Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alanna

Nie wiem, czy bawiłam się dobrze. Próbowałam na każdy sposób, nawet wlewając w siebie hektolitry wódki, ale to nie pomagało. Próbowałam samej wyrywać się na parkiet, zaciągałam za sobą Amandę i dziewczyny, ale po kilku sekundach wracałam na miejsce i sprawdzałam tę głupią komórkę. Próbowałam tak strasznie przestać myśleć o Sebastianie, ale on chodził po mojej głowie. Ciągle po niej chodził, skakał, śpiewał, szalał, gadał i tak w kółko. Zaczynałam mieć już tego dosyć. I to nie tak, że byłam na niego jakoś zła albo obrażona. To męczyło mnie jakoś dziwnie, nie umiałam nawet samej sobie odpowiedzieć na to pytanie, dlaczego tak się tym przejęłam, o ile w ogóle się tym przejęłam. Czy ja się tym przejęłam? 

Poprawiłam kitkę, po czym schowałam telefon do plecaka. Rozejrzałam się dookoła; tłum tańczących w rytmie muzyki nastolatków na parkiecie, siedzący przy barze dojrzali mężczyźni, próbujący wyczaić jakiś łatwy kąsek i one – Amanda, Jennifer i Isabella pijące wódkę z butelki obok mnie. Jak szalone opijały się gorzałą, co było dla mnie nie do pojęcia, jak można tak dużo chlać! Zaśmiałam się, widząc, jak Jenny wlewała Andy alkohol, która zadowolona otwierała coraz to szerzej buzie. Nie wiem, to było naprawdę śmieszne, że rozbawiona opadłam na sofę, po chwili z niej soczyście spierdalając się na ziemię. 

— Aly! — zaśmiała się Amanda, niezdarnie próbując mnie podnieść z dna, jakiego pijana sięgnęłam. Cudownie. 

Nadal się śmiałam, ale teraz kompletnie nie miałam pojęcia z czego. Poniekąd nie lubiłam pić wódki; zawsze preferowałam zjaranie się z fajnym ziomkiem w fajnym miejscu. Chyba po prostu do alkoholu nie miałam głowy. Upijałam się najszybciej, śmieszkowałam z byle czego i lubiłam się przytulać, a na koniec chciałam iść spać. Ale poniekąd lubiłam siebie po wódce! Wtedy podobało mi się wszystko i wszyscy, z chęcią pchałam się na parkiet tańczyć, gdzie na co dzień nienawidziłam zatłoczonej przestrzeni. A właśnie, parkiet!

— Idziemy tańczyć! — wykrzyczałam, wstając z ziemi i pociągając za sobą Amandę. 

Puścili kawałek Paris Hilton, Nothing in this world. O mój boże! Przyciągnęłam do siebie przyjaciółkę, kołysząc nami seksownie. Uśmiechnęłam się, dostrzegając wzrok mężczyzn przy barze. Amanda objęła mnie w talii, oddając się tańcu. 

— Aly, wiesz co?! — wykrzyczała. 

— Co?! 

— Cieszę się, że tu jesteś z nami! — powiedziała — I kto by pomyślał, że po tych siedmiu latach będziemy razem tańczyć w klubie! — zaśmiała się.

Racja: kto by pomyślał, że znajomość z internetu przerodzi się w tak silną więź, że Amanda będzie dla mnie jak siostra. Była pierwszą i będzie ostatnią osobą w moim życiu, której zaufam bezgranicznie oraz będę mówić albo pisać, że idę zrobić kupę. Różniłyśmy się w kilku kwestiach: chociażby to, że Amanda należy do bardziej opanowanych i zrównoważonych emocjonalnie ludzi, a ja czasami potrafiłam nieźle wybuchnąć albo wpaść w niezłe kłopoty. Mimo wszystko robiła ze mną wszystko: skakała w ogień, kradła konie oraz częstowała papierosami i wódką. Zawsze wiedziałam, że mogę na nią liczyć. 

— A ja się cieszę, że też tu jestem! — wykrzyczałam do jej ucha.

— A, to fajnie! — odpowiedziała.

— Fajnie?! — skrzywiłam się, wpadając w śmiech. — Stara, to zajebiście! 

— Pamiętaj, Alanna, że jebać przeszłość! — zaczęła. Stałyśmy na środku parkietu, gdy wszyscy dookoła nas tańczyli. Świetne miejsce na poważną rozmowę po pijaku, naprawdę. — To co było, to było kiedyś, pamiętaj! Teraz jest tu, z nami! — gestykulowała ręką, wczuwając się w gadkę. — Mamy dopiero siedemnaście lat, jeszcze tyle przed nami, laska! Razem będziemy przeżywać tyle melanży, tyle wódki i razem będziemy rzygać do kibla! — zaśmiałam się radośnie, w sumie zgadzając się z nią. — Pamiętaj, że jesteś dobrym człowiekiem, Alanna, bardzo dobrym i masz bardzo dobre serce! — dotknęła mojej piersi. — Jeżeli myślisz o przeszłości, to skończ z nią tu i teraz! Jesteś tu ze mną, stara, a tam z tyłu zgonujące dziewczyny, czego chcieć więcej?! — zaśmiałyśmy się. — Masz Adama blisko siebie, masz Sebastiana! Wszystko jest zajebiście! I przede wszystkim, stara, masz mnie, cooo?! No powiedz, kto jest twoją najlepszą kumpelą, co?! 

— Na pewno nie ty! — odpowiedziałam rozbawiona.

— Nooo, i tak ma być! — rzuciła radośnie. — A teraz chodź chlać, bo wódka się kończy! 

— Ale puść mojego cycka! — wykrzyczałam. 

— O Jezu, tak, sorry! — zaśmiała się, zabierając rękę. — I pamiętaj, Aly, że na nas zawsze możesz liczyć! Na mnie przede wszystkim, bo jestem twoją siostrą, tak?! Możesz liczyć na Adama, na Sebastiana też!

— Jezu, jaka ty jesteś najebana! — wybuchłam śmiechem, nie mogąc jej już słuchać. Przecież to, co mi mówiła, było taką oczywistą oczywistością. 

— Wiem! — zaśmiała się również. — Ale dobrze mi z tym! Czuję się dobrze! Jest zajebiście! Tańczymy razem, bawimy się super bez chłopaków, czego chcieć więcej?! — wprawiła nas w taniec, kołysząc nami powoli. — Wiesz, co dobrze smakuje i jest kurewsko zajebiste na zwalczenie chorób?! 

— Zioło?! 

— Nie! Wódka! Chodź chlać! 

I pociągnęła mnie do loży, przeciskając się przez tłum ludzi. Poczułam, jak przez przypadek nadepnęłam komuś na stopę, ale zanim mogłam obejrzeć się za sobą, ten ktoś zniknął w szarańczy napalonych, roztańczonych nastolatków. Usiadłyśmy na sofie, polewając do kieliszków czystą gorzałę. Nie powinnam pić, bo z takim tempem prędzej uleję się w trupa niż spędzę zajebiście czas, ale naprawdę było mi trudno odmówić każdej kolejki, z którą leciała Amanda. Ja wiedziałam już wcześniej, że Morgan uwielbia imprezować i pić wódkę, ale nie wiedziałam, że aż tak! Po trzech szybkich szotach starłam krople z ust, sięgając do plecaka. Wyjęłam telefon, sprawdzając godzinę. Tak, godzinę, bo co innego miałam sprawdzić? Super, za dwadzieścia północ! No super, bardzo fajnie. Świetnie się bawię! Odłożyłam komórkę z powrotem do plecaka, nabierając głębokiego oddechu. Muszę chyba iść siku. Tak, zdecydowanie zbiera mi się na sikanie. 

— Idę do kibla! — nachyliłam się nad Amandą, która skinęła jedynie głową. 

Wstałam, prawie potykając się o własne nogi i spadając na szklany stolik. Zaśmiałam się, kiedy pomogła mi Isabella podtrzymać równowagę, chociaż była również pijana jak ja, przez co obie upadłyśmy na sofę. Śmiałyśmy się jak opętane, leżąc i zwijając się prawie z bólu brzucha. A właśnie! Kibel, muszę iść do toalety! Wstałam ślamazarnymi ruchami, kierując się do damskiego. To był standard, że w środku znajdowały się laski: plotkujące, poprawiające make-up, zgonujące, rzygające, a nawet uprawiające seks – usłyszałam stękanie z jednej kabiny. Skrzywiłam się zniesmaczona. Jakoś nie bardzo obchodziło mnie to, co robili inni, ale wręcz obrzydlistwem było to, że dziewczyny potrafiły tak wyć jak dinozaury. Boże Święty, żeby to chociaż były słodkie, ciche jęki, ale, kurwa mać, nie ryk Tyranozaura na cały kibel! Otworzyłam kabinę, wchodząc do środka. Przykuc narciarski wlatuje, bo jakże inaczej. Zaśmiałam się. Nie mogłam przestać się chichrać pod nosem ze słowa ''przykuc narciarski'', oraz ponownie słysząc dinozaura obok. Jezus, Alanna, ogarnij się. Dlaczego ja zawsze śmieje się z takich głupot jak jestem pijana?

Wyszłam z kabiny, podchodząc do umywalki. Myjąc ręce popatrzyłam w lustro, spoglądając w swoje oczy. Troszeczkę przymulone, ociężałe, ale nie tak bardzo. No i ten obraz lekko zamazany. Nie no, w sumie ze mną nie było tak źle. Uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę, jak bardzo byłam pijana. Czemu zawsze dochodzę do takich wniosków, kiedy spojrzę w swoje odbicie? I będąc w takim stanie ja mam zamiar jeszcze pić? Ale co mam do stracenia? I tak nie wracam do domu, to chociaż będę rzygać gdzieś w krzakach czterdzieści kilometrów od chaty. Skierowałam się do wyjścia, przy drzwiach nagle czując szarpnięcie za ramię. Odwróciłam się do pijanego chłopaka, któremu oczy uciekały wszędzie, gdzie się dało. Wyzerował do końca pół litra, wyrzucając pustą butelkę do kosza na śmieci, po czym przyparł się ręką o ścianę, nachylając się nade mną. 

— Maleńka, jak smakuje twoja cipka? — wybełkotał.

— Niebiańsko — odpowiedziałam.

— Chodź, wyliżę twoją cipeczkę tak, że nie będziesz mogła siedzieć przez tydzień — dotknął mojego ramienia, zachęcając.

Prychnęłam rozbawiona, uśmiechając się.

— Tylko tydzień? — parsknęłam rozbawiona. — Spierdalaj, wolę dwa miesiące. 

Poszłam przed siebie, słysząc z tyłu jego pijackie wołania w moją stronę. Weszłam na parkiet, przeciskając się przez tłum tańczących nastolatków. Było tak tłoczno, a ja byłam tak pijana, że kompletnie nie potrafiłam się odnaleźć, gdzie ja jestem. To tędy wcześniej szłam, prawda? Nie, zaraz, omijałam tamtą kolumnę przecież! Ale chwila, tam jest następna, to gdzie ja, do cholery, jestem? Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła, nabierając wdechu. O mój boże, zaciągnęłam się męskim potem, perfumami i damskimi feromonami. Poczułam odruch wymiotny. Jezus, muszę stąd wyjść, muszę stąd jak najszybciej wyjść, kurwa mać, zaraz się porzygam. Przepchnęłam się przez tłok, nagle znajdując się za parkietem, w otwartej przestrzeni, przed czyjąś lożą. Spojrzałam przed siebie, napotykając znane mi towarzystwo. 

Ekipa Susan i Ethana siedziała na vipowskim balkonie, wyglądając niczym mafia. Zwłaszcza Gilbert, który wręcz agresywnie rozłożył się na fotelu, mierząc wszystkich przechodzących wrogim spojrzeniem. Susan siedziała obok niego, bawiąc się jego krótkimi, blond włosami. Zaśmiałam się cicho pod nosem, obserwując Ethana; naprawdę wyglądał zabawnie, udając wielkiego twardziela, zwłaszcza że aktualnie miał obitą mordę przez Sebastiana. Przykułam ich wszystkich uwagę. O kurde. Spojrzeli na mnie. O cholera. Susan się uśmiechnęła, wstając z kanapy. O kurwa mać. 

— Alanna, cóż za miła niespodzianka — mruknęła — Co ty tu robisz? Nie jesteś przypadkiem za młoda, żeby kręcić się po klubach? 

— To klub jest za młody dla mnie — powiedziałam dumnie, na co rozbawiona prychnęła, obracając się za przyjaciółmi. — No to spadam, cześć! 

— Nie, nie, czekaj! — zatrzymała mnie, delikatnie chwytając za moją rękę. — Chodź, siadaj — usadowiła mnie na czarnej pufie, samej zasiadając z powrotem na kanapie obok Ethana, który mierzył mnie wrogim spojrzeniem. — Masz ładną sukienkę. 

— Dzięki — odparłam, przelotnie oglądając się za jej towarzystwem. Każdy siedział cicho, patrząc na mnie z wyższością. Och, żebym to czegokolwiek innego oczekiwała od tej bandy dzbanów.

— Co tu robisz? — zapytała miło, co było dziwne. Wcześniej się pobiłyśmy, a po tym zachowywała się tak, jakbym trafiła do jej pamiętnika będąc następnym wrogiem numer jeden. 

— Właśnie nie wiem, bo powinnam być z dziewczynami, ale jakoś trafiłam tutaj — wzruszyłam ramionami, oglądając się za sobą w poszukiwaniu Amandy.

Zaśmiała się.

— Słodka i głupiutka — mruknęła — Zaraz, czy ty jesteś pijana? — przeszyła mnie swym lodowym spojrzeniem. 

— Tutaj każdy jest pijany — odpowiedziałam z oczywistością, poprawiając sukienkę przy udach.

— Oj, chyba Adam nie byłby zadowolony, gdyby wiedział, że jego młodsza kuzynka siedzi w klubie pełnym pijanych, nieobliczalnych ludzi — powiedziała kąśliwie, spoglądając w moje oczy.

— Meh, jebać Adama — rzuciłam lekceważąco, machając ręką. 

— Wiesz, Alanna, za tydzień robię domówkę z okazji Halloween, wpadniesz? — zaproponowała, zarzucając ponętnie nogę na nogę. 

— Nie wiem, muszę się zastanowić — odparłam — Dziwne, że mnie zapraszasz, bo jeszcze kilka tygodni temu się pobiłyśmy. 

Spojrzała na mnie zdziwiona, jakby nie spodziewała się takiej odpowiedzi, po czym uniosła delikatnie kąciki ust, machając ręką.

— Ludzie się zmieniają — powiedziała — Wydajesz się być lepsza niż twój kuzyn Adam i jego pies Sebastian — prychnęła drwiąco, zaczesując burzę kręconych, rudych włosów. 

— Ej! — wskazałam na nią palcem, pijana mrużąc oczy. — Tylko nie pies, okej? To najpiękniejszy szczeniak jakiego w życiu widziałam, okej? 

O mój boże, co ja powiedziałam? 

— Nie mów, że podoba ci się Ian? — zapytała zaskoczona, dotykając mojej ręki. — Powiem tyle: szkoda na niego czasu, kochana. Daj sobie spokój z tym ćpunem — dodała, na co jej przyjaciółki się zaśmiały.

— On nie jest ćpunem — rzuciłam zła, marszcząc zdenerwowana brwi. — Susan, nie mów tak o Sebastianie, on nie jest ćpunem. Nawet go nie znasz, co ty możesz o nim wiedzieć, co? — zmierzyłam ją.

— Kochana, znam go dłużej niż ty. Gdybym wiedziała wcześniej, jaki jest, to w ogóle bym go nie dotknęła nawet przez rękawiczkę — zaśmiała się, a razem z nią większość jej przyjaciół. — Jest niedojrzały i prosty, daj sobie z nim spokój, uwierz mi. 

— Ja tam lubię niedojrzałych i prostych chłopaków — uśmiechnęłam się pod nosem. — A teraz wybaczcie, ladies and gentleman... — obejrzałam się za wszystkimi. — Daddy opuszcza to miejsce i zbawia was od złego, amen — pokłoniłam się szarmancko.  

— Przemyśl moje zaproszenie na domówkę, okej? — powiedziała.

— Teraz myślę o kurczakach z Kfc, bo strasznie zgłodniałam, ale coś tam zobaczę z tym Halloween — rzuciłam, na kilka chwil wyrównując kontakt wzrokowy z Ethanem, który dziwnie na mnie patrzył.

— I dla twojego bezpieczeństwa radziłabym stąd zmykać — ostrzegła. — Nigdy nie wiadomo, na jakich idiotów można wpaść.

— O tak, nigdy nie wiadomo, na jakich idiotów można wpaść — uśmiechnęłam się do Ethana, który prychnął pod nosem. — Żegnajcie, kochani, wódka i Amanda wzywa! — pożegnałam się, znikając w tłumie nastolatków. 

To było dziwne. To było bardzo dziwne, zwłaszcza że nie bardzo docierało do mnie to, co ona mówiła. Ale, kurwa mać, co ona sobie myśli, że przy mnie będzie mi pieprzyć na Sebastiana? I co to za tekst, że nie dotknęłaby go, gdyby znała wcześniej? Zaraz... To ona go dotykała? Stanęłam na środku parkietu, wbijając tępo wzrok na podświetlone podłoże. Susan dotykała Sebastiana? A Sebastian... dotykał Susan? Jezu, co to za ból w klatce piersiowej? Skrzywiłam się, masując obolały mostek. Co to za przeszywający piorun moje czubki palców i gardło, uniemożliwiając mi cokolwiek mówić? Ledwo przełknęłam ślinę, nabierając głębokiego oddechu. Rozejrzałam się dookoła, zagubiona nie wiedząc, gdzie kompletnie się znalazłam. Ja chcę wyjść, ja chcę stąd jak najszybciej wyjść. Czy Sebastiana łączyło coś z Susan? Kochał ją, a ona jego? Całowali się? Uprawiali seks? To bolało. To tak strasznie dziwnie mnie bolało, ale nie powinno, bo przecież co mnie to obchodziło, co robił wcześniej Sebastian, skoro znamy się jedynie prawie dwa miesiące? Nie czułam złości, nie czułam żalu i zdołowania, ja czułam po prostu... taki ból. Doskonale wiedziałam, że nie powinnam, ale go czułam, dlaczego? Dlaczego ja czułam ten okropny ból?

Alkohol zrobił swoje. Chyba nie powinnam tyle pić, albo na tę chwilę po prostu przestać. Albo nie! Uchleję się! Uchleję się tak, żeby zapomnieć o tym, co powiedziała mi Susan, bo to pomoże pozbyć się tego bólu! Szczęśliwa, normalnie jak nowo narodzona kroczyłam przed siebie, nagle zostając zaczepiona przez kogoś. Ktoś pociągnął mnie za ramię, odwracając w swoją stronę. Uśmiechnęłam się, nie spodziewając się go tu. 

— Gianni, cześć! — rzuciłam radośnie, mierząc go wzrokiem.

— Alanna, hej! — przytulił mnie mocno. — Co ty tu robisz?! Sama jesteś?! — zapytał, lustrując mnie. 

— Nie, z dziewczynami, ale gdzieś je zgubiłam! — zaśmiałam się. — A ty?!

— Z chłopakami, ale zaraz spadamy! Zobaczyłem cię i musiałem się przywitać! — wykrzyczał rozbawiony. — A tak w ogóle to ładnie wyglądasz!

— Dziękuję! 

— Zatańczysz?! — zapytał, wystawiając rękę. 

Wzruszyłam ramionami, chwytając jego ciepłą dłoń. Uśmiechnął się, przyciągając mnie do siebie, po czym obrócił i zakręcił. No, no, nie spodziewałam się, że Gianni będzie takim tancerzem, ale Włosi chyba mają to we krwi. Zaczęliśmy tańczyć, tym razem z dala od bliskości. Chyba lepiej, bo mógłby sobie coś pomyśleć, że byłam nim również zainteresowana tak, jak on był mną. Gianniego chciałam traktować jak normalnego kolegę; był bardzo w porządku wobec mnie, miły, żartobliwy i pomocy, ale poza tymi cechami i tym, że był naprawdę super chłopakiem, nie widziałam w nim kogoś takiego, jak na przykład widziałam kogoś pięknego w Sebastianie. To było dziwne, że Sebastian zrobił z taką łatwością pranie z mojego mózgu, że nie potrafiłam uwielbiać kogoś innego tak bardzo, jak właśnie uwielbiałam jego. I choćbym starała się kontrolować wybuch apokalipsy w moim organizmie na jego widok albo dotyk, to nie potrafiłam zapanować nawet nad własnym oddechem. Byłam po uszy w Sebastianie. Po prostu byłam w nim po uszy. Co? Tak po prostu. Jak? Cała. Gdzie? Wszędzie. 

— Wiesz co, nie mogę przestać się zachwycać tym, jak inaczej wyglądasz niż zawsze! — wykrzyczał. 

— Ale jak wyglądasz?! — zapytałam. 

— Nieee! Nie ja! Ty! Zawsze ubierasz się kolorowo i też luźno, a teraz widzę cię w czarnej sukience i w butach na obcasie! To nie podobne do ciebie! 

— Rybka mi umarła! Na pogrzeb zaraz spierdalam, to dlatego! — rzuciłam rozbawiona, na co wybuchł śmiechem.

— Oj, Aly, ty to zawsze potrafisz mnie rozbawić! — zaśmiał się. — Co robisz w Halloween?! — zapytał, nachylając się.

— Jeszcze nie wiem, pewnie impreza! 

— A mogę cię zaprosić na bal w szkole?! 

— Możesz!

— To cię zapraszam! 

— Kurwa, zaraz, co? — stanęłam otępiała. 

— Muszę spadać do chłopaków, trzymaj się, Aly! Odezwę się jeszcze i uważaj tu! — dotknął mojej ręki na pożegnanie, po czym zniknął w tłumie. 

To on tak na poważnie? Myślałam, że żartował, tak jak ja zażartowałam. Myślałam, że nie mówił na poważnie... Cholera jasna, wlazłam w gówno i teraz nie mogę z niego wyjść, świetnie! Oblizałam usta, rozglądając się dookoła. Dziewczyny! O mój boże, znalazłam je! Przecisnęłam się przez tłum, przepraszając wszystkich, których trącałam ramieniem, nagle czując lekkie szarpnięcie za nie. Odwróciłam się, tym razem zirytowana wywracając oczami. Boże Święty, po pijaku wydawał się jeszcze gorszy i nieznośny, i nawet wtedy, kiedy jeszcze nic nie powiedział, wiedziałam, że rozmowa z nim będzie doprowadzała mnie do szału. Zresztą – jego milczenie wyprowadzało mnie już z równowagi. Wyrwałam się, bez słowa wychodząc z parkietu, oczywiście za plecami słysząc jego krzyki: 

— Czekaj! — przybiegł za mną, dotykając mojego ramienia i odwracając.

— Cholera, ile jeszcze was będzie? — rzuciłam zdenerwowana. Poszłam tylko do toalety, a nagle spotkałam wszystkich, których nie chciałam widzieć. No prawie, bo Gianni był w porządku. — Czego chcesz? 

— Porozmawiać — powiedział, przybity wyrównując kontakt wzrokowy. — I co tu robisz? Aly, nie powinnaś tu być. 

— Dziunia, nie jesteś moim szefem, tak? — pomachałam palcem wskazującym, na co parsknął rozbawiony. 

— Pijana jesteś? — zmarszczył brwi, przyglądając się mnie. — Ile wypiłaś? 

— Czego ty chcesz, Austin? — rzuciłam zirytowana.

— Porozmawiajmy, proszę — poprosił. 

— No to szybko, bo chcę iść do dziewczyn — skinęłam głową do tyłu, krzyżując ręce pod piersiami w oczekiwaniu na gadkę.  

— Ale na zewnątrz — dodał, z politowaniem spoglądając w moje oczy. 

— Ja pierdole — warknęłam pod nosem, zdenerwowana wracając do loży po kurtkę. 

— Kurwa, Aly, gdzieś ty była?! — wykrzyczała Amanda, jak poparzona zrywając się z pufy i biegiem wpadając na mnie. — Jezus, dziewczyno, nie strasz mnie! Ja cię wszędzie szukam! Już miałam na psy dzwonić! — przytuliła mnie mocno, jakbyśmy się nie widziały tysiąc lat. — Nie rób tak nigdy! Nie było cię chyba z godzinę, stara! Tak strasznie się o ciebie martwiłam! 

— Laska, nie było mnie piętnaście minut — zaśmiałam się rozbawiona. — I idę na chwilę na zewnątrz, masz może szluga? — zapytałam.

— Co, czemu? — sięgnęła do swojej dużej, różowej torebki z futerkiem, wystawiając paczkę LM'ów niebieskich. — Z kim ty idziesz?

— No zgadnij — prychnęłam, wywracając oburzona oczami. 

Amanda wychyliła się, spoglądając na stojącego niedaleko Austina. Zacisnęła usta, wzdychając głęboko. Doskonale mnie rozumiała. Doskonale o wszystkim wiedziała. Tutaj nie brakowało żadnych słów, czynów czy gestów. Po prostu jej wzrok mówił wszystko i poza nim nie potrzebowałam niczego innego.

— Nie idź — rzuciła stanowczo, spoglądając w moje oczy — Jak tak dalej będziesz mu ulegać, to on od ciebie się nie odczepi. Cholera, ja nadal w to nie wierzę, że on był taki wobec ciebie... — pokręciła głową, nie dowierzając. 

— Ale co mam zrobić, jak mi nie daje spokoju? — nachyliłam się nad jej uchem. — On już przecież wie, gdzie mieszkam. 

— To ja z nim porozmawiam. Albo weź naślij na niego Adama i Sebastiana, niech spuszczą mu solidny wpierdol, to może się typ ogarnie — machnęła ręką w jego stronę.

— Nie — powiedziałam zdecydowanym głosem, kategorycznie temu się sprzeciwiając. Adam pod żadnym pozorem nie może wiedzieć, co łączyło mnie z Austinem, a tak właściwie, to co od niego brałam. — Ja sama to załatwię, dam sobie radę. Dobra, zaraz wrócę — chwyciłam jeansową kurtkę, odwracając się do Austina.

Stał nieopodal, przyglądając się mnie. Jak dobrze, że miałam zamazany obraz i widziałam jego twarz w pół niewyraźną, bo chyba bym dostała szału na starcie, gdybym musiała przyglądać się temu jego uśmieszkowi. Skierowałam się z nim do wyjścia z klubu, mówiąc przy okazji Jamesowi, który stał na bramce i nas wpuścił, że jeszcze tu wrócę. Poprawiłam kurtkę na ramionach, wkładając między wargi fajkę. Nie miałam pojęcia, kiedy tak się rozpaliłam, że złość musiałam odreagowywać papierosem. Pomagało i to bardzo, a zwłaszcza się uspokoić i zrelaksować. Stanęliśmy kawałek dalej od klubu zaraz przy pobliskim parkingu za płotem, o którego się oparłam. Sięgnęłam po zapalniczkę w kieszeni, odpalając szluga. Szkoda, że nie smakował camelem

— Ty palisz? — skrzywił się, jakby zły, mierząc mnie wzrokiem. — Nie pal, to cię zabija.

Spojrzałam na niego, krzywiąc się jeszcze bardziej z frustracji.

— Pierdol się — rzuciłam oschle.

— To przez niego, tak? — zapytał, przyglądając się mnie oraz uśmiechając cwanie pod nosem.

— Przez kogo? 

— Przez Sebastiana, tak? To on cię tak zmienił? 

— Nikt mnie nie zmienił, o chuj ci chodzi? Palę, bo lubię, bo chcę się zabić — zaciągnęłam się soczyście nikotyną. 

— Dlaczego ty jesteś taka wredna wobec mnie? Co ja ci zrobiłem? — zapytał z żalem. 

Wybuchłam śmiechem, nie dowierzając jego pytaniu. Śmiałam się rozbawiona tak głośno, że po chwili zdenerwowana jak nigdy odwróciłam do niego wzrok. Kurwa mać, a miałam nadzieję choć trochę, że nie będzie doprowadzał mnie do szału, a jednak się myliłam. I to jeszcze tak głupim pytaniem, skoro doskonale znał na nie odpowiedź.

— Austin, ty jeszcze pytasz? — prychnęłam i strzepnęłam popiół, spoglądając na niego. — Człowieku, ty mnie prześladowałeś — rzuciłam poważna, wściekła wyrównując z nim kontakt wzrokowy. — Siedem razy wyznawałeś mi miłość, mimo że za każdym razem otrzymywałeś taką samą odpowiedź. Prześladowałeś mnie w szkole, nachodziłeś mnie we własnym domu, ciągle do mnie wypisywałeś! Wielokrotnie okłamywałeś, chociażby z tym, że przestałeś palić i ćpać, że to niby dla mnie, a co? Następnego dnia dostaję wiadomość od twojego kumpla, jaki to naszprycowany latałeś gdzieś po krzakach. Zbliżałeś się do wszystkich moich znajomych, opowiadając im, że mnie kochasz, ale po co? Żeby wiedzieli, że jestem twoja? Och, i jeszcze nie zapomnę tego, jak na każdym kroku pokazywałeś, że niby należę do ciebie! — prychnęłam zażenowana, opuszczając ręce z frustracji. — Najpierw pieprzysz, jak mnie kochasz i chcesz ze mną być, a później innym rozgadujesz, że cię niszczę i jestem największą suką! Wszystkim rozgadywałeś dookoła, jaka byłam najgorsza, a przede mną udawałeś pokrzywdzone niewiniątko, że to niby ja ciebie niszczę! To ty sam siebie niszczyłeś, Austin, to ty się łudziłeś na coś, co było tylko w twojej głowie iluzją, niczym innym. Żyłeś w przekonaniu, że cię kocham i jest szansa, a ja ci siedem razy powtarzałam to samo! — wydarłam się, wściekła wyrzucając papierosa. Czułam, jak pod skórą wrzała rozgotowana krew, doprowadzając mnie do szału jeszcze bardziej. — Siedem razy pieprzyłam ci, że masz odpuścić! — stanęłam przed nim, wskazując na niego palcem. — Siedem razy mówiłam, że masz przestać i masz się wreszcie ogarnąć, bo cię nie kocham! Siedem, kurwa, razy w ciągu półtorej roku! Obiecywałeś mi za każdym razem, przysięgałeś, że będziesz traktował mnie jak kumpelę, jak kiedyś, kiedy byliśmy wobec siebie tacy w porządku, a ty siedem razy okłamywałeś mnie i samego siebie, niszcząc nas coraz bardziej! Jesteś chory, Austin, jesteś popieprzony na głowę, bo to kolejna nasza rozmowa, z której ty i tak nic nie wyciągniesz! Co mam zrobić, żebyś się ode mnie odczepił co?!

— To dlaczego mnie wtedy pocałowałaś? — palnął. 

— Bo byłeś pod ręką — rzuciłam ozięble, powtarzając mu to już setki razy. — I to było dwa lata temu, jeszcze przed tą twoją chorą obsesją na moim punkcie. Skończ pieprzyć, że to coś oznaczało, do cholery jasnej! — wkurzyłam się.

— Ty mnie kochałaś — powiedział, jakby w zastanowieniu — Ty mnie kochałaś i nie mów, że nie!

— Nie kochałam cię! — wykrzyczałam, gestykulując rękami.

— Kłamiesz — uśmiechnął się. Uśmiechnął się tym swoim cwanym, podstępnym i chytrym uśmieszkiem, którym gardziłam z całego serca. 

— Ja kłamię?! — wskazałam na siebie, oszołomiona prychając. — Ja, kurwa mać, kłamię? W poniedziałek oddaję ci forsę. Po tym, jak jeszcze raz się do mnie zbliżysz, idę na policję. A z tego, co wiem, już byłeś notowany — odwróciłam się, kierując się z powrotem do klubu. 

— I widzisz, jaka ty właśnie jesteś! — zatrzymał mnie, wściekły machając ręką. — Ile razy byłem na twoje zawołanie jak pies?! — spojrzał w moje oczy, jak poparzony machając rękami. — Ile, kurwa, razy byłem, kiedy potrzebowałaś zioła! Och, właśnie... — uniósł kąciki ust, drwiąco śmiejąc się pod nosem. — Bo ty tylko zioła chciałaś, niczego innego. Byłaś fałszywą, podstępną szmatą! Miła dopiero wtedy, kiedy coś chciałaś, ale w zamian nic nie dawałaś! Nawet porozmawiać ze mną nie chciałaś, ale jak miałem dać zioło, to pierwsza wypisywałaś!

— Kurwa mać, człowieku, o czym ty do mnie mówisz?! — wykrzyczałam, czując rosnącą złość. Jeszcze chwila, a tak mnie wytrąci z równowagi, że będę coś rozwalać, przysięgam. — Pytałam się ciebie zawsze, ale to zawsze pytałam i pisałam, czy jest jakiś problem, a ty zawsze mówiłeś, że nie! I przede wszystkim brałam od ciebie wtedy, kiedy byłeś w porządku wobec mnie, kiedy nie miałeś tej pierdolonej obsesji na moim punkcie! Kiedy ostatni raz od ciebie cokolwiek wzięłam, co?! Kiedy ostatni raz do ciebie napisałam, co?! Kiedy, kurwa mać, kiedy?! Nie pieprz mi, że byłam jak pijawka, bo doskonale wiesz, że teraz kłamiesz, a mówisz takie rzeczy tylko po to, żeby mnie wkurzyć jeszcze bardziej! Po jaką cholerę wspominasz coś, co było dwa lata temu?! 

— Bo ty mnie kłamiesz! Mówisz, że mnie nie kochałaś, to dlaczego mnie wtedy pocałowałaś?! Wszystkim dookoła rozgadujesz, jaki jestem zły i najgorszy, a na siebie, księżniczko, nie spojrzysz, co?! Cholera jasna, ty mnie tak zniszczyłaś! Jesteś toksyczną dziewczyną i współczuję wszystkim dookoła, naprawdę. Jesteś manipulantką, Alanna, bardzo łatwo owijasz sobie chłopaków wokół palca, wiesz? — zaśmiał się cynicznie. — Zdajesz sobie sprawę z tego, co? A zdajesz sobie sprawę z tego, jak mnie zniszczyłaś?! Jaki mam przez ciebie rozpierdolony mózg?! — wykrzyczał agresywnie, piorunując mnie rozwścieczonym wzrokiem. — Nie potrafię się od ciebie uwolnić, ty jesteś wszędzie! — poczochrał swoje blond włosy, ze złości prawie je wyrywając. — Rozwaliłaś mnie, ty mnie, kurwa mać, zniszczyłaś... — mocno złapał się siatki, spuszczając głowę. — A teraz co, masz zamiar zniszczyć i jego, tak? — spojrzał na mnie, unosząc kpiarsko kąciki ust. — Sebastiana też sobie owiniesz wokół palca, pocałujesz i później będziesz wyciągać zioło, co? — zaśmiał się złośliwie. — Ale powiem ci, że on już coś do ciebie ma, wiesz? Jestem chłopakiem i wiem, jak chłopaki się zachowują, kiedy ktoś im się podoba. Tak jak u lasek, tak to jest u facetów, wiesz o co chodzi? Chyba powinienem mu powiedzieć, jaka w rzeczywistości jesteś. Jaką jesteś okrutną, toksyczną ździrą! — wykrzyczał wściekły w moją twarz.

— Pierdol się! — uderzyłam w płot, zezłoszczona zaciskając ręce. — Co ty, kurwa mać, o mnie możesz wiedzieć?! — wskazałam na niego, w amoku ciężko oddychając. — Nie znasz mnie, ty mnie, kurwa mać, wcale nie znasz, a wszystkim pieprzysz dookoła, że znasz mnie najlepiej! — przestałam kompletnie panować nad złością, z trudem wyłapując każdy następny wdech.

— Bo cię znam najlepiej! — stanął przede mną, spoglądając prosto w oczy. — Jesteś w dziesięciu procentach aniołem, a pozostałe to czysty diabeł. Potrafisz mieć z taką łatwością faceta, ale nie chcesz, bo wolisz się bawić. Uwielbiasz zioło i strzelasz zajebiste bonga — uśmiechnął się. — Uwierz mi, że jako jedyny potrafiłbym napisać o tobie książkę. 

— I to tyle? — zapytałam, zrezygnowana prychając pod nosem. — I to, kurwa mać, tyle?! — popchnęłam go mocno, aż osunął się kilka kroków do tyłu w szoku. — Pieprzysz mi, że znasz mnie najlepiej, a gówno o mnie wiesz! Co ty, kurwa, o mnie możesz wiedzieć?! W skrócie: że jaram zioło, bawię się życiem i jestem niegrzeczną dziewczynką?! — zakpiłam. — Właśnie pokazałeś, jak najwięcej o mnie wiesz. Właśnie pokazałeś, że kompletnie nic o mnie nie wiesz. Austin, dlaczego ty siebie nie widzisz? — zapytałam rozżalona, zmęczona już nim kompletnie. — Dlaczego ty nadal próbujesz to ciągnąć, zamiast odpuścić? Dlaczego ty nadal coś próbujesz? Dlaczego ty nie potrafisz stanąć przede mną, uścisnąć normalnie rękę i nie pomyśleć sobie wtedy, że to coś akurat musiało oznaczać? Że to kolejny dowód na to, że niby cię kocham? — popatrzyłam w jego oczy, gdy mnie w ciszy słuchał. — Dlaczego ty musiałeś się tak zmienić, co? Spójrz, jak niszczysz siebie, jak psychicznie nie wytrzymujesz ze samym sobą, jak nadal się łudzisz... na co? Krzyczę ci prosto w twarz, że jest inaczej, a ty dalej swoje, dlaczego? Dlaczego ty nie potrafisz zacząć traktować mnie jak normalną koleżankę, tylko nadal coś próbujesz? Myślisz, że pokochałabym cię na siłę? Austin, tak się nie da. Nie da się kochać kogoś na siłę, nie da się być z nikim na siłę. Ja tak nie chcę. Kiedyś cię bardzo lubiłam, traktowałam jak dobrego kolegę, ale teraz... zraziłeś mnie do siebie tak mocno, że jedyne, o czym marzę, to żeby oddać ci forsę i już nigdy więcej na oczy nie widzieć. 

W ciszy popatrzył w moje oczy. Zadrżałam, czując przebiegający dreszcz po całym ciele, kiedy wiatr zaatakował moją skórę. Austin osunął się na ziemię, zasiadając na krawężniku i chowając twarz w dłoniach. O mój boże. Zaczął cicho płakać. Zaczął smutny i jednocześnie wściekły płakać, a ja stałam nad nim, czując dziwne ukłucie w sercu. Nie lubiłam, jak ktoś płakał. Bardzo tego nie lubiłam. Zwłaszcza że byłam tego chyba powodem. Poczułam okropny cios w plecy, który zaczął przeszywać mnie całą. Boleśnie, tak bardzo boleśnie. Wzięłam głęboki oddech i usiadłam obok niego, przytulając go. Przytuliłam Austina, pomimo złości i cierpienia, jakie mi wyrządził przez ostatnie półtorej roku. Nie nienawidziłam go, bo to za ostre i mocne słowa oraz emocje, żeby darzyć tym kogokolwiek. Fakt, wkurzał mnie i nie należał w ogóle do osób, o których bym pomyślała przed śmiercią, ale był człowiekiem. Kiedyś dla mnie dobrym, bardzo w porządku i miłym, później się to wszystko zmieniło. Ale nie zmieniło się to, że nadal miałam nadzieję, że wróci ten stary Austin. Bardzo chciałam, żeby wrócił, bo wtedy wyzbył by się cierpienia, w jakim sam żył. Nie byłam egoistką, z której tworzył mnie przy innych, dlatego mnie kompletnie nie znał. Nie zdawał sobie sprawy, że bardzo nie chciałam patrzeć na cierpienie nawet największego wroga, gdzie on nim nawet nie był. Słyszałam ciche łkanie z jego ust. Przytuliłam go mocno, pocieszająco głaszcząc ręką po plecach. Nigdy nie wiedziałam, dlaczego Austin robił ze mnie swojego największego wroga, jednocześnie kochając. Albo ci wszyscy ludzie, którzy mnie nienawidzili i wytykali palcami. Rozpowiadali dookoła, jakim byłam okrutnym człowiekiem i największą szmatą, a ja w tym wszystkim i tak życzyłam im jak najlepiej. Wciąż pozostałam tym okrutnym człowiekiem i największą szmatą, a oni nawet nie chcieli usłyszeć, co ja o nich sądziłam. 

— Przepraszam... — wyszlochał, ścierając łzy. — Jestem chory. Ja wiem, że muszę iść się leczyć, wiem — nabrał głębokiego oddechu. — To mnie wszystko tak męczy, Aly, ja już psychicznie nie daję rady ze samym sobą. 

— Po prostu się ogarnij — powiedziałam spokojna — I nie płacz, bo w płaczu nikomu nie jest do twarzy. 

— Wiem — uśmiechnął się. — To kolejna rzecz, którą o tobie wiem. 

— No wow, wielkie gratulację — parsknęłam rozbawiona, wstając z krawężnika. — A to, że jesteś chory, to już nie wiedziałeś? 

— Przepraszam — również wstał i stanął przede mną, ścierając ostatnie łzy z twarzy oraz pociągając nosem. — Zmienię się, obiecuję. 

— Ale nie dla mnie, tylko dla siebie — otrzepałam sukienkę z brudu. — I to nie zmienia faktu, że chcę ci oddać już tylko pieniądze — powiedziałam, spoglądając mu prosto w oczy. 

Posmutniał, nie do końca mnie rozumiejąc.

— C-Co to znaczy... — pomrugał powiekami. — To znaczy, że nie chcesz mnie już znać? 

— Nie mam do ciebie żalu, ale przez te wszystkie sytuacje chcę mieć święty spokój. Rozmawiać mogę, ale na pewno nie będę płakać, że już w ogóle się z tobą nie zobaczę. Zrozum teraz mnie ty: lubię cię, ale jesteś dla mnie po prostu kumplem, któremu pomacham na cześć, przywitam się i chwilę pogadam, i po prostu pójdę w swoją stronę — powiedziałam.

— Rozumiem — odparł, widocznie dotknięty moją odpowiedzią. — Będzie to dla mnie na pewno trudne, ale postaram się to jakoś znieść — zmusił się do uśmiechu. 

— Chciałabym, żebyś był szczęśliwy, wiesz? — powiedziałam troskliwie — Nie chcę być powodem, przez którego cierpisz i się męczysz, do tego masz jakieś problemy psychiczne. Ludzie tak nie mogą żyć, tak się nie da żyć. 

— I ty się dziwisz, dlaczego cię kocham — uśmiechnął się.

— Nie, nie mów tak — zmarszczyłam brwi. — Nie kochasz mnie, ty chcesz mnie kochać, ale nie kochasz. Jakbyś kochał, to byś się tak nie zachowywał. 

— Może masz rację, ale na tę chwilę przestałem już myśleć o czymkolwiek. Dzięki za to, co mi powiedziałaś — powiedział szczerze — Zrozumiałem kilka rzeczy i na pewno chcę się zmienić. I na pewno nie chcę stracić z tobą kontaktu, bo jesteś na to za fajna — uśmiechnął się, na co wywróciłam oczami, samej unosząc kąciki ust. — Może, jak zobaczysz, że się zmieniłem, to dasz mi szanse. 

— Może — odparłam — A teraz wybacz, ale spadam z powrotem do klubu. Muszę się schlać, bo zdecydowanie za bardzo wytrzeźwiałam — rozbawiona pokręciłam głową, wzdychając pod nosem.

— Uważaj tam — wskazał palcem na budynek za nami. — To nie jest odpowiednie miejsce dla takich młodych dziewczyn jak wy, zwłaszcza że jesteście same. 

— Meh, jebać — machnęłam lekceważąco ręką, uśmiechając się. — Użyję Rasengana i wszyscy padną jak muchy. 

— Zabawna jak zawsze — uśmiechnął się ciepło. To cześć, miłej nocy i uważaj na siebie — spojrzał na mnie, żegnając się oraz odchodząc w przeciwną stronę. 

— Austin? — zawołałam.

— Tak? 

— Trzymaj się — powiedziałam — I zdrowiej tam — dodałam. 

Uśmiechnął się, co szczerze odwzajemniłam. 

~*~

Dobra, uchlałam się do jeszcze gorszego stanu niż byłam przedtem. Co miałam do stracenia, skoro czułam się świetnie? Czułam się naprawdę znakomicie, nawet jak kontaktowałam w połowie, to czułam się rewelacyjnie! Zaśmiałam się, słysząc kolejną śmieszną opowieść od Jennifer, która kiwała się na pufie, jakby miała zaraz stracić równowagę. Spojrzałam na końcówkę zero siedem Soplicy wiśniowej, sięgając do butelki oraz nalewając resztki do kieliszków. Andy zaśmiała się i opadła na sofę, głową znajdując się na moich udach. Wybuchłam śmiechem, nie wiedząc nawet, z czego tak właściwie się śmiałam. Z czego ja się śmieję? Właśnie nie wiem, z czego ja się śmieję! 

— Jak ty nalewasz, stara?! — śmiała się Amanda, ledwo łapiąc oddech. — Cały stolik zalałaś, szmato!

Spojrzałam na puste kieliszki, po czym wzrok skierowałam na kałużę wódki na szklanym stoliku. Wybuchłam głośnym śmiechem, opadając ciałem na sofę. Boże, co ja zrobiłam, całą wódkę wylałam! Ona mnie tak prosiła, tak wołała i krzyczała: ''Alanna, napij się mnie, napij!'', a ja ją rozlałam, nieee! Słodki Jezu, co ja mam teraz pić? O mój boże, zaraz się zesikam. 

— Ona wraca... — roześmiana i pijana Jenny wskazała na Isabelle, która przymulona siedziała obok, chichrając się pod nosem. — Ona wraca, krzyczy jak opętana i macha tymi łapami, i wrzeszczy tak, lata dookoła i nagle mi to pokazuje! Pokazuje gówno na karku! Ptak ją osrał! — wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem. — Ona jeszcze gadała z Eliotem i wydziera się mu do słuchawki, że ptak na nią nasrał, czaicie?! Jaka ty jesteś głupia, Isi! 

— Dobrze, że miałaś chusteczki, bo nie wiem, jakby się skończyła akcja-kupa — zachichotała, machając palcem wskazującym. 

— Ale się najebałam... — wymamrotałam roześmiana, leżąc z Amandą na sofie niczym księżniczki. 

— Kurwa, nigdy tego nie zapomnę! — Amanda uniosła palca, pijana zaczynając swoją opowieść: — Miałam piętnaście lat! Piętnaście lat, laski, już wtedy byłam pijaczką, ale chuj tam! — machnęła ręką, jakby nie przejmowała się ani nie wstydziła tym, że uwielbiała pić alkohol już za młodu. — Upiłam się z Adamem i Sebastianem, kiedy nocowaliśmy u kędzierzawego. Możecie się śmiać, ale rzygałam trzy godziny — rzuciła poważna, gestykulując palcem, a my wybuchnęłyśmy prześmiewczym śmiechem. — Trzy godziny miałam łeb spuszczony nad miską i rzygałam jak kot, dosłownie! — śmiała się z nami. — Wydawałam jeszcze dźwięki jak jakaś owca, baran, nie wiem nawet co to było! Pod koniec chłopaki kazali mi już zamknąć ryj, tacy z nich, kurwa, przyjaciele! — skarżyła się, choć dalej rozbawiona nam dokańczając: — Nie życzę wam tego nigdy, laski. Nigdy nie życzę wam rzygania przez trzy godziny! Do teraz nie wiem, czym ja rzygałam, skoro wszystko poszło w ciągu pięciu minut.

— O mój boże, Andy! — zaśmiała się głośno Jenny, prawie spadając z pufy. 

— Ale się najebałam, kurwa... — rozbawiona powtarzałam cały czas. Cholera jasna, jak ja mogłam się tak najebać? Kiedy ja się tak najebałam? Z kim ja się tak najebałam? — Jak ja się najebałam! — wyrzuciłam ręce w górę. 

— Aly, co ty gadasz? — zaśmiała się Amanda, wychylając do mnie głowę znad moich ud, na których dotychczas ją opierała. — Ale się najebałaś, hahaha, o kurwa! — spojrzała na mnie uśmiechnięta od ucha do ucha. 

— No właśnie się najebałam, nie wiem nawet jak! — nie mogłam powstrzymać śmiechu. Ja pierdole, jak ja się najebałam, to aż zaczęło mnie bawić i jednocześnie przerażać, jak bardzo się najebałam. — Ej, ej, ej! — podniosłam się, jakby mnie olśniło. — Słyszałyście kiedyś, żeby laska jęczała jak dinozaur podczas seksu?

— Jak?! 

— Jak Tyranozaur, o tak: Raaaaw! Raaaaw! — zawyłam, udając dochodzącą dziewczynę z damskiego kibla. — Raaaaw! — ze śmiechu opadłam ponownie na sofę, a tuż na moje ciało roześmiana Amanda, ledwo wyłapując oddech. — Khhh! — syknęłam niczym kot. — Raaaw!

— O mój boże! — wybrechtała Jenny, trzymając się ramienia Isabelli. — Zaraz się posikam! Kuuurwa! — śmiała się głośno. 

— Raaaw! — zawyłam tym razem słodko, wyrzucając ręce w górę, po czym szybko przytuliłam do siebie Amandę, nagle skupiając całe zainteresowanie na jej cyckach. — Ale ty masz zajebiste cycki, kurwa — ściskałam jej piersi, bawiąc się na przemian jedną i drugą. Były zarąbiste, takie fajne, mięsiste aczkolwiek jędrne i takie duuuże! — Kurwa, jakie bimbały!

— Yass, bitches! — mruknęła zadowolona, kusząco machając cyckami przed moją twarzą. — Bierzcie i jedzcie, oto słowo Boże. Częstujcie się, dzieci, mleka dla wszystkich starczy! 

— Ej, słyszycie to?! — wykrzyczała Jennifer, rozglądając się dookoła naszego stolika. — Telefon! Komuś dzwoni telefon! Hej, Amanda, to chyba twój telefon! — wskazała na podświetloną wśród ciemności torebkę Morgan, która leżała obok nas. 

Andy jak błyskawica podniosła się i odwróciła, z prędkością światła, choć pijana i ledwo kontrolująca własne ruchy, wyjęła komórkę i odebrała. Zdążyłam zauważyć, że na wyświetlaczu był napis Adam. Odwróciłam głowę do plecaka, zastanawiając się przez chwilę nad czymś. Z czystej ciekawości zajrzałam do telefonu, sprawdzając, która godzina. Tak, godzina, bo co innego mogłabym sprawdzić? Świetnie, dochodziła już druga trzydzieści! Wzięłam głęboki oddech i wrzuciłam urządzenie z powrotem na dno tego zasranego plecaka. Muszę się napić, muszę się znowu schlać, po prostu muszę. Pomrugałam kilka razy, w tym niewyraźnym, zamazanym obrazie dostrzegając wpół wypełnione wódką kieliszki na stole. Chwyciłam jeden, niechcący przewracając drugi na ziemię. Trudno, poskleja się z powrotem. Kątem oka zauważyłam przechodzącą przez parkiet Susan z Ethanem razem z ich zgrają przydupasów, którzy opuszczali już lokal. Zacisnęłam usta, zatrzymując się przed napiciem wódki. I choć starałam się zapomnieć o tym, o czym mi mówiła Laurie, tak znowu uderzyła we mnie fala dziwnych, bolesnych doznań prosto w serce. Prosto w te zasrane serce, które nagle stało się niczym popękany na ziemi kieliszek. Dlaczego tak się, kurwa, czułam? Dlaczego ja się muszę tak czuć, skoro gówno powinno mnie obchodzić to, co robił w przeszłości Sebastian? Staram się to zrozumieć i uszanować, dlaczego korzystał z usług zwykłych dziwek. 

— Adam?! — usłyszałyśmy zaniepokojoną Amandę. 

— Hej, co się dzieję, sweetie? — zapytałam zmartwiona, razem z dziewczynami przyglądając się Morgan. 

— Cholera jasna, Adam, co się tam u was dzieje? Halo, słyszysz mnie? Adam, halo! — wykrzyczała do słuchawki. — Jaja sobie ze mnie robisz czy jaki chuj?! Halo, Adam?! — krzyknęła, po chwili spoglądając na wyświetlacz, jak głupia wpatrując się w zakończone połączenie. — Ty fiucie! — wydarła się wściekła do telefonu, wrzucając go z powrotem do torebki. 

— Co się dzieję? — zapytałam, spoglądając na Amandę.

— Jakieś jaja sobie ze mnie robi, głupi kutas... — wymamrotała zła, nabierając głębokiego oddechu oraz poprawiając swoje długie, blond włosy. — Koniec tego, chlejemy! — klasnęła w dłonie.

— Wódka się skończyła! — wykrzyczała Jennifer, o którą śpiąca Isabella się opierała. 

— Jak to wódka się skończyła?! — zdziwiła się, nie dowierzając. Rozejrzała się po stoliku, gwałtownie chwytając wszystkie trzy puste butelki, ze smutkiem oglądając ich zawartość. — Kurwa, jak mogła nam się skończyć wódka?! Wódka chłodzi, wódka grzeje, dajcie wódki, bo ja oszaleję! — zaśpiewała operowo, trzymając w obu dłoniach flaszki i trząsając nimi. Chciałam się zaśmiać, bo to było takie śmieszne, kiedy Amanda stała i machała tymi butelkami, błagając o alkohol, ale nie potrafiłam się nawet zmusić do głupiego uśmiechu. Dobiłam się czymś, co gówno mnie powinno interesować. 

— Hej, dziewczyny, Isi odpływa! — Jenny wskazała na śpiącą i pomrukującą pod nosem przyjaciółkę. — Spadajmy stąd już! — oznajmiła.

— Ale gdzie ty chcesz iść?! — zapytała Amanda, krzywiąc się — Przecież miałyśmy całą noc imprezować! Ja nie mogę wrócić tak schlana do domu! Mamie mówiłam, że wrócę o ósmej, miałyśmy wszystkie do tej się bawić!

— To chociaż wyjdźmy i gdzieś chodźmy, bo ona nam tu zaśnie! — poprosiła.

— Amanda, chwila, muszę się coś ciebie zapytać — oznajmiłam niepewnie, szturchając jej ramienia. Przez moment zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście powinnam spytać, bo przecież kim ja dla niego jestem? — Wiesz, męczy mnie to... 

— Co tam, kochanie? — usiadła obok mnie, nachylając się.

— Czy... — parsknęłam lekko zawstydzona, czując z każdą sekundą coraz bardziej piekące policzki. Rumieniłam się? Dlaczego ja się zarumieniłam? —  Wiesz może... czy Sebastiana coś łączyło z Susan? 

Kurwa, czy ja naprawdę o to zapytałam? 

To ze zwykłej ciekawości, o! 

— Wiesz, pytam z czystej ciekawości — dodałam szybko, udając obojętną temu, że nie obchodziło mnie to, z kim romansował Sebastian. To była tylko i wyłącznie ciekawość.  

Amanda spoczęła w ciszy. Patrzyłam wszędzie, gdzie tylko mogłam patrzeć, byle nie w jej duże, niebieskie oczy. Starałam się pokazać, że naprawdę nie bardzo mnie to obchodziło, choć pijana zapewne wyglądałam zupełnie inaczej. Było to dla mnie jedno z najgorszych wyczekiwań pod słońcem. Czułam się, jakbym czekała na coś, co może mi w jednej sekundzie rozwalić cały grunt pod stopami, zniszczyć tak piękną łąkę pełną tęczy, słodyczy i motylków, słodkich zwierząt i ogromnego szczęścia, po prostu wjechać buldożerem w Arkadie i rozpieprzyć wszystko w drobny mak. Wiedziałam, że nie powinnam tak tego przeżywać, ale właśnie to tak przeżywałam. Słyszałam ten tykający zegar, czułam spływający po kręgosłupie pot i nagłą suszę w buzi, jakby dodatkowo odebrało mi mowę i chęć do oddychania. Palce bawiły się głupim kieliszkiem z resztką wódki na dnie, starając się odwrócić uwagę od tych wszystkich gromadzących się myśli, wyobrażających sobie najgorsze z najgorszych. Amanda spojrzała na mnie, wybuchając głośnym, kpiarskim śmiechem.

— Hahahaha! — śmiała się, ledwo powstrzymując łzy, oraz waląc ręką w swoje udo. — Z tą ździrą?! — wykrztusiła roześmiana. — Bzyknął ją raz czy tam dwa razy, ale do końca życia żałuje decyzji, że w ogóle ją dotknął. 

Nie wiedziałam, co właśnie poczułam. Czy to, że moje serce rozpadało się na milion kawałków, czy to, że jednocześnie cieszyło się jak dziecko. Ulga i ból mieszała się ze sobą jak jedna z najgorszych połączeń, wywołujących katastrofę środowiska. Myślałam, że zaraz wybuchnę, ale dokładnie nie wiedziałam, czy to z radości, czy ze złości. To było dziwne, bo nawet nie umiałam odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego tak a nie inaczej się czułam po tym, co usłyszałam. A właśnie tego się bałam usłyszeć. Wiedziałam tylko, że nie miałam żalu, nie czułam urazy ani nic z tych rzeczy, co oddalało mnie od Sebastiana albo sprawiało, że przestawałam go uwielbiać. Naprawdę nie wiem, jakich emocji doznałam. Odchrząknęłam, czując dziwne przeszycie bólu w gardle; jakby milion szpilek wbijało się coraz bardziej i bardziej, a ja jak prawdziwa masochistka siedziałam obok Amandy z uśmiechem, czując falę ogromnej satysfakcji, a jednocześnie chęć wywołania wielkiej zemsty, jak to w naturze u płci pięknej bywa. To było popierdolone gówno. 

Andy spojrzała na mnie, odwracając delikatnie moją głowę w jej stronę. Szybko skierowałam wzrok na pozostałe kieliszki z resztą wódką, sięgając do jednego z nich. Zaraz się zacznie. Byłam na to gotowa, że zaraz znowu zacznie się jej standardowa gadka, której powoli miałam dosyć. I to nie ze względu na to, że bardzo często ją poruszała, a na to, że powoli miałam dosyć siedzenia w tym pierdolonym kłamstwie aż po uszy. Zagubiona we własnych myślach, słowach i czynach nie wiedziałam, czego tak właściwie chciałam. 

— Czemu pytasz? — spytała pełna podejrzeń, lustrując mnie. — Aly, podoba ci się Sebastian? Proszę cię, powiedz mi w końcu. 

— Tak po prostu — odpowiedziałam, wzruszając jedynie ramionami. — I nie, nie podoba mi się. Ile razy mam ci to powtarzać? — zapytałam z uśmiechem, czując coraz to rosnące, rozpierające mnie emocje. To było coś, czego nie umiałam opisać; jakby chęć szaleństwa, głupot i wariactw przejmowała nade mną tak wielką kontrolę, że wszystko zaczynało być mi obojętne, a zwłaszcza konsekwencje. Jak szaleć to szaleć, prawda? 

— Okłamujesz mnie cały czas, ja ci nie wierzę — powiedziała, spoglądając na moją twarz. — Między wami na pewno coś jest, a ty nie chcesz mi nic powiedzieć. Jestem twoją najlepszą przyjaciółką, ja ci wszystko mówię — dodała przygnębiona.

— Wiem, że shippujesz mnie z Ianem, ale, sweetie, między nami niczego nie ma i nie będzie. — parsknęłam, unosząc kąciki ust. Jenny krzyknęła, żebyśmy się zbierały, tak więc wstałam, a razem ze mną Amanda, sięgając do swojej kurtki. 

— Nadal ci nie wierzę, albo ty jesteś tak ślepa i głupia, że nie dostrzegasz Iana! — wykrzyczała pewna siebie, ubierając kurtkę. — Powiem ci jedno: przyjaźnie się z nim od dziecka. Wiem, jaki jest ten idiota na co dzień i nigdy w życiu nie widziałam, żeby zachowywał się, jak zachowuje się przy tobie, Alanna — powiedziała poważna, spoglądając w moje oczy.

— Co przez to sugerujesz? — zapytałam, zakładając plecak, oraz przewieszając jeansową kurtkę przez jego ramiączka. 

— Szmato, co sugeruję? — skrzywiła się. — On jest w tobie zakochany!

Poczułam skurcz w podbrzuszu. Tak mocny, że przez chwilę milczałam, nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa.

— Co? — po chwili parsknęłam rozbawiona. — Gadasz głupoty, to niemożliwe — machnęłam lekceważąco ręką, przelotnie rozglądając się dookoła. Dostrzegłam, jak nowo przybyła grupka nastolatków usiadła dosłownie lożę obok, a jeden chłopak od nich przykuł moją uwagę. 

Nie wiedziałam, jak bardzo musiałam być pijana, a przede wszystkim dotknięta tym, co mi powiedziała Amanda, żeby zacząć myśleć teraz w taki a nie inny sposób. 

Nie wiem, co mną kieruje.

— To właśnie jest możliwe, Aly! — stanęła obok mnie, gotowa do wyjścia razem z dziewczynami. Jennifer ocucała śpiącą Isabellę, która po mocniejszym ciosie w policzek ocknęła się, zdezorientowana rozglądając dookoła. — Uwierz mi na słowo, że Sebastian przy nikim innym tak się nie zachowywał, jak właśnie przy tobie! I przede wszystkim przy lasce, stara! Wiesz, jak on dotychczas na nie patrzył, a jak nagle patrzy na ciebie? Między wami coś musi być, a ty mi nawet nie chcesz powiedzieć prawdy. 

— My się po prostu bawimy, okej? — powiedziałam prawdę.

My się po prostu bawimy. Ja i on. On się bawi, ja się bawię, co tu więcej dodać? Tak, jak on może się bawić z innymi, tak i jak mogę się bawić z kimś innym. Chłopak, który przykuł moją uwagę z loży obok wstał, jednak nawet nie zrobił kroku – odwróciłam go do siebie, chwytając za kark i przyciągając w swoją stronę. Nie wiem, co mną kierowało od początku, żeby tak zrobić. Żeby się po prostu odpłacić? Żeby poczuć słodki smak zemsty? Żeby mieć satysfakcje z tego, że tak jak on się mógł bawić, tak ja mogłabym również? Nie wiem, przestałam wszystko wiedzieć. Przycisnęłam gorące wargi do ust chłopaka, który zaskoczony dopiero po kilku sekundach oddał pocałunek, niepewnie kładąc ręce na moich biodrach. 

— To mój chłopak!

Szum: pierwsza rzecz, którą usłyszałam. Później nastał ten niewyobrażalnie nieznośny i bolesny pisk, ciągnący się prawie wieczność. Przed oczami kompletna ciemność, jakbym straciła wzrok już na dobre, a w głowie kompletna pustka zmieszana z nicością. Ból był jedyną emocją, która rozchodziła się po całym moim ciele. Przeszywała tak mocno, że czucie palców u rąk stało się niemożliwe, a kontrola ruchów jakby zamarła. Co się ze mną dzieję? Czy ja naprawdę umarłam? Nie, to nie może być prawda – ktoś mnie podniósł. Ledwo otworzyłam oczy, niewyraźnym obrazem, który latał mi na każde strony, dostrzegając, że byłam wynoszona z klubu. Słuch powoli wracał do normy. Słyszałam wrzaski, krzyki, przekleństwa i ostrą kłótnie Amandy i Jennifer z kimś jeszcze. Gdzie ja idę? Kto mnie wynosi? Co się ze mną dzieję? Co się dzieję? 

Zimne powietrze otuliło mnie z każdej strony. Nabrałam głębokiego oddechu, osłabiona poruszając się w czyichś ramionach. Mój wzrok uchwycił Jamesa, ochroniarza z klubu, który nas wpuścił oraz był to kumpel Sebastiana i Adama. Posadził mnie na chodniku, plecy opierając o siatkę płotu. I wreszcie to poczułam. Jak coś mokrego, ciepłego i lepkiego spływało po moich plecach i ramieniu. Dostrzegłam pokrwawione ręce chłopaka, który opatrywał mnie z tyłu szyi. Spojrzałam w stronę klubu, z którego zostały wyprowadzone dziewczyny, jednak krzycząc głośno oraz przeklinając i wyzywając kogoś, próbowały tam dostać się znowu. Nabrałam znowu głębokiego oddechu, przestraszona spoglądając na Jamesa, który ze współczuciem wyrównał ze mną kontakt wzrokowy, przyciskając do mojej szyi jakąś szmatę. O mój boże. O mój boże. O mój boże. Zacisnęłam usta, odwracając głowę w bok. Niepowstrzymane łzy ostro zaatakowały moje powieki; pomrugałam kilka razy, zaciskając mocniej szczękę. Chciałam się popłakać. Chciałam wpaść w niepowstrzymany szloch, jednak nawet nie potrafiłam wykrztusić słowa. Co ja zrobiłam? Co ja, kurwa mać, zrobiłam? 

— Alanna! — przybiegła Amanda, bez wahania upadając na kolana tuż obok mnie. — O mój boże, co za kurwa! — rzuciła ostro, odwracając się w stronę klubu. — J-Jak się trzymasz? O mój boże, Aly... — zrozpaczona prawie jęknęła, dotykając mojego ramienia.

Patrzyłam w jej oczy. Ze łzami we własnych patrzyłam na nią, nie wytrzymując już milczenia. Nie potrafiłam tak. Zwłaszcza teraz, kiedy to zabolało mnie jeszcze bardziej – mój czyn, który chciałam zrobić w akcie zemsty. Jaka ja byłam głupia. Co ja sobie myślałam? Że ot tak jeszcze mu spojrzę bez problemu w oczy, nie mając do siebie wstydu? To zjadało mnie od środka, nie wytrzymywałam już krzyczeć w milczeniu. 

— Amanda... — odezwałam się, zaciskając mocno zęby, aby powstrzymać się od płaczu. — Podoba mi się. Podoba mi się on tak bardzo — wykrztusiłam bezradna, czując spływające po policzkach łzy. — I nie wiem, czy jestem zakochana, czy jestem po uszy w gównie — zaśmiałam się, pociągając nosem. Andy uśmiechnęła się z czułością, kręcąc z niedowierzaniem głową. 

— Głupia... — powiedziała cicho, głaszcząc kojąco moją skroń. — W takim razie masz mi dużo, duuużo do opowiedzenia — zapewniła, uśmiechając się, co szczerze odwzajemniłam. 

— Co za suka! — przybiegła Jennifer z Isabellą, dysząc pod nosem. — Aly, wszystko w porządku?! — spojrzała na mnie z szokiem, zatrzymując wzrok na ramieniu. — O mój boże, ale bym ją... Kurwa! — wściekła zacisnęła rękę, pełna nerwów ciężko oddychając. — Ta kurwa cię butelką uderzyła! 

— Ale kurwa — skomentowałam cicho pod nosem, prychając z drwiną. 

— Prawie wszystkie jej włosy z łba powyrywałam! Gdyby nie ta zgraja bodyguardów od ciebie... — popukała butem nogę Jamesa, który mnie opatrywał. — To by suka wąchała kwiatki od spodu!

— Amanda, pierwszy raz cię widziałam w takim strasznym obliczu — dodała zaskoczona Isabella, stojąc obok. 

— Wpuściłem was, małolaty, do klubu, a wy taki cyrk odwalacie? — zaśmiał się rozbawiony, chusteczkami ścierając krew z mojego ramienia. — Ani mi się ważcie komukolwiek o tym powiedzieć, jasne? Jak coś, to mnie nie znacie — parsknął. — Jak się czujesz? — zapytał, oglądając się za mną przelotnie.

— Znakomicie, a ty? — prychnęłam, co odwzajemnił kpiarsko pod nosem. 

— Dzwońcie po Sebastiana, niech po was przyjedzie — oznajmił, zakładając na moje ramiona jeansową kurtkę. 

Amanda w pośpiechu wyjęła komórkę, wykręcając numer do Oliversa. Wzięłam głęboki oddech, czując ukłucie w podbrzuszu, które momentalnie rozeszło się boleśnie po całym moim ciele. Spojrzę mu w oczy, ale jak ja mogłam na tamtą chwilę przestać o nim myśleć? Jak ja cały czas o nim myślę. Dwadzieścia cztery na dobę moje myśli w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach są o Sebastianie, reszta była upchana zbędnymi zmartwieniami i błahostkami. Myślę o nim ciągle, ciągle i ciągle, nawet we śnie mi śpiewa, gra, chodzi po głowie, przez co się nie wysypiam, rozmawia do mnie, on ciągle jest przy mnie nawet wtedy, kiedy go fizycznie nie ma. Jak ja mogłam przez tak krótki ułamek sekundy o nim zapomnieć? O mój boże, jak ja mu spojrzę w te oczy? 

— Kurwa mać, kolejny idiota nie odbiera — warknęła zdenerwowana Amanda, rozłączając się. — Co za skurwysyny jedne! Ona potrzebuje twojej pomocy, ty pieprzony fiucie! — wydarła się do telefonu, uderzając w niego. 

Zaśmiałam się, obserwując rozwścieczoną przyjaciółkę. Może to było okropne, ale podobała mi się ta wersja niegrzecznej Amandy Morgan, która nigdy nie należała do wulgarnych, niewychowanych dziewuch. Byłam z niej dumna. Byłam z niej cholernie dumna, że wreszcie potrafiła walczyć o swoje. Ledwo uniosłam rękę znad ziemi, wystawiając w jej stronę żółwika. Zaskoczona spojrzała na moją dłoń, to wyrównała ze mną kontakt wzrokowy. 

— Jestem z ciebie dumna, sweetie — odezwałam się, unosząc kąciki ust. 

Uśmiechnęła się. Uśmiechnęła się jak dziecko, które nawet z głupich rzeczy dostało pochwałę od rodzica. To było coś pięknego, bo szczęście drugiej osoby jak nic innego sprawiało mi tyle radości. Zwłaszcza że była to moja najlepsza przyjaciółka. Przybiła ze mną szczerego, zajebistego żółwia, po chwili ścierając łzy z policzków.

— Hej, co jest? — zapytałam troskliwie, przyglądając się jej. 

— Andy? — kucnęła obok Isi, pocieszająco dotykając pleców Morgan. 

— Czemu ty się zawsze tak cieszysz, Aly, co? — zapytała z płaczem, choć uśmiechała się pod nosem. — Ty zawsze się cieszysz. Choć raz pokaż, że jest ci smutno i przestań udawać twardzielkę. Ty, kurwa, krwawisz i jeszcze się uśmiechasz — starła ostatnie łzy, śmiejąc się. — Jesteś popieprzona. 

— No bo jak widzę coś tak brzydkiego przed sobą, to trudno się nie uśmiechnąć — parsknęłam rozbawiona, na co pacnęła mnie w ramię. 

— Jesteś jak Sebastian, naprawdę... — pokręciła z niedowierzaniem głową, uśmiechając się. — Oboje siebie warci. Chociaż raz powiedz, że coś cię boli. 

— Mam kuku na paluszku — spojrzałam na rozcięty mały palec, którego bliznę bardzo dobrze będę pamiętać. — Pocałuj, boli, boli, boli! — wystawiłam w jej stronę dłoń, wydymając usta oraz robiąc maślane oczy.

— Zadzwonię do Iana, może ode mnie odbierze — powiedział James, wstając na wyprostowane nogi. 

 — Świetnie, Lloyd ode mnie też nie odbiera! — rzuciła sfrustrowana Jennifer, zaczesując swoje poszarpane, ciemne włosy. 

— Eliot to samo — dodała Bella, zasiadając obok mnie. — Jak się czujesz, Aly? 

— W porządku, a ty, Isi? — zapytałam z uśmieszkiem. Isabella bez słowa zdjęła z siebie swój kaszmirowy, biały szalik, owijając go wokół mojej szyi. Zaskoczona spojrzałam na nią, nie rozumiejąc kompletnie, dlaczego to zrobiła. Przecież nie byłam ofiarą. Przecież nie było ze mną tak źle. Przecież czułam się dobrze. No prawie, bo ledwo mogłam podnieść się z ziemi, ale przecież... nie byłam ofiarą.

— Och, jakie to słodkie, Isi — rozczuliła się Andy, unosząc słodko kąciki ust. — Ale hell not! Ten szalik do tego outfitu? — wskazała na mnie palcem, mierząc wzrokiem oraz śmiesznie akcentując wypowiedź. — Zdecydowanie nie, maleńka, nie-e! — zaśmiałyśmy się. 

— Kurwa, stary, no wreszcie! — usłyszałyśmy Jamesa. — Jest mały problem... Tak, zgadłeś, dokładnie z nimi — uśmiechnął się, spoglądając na nas. — No problem polega na tym, że musicie przyjechać po dziewczyny... A ktoś z was jest choć trochę trzeźwy? — zakpił, a ja prychnęłam pod nosem. — To chujowo, bo jedna koleżanka się wykrwawia i jest to walka na śmierć i życie... Czekaj, jak masz na imię? — spojrzał na mnie.

— Alanna. 

James nawet nie zdążył odpowiedzieć do słuchawki, bo Sebastian się rozłączył. Chłopak skrzywił się, patrząc przez kilka chwil na urwane połączenie. 

— Powiedział, że będą za dziesięć minut — oznajmił. 

Poczułam dziwny skurcz w podbrzuszu. Tym razem należał on do tych przyjemniejszych, które podobne łapią mnie tak często przy nim. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nagle przypomniałam sobie o najważniejszej rzeczy, a mianowicie szczegółu, który od początku nie dawał mi spokoju i to właśnie on był powodem, przez którego nie bawiłam się dobrze na naszym ''damskim wieczorze''. Złapałam się siatki, ledwo podnosząc się na wyprostowane nogi. 

— Nie, lepiej usiądź — powiedział James, podchodząc do mnie. 

— Dam sobie radę — odparłam pewna siebie, poruszając ramionami. — Kurwa... — rzuciłam zawstydzona, czując promieniujący ból. Ale ja dam sobie radę!

— Widzisz? — prychnął, spoglądając na mnie. 

— Aly, lepiej usiądź. Poczekajmy na tę kurwę, to wtedy możesz wstać i razem ją dopadniemy! — zaproponowała podekscytowana i podjarana Jennifer, uśmiechając się od ucha do ucha. 

— Jestem za — odparłam zawadiacko, kiwając głową. — Ale teraz wybaczcie, muszę zabrać na chwile Amandę — złapałam Morgan za rękę, odchodząc trochę dalej. Wzięłam głęboki oddech, zastanawiając się, jak mogłabym znowu zacząć tę głupią gadkę, która przecież była ze zwykłej ciekawości. 

— Co się stało? — spytała ciepło, zatrzymując się na przeciwko mnie. 

— Mogę się coś ciebie zapytać? — oparłam się o płot, unosząc jedną nogę i wkładając obcas w dziurę siatki. 

— Tak, bierz go, tygrysico. On jest twój, żadnej innej szmuli. 

Zaśmiałam się, zawstydzona odwracając głowę w bok. Czułam, jak policzki z każdą sekundą nabierały czerwonego koloru. Czemu wszystko, co było związane z Sebastianem, tak odbierałam i na mnie wpływało? 

— N-Nie chodzi o to... — zaśmiałam się cicho, skrępowana nawet nie wyrównując kontaktu wzrokowego. — Po prostu... — westchnęłam, pocierając ręce. Zauważyłam, że w lewej dłoni miałam stróżki krwi. 

— Chodzi ci o dzisiaj, tak? — przerwała mi. Wreszcie spojrzałam w jej oczy, w milczeniu wpatrując się w te niebieskie ślepia. — O to, jak Sebastian zachowywał się u mnie w domu, tak? — zapytała. 

Znowu poczułam uścisk w żołądku, lecz tym razem towarzyszyło przy tym przyspieszone tempo serca. Standard, że nie panowałam już nad własnymi emocjami. Pokiwałam niepewnie głową, zarumieniona odwracając wzrok w drugą stronę. Wstydziłam się. Nie wiedziałam czemu, ale wstydziłam się przyznać jej, że interesowało mnie to, dlaczego tak zrobił, a ona to normalnie odebrała. Czy poza Susan powinnam była przejmować się też Amandą? Nie czułam takiej potrzeby, zwłaszcza że wiedziałam, że to Sebastian mnie... uwielbia. To znaczy chciałabym, żeby to tylko mnie tak uwielbiał. Żeby uwielbiał mnie tak, jak ja uwielbiałam jego. 

— Nie masz się o co martwić, Aly — odezwała się spokojna — Z Sebastianem jesteśmy przyjaciółmi. To, czy on mnie dotknie za tyłek, czy ja jego, to naprawdę nic — wzruszyła ramionami, delikatnie uśmiechając się pod nosem. — Poza tym, hah, serio myślałaś, że ten debil widziałby we mnie coś więcej niż przyjaciółkę? — prychnęła rozbawiona. — Jesteśmy jak rodzeństwo. Na tego durnia nie spojrzałabym inaczej niż jak na durnia. 

Zaśmiałam się. Nie ukrywałam nawet tego przed nią, jak wielki kamień spadł mi z serca. 

— Czyli to dla was nic... prawda? — zadałam ostatnie pytanie. — Ale jesteś też pewna tego, że Sebastian... nic do ciebie? — niepewnie wyrównałam z nią kontakt wzrokowy, czując, jak rumieniec oblał mnie całą. 

— Nic — odpowiedziała szczerze — Nic a nic. Poza tym... — rzuciła, nagle urywając. — Nic — dodała ostatecznie, uśmiechając się mile.

— Coś chciałaś powiedzieć — zauważyłam. 

— Nie, nic — machnęła ręką. — Chodźmy do nich. 

— Podoba ci się Adam? — zatrzymałam ją. 

Odwróciła się w moją stronę, onieśmielona spoglądając prosto w oczy. Niestety nawet nie odpowiedziała, bo pisk opon przykuł naszą uwagę. Obie spojrzałyśmy w stronę Jennifer, Isabelli i Jamesa, obok których zatrzymało się czarne audi v8. Nabrałam głębokiego oddechu, czując jeden z najgorszych możliwych, ale najprzyjemniejszych uścisków i motylków w brzuchu pod słońcem. Cała czwórka wysiadła z samochodu, witając się ze wszystkimi. Miałam wrażenie, jakby czas się zatrzymał, kiedy jego spojrzenie skierowało się prosto na mnie. Kolejny uścisk. Patrzył na mnie, stojąc w miejscu, kiedy większość poruszała się bez celu. Chyba wyzdrowiałam, bo w ciągu sekundy miałam chęć zrzucenia z siebie szalika i kurtkę, i po prostu pobiegnięcia w jego stronę oraz przytulenia. Po prostu chciałam się do niego przytulić, niczego innego tak bardzo nie pragnęłam. Chociaż po dzisiejszym, jak skarcił mnie ostrym spojrzeniem, zaczęłam się zastanawiać, czy nie straciłam w jego oczach. Ocknęłam się z transu, kiedy mój obraz przysłonił Adam, zatrzymując się przede mną. 

— Ja pierdole — rzucił wściekły, kiedy zmierzył mnie całą. — Kto jej to zrobił? — odwrócił się, pytając wszystkich. 

— Potknęłam się — skłamałam na szybko. 

— Powiedz, kto ci to, kurwa, zrobił... — rozkazał zdenerwowany, wyrównując ze mną kontakt wzrokowy. 

— Oj dobra, laska już oberwała za swoje! — wtrąciła Amanda. — Przestań udawać Alvaro, a zacznij ode mnie odbierać te pieprzone telefony! — oskarżycielsko wbiła palca wskazującego w jego pierś. — I nie rób sobie ze mnie takich jaj, nigdy! — krzyknęła zła, smutniejąc po chwili. 

Adam uśmiechnął się cwanie, chwytając jej ręki. I to nie był taki chwyt, kiedy przyjaciel ma chęć dotknięcia przyjaciółki dłoni. Spojrzałam na ten gest, lecz kiedy tylko to mój kuzyn zauważył, szybko ją zabrał, poprawiając oprawki okularów. 

— I co teraz macie zamiar robić, co? — zapytał — Dobra, jebać. Odwieziemy was do domu, chodźcie — odwrócił się, lecz szybko go zatrzymałyśmy.

— Tylko jest mały problem. Nie możemy wrócić do domu — odezwałam się. — Mama myśli, że jestem na noc u Amandy. 

— A ja na urodzinach u Jennifer — dodała. 

Westchnął głęboko i spuściwszy na chwilę głowę, wplątał ręce w swoje roztrzepane kędziorki. Spojrzał w stronę Sebastiana, porozumiewając się wzrokiem. 

— Dobra, to chodźcie do mnie — poinformował niepewnie. — Ale macie zamknąć jadaczki, jasne? Rodzice myślą, że tylko Ian u mnie nocuje. 

Zaraz, co?

— Nie, nie zostawimy tak dziewczyn — rzuciła Amanda, marszcząc brwi. 

— Dobra, ja je przenocuje! — machnął ręką Eliot, kręcąc głową. — W co ja się pakuję...

Zaśmiałam się, kiedy Jennifer i Isabella przybiły sobie piątki. 

— O kurwa, to wpadam do ciebie, Eliot! — krzyknął radośnie Lloyd, uśmiechając się szeroko. — Ten wieczór zapowiada się lepiej niż myślałem, mhm! — potarł cwaniacko ręce, mrucząc zadowolony pod nosem. 

— James, zawieziesz ich do Eliota? — odezwał się Sebastian, kiedy zatrzymaliśmy się przed jego autem. 

— Jasne, ale muszę skoczyć do klubu i powiedzieć, że wrócę za jakiś czas, czekajcie — powiedział, w pośpiechu wracając do lokalu. 

— Dobra, to my spadamy, trzymajcie się. Dzięki za wieczór, chłopaki! — pożegnał się zadowolony Adam, wsiadając do samochodu od strony pasażera obok kierowcy. 

Kolejny raz, kiedy uścisk w żołądku zapanował nawet nad oddechem; Sebastian stanął przede mną, mierząc mnie beznamiętnym wzrokiem. Patrzyłam mu w oczy, tak jak i on patrzył w moje. W kompletnej ciszy, bez wymian zdań i zbędnych gestów. I to wszystko trwało zaledwie kilka sekund, bo oboje nie potrafiliśmy się powstrzymać od uśmiechu, patrząc na siebie. Sebastian zawstydzony uniósł kąciki ust, co odwzajemniłam, zarumieniona starając się jednak to powstrzymać. Dlaczego on był jedynym wyjątkiem na świecie, na którego nie potrafiłam patrzeć z powagą i się nie uśmiechnąć? 

— Nie upierdol mi siedzeń — powiedział, udając poważnego, choć drobny uśmieszek zdradzał jego rozbawienie. 

— Nie obiecuję — odparłam cwanie, wsiadając do samochodu za kierowcą. Sebastian usiadł na swoim miejscu, przez krótką chwilę przyglądając się mnie w lusterku. 

— Aha, i żeby było to jasne: śpicie w nogach! — rzucił stanowczym tonem Adam. — Kochanie, musimy mieć chwilę dla siebie, prawda? — rozczulony pogłaskał Iana po głowie, który podniecony zawył, poprawiając się na skórzanym fotelu. 

O mój boże. To chyba będzie jedna z najgorszych nocy, które przeżyję w swoim życiu. Spojrzałam w lusterko, tym samym wyrównując kontakt wzrokowy z Sebastianem.

A powstrzymywanie się od jego dotyku będzie jednym z najtrudniejszych wyzwań.

~*~


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro