chciałem zedrzeć z twarzy. 

— Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że Jade teraz męczy Alanne a nie mnie — rozciągnął się na środku pokoju, spoglądając na mnie. — A ty co? Coś się stało? 

— Mam ochotę na wiadro — odpowiedziałem z uśmieszkiem, także rozciągając zmęczone ciało.

~*~

— Boże, nie! Nie wierzę, że to zrobiłeś, hahahaha — Clooney wybuchła śmiechem, siedząc na rampie. 

We trójkę byliśmy na skateparku w środku nocy. Pijani, bo mądry Adam pomyślał i przed odprowadzeniem śpiącej Jade do domu, ukradł litr Finlandii Platinum z lodówki rodzicom, tylko problem leżał w tym, że piliśmy bez popity. W czasie akcji dywersji nikt nie pomyślał i nie zajebał ze stołu żadnego soku albo coca-coli. Mówi się trudno. Po dzisiejszej nieprzespanej nocy oraz całego spieprzonego dnia wlewałem w siebie ile wlezie i nie przejmowałem się konsekwencjami. Szczerze, to miałem je gdzieś, o ile w ogóle jakieś mogły być. 

— Mieliśmy wtedy po trzynaście lat — zaśmiał się Adam, a ja razem z nim, wspominając ten moment bardzo dobrze. — Nabierałem gówno na patyk i latałem za wszystkimi po dzielni. Boże, ich miny były bezcenne! 

— O mój boże, fuuuj! — pokręciła głową, krzywiąc się roześmiana. — Za Amandą też tak lataliście? 

— Andy to też dobra agentka była! — przypomniałem sobie śmieszny moment z nią. — Kiedyś z Adamem pojechaliśmy na taki festyn. Mieliśmy z siedemnaście lat, może osiemnaście. Ile my wtedy mieliśmy lat? — spojrzałem na Lutchera. 

— Siedemnaście. Amanda piętnaście i miała nockę u koleżanek, ale taka mi nocka, że cały wieczór przesiedziały tutaj i piły — zaśmiał się. — Jak wracaliśmy z festynu, to mieliśmy do nich tu zajechać. 

— No, i ja dzwonię do Amandy i nagle odbiera... — upiłem łyka czystej, lekko krzywiąc się i ścierając z ust krople wódki. — Dzwonię i rzucam: ''No, gdzie jesteś?'', ona do mnie: ''Rzygam!'' — zaśmiałem się głośno, wspominając to, a razem ze mną Alanna i Adam. — Odebrała, rzuciła jedno słowo i zaczęła rzygać mi w słuchawce, boże, to było tak obrzydliwe, ale takie śmieszne, że nawet się nie rozłączałem a śmiałem z niej.

— A pamiętasz to, jak szliśmy na działkę do Lloyda? — zapytał.

— Tak! Boże, tak! — wybuchłem śmiechem, podając do Alanny wódkę. 

— Słuchaj tego, siorka — powiedział do kuzynki — Mieliśmy wtedy szesnaście lat i tam mówimy rodzicom: ''no, no, idziemy na noc tu i tu'' oni spoko, wszystko bez problemu, cały plan wypala jak nie wiem co, po prostu idziemy na działkę do Lloyda! Ale co najzabawniejsze było w tym wszystkim to to, że szliśmy na działkę Lloyda bez Lloyda! — wyrzucił ręce w górę, śmiesznie gestykulując. — Debil zrobił przypał u siebie w domu: godzina dwudziesta druga, a ja, Ian, Elliot, Amanda, jeszcze kilku innych kumpli, stoimy przed jego domem i czekamy na niego. A ten idiota wychyla się przez okno i mówi, że matka ogarnęła, że chce wyjść — zaśmialiśmy się wszyscy. — Rzucił nam klucz do swojej działki i, no co, no, poszliśmy na działkę Lloyda bez Lloyda! 

— A tam, to co się wyrabiało, przechodzi do teraz do historii — dodałem, a Alanna uważnie na mnie patrzyła. — Drzwi prawie wyjebane z futryny, klamka ledwo co je otwierała, rynny pozrywane, w środku domku burdel jak nie wiem, a my jeszcze pijani i zjarani śpimy w tej klitce. Jego domek był po prostu domkiem metr na metr, dosłownie, a dziesięciu typa w środku — dziewczyna wybuchła śmiechem. 

— O Jezu, albo jeszcze to! — rzucił podekscytowany Adam, machając ręką. — Bo my często tam na jego działkę przychodziliśmy. Boże, on miał tam z nami przejebane, dosłownie. Dzicz jak nie wiem. Któregoś dnia wbijamy tam, no i, w sumie nie pamiętam, kto tam już poszedł, ale od nas trzech typa poszło na jume do innych domków. O, na pewno był z nimi Lloyd! — prychnął. — Pamiętam, że fioletowy wibrator przynieśli. 

— O matko, hahahaha — zaśmiała się Alanna, a ja ukradkiem spojrzałem w jej stronę.

— No i w pewnym momencie oni wbijają do nas tacy zmachani i mówią: ''widzieli nas!'' Czaisz, tych debili przyłapali na kradzieży u innych i jeszcze przybiegli do nas, robiąc przypał. 

— Muszę się do czegoś przyznać... — uśmiechnąłem się. — Adam, pamiętasz, jak to właśnie Lloyda ta babka niby zobaczyła i to przez niego wiedziała, w jakim domku siedzimy? 

— No... — zmarszczył lekko brwi, spoglądając na mnie uważnie.

— Ona mnie w oknie widziała — odwróciłem rozbawiony głowę w bok. 

— Hahahaha — zaśmiała się słodko Alanna.

— To przeze mnie. A wszyscy wtedy na Lloyda się wydzierali! Wszyscy jego obwiniali, a ja cicho siedziałem, ahahahaha! — wybuchłem śmiechem.  

— Hahahaha, a on do teraz nadal mówi, że to nie jego wina — zaśmiał się Adam, dokańczając: — No, ale wtedy, kiedy właśnie wbiła do nas jakaś baba, bo my w ogóle w tym domku siedzimy tacy osrani, nic się nie odzywamy, tak cicho jak myszy kościelne, dosłownie! No i cały czas mówimy: ''co robić, co robić, co robić?'' Aż w końcu usłyszeliśmy, jak otwiera się główna bramka. No i wtedy wiedzieliśmy, że jesteśmy w czarnej dupie. I najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że kiedy te drzwi ta baba ledwo otworzyła, to w tym samym czasie ja, Amanda i Sebastian gramy w kamień papier i nożyce. Ale to tak aktorsko i filmowo zagraliśmy, że wciąż jestem z tego dumny! 

— Boże, dlaczego ja tutaj od początku z wami nie mieszkałam... — wymamrotała. — Miałabym co wspominać jak wy. 

— Te wspomnienia są najpiękniejszą chwilą w moim życiu — powiedziałem, odpalając camela. 

Adam znowu zaczął coś opowiadać Alannie. Jemu gęba po alkoholu nigdy się nie zamykała. Trochę się wyłączyłem. Alkohol i papieros to było połączenie idealnej mieszanki, aby mój obraz stał się bardziej rozmazany i niewyraźny, myśli chaotyczne i tłoczne, w uszach zaczynało lekko szumieć, a język plątać. Mógłbym powiedzieć, że czułem się lepiej; odważny i pewny siebie, ale tak nie było – wszystko z dzisiejszej nocy i dnia nie dawało mi spokoju, przez co robiłem się bardziej niespokojny i nerwowy. 

— Siema, można się przyłączyć? 

Usłyszałem głos jakiegoś kolesia. Uniosłem głowę, widząc stojących obok dwóch knypków. Wyglądali najnormalniej w świecie. Średniego wzrostu, a budowa ciała nie podchodziła pod kanon mięśniaków z brazzers. Zmierzyłem ich, upiłem łyka wódki i podałem butelkę Adamowi, nie odzywając się. 

— Jasne, co u was słychać? — zapytał serdecznie Lutcher, przybijając z nimi piątkę. 

Także z nimi się przywitałem, po czym oparłem się o rampę, na której siedziała Alanna. Przywitali się z nią, przybijając żółwika, jeden przedłużywszy z nią kontakt wzrokowy z uśmieszkiem. Zaciągnąłem się mocno fajką, obserwując typa.

Nie spodobało mi się to. 

Zaczęła się gadka, przy której lekko szumiało mi w uszach. Tych głosów było tak wiele, że nie potrafiłem już zidentyfikować kto, do kogo należał. Wiedziałem tylko, że Alanna była obok i cały czas siedziała. Chłopaki mieli swój własny alkohol. Popijali piwo i śmiali się, kiedy coś zabawnego opowiadał Adam. Nie wiem, na ile lat mogli wyglądać, ale nie byli starsi. Może nasz wiek, może młodsi, może starsi o rok. W tym wszystkim nie podobało mi się tylko to, jak jeden z nich patrzył na Alanne i się do niej uśmiechał, próbował zagadywać. Chyba mu się spodobała, tak? Musiała mu się spodobać, bo inaczej by tak nie robił. Zaciągnąłem się ostatni raz nikotyną, wyrzucając pojarę na ziemię. Nasz alkohol powoli się kończył. Złapałem za butelkę, obserwując wódkę na dwa-trzy łyki. To chyba moja kolej. Rozejrzałem się po Adamie: rozmawiał z jakimś gościem. Spojrzałem na Alanne: rozmawiała z tym frajerem. Uśmiechnięta.

Zacisnąłem rękę na butelce, odwróciłem głowę w drugą stronę i upiłem do końca wódkę, krzywiąc się z jej smaku. Nienawidzę wódki. Z całej siły zamachnąłem się i wyrzuciłem naczynie, uderzając nim prosto w ziemię. Kawałki szkła poleciały w górę. Cholera, coś mnie drasnęło. 

Nagle cisza. Odwróciłem się z powrotem, unosząc przyjaźnie kąciki ust. 

— Sebastian? — Adam stanął obok, obserwując mnie poważniejszym wzrokiem. — Coś ty, kurwa mać, zrobił? — zapytał i popatrzył na moją twarz, marszcząc brwi. — Mądry, kurwa, jesteś? Już zaczynasz, co? Już cię niesie, co? Krew ci leci, debilu jebany — starł kciukiem coś lepkiego pod moim okiem. 

Mój wzrok uciekał tylko i wyłącznie w jej stronę. 

— Wszystko jest git — odezwałem się chłodno, wymijając go. 

Alanna patrzyła na mnie. Patrzyła na mnie poważnie i jakoś inaczej niż zawsze. Uśmiechnąłem się do niej. Ten typ w ciągu dalszym był przy niej. Tak blisko, wkurwiająco blisko, nie powinien być tak blisko. Jeszcze bawił się jej sznurówkami w butach. Kurwa mać, zaraz coś rozwalę. Kurwa mać, zaraz kogoś rozwalę. 

— Cześć, co robicie? — zapytałem miło, spoglądając najpierw na Clooney, to wyrównując kontakt wzrokowy z tym frajerem. 

— A tak sobie gadamy — odpowiedział. 

Jest i on. Głęboko i daleko gnieżdżący się w najciemniejszej otchłani mojej duszy. Ujawnia się dopiero wtedy, kiedy trunek odwagi napędzi go do działania. Jest wręcz potworem, który czerpie przyjemność z sadystycznych poczynań. Wytrącenie go z równowagi jest największym błędem drugiego człowieka. A moim największym błędem jest to, że nawet nie potrafię nad nim zapanować. Nie potrafię nad sobą zapanować. Na co dzień jestem zawsze miły, śmieszny, opanowany i luźny, ale kiedy upijam się w trupa – jestem agresywny. Sebastian William Alan Olivers-Henderson właśnie wyszedł na światło dzienne.

— Plujesz mi w twarz? — przetarłem policzki, zaciskając ręce. — Nie będziesz mi pluć w twarz, skurwielu jebany, rozumiesz to? Nie będziesz mi pluł w twarz!

Popchnąłem go mocno. Stałem przed nim jak rozjuszone zwierzę, po chwili kręcąc się dookoła wszystkich. Podskakiwałem, oddychałem ciężko i gniewnie patrzyłem na leżącego frajera, który wstaje z ziemi. Nie będzie mi nikt, kurwa mać, pluł w twarz. Nie będzie, kurwa mać, nikt na mnie pluł. Słyszałem ciągle czyjeś krzyki. Widziałem, jak ktoś biega dookoła. Widziałem, jak Adam próbował mnie złapać, ale nie, oj nie, nie tym razem. Nie tym, kurwa mać, razem. Hahaha. On będzie mi pluł w twarz? Ten skurwiel jebany? Jeszcze ta dziwka będzie dotykać mi Alanne? Po moim trupie.

— Sebastian! Sebastian, kurwa mać, uspokój się! — usłyszałem Adama, który zapał mnie za ramię. 

Odskoczyłem, cały w adrenalinie i złości nie panując już nad niczym. 

— Chodź, kurwa mać, chodź i napluj mi w twarz jeszcze raz — stanąłem przed frajerem, ściągając z siebie bluzę. 

— Jestem tu! — wykrzyczał, prowokując mnie coraz bardziej. Stał za swoim kumplem, który próbował go odciągnąć od bójki ze mną. — Popchnij mnie jeszcze raz, cwelu jebany, a już nie żyjesz, obiecuję ci to! — wyrywał się. 

Kurwa mać. 

Adam złapał mnie za ramię, przyciągając plecami do swojej klatki piersiowej. Odepchnąłem go. Wyrwałem się i poleciałem do frajera, wjeżdżając na nich obojga. Jego kumpel gdzieś wywrócił się obok, a ja nachyliłem się nad tym sukinsynem, łapiąc jedną ręką za koszulkę, drugą waląc pięścią po twarzy. To było szybkie, gwałtowne, chaotyczne. Nawet nie wiedziałem, co robiłem i o czym myślałem. Chyba tylko o tym, żeby go zabić. 

— Jeszcze, kurwa, raz, ją dotkniesz, rozumiesz to?! — wykrzyczałem wściekły. — Jeszcze, kurwa, raz! 

Zostałem pociągnięty przez kogoś i tym kimś był jego kumpel. Rzucił mnie na ziemię, swojego po chwili podnosząc i trzymając. Adam podleciał do mnie, kiedy ja już wstałem i znowu podskakiwałem z nogi na nogę, wkurwiony patrząc się na zdyszanego frajera. Byłem rozwścieczony, rozjuszony, nieopanowany, dawno tak się nie czułem. Pełen energii, adrenaliny i nasilenia. 

— Uspokoisz się?! — wykrzyczał Adam, stojąc na przeciwko. Złapał mnie za ramiona i potrząsnął. — Mało ci, kurwa mać, mało?! Ogarnij się, do cholery jasnej, co ty robisz?! Sebastian, halo, ziemia do Sebastiana! 

— Zabierz go, kurwa mać, zabierz go z moich oczu, bo go rozjebię — ostrzegłem, cały drżąc z szaleństwa. Przymknąłem oczy, wziąłem głęboki oddech i uniosłem głowę ku niebie. Raz, dwa, raz, dwa, raz, dwa, raz, dwa. — Kurwa, dotykał ją. Dotykał Alanne, a ty stałeś obok i nic nie zrobiłeś! — odepchnąłem Adama.

— Nie dotykał jej! I właśnie tak, stałem obok i wszystko widziałem! — spojrzał na mnie, nie dowierzając. 

— Jesteś pijany, jak mogłeś to zobaczyć niby, hahaha? — wybuchłem śmiechem, widząc, jak frajer oddalał się coraz bardziej ze swoim kolegą. 

— A ty jesteś najebany! — krzyknął — Tak ładnie ci szło panowanie nad złością po pijaku, co w ciebie nagle wstąpiło, Ian?! 

Zmarszczyłem brwi i poleciałem w stronę tamtego skurwiela. Ja tak tego nie skończę, ja z nim skończę. Niestety nie było mi dane, ponieważ Adam złapał mnie mocno, trzymając tak silnie jak nigdy. 

— Puść mnie, kurwa mać, puść mnie, Adam! Ja go rozjebię, ja go, kurwa mać, zabiję! 

— To chodź, kurwa mać, chodź! — usłyszałem głos tego frajera z oddali, po czym zaczął iść w moją stronę, ale szybko został zatrzymany przez kumpla.

Odepchnąłem najlepszego przyjaciela. To był amok, prawdziwa furia i gniew. Pośpiesznym i zdecydowanym krokiem zacząłem kierować się w jego stronę, spluwając na ziemię. Poczułem w ustach metaliczny posmak krwi. Leciała mi krew? Tym bardziej ma przejebane. Szedłem, gotowy wręcz go zabić własnymi rękami.

Nagle wpadłem w coś, co objęło mnie wokół i mocno przycisnęło. Było to coś miłego, przyjemnego, bardzo delikatnego. Ciepło rozlało się po całym mym ciele, uwalniając od wszystkich złych emocji. Serce od razu się uspokoiło. Popatrzyłem w dół, widząc Alanne. 

— Podobno pomaga, ale nie wiem — powiedziała spokojna, zadzierając głowę w górę. 

Jej oczy. Te jej piękne oczy, na które czekałem całe życie. Przytuliłem ją, a ona wtuliła się we mnie, głaszcząc kojąco po plecach. W tej chwili nie potrzebowałem niczego innego, a właśnie bliskości jej ciała, bijącego od niej ciepła i po prostu, żeby była. Jak to się dzieję, że nagle przy niej wszystko ma sens? Że negatywne emocje rozpływają się w powietrzu jak mydlana bańka, po czym doskwierają mi te przyjemne motylki w brzuchu? Przytuliłem ją tak mocno, że znowu miałem wrażenie, jakby nasze żyły splotły się w jedność. Znowu jest tak, jak powinno być. 

— Wszystko w porządku? — zapytał zmachany Adam, zatrzymując się obok nas. 

— Już tak — odpowiedziałem, przyciskając mocniej Alanne do siebie. — Teraz jest chyba w porządku.

~*~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro