Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdyby tylko heroina była człowiekiem, to byłbym najbardziej uzależnionym od niej ćpunem na świecie. Zniewolony, obezwładniony i złapany w sidła wyzwolonego ducha od bólu, smutku i lęku. Była tu niczym w porównaniu do spokoju, jaki ogarniał każdy zakamarek mojego ciała. Milimetr po milimetrze przeszywało rozkoszą, dopełniało euforią i rozpierało zajebistym orgazmem pomnożonym przez tysiące innych w jedność. Odpływałem w krainie szczęścia, zapoznając się z takimi uczuciami, z jakimi jeszcze nigdy w życiu nie miałem styczności. Beztroska podróż na okalaną polanę kolorowymi tulipanami, wśród której leżałem w wysokiej trawie, delikatnie muskającą moją skórę. Radosna, niemająca jakiegokolwiek sensu droga po rozgrzanym piasku z lśniącym oceanem obok, którego widok zachodu słońca nie przebijał żaden inny pejzaż. Wreszcie smak pięknej, cudownej wolności, gdzie otoczony wśród matki natury, lasu i ciszy nie potrzebowałem niczego więcej, jak tylko spalić soczystego, dużego jointa w towarzystwie najlepszych przyjaciół. W tych wszystkich trzech miejscach, jakie czułem na skórze, duszy i umyśle, czułem się wyzwolony od pieniędzy, materializmu i wyścigu szczurów, nie przejmując się niczym konkretnym. Mogłem nareszcie oddawać się marzeniom, bujać w obłokach i myśleć o niebieskich migdałach. Mogłem nareszcie czuć jej dotyk, obecność i zapach, który otulał mnie z każdej strony i wpędzał w krainę niemożliwości, z jaką zapoznałem się twarzą w twarz. Śniłem na jawie i fantazjowałem, czując myśli i ruchy nawet najdrobniejszych szczegółów. Byłem w błogostanie, nagle dostrzegając totalną temu zapaść. 

Panika. Ogarnęła mnie wszędzie panika, strach i lęk; wszystko w krainie walało się w drobny mak, cała przestrzeń drżała i chaotycznie nabierała trzęsienia ziemi, rujnując absolutnie wszystko na swojej drodze. Rujnując cały mój dom, mój spokój i moją harmonię. Byłem przestraszony, próbując poukładać na swoje miejsce zbudowany świat i szczęście, ale z każdą sekundą zaczynałem zanikać, jakbym stawał się niewidzialny i wyblakły jak wtedy, kiedy kurtyna depresji z uśmiechem na twarzy ukazywała teatrzyk skończonego, zniszczonego człowieka, jakim jeszcze niedawno byłem. Chciałem wpaść w rozpacz, nie mogąc nigdy więcej spojrzeć na tak piękną polanę, oceany i lasy, w których czułem największe wyzwolenie ducha. Spanikowany nie wiedziałem, co zrobić, aby zapobiec zapaści w otchłań ciemności i nicości. Nie, proszę, ja nie chcę! – krzyczałem, płakałem, waliłem pięściami, błagając o koniec. Przerażenie sięgało coraz to większego zenitu, odbierając mi oddech, myśli i rozsądek, a pozostawiając po sobie dziurę smutku i żalu, w jakim zaczynałem zatapiać się coraz bardziej. Pnącza obezwładniały mnie jak dzikie zwierzę, uniemożliwiając mi walkę. Wszystko było jak najgorsza burza, koszmar i męczarnia – totalny kataklizm. Stop, koniec, dość! 

Nabrałem głębokiego oddechu, budząc się ze snu. Zdezorientowany spojrzałem na Alanne, która wówczas spanikowana wyrwała się z mojego uścisku, zasiadając obok krawędzi łóżka i pośpiesznie zaglądając do telefonu. Oglądałem ją, nagle domyślając się, że to jej brak obecności przy mnie było największym zakłóceniem mojego świata. 

— Hej, Al? — zapytałem zmęczony, przelotnie rozglądając się po ciemnym pokoju. Za oknem było słychać cichy deszcz, którego krople ze spokojem uderzały w szybę okna. Alanna poprawiła roztrzepane włosy, spoglądając w moją stronę. 

— J-ja muszę iść, Sebastian... — mruknęła skrępowana i widocznie zaspana, wiercąc się na łóżku.  

— Nie, proszę, nie — zatrzymałem ją, szybko unosząc się do pozycji siedzącej. Złapałem jej ciepłą rękę, przez chwile milcząc. Bawiłem się palcami, nagle oglądając bliznę po odgaszonym papierosie, którą sobie również zrobiłem. — Nie idź, proszę. Zostań ze mną — poprosiłem cicho, nawet nie patrząc w jej oczy. 

— Muszę, Sebastian — odezwała się przejęta, spoglądając na moją twarz. — Moja mama była trochę zła za tę imprezę i muszę być o dwudziestej drugiej w domu. Jest jedenaście po, zabije mnie — powiedziała, ze stresu oblizując dolną wargę. 

— Nie, proszę, nie — poprosiłem znowu, przybliżając się do niej. Byłem jak dziecko, nie chcąc puścić jej za wszelką cenę. Wiedziałem, że jak pójdzie to ja umrę. — Nie zostawiaj mnie, Alanna, proszę. Proszę, nie teraz — wyszeptałem, przytulając się do niej. Od razu owinęła ręce wokół moich ramion, głaszcząc kojąco po głowie. — Zostań. 

— Dobrze — odpowiedziała cicho. Momentalnie poczułem, jak po tym zalał mnie błogostan i wewnętrzny spokój, przez co mogłem odetchnąć z ulgą. Przytuliłem ją mocniej, chowając głowę w zagłębieniu jej szyi. — Zostanę — wyszeptała. 

Głaskała mnie, przyprawiając o najpiękniejsze uczucie świata. Byłem w nią wtulony tak mocno, stęskniony i odprężony, że powoli zaczynało przerażać mnie to, jak bardzo do tej dziewczyny czułem silne przywiązanie, nieopisane uczucia i potrzebę bycia, gdzie dotychczas nie wyobrażałem sobie, że kiedykolwiek zapragnę tak strasznie czyjejś bliskości; czyjegoś ciała, czyjegoś dotyku, pocałunku, spojrzenia, głosu. Alanna stała się nierozłączną mnie częścią, bez której nie wyobrażałem sobie nagle życia, ale w takim sensie, że była moją najlepszą przyjaciółką pod słońcem. Mogłem ją tulić, całować i dotykać, czerpiąc z tego najlepszą, nieopisaną przyjemność i radość. Pragnąłem po prostu przy niej być, nigdy nie opuścić i razem śnić. Zaciągnąłem się zapachem jej urzekającej słodyczy i przyciągnąłem do siebie, usadawiając na udach. Bez słowa przytuliła się mocno, jakby potrzebowała tego bardziej ode mnie. Nie wiedziałem, czy potrzebowała, ale uścisk ten był przepełniony czułością, dobrem i troską, z jaką jeszcze nigdy w życiu mnie nie przytulała. Tak bardzo jej chciałem. To było chore, jak straszliwie i bezgranicznie jej chciałem. 

— Sebastian, przepraszam cię — zaczęła ze smutkiem, głaszcząc kojąco moją głowę. — Nie chciałam cię skrzywdzić... Ja po prostu mam złe wspomnienia z tym, naprawdę nie chciałam cię tym skrzywdzić... — jej głos zaczął być łamliwy. Ścisnąłem ją mocniej, wplatając ręce w długie, przyjemne włosy. — Mój przyjaciel... on po prostu... Ja naprawdę nie chcę cię stracić, Sebastian. Tylko nie ciebie — wyszeptała.

— Nic już nie mów, Alanna — powiedziałem cicho. Odsunąłem się i ująwszy w dłoniach jej ciepłe, zarumienione policzki, popatrzyłem w baśniowe oczy, przez chwile milcząc. Spoglądała na mnie smutna, wyraźnie zdołowana i zrozpaczona sytuacją. Przeczesałem opadające na piękną twarz kosmyki, nachylając się. — Nic już nie mów — wyszeptałem. 

Musnąłem jej wargi. Zadrżała, nabierając głębokiego oddechu. Wplotłem ręce w tył brązowych, wilgotnych włosów, całując namiętnie. Pocałowałem ją. Na trzeźwo, bez zbędnych dodatków odwagi. Pocałowałem ją i nareszcie miałem tak blisko siebie jak nikt inny. Oddała pocałunek, przeplatając mocno ramiona wokół mojej szyi, jakby chciała złączyć nasze dusze w jedność, spleść ze sobą żyły i połączyć umysły. Byłem po brzegi wypełniony szaleństwem motylków. Całowałem ciepłe, słodkie i nabrzmiałe usta, ujmując jej twarzyczkę we własnych dłoniach. Poruszała niespokojna biodrami, rękoma dotykając pieszczotliwie moich uszu, oraz palcami badając w lewym uchu kolczyka. Podniecała mnie coraz bardziej. Czułem skurcze w podbrzuszu, jeszcze niżej, a nawet spazmy docierały do najciemniejszych zakamarków organizmu. Całowałem ją z namiętnością, jakiej nie spodziewałem się przekazać komukolwiek w życiu. Całowałem ją z pragnieniem, nigdy wcześniej nie prosząc o taką intymność z drugim człowiekiem. Całowałem ją z uczuciem, nie darząc nim żadnej innej osoby na świecie. Nieokreślone, ale piękne, wspaniałe i wprawiające mnie doznania w stan euforii. Przycisnąłem ją mocniej, ujmując policzki oraz z zapałem całując raz jedną i drugą wargę. Całowała tak świetnie. Wrażenie ekstazy po tym a pigule było jeszcze lepszym uczuciem niż mogłem przypuszczać. Byłem po brzegi wypełniony rozkoszą, błogim czuciem i ideałem. Mając ją tak blisko siebie niczego więcej nie chciałem. Gorące, pełne namiętności i tęsknoty pocałunki zostały przerwane, kiedy Alanna przestraszona odsunęła się, usłyszawszy dochodzący hałas z terrarium mojego węża. Uśmiechnąłem się, dostrzegając jej rumieńce na policzkach oraz spłoszenie i zmieszanie na twarzy. 

— Spokojnie, to tylko mój wąż — oznajmiłem, lustrując ją. Skrępowana spuściła głowę, przysuwając się mnie bliżej. — Nic ci nie zrobi, strachliwy kotku.

— Sebastian... — odezwała się niepewnie, wbijając spojrzenie na moją klatkę piersiową. Milczała, delikatnie głaszcząc mnie po karku i krótkich włosach. Przyjrzałem się jej, dostrzegając, jak nawet nie chciała ze mną wyrównać kontaktu wzrokowego. — Jesteś najlepszą rzeczą, która przydarzyła mi się w życiu, Sebastian. Martwię się, że po tym wszystkim nie jestem dla ciebie wystarczająca. Że zaczniesz... uważać mnie za zwykłą koleżankę, do której znowu nabierzesz dystansu — powiedziała ze łzami w oczach, twardo powstrzymując się od płaczu. 

— Nie — rzuciłem od razu, nie rozumiejąc jej. Jak mogła tak mówić, a przede wszystkim o tym pomyśleć? Zmarszczyłem brwi, nie dowierzając w to. Jak w ogóle mogło jej to przyjść do głowy? — Nie, nie, nie, Alanna, nie myśl tak — zabroniłem jej. — Uwielbiam cię. Jesteś jedyną osobą, dla której chcę stać się lepszym człowiekiem — powiedziałem szczerze, wpatrując się w jej twarz. 

Spojrzała na mnie od razu. Baśniowe oczy przeczesywały ze mnie całą prawdę z niedowierzaniem i onieśmieleniem, próbując jakby doszukać się czegoś więcej. Nie wiedziałem, kiedy przy niej przestałem zwracać uwagę na to, co mówiłem, żeby nie wyjść na jakiegoś kretyna. Kiedyś pomyślałbym, że takie słowa z moich ust są niemożliwością, a teraz były rzeczą, jaką chciałem mówić jej dzień w dzień. I chciałem się dla niej zmienić. Tak po prostu. Na lepsze, na fajniejsze i przede wszystkim godne. Godne bycia chłopakiem, jakiego by się nie wstydziła i nie bała. Jakiego będzie uwielbiać do końca świata, do którego będzie się śmiać, uśmiechać, rozmawiać, prosić o pomoc, a nawet dotykać. Nie wiedziałem, dlaczego tak bardzo tego pragnąłem; żeby widziała we mnie coś więcej, niż tylko zwykłego frajera z deską, któremu w głowie ciągła zabawa i beztroskie życie. Starałem się dla niej zmienić tak wiele i jeszcze więcej, ale z każdym dniem miałem coraz większe trudności, no bo przecież skąd mogłem wiedzieć, jakiego w rzeczywistości mnie uwielbiała? Alanna nie wymagała ode mnie zbyt wiele; była dziewczyną, która cieszyła się nawet ze zwykłego okruszka, a mimo to nadal miałem ochotę stawać dla niej na głowie, żeby tylko dostrzegła moje starania. 

— To był najlepszy komplement, jaki w życiu usłyszałam, Sebastian — odezwała się cicho i ująwszy moje policzki, nachyliła się: — Ale uwielbiam cię takim, jakim jesteś — wyszeptała, całując mnie w czoło. 

Chyba nie potrafiłbym opisać emocji, jakie napłynęły w ciągu sekundy po tym, co do mnie powiedziała. To jak szczęście zmieszane z najlepszą fazą ekstazy, heroiny i kokainy w jednym. Nawet coś lepszego. Poczułem się nieziemsko, tak bardzo niebiańsko, a słodycz, z jaką pocałowała moje czoło, była uderzającym wybuchem wszystkich kumulujących się we mnie doznań. Najprostszy, zwykły gest, o jakim każdy opowiadał, właśnie zawitał u bram duszy, zabierając mnie do zupełnie innego świata. Pocałunek w czoło nie był jakimś tam pocałunkiem w usta. Zwłaszcza że obdarzyła mnie nim ona – anioł zbawiający od zła i cierpienia. Kojąca troska, błogie ciepło, poczucie ważności i oplatające mnie ramiona opieki były tu kilkoma z najprzyjemniejszych uczuć, jakie napełniły mój organizm po brzegi. Odleciałem, przez euforię nie mogąc nic wykrztusić. Alanna przytuliła się do mnie, głaszcząc delikatnie po plecach, włosach i całym ciele, gdzie oprócz jej najpiękniejszego dotyku czułem miliony motylków i prawdziwe spełnienie. 

— Jesteś najlepszy, Sebastian — wyszeptała — I uwielbiam cię, kiedy jesteś durniem z głupimi żartami, deskorolką i jointem w ręku.

Odsunąłem się, tym razem lustrując jej piękną twarz i kolorowe spojrzenie, jakbym doszukiwał się w tym prawdy. Szczęśliwy, wniebowzięty i uśmiechnięty, ekscytując się jak dziecko, że Alanna uwielbiała mnie takim, jakim byłem. A byłem głąbem, pyskatym szczeniakiem i głupim dzieciakiem, który nie miał za wiele do zaoferowania, a jednak oddałby ostatni oddech, pieniądze, czy nawet czekoladowe ciastko. Alanna uwielbiała mnie takim, jakim byłem – przypatrzyłem się jej, w myślach ciągle powtarzając to zdanie. Nie chciałem już niczego innego, jak tylko mojego łóżka, ciemności i muzyki, a także w ramionach tej dziewczyny. Przybliżyłem się, ustami muskając jej wargi. Zadrżałem z podniecenia, kiedy nabrała oddechu, ściskając w rękach moją czarną koszulkę. Była taka gorąca, fascynująca i kusząca. Z trudem kontrolowałem wybuch wulkanu i wrzący płomień, starając się jej nie spłoszyć i przestraszyć. Strasznie ciężko było panować nad ostrym, uciążliwym pożądaniem jej ciała. Nawet rozsądek, który podpowiadał mi o tym, że była to kuzynka mojego najlepszego przyjaciela, za wiele w tym wszystkim nie pomagał. Zaczynałem toczyć jedną z najpotężniejszych walk, z jaką musiałem stanąć twarzą w twarz. Wówczas nie pomagało nawet to, jak siedziała na moich nogach, błądziła rękoma po całym ciele i tak kurewsko mąciła w głowie. Denerwowałem się, że nie mogłem nic z tym zrobić: nie mogłem posmakować zakazanego owocu do końca, aczkolwiek pozwalałem na to wszystko, żeby rozwalało mnie w środku jeszcze mocniej. Chwyciłem kłęb ślicznych włosów, namiętnie i powoli całując jej słodkie usta. Oddała bardzo dobrze pocałunek, poruszając biodrami – zaraz zwariuję do reszty. Alanna całowała tak wyśmienicie, świetnie i podniecająco. Żadnych innych ust nie pragnąłem tak straszliwie mocno. Naprawdę ciężko było mi przy niej panować nad samym sobą. Spazmy docierały wszędzie, a iskierki przepływały nawet przez wszystkie moje mięśnie, żyły i kości. Przycisnąłem ją, odważając się iść o krok dalej: przejechałem językiem po jej dolnej wardze, jednak momentalnie Alanna jak poparzona oderwała się ode mnie, przestraszona przykładając rękę do ust.

Nie wiedziałem, co zrobić i jak się zachować. Cisza wokół nas była przez dłuższy moment pierwszy raz tak bardzo krępująca i dziwna. Naprawdę nie wiedziałem, co robić. Patrzyłem speszony w jej oczy, ledwo samemu zaczynając oddychać przez emocje, duże podniecenie i nagły stres. Zeszła ze mnie, zawstydzona opierając plecy o ścianę za sobą. Zrobiłem coś złego? Przestraszyłem ją tym? Może to ja za szybko chciałem przekroczyć granice i ją spłoszyłem? Cholera jasna, a było tak świetnie. 

— Zrobiłem coś złego, Al? — zapytałem, wpatrując się w jej zarumienioną twarz. Przelotnie obejrzała się za mną, unosząc z zawstydzenia kąciki ust. Pokręciła szybko głową, oblizując dolną wargę. — Hej, co jest? 

— Bo ja, Ian... — urwała, rozchylając delikatnie usta. Nabrała głębokiego oddechu, znowu odwracając ode mnie głowę. W ogóle nie mogłem jej zrozumieć, o co chodziło? Przecież mogła mi wszystko powiedzieć, a jak zwykle wszystko przez zawstydzenie przeciągała, jakby czegoś się bała; co, myśli, że ją wyśmieje? — To dziwne, wiem, Jezus... — prychnęła pod nosem, nareszcie wyrównując ze mną kontakt wzrokowy. — Sebastian, no bo ja nigdy nie całowałam się... z językiem — wzruszyła ramionami. — I tak po prostu... tak dziwnie mi — speszona uniosła kąciki ust, spoglądając na mnie.

Pomrugałem kilka razy, zaskoczony przez chwile milcząc. Długo zajęło mi przetwarzanie wszystkich informacji, jakie mi powiedziała, ale kiedy wreszcie je zrozumiałem, nagle wypełniła mnie ogromna satysfakcja i duma. Uśmiechnąłem się, czego Alanna nie zrozumiała, ze skrępowaniem odwracając głowę w drugą stronę. Byłem onieśmielony tym, jak świetnie całowała, a zdumiony faktem, że nigdy nie całowała się z językiem. To było coś, co budziło we mnie bardzo brzydkie, złe i niegrzeczne myśli. Myśli związane z tym, że zacząłem sobie wyobrażać niemożliwe, co przedtem było dla mnie zakazanym owocem – co, gdybym to właśnie ja był tym pierwszym, który może ją tego nauczyć? 

— Nie śmiej się, to takie dziwne — mruknęła zawstydzona, delikatnie uderzając mnie w ramię. — Ugh, Boże, przestań! — zaśmiała się cicho, co odwzajemniłem. 

— Naprawdę nigdy nie całowałaś się z językiem? — zapytałem zaskoczony, nie mogąc w to uwierzyć. — Ale, Aly, ty tak świetnie całujesz!-kurde, to znaczy tak fajnie całujesz — poprawiłem się szybko, skrępowany czochrając włosy. Spojrzałem na nią, kiedy obserwowała mnie z miłym uśmiechem. — Jak to możliwe? — zapytałem. 

— No normalnie — wzruszyła ramionami. — Nigdy nie miałam chłopaka i z nikim nie zdarzyło mi się tak całować. Tak w tajemnicy, Sebastian, to jesteś trzecim, z którym się pocałowałam w życiu — wyszeptała z cwanym uśmiechem. — I tak, możesz zacząć się teraz śmiać, ale jest mi z tym dobrze: jestem dziewicą. Proszę bardzo, śmiej się do woli — powiedziała szczerze, patrząc na mnie poważniej.

Pomrugałem kilka razy, przez kolejną chwilę zachowując na krótki moment milczenie.

— To normalne, Alanna — odparłem, w ogóle nie czując potrzeby wyśmiana jej. Szczerze powiedziawszy, to w głębi serca czułem się... usatysfakcjonowany i dumny. Nie wiedziałem, dlaczego, ale tak się czułem. — Tylko dlaczego na domówce u Susan napiłaś się tego kieliszka? — zapytałem, nie rozumiejąc tego. 

— No bo... — urwała, wzdychając głęboko. Przeczesała włosy, znowu oblizując dolną wargę. — Nie wiem — wzruszyła ramionami, przez chwile milcząc. Przyciągnęła kolana do piersi, owijając wokół nich ręce. — Chciałam, nie wiem, poczuć się taka cool wśród was wszystkich, wiesz o co chodzi? — spojrzała na mnie. — Taka, nie wiem, fajna, woah, to dziwne, wręcz popieprzone, wiem. Cholera, naprawdę nie wiem, co mam ci mówić, to takie głupie... — wyszeptała pod nosem, zawstydzona rumieniąc się jeszcze bardziej. — A później Susan... te zdjęcia... Ja pierdolę — zrezygnowana pokręciła głową, wypuszczając ciężko powietrze. 

— Szczerze, to naprawdę myślałem, że masz to już za sobą — odezwałem się. — Jesteś taka... no wiesz — zlustrowałem ją, zawstydzony unosząc kąciki ust. Alanna spojrzała na mnie, delikatnie marszcząc brwi z nierozumienia. — Gorąca — wykrztusiłem, uśmiechając się, co odwzajemniła, parskając pod nosem. — Zachowujesz się czasami, jakbyś, nie wiem, wiedziała co i jak, miała wiele za sobą i, no wiesz, w ogóle... — znowu się skrępowałem, spuszczając wzrok na palce u rąk, którymi zacząłem się bawić. — Po prostu taka kurewsko gorąca — skwitowałem ostatecznie, nie mogąc inaczej jej tego wytłumaczyć. Zaśmiała się słodko, obserwując mnie. 

— Nie wiem, co ci powiedzieć, Sebastian — zawstydziła się. — To jest takie dziwne, no bo, na przykład, jakbym była przy kimś innym i może, jakbym trzymała inną rękę niż twoją, to wtedy byłabym strasznie nieśmiała, ale przy tobie mówię i robię rzeczy, które nigdy nie przyszłyby mi do głowy, wiesz? Ty tak sprawiasz... Jezus, nie patrz tak na mnie — speszona uniosła kąciki ust, odwracając ode mnie głowę. Uśmiechnąłem się, obserwując ją z oczarowaniem. 

— No co? — zapytałem zaciekawiony — Podniecam cię? 

— Jejku, Ian, nie, to, to znaczy t-tak, Boże, co ja wygaduje, strasznie... — wykrztusiła, nabierając głębokiego oddechu. Spuściła głowę, chowając ją w rękach. — Jestem podnieconą i napaloną na ciebie dziewicą — zażartowała, prychając ironicznie. 

— Podoba mi się to — mruknąłem lubieżnie, przysuwając się do niej. — I wiesz, nie przeszkadza mi to, że nigdy nie całowałaś się z językiem — powiedziałem, bawiąc się jej włosami. Przez chwile zapadła między nami cisza, a Alanna z ciekawością oglądała moje palce, wokół których owijałem brązowe kosmyki. — Mogę cię nauczyć — dodałem po jakimś czasie. 

Spojrzała na mnie. Te jej ciekawskie, zaskoczone i kurewsko podniecające spojrzenie podniosło mi ciśnienie. Poczułem, jak nagle zalewa mnie fala gorąca, potu i stresu, przez co spanikowany poprawiłem się na łóżku, odchrząkając szybko:

— Wiesz, jeśli chcesz oczywiście — dopowiedziałem speszony, wzruszając ramionami. Odsunąłem się od niej kawałek, nie mogąc wytrzymać pobudzającej bliskości z nią. 

— No nie wiem... — mruknęła cicho, zawstydzona spuszczając wzrok na swoje dłonie. — Zaskoczyłeś mnie, Sebastian — skrępowana uniosła kąciki ust, spoglądając w moje oczy. — Ale zresztą, to co mam do stracenia, jak Adam nie musi wiedzieć — powiedziała, zaczesując włosy na lewy bok. 

Przysunęła się do mnie. Spanikowany zlustrowałem ją od góry do dołu, przez moment nie wiedząc, co zrobić. Tym razem to ona zaskoczyła mnie. W dodatku okropnie i straszliwie mocno podniosła ciśnienie wrzące cholernym podnieceniem. Przełknąłem ślinę, obserwując jej ruchy i czerwone, nabrzmiałe usta. Była mnie coraz bliżej, a ja coraz bardziej zastanawiałem się, czy rzeczywiście znajdowałem się tu w swoim pokoju, przy niej i przy chwili, która z sekundy na sekundę miała nastąpić. Czy ona naprawdę tego chciała? – Alanna zarumieniła się, kiedy niepewnie usiadła na moich udach, splatając palce na karku. Niewinnie spojrzała w moje oczy, gdzie płomień podniecenia przerażał mnie samego. Z całych sił powstrzymywałem się od nieuciskania jej w swoich dłoniach, które oplotły jej smukłe ciało w najpotężniejsze sidła jakie mogły istnieć. Byłem rozpalony do granic możliwości, ledwo ogarniając totalny zamęt w organizmie i wyłapując następny wdech. Przez chwile miałem wrażenie, że to ona będzie mnie uczyć a nie ja ją. Niespokojny znowu zlustrowałem jej twarz i ciało, stresując się ciszy, która owładnęła nas dookoła. Oddech stawał się cięższy i płytszy, a obraz mglisty i niewyraźny. Parzyła mnie. Nagle najdrobniejsza bliskość parzyła mnie gorzej niż wulkan. W mgnieniu oka sprawiła ze mnie dzieciaka, który nie wiedział co robić, a przede wszystkim co ze sobą zrobić. 

— No to... — odezwałem się zestresowany, oblizując spierzchniętą wargę. Przysunąłem dłońmi po jej tali, czując gorąco i drżenie. Oddychała ciężko, obserwując mnie z zawstydzeniem i uwagą, jakby chciała dowiedzieć się jak najwięcej. Co z tego, jak sam nie wiedziałem, co miałem robić? — Musisz to wyczuć, Alanna. Musisz wyczuć ten moment... wysunięcia języka, wiesz o co chodzi? — spojrzałem w jej oczy, stresując się jeszcze bardziej. Widziałem, że podnieciła się również, czego za wszelką cenę nie chciałem w tej sytuacji wykorzystywać. Mruknęła cicho, kiwając delikatnie głową – kurwa mać, zaraz zwariuję. — No to ten... Musisz tylko delikatnie to robić, nie mocno, okej? Kiedyś całowałem się z laską, która prawie włożyła mi ten jęzor do gardła, dosłownie — prychnąłem zażenowany, na co słodko parsknęła śmiechem, rumieniąc się. — To musi być synchronizacja, Al. Na świecie nie ma perfekcji, ale tu jest wyjątek, dlatego perfekcyjne pocałunki są tak bardzo nieziemskie, mówię ci. To odlot, stara — uśmiechnąłem się, obserwując ją. 

— Coraz bardziej czuję się jak ta święta cnotka niewydymka. Zawstydzasz mnie, Sebastian — mruknęła zadziornie, zagryzając dolną wargę. 

— Ty mnie też, Alanna, dlatego przestań — speszony uniosłem kąciki ust, czując piekące policzki. Pokręciłem szybko głową, kiedy znowu parsknęła tak seksownie i kusząco, lustrując mnie. — Dobra, nieważne — przysunąłem się do niej bliżej, nabierając głębokiego oddechu. Alanna odchrząknęła, razem ze mną poważniejąc. — Musisz to wyczuć, okej? Delikatnie muskaj moje usta i język, ale proszę, nie wkładaj go tylko do gardła — oboje się zaśmialiśmy. — I no, w sumie... to tyle — dodałem na koniec, obserwując ją. 

— Dobra, szykuj się na ostre lizanko. Oglądałam porno, więc wiem co i jak, maleńki — odezwała się żartobliwie, na co wybuchłem śmiechem, zrezygnowany chowając twarz w jej piersi. Zdumiony i onieśmielony otworzyłem szeroko oczy, orientując się, że było to jedno z najprzyjemniejszych i najmilszych miejsc, w jakie mogłem włożyć głowę. O cholera, częściej powinienem tak robić. 

— Dobra, weź przestań mnie rozśmieszać, no — zajęczałem, nie mogąc wytrzymać tego napięcia. Odchrząknęła rozbawiona, przysuwając się mnie bliżej. — Aha, i pamiętaj, że jest to jak zwykły pocałunek, tylko dodatkowo z językiem. Żadna filozofia, Al — dodałem, nabierając głębokiego oddechu. — Gotowa? — zapytałem, spoglądając w jej oczy. 

— Chyba tak, nie wiem... — mruknęła cicho, z zawstydzenia unosząc kąciki ust. 

— To tak czy nie? Musisz być gotowa, Al — powiedziałem, dla pewności chcąc znać jej odpowiedź; nie chciałem na nią naciskać albo zmuszać. Szczerze, to chyba bardziej stresowałem się niż ona, tak mocno zależało mi na tym, aby jej pierwszy raz był nieziemski. 

— No tak, chyba jestem... — odpowiedziała niepewnie, poruszając zniecierpliwiona biodrami. 

— Alanna, musisz... 

— Kurwa mać, zamknij się i mnie wreszcie pocałuj — przerwała mi stanowczo. 

Wplotłem rękę w jej śliczne włosy, spragniony przyciskając wargi do gorących, miękkich ust Alanny. Oplotła mnie wokół i naparłszy – celowo czy nie – mocniej biodrami w moje krocze prawie wzbudziła we mnie nieokiełznanego, dzikiego zwierzaka, który ledwo potrafił kontrolować instynkt. Natłok myśli był tu zbyt duży, żebym myślał o jednym: z sekundy na sekundę zastanawiałem się, czy naprawdę całowałem się z nią na moim łóżku, czy naprawdę uczyłem ją pocałunku z językiem, czy naprawdę robiłem to z kuzynką mojego najlepszego przyjaciela, czy rzeczywiście to nie był sen a najbardziej podniecający moment w moim życiu? Wiedziałem tylko jedno – nie chciałem jej puścić, pozwolić mnie zostawić i pozwolić, żeby myślała o mnie najgorzej. Ścisnąłem ją mocniej i przytuliłem, przez krótką chwilę martwiąc się, że zechce mi uciec. Paraliżujący, pełen przyjemności i rozkoszy dreszcz przeszył mój organizm jak ogromna dawka heroiny, wypełniając po brzegi błogością i uniesieniem – musnęła swoim delikatnym, ciepłym językiem moje usta, nagle gwałtownie odskakując. Sfrustrowany i okropnie podniecony miałem ochotę krzyknąć ze złości, kiedy po raz kolejny wszystko musiało zostać przerwane: 

— Hej, Sebastian, zgadnij-kurde, przepraszam! — Jade wpadła jak burza, niszcząc jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu. Zamknęła za sobą drzwi, pozostawiając Alanne skrępowaną, zawstydzoną i spanikowaną, a mnie wkurwionego i pobudzonego jak nigdy dotąd. 

Nabrałem głębokiego oddechu, kiedy Al zeszła ze mnie, cała zarumieniona i speszona przysuwając się do krawędzi łóżka. Przełknąłem ciężko ślinę, obserwując ją niespokojny i zdenerwowany; kurwa mać, miałem ochotę coś rozwalić, a zwłaszcza tę małą sukę. Czemu, do cholery jasnej, zawsze ktoś musiał mi przerywać? Przejechałem ręką po włosach, przez dłuższą chwile nie wiedząc, co zrobić. Co ja miałem zrobić? Nie wiedziałem i chyba nic nie chciałem zrobić w tej sytuacji, jak tylko położyć się z powrotem do łóżka, pociągnąć Alanne blisko siebie i zasnąć, ale wiedziałem, że było to już niemożliwe. Dziewczyna wstała, spanikowana rozglądając się wszędzie i poprawiwszy swoje włosy, chwyciła w ręce bluzę, odwracając się do mnie: 

— J-ja już pójdę... — wykrztusiła zarumieniona, nabierając głębokiego oddechu. — Ja pierdolę, ale wtopa — wymamrotała załamana pod nosem. 

— Czekaj, odprowadzę cię — rzuciłem od razu, wstając na równe nogi. Pośpiesznie chwyciłem komórkę, wyjąłem z biurka szluga na czarną godzinę oraz zapalniczkę i przerzuciłem przez ramiona bordową bluzę, wychodząc z Alanną z pokoju. — Może innym razem cię nauczę — uśmiechnąłem się, spoglądając w jej stronę. Zmarszczyłem brwi, kiedy w oczy rzuciła mi się stojąca przed schodami Jade. 

— J-jasne, może innym razem... — wymamrotała skrępowana, cały czas niewinnie bawiąc się palcami u rąk. Szła blisko mnie ze spuszczoną głową, nie patrząc nawet na moją siostrę. Nie dziwiłem się, bo też doprowadzała mnie do zalania krwi i białej, kurewskiej gorączki. 

— Sorki, nie chciałam wam przerwać — odezwała się przepraszająco — Hej, gdzie wy idziecie? Wracajcie do pokoju, ja wam już nie wejdę! — powiedziała zdezorientowana, obserwując nas.

— Jade, nigdy więcej nie wchodź do mojego pokoju bez pukania, jasne? Inaczej twoje zdjęcie z miśkiem Killerem zobaczy cała szkoła — ostrzegłem, zdenerwowany karcąc ją. Gniewnie zmarszczyła brwi, naburmuszona wyrównując ze mną kontakt wzrokowy. Zszedłem na dół, jednak przedtem zdążyłem powiedzieć: — Wszystko mi zniszczyłaś, ty mała jędzo — wyszeptałem groźnie i oskarżycielsko. Byłem dosłownie załamany, że nie mogłem ją pocałować przez tę sukę. No cholera no!

— Sebastian, wstydzę się — Alanna gwałtownie się zatrzymała, odwracając do mnie ze spuszczoną głową. Zarumieniona nabrała głębokiego oddechu, poprawiając przy nadgarstkach bluzę. — Twoi starzy tu są, wstydzę się im pokazać... — wykrztusiła przejęta, czego w ogóle nie mogłem zrozumieć. Zmarszczyłem brwi, patrząc na nią jak na debila. 

— Całujesz i dotykasz mnie bez problemu, ale pokazać się moim rodzicom wstydzisz? — zakpiłem drwiąco, przedrzeźniając ją. Z drugiej strony była bardzo słodka, że się wstydziła i miło, aczkolwiek zabawnie oglądało się ten uroczy widok. — Mamo, wychodzę, zaraz wrócę — oznajmiłem, zakładając na stopy air maxy. Parsknąłem śmiechem, kiedy Alanna ślamazarnie zakładała swoje martensy, ostatecznie upadając na tyłek. 

— Gdzie idziesz, kotku? O, Alanna, słońce, jeszcze jesteś — uśmiechnęła się mama, wychodząc z salonu. Clooney schowała twarz jak najbardziej w opadające kosmyki włosów, uciekając od spojrzenia mojej matki. — Idziesz odprowadzić koleżankę? — zapytała ciekawska. Zacisnąłem usta, oblewając się tym okropnym, uciążliwym rumieńcem przez nią. To było takie krępujące i dziwne, kiedy dochodziło do sytuacji, które kiedyś były dla mnie niemożliwością; od kiedy ja odprowadzałem kogokolwiek, kto nie był Amandą czy Adamem? 

— Mamo... — wymamrotałem zawstydzony, przelotnie oglądając się za Alanną. Stała z boku, skromnie i niewinnie prezentując się przy białej ścianie. To był naprawdę miły i uroczy widok, kiedy onieśmielona trzymała z tyłu ręce, wbijając spojrzenie na czubki butów. W takiej postaci chciałbym tylko ją tulić, tulić i jeszcze raz mocno tulić i już nigdy nie wypuszczać z rąk. 

— No co, Sebastian? Odprowadź koleżankę a nie! — poganiała mnie mama, zawstydzając jeszcze bardziej. Oblałem się czerwienią, speszony otwierając prędko drzwi. Ta kobieta robiła ze mnie totalnego frajera, dosłownie. — I załóż tę bluzę i czapkę, bo zimno jak cholera — dodała kąśliwie tylko po to, aby narobić mi większej siary. Ja pierdolę, ale wtopa. 

— Max, chodź tu! — zawołałem psa, którego usłyszałem już po sekundzie. — Chodź tu — złapałem przyjaciela, zapinając mu obrożę i smycz — Za niedługo wrócę — naburmuszony skarciłem mamę, która parsknęła, wracając do salonu. Zamknąłem za sobą drzwi, nabierając głębokiego oddechu. 

Ten moment uwielbiałem najbardziej, dopóki nie stawał się on krępujący niż zawsze. Przebywanie z nią sam na sam było czymś miłym, spokojnym i porównywalnym wręcz do domu; drugiego ja, czegoś intymnego i zbyt prywatnego, bym poczuł się lepiej gdziekolwiek indziej niż własne dojo. Przy Alannie czułem tę harmonię jak we własnym pokoju albo nawet czegoś zajebistego – toalecie, gdzie mogłeś być sam na sam ze wszystkim: własną twarzą, własnymi myślami, własnymi uczuciami i dosłownie własnym gównem. Chyba nigdzie indziej nie dało się czuć swobodnie i luźnie jak na kiblu. W tym przypadku czułem się podobnie przy niej, kiedy cisza była jedyną onomatopeją wśród nas dookoła, lecz w tym wypadku była tak bardzo jedynym dźwiękiem, którego za wszelką cenę nie chciało się słuchać. Żadne słowa nie potrafiły jej przerwać i coś z tym zrobić – szedłem z Alanną długo w milczeniu, jak i w milczeniu zatrzymywaliśmy się na potrzeby Maxa. Milczała, ja milczałem i nawet pies milczał. Wolnym krokiem kierowaliśmy się do parku, gdzie w oczy rzuciła mi się nasza ławka, na której zawsze wieczorami bądź nocami siedzieliśmy, czasami się całowaliśmy, a najczęściej po prostu rozmawialiśmy i wygłupialiśmy. To może dziwne, ale przedtem nie zwracałem na nią uwagi, a teraz od dwóch miesięcy była najbardziej wygodną ławką w całym parku. Spuściłem przyjaciela ze smyczy, który pobiegł przed siebie jak błyskawica, poszukując patyka, a w międzyczasie usiadłem z Alanną na naszej ławce, z kieszeni wyciągając drugiego papierosa odkąd rzuciłem fajki. 

Alanna parsknęła, obejrzawszy się za mną. Odpaliłem szluga, zaciągając się długo nikotynowym dymem. 

— No co? — zapytałem, spoglądając na nią. Wyrównała ze mną kontakt wzrokowy, a ja nareszcie mogłem do woli patrzeć w jej kolorowe, baśniowe oczy. Odczuła to, jak intensywniej się jej przyjrzałem, przez co oblał ją słodki rumieniec. Odchrząknęła, wskazując brodą na papierosa w moich ustach. 

— Miałeś rzucić — powiedziała, oblizując dolną wargę. Uśmiechnęła się delikatnie, przyglądając się mi z zaciekawieniem. 

— Rzucę, zobaczysz — oznajmiłem dumnie, unosząc kąciki ust. — Ale teraz tak na mnie nie patrz, bo mnie zawstydzasz — dodałem, powstrzymując głupkowaty uśmieszek. Naprawdę mnie zawstydzała. 

— Mimo wszystko do twarzy ci z papierosem — odparła, podpierając głowę o rękę. — Ale śmierdzisz — skrzywiła się żartobliwie. 

— To perfumy Dolce&Pojara, rozkoszuj się tą chwilą, maleńka — gestykulowałem rękami, na co zaśmiała się rozbawiona, co było bardzo miłym widokiem. — Alanna? — zapytałem, zaciągając się i zakładając czapkę. 

— Co tam? — mruknęła, oglądając się za przebiegającym Maxem. Pies podbiegł do niej i wręczył patyka, którego zadziwiająco rzuciła bardzo daleko. — Chcesz zapytać pewnie o mojego przyjaciela, prawda? — uprzedziła mnie, poważniejąc. 

— Skąd wiedziałaś? — zdziwiłem się, spoglądając na nią. 

— To jedyna rzecz, która ciekawi cię bardziej niż nauka pocałunku z językiem — uśmiechnęła się pewnie, na co parsknąłem, zgadzając się z nią. Odchrząknęła, zakładając nogi na ławkę. Przez chwile milczała, a ja w spokoju i cierpliwości paliłem papierosa, czekając, aż zacznie mówić: — Tu nie ma niczego ciekawego, Sebastian. To żałość, że ktoś stawił narkotyki ponad przyjaźń — wzruszyła ramionami, odrzucając patyk Maxowi. 

— Ale czy palenie zioła to też poniekąd narkotyki, Al? — wtrąciłem, zauważając jej hipokryzję. 

— Tu nie chodzi o zioło i wiedziałam, że zaraz o tym wspomnisz, Ian — zaśmiała się, jakby to przewidziała. — Oprócz Amandy miałam jeszcze takiego jednego... przyjaciela. Znaliśmy się od dzieciństwa i szczerze, to on pierwszy pokazał mi zielsko — opowiadała, a ja uważnie słuchałem, słysząc w jej głosie żal i jakby zawiedzenie. Zaciągnąłem się mocno papierosem, lustrując jej twarz, w której nigdy nie było ładnie w smutnym wyrazie. Lubiłem patrzeć na uśmiechniętą, radosną i szczęśliwą Alanne, bo wtedy była taka prześliczna. — Przyjaźniliśmy się naprawdę bardzo długo — powiedziała, patrząc przed siebie. Znowu umilkła, cofając się myślami do przeszłości. — Mogę śmiało powiedzieć, że istnieje przyjaźń damsko-męska, wiesz? On był moim naprawdę najlepszym przyjacielem. Może to śmieszne, ale rozumiał mnie najlepiej, bo też go dręczyli — wzruszyła ramionami. — No i po prostu poznał nowe towarzystwo, które zaczynało się właśnie od takich piguł, Sebastian. Czuję się strasznie, ale to strasznie podle, źle, najgorzej, że powiedziałam ci tak okropne słowa... — spojrzała na mnie przepraszająco, tłumacząc się. — N-nie oczekuję zrozumienia albo wybaczenia, ale po prostu chcę, żebyś wiedział, że okropnie mi z tym źle, jak cię potraktowałam. Nie chciałam cię skrzywdzić i nigdy tego nie chcę zrobić znowu, Sebastian, rozumiesz? — przyjrzała mi się, wyciągając w moją stronę rękę. Zadrżałem, kiedy przejechała ręką po moich włosach, przez chwile milcząc. — Po prostu bardzo cię lubię, Sebastian — odezwała się cicho. — Naprawdę cię lubię i nie chcę tym razem ciebie stracić — dodała przygnębiona, przyglądając się mi. 

— Nie stracisz, Alanna, nie jestem głupi — odpowiedziałem jej, zaciągając się ostatni raz papierosem. Wyrzuciłem fajkę, zakładając przez głowę bluzę. Al pomogła mi, kiedy dostrzegła, jak zaplątałem się w upierdliwym materiale. — Nie jestem głupi, Alanna — powtórzyłem dla pewności, spoglądając na nią. 

— Wiem, że nie jesteś głupi, Sebastian — odparła, lustrując mnie. — I nawet nie myśl, że uważam, że taki jesteś — dodała zawzięcie. — Ja po prostu boję się ciebie stracić i ta myśl... — urwała, wbijając smętne spojrzenie na park. — A co, jeśli? — zapytała, jakby samą siebie. — No właśnie: a co, jeśli? Nie mogę ci obiecać, że na następny raz będę patrzeć na to z uśmiechem. Przepraszam, ale naprawdę przerażają mnie grubsze narkotyki niż jakaś tam marihuana, a od piguł się zaczyna — powiedziała. 

— Mylisz się, Alanna — pokręciłem głową, próbując ją od takich negatywnych myśli na ten temat odciągnąć: — Tylko słabi ludzie wpadają w te wszystkie nałogi i stawiają narkotyki ponad ludzkie życie, wiesz o co chodzi? Chodzi o to, że jest pewna różnica, jak je postrzegasz: czy wiesz, że czeka cię wiele do zrobienia, czy może siedzisz w ciągłej monotonii i pozwalasz dragom zbić nudę, rozumiesz? Dla mnie osobiście jest to zwykła używka jak piwo czy dobry joint — wzruszyłem ramionami, tłumacząc jej, co uważnie słuchała. — Nie mógłbym nagle przełożyć to na mój porządek dzienny, że nagle to, nie wiem, staje się częścią mnie i dnia, wiesz o co chodzi? Narkotyki to zło, mam świadomość, jak one wpływają na życie, na człowieka i jak niszczą, ale, ale kurde, są kurewsko dobre — parsknąłem, nie owijając w bawełnę. Nie lubiłem jej okłamywać i wolałem powiedzieć prawdę, dlaczego sięgałem po różne psychodeliki. — I powiem ci, że mało osób to zrozumie i ciężko jest mi wytłumaczyć do końca, o co w tym wszystkim chodzi, ale pozwalają mi one poznać mnie jeszcze dokładniej i lepiej niż potrafiłbym na trzeźwo dojść do pewnych spraw i myśli. Ciężko jest to naprawdę wytłumaczyć, Alanna, ale jeszcze ciężej to zrozumieć — powiedziałem, nie umiejąc jej tego inaczej opisać. — Nie chciałbym, żebyś przez to uważała mnie za ćpuna — posmutniałem, łapiąc między palce jej kosmyki włosów. — Bardzo cię polubiłem, Alanna. 

— Proszę, postaraj się nie brać tego na następny raz... — również posmutniała, wbijając spojrzenie na moje ręce, w których obracałem jej śliczne włosy. Umilkła, kiedy jej nie odpowiedziałem. Wzięła głęboki oddech, kiedy zaczesałem jej kosmyki za ucho. 

— To spróbuj ze mną — zaproponowałem. Spojrzała na mnie zdziwiona, na co wzruszyłem ramionami. — Mam za sobą wiele i wciąż jeszcze żyję — dodałem zadziornie, uśmiechając się. 

— A co... na przykład... jeszcze brałeś? — zapytała niepewnie, odwracając wzrok na buty. Umilkłem, dziwiąc się, że była tego tak bardzo ciekawa. Uniosłem lewy kącik ust, przerzucając rękę przez jej ramiona. 

— Czy jak powiem, że brałem kodeinę, xanax, signopam, vicodin, acodin, morfine, metadon, lsd, grzybki, mdma, różne psychotropy, klefedron, metaklefedron, diazepam, amfetaminę, opium, alkohol i tabakę, to nadal nie będę dla ciebie najgorszym ćpunem? — zapytałem poważny, spoglądając prosto w jej oczy. — Witaminę C też bym brał, gdyby była nielegalna.

Alanna nabrała głębokiego oddechu i zacisnęła usta, przestraszona wyrównując ze mną kontakt wzrokowy. Uśmiechnąłem się, czekając na jej odpowiedź. 

— Nie chcę odpowiadać — odezwała się z obawą, z nerwów oblizując dolną wargę. 

— Spokojnie, nie brałem większości tych rzeczy — powiedziałem szczerze, zapewniając ją. Dostrzegłem, jak jej wyraz twarzy ochłonął, co mnie ucieszyło. — Ale to nie czas, żebym chwalił ci się, co brałem, Alanna. Sam nie jestem z tego zadowolony i nie ma co tu opowiadać. 

— A Adam brał te wszystkie rzeczy? — zapytała, przyglądając się mi z niepewnością. 

Uśmiechnąłem się, ponownie zaczesując jej śliczne włosy. 

— Adam brał ze mną wszystko — odpowiedziałem szczerze.

Umilkła, a ja nie dziwiłem się jej reakcji. Też nie chciałbym usłyszeć i wiedzieć, że moja młodsza siostra coś brała, wciągała, czy robiła gorsze rzeczy. To nie są rzeczy, którymi można było się chwalić i rozpowiadać wszystkim dookoła. Zwłaszcza bliskim, którzy znaczyli dla nas tak ogromnie wiele. Nawet Amandzie nie mówiliśmy z Adamem to, co czasami działo się w naszym męskim gronie. Nie chodziło tu o to, że robiliśmy z tego wielką tajemnicę a fakt, że robiliśmy takie głupoty, o których wstydziliśmy się później myśleć. Zamartwiać i denerwować tym przyjaciół było zbędne, dlatego nigdy nie opowiadaliśmy o takich sprawach. Westchnąłem, dostrzegając, jak dotknęło to Alanne. 

— Dlatego ciężko jest mi mówić otwarcie o tym, jak czuję się z tym okropnie źle — rzuciłem, bezmyślnie mówiąc coś, czego nigdy w życiu nie powinienem mówić komukolwiek. 

— Co? — zapytała zdezorientowana, spoglądając na mnie. 

— Nie, nic — odpowiedziałem szybko, spanikowany odchrząkając. Poprawiłem się na ławce, gwiżdżąc do Maxa. — Powinienem cię ładnie odprowadzić pod sam dom, a zamiast tego mam ochotę nauczyć cię całować z językiem — spojrzałem w jej oczy, na krótką chwilę oglądając się za czerwonymi ustami. Nabrała głębokiego oddechu, onieśmielona milcząc. Zlustrowała moją twarz, uśmiechając się pociągająco. 

— Masz ochotę mnie pocałować? — powtórzyła, delikatnie obniżając barwę głosu do tego swojego seksownego tonu. Uwielbiałem, jak rozmawiała do mnie w ten sposób – była cudowna i bardzo apetyczna, podniecająca i kusząca. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. 

— Czy to bardzo źle, że wręcz kurewsko? — zapytałem, przybliżając się do niej. Uniosła kąciki ust, kiedy ująłem jej ciepły policzek, wargami muskając skórę przy skroni. Cały się nagrzałem i podnieciłem, czując rosnący tego poziom do jeszcze gorszego stanu. Ona była strasznie seksowna i pociągająca, a ja nie umiałem się już powstrzymywać. — Przestań to robić — poprosiłem cicho, łagodnie zaciskając dłoń na jej szyi. Mruknęła, rozchylając delikatnie usta. — Przestań.

— Nie rozumiem tylko co? — zapytała z pomrukiem, drażniąc ustami moje wargi. Nabrała dużego wdechu, kiedy schyliłem głowę i pocałowałem malinkę, którą jej zrobiłem. — Przestań to robić — wyszeptała jednym tchem, podniecona wiercąc się na ławce. 

— Nie rozumiem tylko co? — powtórzyłem łobuzersko, nachylając się nad nią. Buzowało i gotowało się we mnie wszystko i coraz bardziej nie potrafiłem zapanować nad popędem w stronę zakazanego, co powinno być dla mnie nieuchwytne. — Nauczę cię wszystkiego, Alanna — wyszeptałem. 

— Rolę się chyba zamieniły, daddy — powiedziała żartobliwie, parskając cicho pod nosem. Uśmiechnąłem się, co odwzajemniła. — Ale wiesz, z popielniczką się nie całuję — oznajmiła stanowczo, odpychając mnie na oparcie ławki. Zdezorientowany nabrałem głębokiego oddechu, nie wiedząc, co zrobić. Kurwa, ale ona była gorącą laską. 

— Czuję się przez ciebie jak w klatce — uśmiechnąłem się, ledwo panując nad ciśnieniem. Znowu nabrałem głęboki oddech, przelotnie oglądając się za kroczem. Dobra, nie było jeszcze tak źle jak przeczuwałem, ale lepiej dla niej, jak tu nie spojrzy. — Masz gumę? — zapytałem.

— Nawet po gumie cię nie pocałuję — zaśmiała się słodko, spoglądając na mnie. Oblizała dolną wargę, opierając głowę o rękę. — To teraz ty mi powiedz, o co ci z tym wszystkim chodziło: co to za akcje z Amandą, z tą całą Britney i tym, że chciałeś przystopować... z nami — zapytała, uważnie mnie oglądając. 

Umilkłem, przez moment nie wiedząc, co jej odpowiedzieć. Zdecydowanie przydałby się teraz kolejny papieros.

— No... — zacząłem niepewnie, rozciągając zmęczone ciało na ławce. Westchnąłem, poprawiając czarną czapkę. — To skomplikowane, Al. Dokładnie nie umiem tego opisać, bo to też dziwne dla mnie, ale to z Amandą, to zwykły, nie wiem, sprawdzian? Tak to ujmę — skrzywiłem się z własnych opisów, nawet nie wiedząc, jak mogłem jej to lepiej powiedzieć. — Ty po prostu... tak sprawiasz mi coś miłego na duszy, wiesz? — odwróciłem wzrok na nią. — Nie umiem tego inaczej wytłumaczyć, bo jestem totalnym debilem... — zaśmiała się, na co również uniosłem kąciki ust. — Ale chciałem sprawdzić, czy dotykanie, przytulanie się albo sama bliskość z Amandą będzie tak samo przyjemna i miła jak z tobą, wiesz? Odpowiedź brzmi: nie — skwitowałem, a ona uważnie mnie słuchała, lustrując moją twarz. — Chyba tylko ty potrafisz robić te wszystkie dziwne rzeczy w moim ciele — uśmiechnąłem się, na co parsknęła śmiechem, zaczesując włosy. — Przepraszam, jeśli cię tym zraniłem, ale nie o to mi chodziło i nie chciałem cię skrzywdzić. Poza tym nie myśl sobie, że Andy byłaby laską, która interesowała mnie bardziej niż ty, Al — spojrzałem na nią, nie ukrywając drwiącego uśmiechu i szyderstwa z tej sytuacji. Nie mogłem sobie wyobrazić tego, że Amanda podobała mi się w jakiś sposób. Amanda nie mogła podobać mi się ze względu na Adama i lat, które zbudowały naszą więź porównywalną do mojej z Jade. — Tak, jak w moim życiu nie było w ogóle lasek, to czemu nagle, kurwa, miałbym uganiać się za kimś innym jak nie za tobą? Głupia jesteś, jeśli myślisz, że kogoś innego polubię bardziej niż ciebie — spojrzałem szczerze w jej oczy. 

Alanna umilkła, nie ukrywając szoku. Rozchyliła delikatnie usta i nabrawszy dużego wdechu, zatrzepotała rzęsami, wpatrując się we mnie, jakby widziała ducha. Między nami zapadła cisza, a ja dopiero po chwili zorientowałem się, jak musiało to wszystko brzmieć: czy byłem już mocno zjarany, że to powiedziałem? Zarumieniłem się, skrępowany ukrywając twarz w czapce. Ja pierdolę, ale wtopa. Patrzyła na mnie tak samo jak dziadek Alan, Matthew i wujek Jesse, kiedy opisałem im moje odczucia w stosunku do niej. Czy teraz naprawdę powiedziałem coś złego, że zareagowała podobnie? Nie wydawało mi się – mówiłem wszystko szczerze, prawdziwie i dobrze, przecież chciałem jej to powiedzieć, więc o co chodziło? 

— Powiedziałem coś złego, Al? — zapytałem niepewnie, nie rozumiejąc jej reakcji. Poprawiłem czapkę, nawet nie patrząc na nią ze względu na pierdolony rumieniec, który tworzył ze mnie kompletnego kretyna. — Nie patrz tak na mnie — poprosiłem speszony, unosząc z zawstydzenia kąciki ust. — Kurwa, no.

— Przepraszam, nie — otrząsnęła się, zaczesując włosy. — Jesteś słodki, Sebastian — uśmiechnęła się mile, oglądając mnie. — To bardzo miłe, że tak myślisz, ale w takim razie kim jest ta cała Britney, hmm? — mruknęła podstępnie, drażniąc mnie z tą wariatką. Zajęczałem, nie chcąc niczego o niej słuchać.

— Kurwa, stara, słuchaj, ona jest jakaś pierdolnięta, mówię ci — wyrzuciłem z siebie, gestykulując rękami. — Ona non stop do mnie wypisuje, czaisz to? — wyjąłem komórkę, pokazując jej wiadomości od tej dziewczyny. — Non, kurwa, stop! I kim jest, to sam nie wiem! Na korytarzu dziabnąłem jakąś pierwszą lepszą na imprezę Halloweenową w szkole, bo ty poszłaś z tym włoskim fiutem, szmato — spojrzałem na nią rozbawiony, na co głośno się zaśmiała. — Teraz mi spokoju nie daje. 

— Więc jesteś o mnie zazdrosny, taaak? — mruknęła kusicielsko, przybliżając się. Zadrżałem, kiedy jej gorące usta musnęły mój policzek, ale jeszcze gorzej spiąłem ciało, kiedy te słowa padły prosto od niej. — Czyżby Sebastian był o mnie zazdrosny? — powtórzyła znowu tym swoim tonem, ponownie pobudzając w moim ciele wszystko, co zdecydowanie powinno być uśpione. 

— To to widać? — spytałem niewinnie, spoglądając w jej stronę. Gwałtownie poczułem uścisk w żołądku i jeszcze niżej, dostrzegając jej błyszczące, baśniowe oczy, które patrzyły tak kurewsko seksownie prosto na mnie. — Nie patrz tak, proszę — ledwo wykrztusiłem, przełykając ciężko ślinę. 

— Powiedz jej, że jestem twoją dziewczyną i po problemie — uśmiechnęła się cwanie, cofając się do poprzedniej pozycji. Wypuściłem z ust powietrze, przelotnie oglądając się za nią; miała ogromne szczęście, że była mnie tak blisko przez kilka sekund, bo o sekundę dłużej leżałaby tu na ławce pode mną. 

— To mogę jej powiedzieć, że jesteś moją dziewczyną? — powtórzyłem dla pewności, uśmiechając się. Chyba jeszcze dzisiejszego dnia żadna inna wiadomość tak bardzo nie sprawiła, że poczułem się szczęśliwy i wbity prosto w niebo, że mogłem komukolwiek wreszcie powiedzieć, że Alanna była moją dziewczyną. — Naprawdę mogę? — zapytałem, zadowolony spoglądając w jej oczy. 

— Pod warunkiem, że ja mogę powiedzieć o tobie to samo — wskazała na mnie palcem, cwaniacko wyrównując kontakt wzrokowy. Parsknąłem śmiechem, czochrając czubek jej głowy; zajęczała, poprawiając swoje roztrzepane włosy. 

— Przecież mogłaś tak mówić od początku, kiedy się poznaliśmy — uniosłem kąciki ust, wstając z ławki. Obróciłem się za Maxem, dostrzegając go niedaleko. — Max, chodź tu! — zawołałem i głośno zagwizdałem, wkładając palce do ust. 

— O kurde, umiesz tak gwizdać?! — zachwyciła się, obserwując mnie z szerokim uśmiechem. — Ja pierdzielę, zawsze chciałam się nauczyć, ale zawsze się opluwam — powiedziała ze słodkim grymasem, na co prychnąłem, znowu czochrając jej głowę. 

— Nauczę cię, jak ty nauczysz mnie otwierać piwo zębami, kotku — odparłem, poprawiając czapkę. — Ale teraz muszę cię ładnie odprowadzić pod sam dom, chodź — wystawiłem w jej stronę rękę, na którą zaskoczona spojrzała.

— Co robisz? — zapytała. 

— Jesteśmy chyba razem, prawda? — odparłem z oczywistością. — Pary chyba trzymają się za ręce, prawda? — zapytałem dla pewności, nie wiedząc, czy dobrze postąpiłem. Alanna uśmiechnęła się, splatając swoją ciepłą rękę z moją. — Tak o wiele lepiej — również się uśmiechnąłem, przelotnie spoglądając na nasze dłonie.

— Sebastian, czekaj — zatrzymała mnie. — Miałeś mi jeszcze powiedzieć, dlaczego chciałeś przystopować z nami — spojrzała w moje oczy, trochę poważniejąc. Umilkłem, wyrównując z nią kontakt wzrokowy. Wiedziałem, że ta rozmowa będzie dla mnie najcięższa, ale jeszcze gorsze było stać w ciszy, która przez dłuższy moment między nami zapadła. — I dlaczego czytałeś moje wiersze? — zapytała. 

Tym pytaniem dobiła mnie jeszcze bardziej. Nabrałem głębokiego oddechu, zakłopotany nie wiedząc, co jej odpowiedzieć. Co ja miałem jej powiedzieć? Ja tego nie wiedziałem i wolałem, żeby ten temat został przemilczany jak większość niewypowiedzianych słów w jej stronę. W ciągu sekundy zrodziło się w moim ciele poczucie jakiejś obawy, że przez to wszystko znielubi mnie jeszcze bardziej, a tego bałem się ponad wszystko, co mogło wydarzyć się związane z nią. Bycie w jej oczach najgorszym było najgorsze, a z każdą chwilą miałem wrażenie, że właśnie tak będzie. Że po tym, co ostatnimi czasy jej zrobiłem i co robiłem, zacznie postrzegać mnie jak zwykłego frajera i kolegę swojego kuzyna, a tego nie chciałem. Robiłem tak debilne rzeczy, że później ich nie umiałem wytłumaczyć i miałem przez to same problemy, których nie potrafiłem nawet rozwiązać. Westchnąłem przygnębiony, poprawiając czapkę; zauważa to, jak skołowany przed nią stoję i się nie odzywam. Nie potrafiłem się odezwać, a zamiast tego znowu miałem ochotę ją tylko przytulić i po prostu być, zapomnieć o wszystkim i dalej śnić tak, jak razem śniliśmy w najpiękniejszym miejscu na ziemi. Byłem totalnie zdołowany, stojąc przed nią jak ten kołek, który nie umiał nic z siebie wykrztusić.

— Sebastian, hej? — zapytała przejęta, przyglądając się mi. — Coś się stało? — dotknęła mojego ramienia, z troską lustrując całą twarz. 

— Tak, coś się stało — ledwo wydusiłem z siebie, nawet nie patrząc w jej oczy. — Stało się, Alanna, stało i nawet nie umiem tego, kurwa, wytłumaczyć. 

— Nie będę zła na nic, chyba że będziesz chciał mnie zostawić — powiedziała. Od razu po tym, co od niej usłyszałem, uniosłem wzrok, wpatrując się w jej baśniowe, śliczne oczy. Uśmiechnęła się mile, co było najpiękniejszym widokiem pod słońcem i na ziemi. Żaden inny uśmiech niż jej nie wywoływał w moim ciele tyle przyjemnych doznań, łaskotliwych mrowień i rozpływającego się ciepła po każdych kątach. Patrzyłem w jej oczy i uśmiech tak długo, jak tylko było to możliwe, a ona nawet nie zamierzała od mojego natrętnego spojrzenia uciec. 

W jej uśmiechu nie było tego, co było w uśmiechu innych dziewczyn na całym świecie. Jej uśmiech powodował, że to właśnie dla niego miałem ochotę wstać z łóżka i wyjść z domu, i przebywać przy niej i być tak blisko jak nikt inny nie był. Brzmi to tak bardzo frajersko i dziwnie, ale tak było, że to on powodował mięknięcie moich nóg i rozpad całego gruntu pod stopami, szybszy oddech, bicie serca i ten rumieniec na policzkach, zwariowany tok myślenia i gadanie totalnych głupstw. Oszalałem na jego punkcie, bo tak jak nigdy każda komórka w moim ciele szalała na widok szczęścia i radości Alanny oraz jak nigdy mógłbym patrzeć na niego już na wieczność. Ona była dziewczyną, dla której ludzie powinny bić się albo zabijać, żeby patrzeć w coś tak anielskiego. Zwłaszcza te jej kolorowe oczy potęgowały wszystko, co na świecie było najbogatsze, najpiękniejsze i najbardziej upragnione dla człowieka. Do niej każdy chłopak mógłby ustawiać się w kolejce, żeby oglądać coś tak cudownego i niezwykłego na ziemi, a byłem jedynym, który stał przed nią zahipnotyzowany i patrzył prosto w złoto i diamenty. 

— Sebastian? Alanna? — nagle z transu wyrwał mnie jego głos. Zapaść była tu największym chaosem, jaka zrujnowała cały mój świat do góry nogami w ciągu ułamku sekundy. Odwróciłem się, spoglądając prosto na Adama w towarzystwie Amandy. 

Stali na przeciwko nas, w zaskoczeniu lustrując naszą dwójkę i to, jak trzymaliśmy się za ręce. Miałem ochotę zapaść się pod ziemie i już nigdy z niej nie wyjść, a najlepiej tam w dodatku zdechnąć. Od razu puściłem rękę Alanny i odsunąłem się kawałek, przelotnie spoglądając na zakłopotaną Clooney. Ja pierdolę, zaraz do reszty zwariuję – przestałem myśleć, w głowie mając totalną pustkę, wówczas tak wielki chaos, spustoszenie i kataklizm przez ich obecność. Pojawili się w momencie, w którym zdecydowanie nie powinni zastać mnie i Alanny razem, a zwłaszcza trzymających się za rękę. Zaraz naprawdę wybuchnę. Na zewnątrz było zimno, a ja zgrzałem się do takiego stopnia, że chciałem zrzucić wszystkie ubrania, w których byłem spocony jak świnia. Przez stres, który wywołał w moim brzuchu okropny rollercoaster, miałem ochotę zwymiotować i prawie wykrztusić własne płuca. Zachwiałem się, czując, jak na twarzy stawałem się coraz bladszy. Ledwo przełknąłem ślinę i zapiąłem Maxa, który zatrzymał się tuż przy mojej nodze. 

— Co wy tu robicie? — zapytał zdezorientowany Adam. W milczeniu spojrzałem w jego niebieskie oczy, które wyrównały ze mną kontakt wzrokowy; miałem wrażenie, że te jego niebieskie ślepia przeszyły mnie prawdziwym lodem i złością, ale chciałem wierzyć, że było to tylko moje wyobrażenie.

— A wy co tu robicie? — zagrałem również zaskoczonego ich obecnością we dwójkę. I kiedy tak ciągle myślałem o tym, co będzie ze mną i Alanną i tym, że nas zobaczyli, dopiero po chwili doszło do mnie to, że oni byli... razem we dwójkę. Byłem totalnie zmieszany, zdezorientowany i zakłopotany, nie wiedząc, co robić i o czym myśleć. Obejrzałem się przelotnie za Amandą, która nie umiała ukrywać paniki i poddenerwowania. 

— Wyszliśmy na fajkę — odpowiedział bez najmniejszego problemu, w ręce trzymając papierosa. Zmierzył nas z podejrzliwością, co również z nimi zrobiłem. — A wy? — zapytał po jakimś czasie, zaciągając się powoli. 

— Wyszliśmy z psem — odpowiedziałem podobnie, w ręce trzymając Maxa na smyczy. Wokół zapadła cisza, która pierwszy raz z moimi przyjaciółmi była tak bardzo krępująca i stresująca jak nigdy. — Daj szluga — rzuciłem do Adama, wystawiając rękę. Prychnął kpiarsko, częstując mnie camelem. Odpaliłem prędko fajkę, z całych sił powstrzymując drżenie dłoni. — No to...

— No to ja już pójdę w sumie, śpiąca trochę jestem — westchnęła Alanna, rozciągając zmęczone ciało. Spojrzałem w jej stronę, przelotnie wyłapując z nią kontakt wzrokowy. 

— Odprowadzę cię — powiedziałem od razu, nie przejmując się Adamem i Amandą. W tej sytuacji nie wiedziałem czemu miałbym, skoro chciałem ją tylko odprowadzić. 

— Nie, ja to zrobię — wtrąciła szybko Andy, wchodząc między nami. Bez dalszego słowa złapała Alanne za rękę i pociągnęła za sobą, oddalając się. Obejrzałem się z Lutcherem za dziewczynami, przez chwilę w ciszy obserwując, jak z każdą sekundą znikały nam coraz dalej z pola widzenia. Ostatni raz zlustrowałem jego kuzynkę i jej śliczne włosy, zaciągając się mocno papierosem. 

— Co tu z nią robiłeś? — odezwał się w końcu, nie ukrywając w głosie zdenerwowania. Zmarszczyłem brwi, spoglądając na niego. — Nie lubię, jak coś z nią robisz za moimi plecami, rozumiesz? — powiedział poważnie. 

— Stary, wyluzuj, wyszliśmy tylko z psem — uspokoiłem go, zasiadając na ławce. — Coś tam pogadaliśmy i tyle — wzruszyłem ramionami, głaszcząc po głowie Maxa. 

— O czym? — zapytał zaciekawiony, na co parsknąłem śmiechem. 

— O kutasach — rzuciłem kąśliwie, denerwując go jeszcze bardziej. Podirytowany wywrócił oczyma, zaciągając się fajką. — O wczorajszej sytuacji — odpowiedziałem, poważniejąc. 

Spojrzał na mnie, po chwili w milczeniu zasiadając obok. 

— Jeszcze raz cię za nią przepraszam, Sebastian — zaczął szczerze, co bardzo w nim doceniałem. Adam nigdy takich spraw nie zostawiał na bok nawet wtedy, kiedy te sprawy nie dotyczyły jego a mnie. Doskonale wiedział, że słowa, jakie wykrzyczała mi w twarz jego kuzynka, były najgorszymi słowa, jakich w życiu nie chciałem usłyszeć od nikogo. — Nie wiem, czy ci mówiła, ale nie ma dobrych wspomnień z pigułami.

— Wiem, Adam, ja już wszystko wiem — odparłem, kiwając głową. Zaciągnąłem się mocno papierosem, przez przypadek spalając go do końca. Wypuściłem dym i splunąłem na ziemie, wyrzucając fajkę. — Wszystko mi wytłumaczyła i przeprosiła, jest dobrze — spojrzałem na niego z uśmiechem. 

— To dobrze — również się uśmiechnął, zaciągając ostatni raz szlugiem. Dostrzegłem, jak go coś trapiło, ale pomyślałem sobie, że to mogło mi się tylko wydawać. — A jak się czujesz? — zapytał podejrzliwie, obserwując mnie. Dobra, tym rzeczywiście zaczął budzić we mnie wątpliwości.

— Chujowo — rzuciłem bez emocji, spluwając ponownie na ziemie. — Facetka chce mnie ujebać z matmy, czaisz? — zmarszczyłem brwi, sfrustrowany prychając pod nosem. — Szczerze nienawidzę tej szmaty. 

— Ja ledwo na dwa wyciągnąłem — odparł również załamany, splatając dłonie i układając łokcie na kolanach. — Ale jebać szkołę, bo jeszcze pół roku i wyobraź sobie tylko to studio, mikser i te brzmienia — rozmarzył się, czego wizję doskonale sobie wyobrażałem. — Kończ ten folder, bo inaczej nici z wytwórni. Stary, to ważniejsze niż ta twoja pieprzona matematyka, pamiętaj — zaśmiał się, pocieszając mnie beznadziejnie. 

— W ogóle nie mam czasu, Adam — odpowiedziałem, wzdychając głęboko. — Szkoła, deska, imprezy, A-— urwałem szybko, chcąc wykrztusić coś, czego przy nim nie powinienem. Ja pierdolę, ale zawał. — Przychodzę do domu i tylko śpię, więc przejebane na montowanie czegokolwiek — dodałem trochę zestresowany, przelotnie się za nim oglądając. 

— No, też racja z tym czasem to przejebane — powiedział smętnie, pocierając ręce. Spojrzałem na niego, dostrzegając, jak zdecydowanie nie był sobą. — W końcu ostatnia klasa, Ian. 

— Co jest, mordo? Wcześniej się tym nie przejmowałeś — zauważyłem, szturchając go ramieniem. — Co, na oku w szkole nie będziesz miał swojej wielkiej miłości, he? — prychnąłem drwiąco, nabijając się z niego. — Jak szybko nie podziałasz, to ktoś ci ją zwinie sprzed nosa, zobaczysz.

— Nie, nie chodzi w ogóle o to, Sebastian — pokręcił głową, ciągle się czymś przejmując. — Słuchaj, jest akcja — wykrztusił z siebie i spoważniał, spoglądając na mnie. 

— Co jest? — zapytałem zaciekawiony, od razu zachowując powagę. Jeśli coś było na rzeczy związane z Adamem i jego sprawami, to zawsze byłem gotowy na wszystko. 

— Wiem, że nie powinniśmy... — zaczął niepewnie, wbijając spojrzenie na buty. Coraz bardziej mnie stresował, mówiąc w taki sposób. — W ogóle powinniśmy z tym skończyć raz na dobre, kiedy skończyliśmy już wtedy, ale... 

— No co, no? Mów, Adam i nie owijaj w bawełnę, bo denerwuję się przez ciebie — szturchnąłem go delikatnie, z nerwów oblizując dolną wargę. Poprawiłem czapkę, wysłuchując go uważnie: 

— Dostałem cynka, że potrzebują kogoś na mieście — rzucił, zachowując powagę. Odwrócił głowę i wyrównał ze mną kontakt wzrokowy, przez chwilę milcząc, by dać mi przeanalizować jego słowa w spokoju. — Chcą nas z powrotem, Ian. 

Wypuściłem ciężko powietrze, przymykając oczy. To były słowa, które zdecydowanie nie powinny już nigdy paść z jego ust, a sama propozycja wejścia w to ponownie powinna być dla nas już niedostępna. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Z jednej strony odpowiedź nasuwała się sama i obawy co do tego były zbyt duże, żebym podejmował tak szybko decyzję. Zwłaszcza tak trudną, bo w końcu przez to były powody, z których zrezygnowaliśmy z takiego życia. Byłem zszokowany, że to Adam pierwszy wyskoczył z taką inicjatywą, gdzie to właśnie ja wciągnąłem go w największe gówno, w jakie mógł wdepnąć w całym swoim życiu. Nabrałem głębokiego oddechu i ściągnąłem czapkę, pocierając ręką krótkie włosy; nie wiedziałem, co robić. Nie chciałem takiego życia, Lutch zresztą też, ale z drugiej strony gdzieś w środku i na zewnątrz to ciągle za nami chodziło i w tym ciągle siedzieliśmy. To nie było łatwe skończyć z tym wszystkim i żyć normalnie jak normalny chłopak, a przynajmniej ja tak nie potrafiłem. Żeby nagle zapomnieć o tym, o przeszłości i samej nazwy Silver na ustach każdego dookoła. Ale wiedziałem, że musieliśmy z tym skończyć raz na zawsze.

— Tylko na jakiś czas — dodał niepewnie, choć jego głos wydawał się przekonujący.

Zlękniony spojrzałem na Adama, który z obawą wyrównał ze mną kontakt wzrokowy. Widziałem po nim, że się tym przejmował i tak jak ja nie chciał w to wchodzić ponownie, ale nie mieliśmy wyboru, skoro na mieście mnie potrzebowali. Założyłem na głowę czapkę, ciągle patrząc w jego oczy; stresował się, co bardzo dobrze rozumiałem. 

— Dobra, ale tylko na jakiś czas

— A co z chłopakami? Mówimy im? — zapytał zestresowany, przełykając ciężko ślinę. Wziął głęboki oddech, przejeżdżając ręką po swojej bujnej, kędzierzawej czuprynie, nie odrywając ode mnie pełnego wątpliwości spojrzenia.

— Nie muszą wiedzieć — odpowiedziałem od razu — Lepiej, jak nie będą wiedzieli — dodałem jasno. 

— Dobra — poddenerwowany oblizał usta, przybijając ze mną piątkę. Chwycił mocno moją rękę, długo jej nie puszczając. — Tylko na jakiś czas, dobra? — powtórzył dla pewności. 

— Dobra — odpowiedziałem, również nie puszczając jego ręki. Patrzyłem na Adama, słysząc potworny szum w uszach. Oddychałem ciężko, przypominając sobie to wszystko, przez co przechodziliśmy kilka lat temu. 

— Jesteśmy w tym razem, pamiętasz? — spojrzał na mnie. — Nawet w najgorsze gówno za tobą pójdę, Ian, pamiętasz? — uśmiechnął się radośnie. 

Pomimo jego uśmiechu, który odrobinę dodawał otuchy, od razu pożałowałem decyzji, z której nie umiałem się już wycofać. Zestresowany przytuliłem mocno Adama, który odwzajemnił uścisk. Czułem, jak był równie co ja przestraszony wizją jutrzejszego dnia i następnych tygodni.

~*~ 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro