Rozdział 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alanna

Nikt nie wiedział, co się działo z Sebastianem. Nie odbierał telefonów, nie odczytywał wiadomości, nie dawał znaków życia. Siedzieliśmy zdezorientowani i zestresowani na lekcjach, między przerwami i w trakcie powrotu do domu. W tamtym momencie nawet nie wiedzieliśmy, co się z nim stało i jaka krzywda się wydarzyła. W chwili, kiedy o godzinie osiemnastej dostałam telefon od rozhisteryzowanej Amandy, myślałam, że pęknie mi serce. Poczułam, jak mój świat legł w gruzach, jak temat przyszłości stał się nagle taki niepewny, jakby nikły. Nie było tu mowy o przyszłości bez niego – nie mogłam sobie tego wyobrazić, ale jeszcze bardziej nie mogłam pojąć, jak bardzo moje myśli stały się w ułamku sekundy tak chaotyczne, tak paskudne, tak niewyraźne. Przeżyłam prawdziwe piekło, kiedy dowiedziałam się, że trafił do szpitala.

Płakałam jak opętana, a moja mama i tata nie wiedzieli, jak mi pomóc. Bezsilnie ze łzami w oczach próbowali uspokoić, ale ja wciąż płakałam, płakałam i płakałam, rozwalając rzeczy na półkach, poduszki na łóżku, ubrania w szafie, książki na regale. Rengar i Goofy w popłochu przestraszeni uciekli z pokoju, w którym prawie wszystko rozniosłam. Chciałam odreagować w jakiś sposób ten ból, który przeszył mnie tak potwornie mocno, że ledwo potrafiłam oddychać i przełykać ślinę. To był prawdziwy cios w serce, jednak najgorsze było moje myślenie, które w mgnieniu oka przemieniało się w bez przyszłości czerń; czy ja sobie poradzę? Co się ze mną stanie? Co ja będę robić? CO JA TERAZ BĘDĘ ROBIĆ? To było straszne, bo zdałam sobie sprawę, jak bardzo moje życie stało się uzależnione od Sebastiana, że nagle, jakby go zabrakło, ja nie wiedziałam... co robić. Ja po prostu nie wiedziałam, co ja mam teraz w swoim życiu robić. 

Nigdy nie chciałam doprowadzić do sytuacji, w której byłam od kogoś zależna. Chciałam być wreszcie samowystarczalna dla siebie, nie czuć uzależnienia od drugiej osoby, chciałam być panem swego losu, o ile mogłam to w taki sposób określić. Po prostu nie chciałam, żeby ktoś wpłynął na moje życie, a teraz nie mogłam sobie go wyobrazić bez Sebastiana... Nie mogłam wyobrazić sobie mojego życia bez tego chłopaka. On stał się taką ogromną jego częścią, tak bardzo wpłynął na mnie i moją przyszłość. Poznałam go tak szybko i tak szybko stał się moim uśmiechem, moją radością, moją muzyką, moim najlepszym przyjacielem i moim sercem. On pokazał mi ogromnie wiele i byłam pewna, że pokaże jeszcze więcej. To przy nim czułam się najlepiej na świecie. To przy nim czułam, że niczego więcej nie chcę. On... On stał się dla mnie tak bardzo wszystkim!

— MAMOOO! — wyjęczałam cała zapłakana, smarkając nosem i dławiąc się własnymi łzami. Byłam tak roztrzęsiona, że wrażenie, jakbym miała tu zaraz paść na zawał serca, było przerażająco realne. — Ja nie wytrzymuję tego, mamo, ja nie mogę tego wytrzymać! — popłakałam się, z całych sił ściskając w piąstki ręce tuż przy klatce piersiowej. Moja mama zmartwiona przytulała mnie, coś rzucając krótkiego do taty. 

Kiedy tylko w jej słowach usłyszałam, że tata ma dowiedzieć się, w którym szpitalu leżał Sebastian, coś mnie podniosło na duchu i momentalnie postawiło na nogi. Musiałam być twarda, musiałam dać z siebie wszystko, żeby teraz przy nim być, a nie płakać tu, w swoim pokoju. Po dwóch minutach byłam gotowa do wyjścia, a już po pięciu byliśmy w drodze do szpitala na Manhattanie. To, jak moje serce biło z szaleństwem było niczym w porównaniu do myśli, które siały bolesny armagedon. One były okrutnie bolesne, bo wyobrażały sobie najgorsze z najgorszych. Głowa mi od nich pękała i ból zaczął doskwierać w całym ciele. Te katusze przenikały przez moją duszę i pochłaniały w mrok pełen cierpienia. Zapłakałam znowu tak żałośnie, że zaczęłam powoli odczuwać złość: Coś ty znowu zrobił? — myślałam, patrząc się w bliznę po przysiędze na palcu. On był tak nieokiełznany i tak nieobliczalny, że zaczynałam być na niego wściekła, jak bardzo był bezmyślnym chłopakiem. Boże Święty, dlaczego on musiał popadać w takie kłopoty! 

Zatrzymawszy się na parkingu szpitala, wybiegłam prędko z auta prosto do recepcji, gdzie roztrzęsiona ledwo potrafiłam wydukać imię i nazwisko Sebastiana Oliversa. Po usłyszeniu, na jakim oddziale i w jakim pokoju leżał, byłam tam po kilku sekundach, przed pomieszczeniem zastając jego rodziców, siostrę oraz Amandę i Adama. Spojrzeli na mnie, a ich wzrok – miałam wrażenie – mówił wszystko. Poczułam, jak mój świat poległ; stopy ledwo potrafiły stawiać kolejny krok, oddech stawał się cięższy do wyłapania, a ciało opuszczała siła i myślałam, że zaraz upadnę, tak wiotko się czułam. Nie, proszę nie — powtarzałam w głowie, ażeby tylko wypędzić myśli, które zalewały mnie chmarą okropnie złych i negatywnych wizji. Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeżywałam tak straszny amok, przerażenie i zestresowanie – to wyżerało mnie od środka, wykręcało każdy zakamarek organizmu i wypełniało jednocześnie strachem, którego nie umiałam powstrzymać. Bałam się. Potwornie zaczęłam się bać, że staję twarzą w twarz z najboleśniejszą prawdą w życiu. Życiu, którego nie wyobrażałam sobie bez niego, a za chwilę miałam usłyszeć coś, co może mnie zabić. Nie chciałam tego słyszeć, ale jednocześnie nie chciałam, żeby to była prawda i musiałam się dowiedzieć.

— Żyje? — rzuciłam od razu, nie zwracając uwagi na nic i nikogo. Przeszłam obok Amandy i Adama, który próbował mnie zatrzymać, chwytając za ramię, ale gwałtownie się wyrwałam. Nie potrafiłam być ani spokojna, ani opanowana. Miałam wrażenie, jakbym wpadła w jakiś obłęd. — Czy on żyje? Czy Sebastian żyje? BŁAGAM, CZY ON ŻYJE?! — wykrzyczałam roztrzęsiona, czując napływające łzy. Zachlipałam, kiedy wpadłam na szybę, za nią dostrzegając Sebastiana. 

Leżał na szpitalnym łóżku, podpięty pod kroplówkę i jakieś urządzenie. W oczy rzuciła mi się jego biedna głowa, która została owinięta w bandaż. Leżał nieruchomo. On leżał nieruchomo. Czy on żył? Czy on w ogóle żył? Wrzasnęłam piskliwym, łamliwym głosem, uderzając mocno w szkło – poczułam, jak tata Sebastiana odciągnął mnie od szyby, przytulając opiekuńczo, lecz nawet to nie pomogło mi się uspokoić. Mój świat się właśnie załamał i nie miałam już po co żyć. Tak właśnie się poczułam – ja nie miałam ochoty żyć, ja nie miałam po co żyć. Tak właściwie, to nie chciałam żyć bez niego. Było to abstrakcyjne, nie do pomyślenia i niemożliwe, ale rzeczywiście przestałam czuć potrzebę życia. Zapłakałam głośno, zostając usadowiona na krześle obok. 

Płakałam, zrozpaczona histeryzując na krześle. Obok usiadła Amanda, naprzeciw pojawił się Adam, kucając nade mną, a roztrzęsiona i smutna jego siostra, Jade, stanęła blisko, obserwując mnie w milczeniu. Gdzieś do moich uszu dotarł głos rodziców, ale oprócz niewyraźnych rozmów moje myślenie opanowała tak potworna beznadziejność, że miałam ochotę zapaść się pod ziemie i już nigdy nie wstać. Chciałam osunąć się na podłogę, rozlać się po białych kafelkach i zniknąć między szczeliny. Ja naprawdę nie potrafiłam wyobrazić sobie życia bez niego. Mogłabym oddać wszystko, żeby tylko zamienić się z nim miejscem, żeby tylko on był  bezpieczny i zdrowy, żeby mój Sebastian, mój słodki... Żeby tylko był bezpieczny i zdrowy! Zapłakałam, przytulając się z całych sił do piersi Amandy, która troskliwie przyjęła mnie w swoich ramionach, szepcząc uspokajająco do ucha. 

— On żyje, uspokój się — odezwał się Adam. Miałam to gdzieś, co mógł sobie wyobrażać po mojej reakcji. Miałam to już naprawdę gdzieś, co mógł pomyśleć mój kuzyn. Ja już miałam to po prostu w dupie i jedyne, czego pragnęłam, to móc przytulić Sebastiana. Kiedy usłyszałam słowa Lutchera, minimalny spokój zawitał w mym ciele, odrobinę łagodząc negatywne myśli i wiercący w organizmie ból. Zapłakałam ostatni raz, ścierając rękawem katar. Pociągnęłam nosem, wbijając otępiały wzrok na swoje martensy. Byłam roztrzęsiona i kompletnie zdezorientowana, nie pojmując, że to naprawdę się działo. — Pobili go — dodał po jakimś czasie. 

Pobili go. Pobili Sebastiana. Pobili mojego Sebastiana! Tak jak chciałam się uspokoić, tak znowu wpadłam w płacz, opadając bez sił na uda Amandy; zacisnęłam mocno powieki i zęby, ściskając w rękach kurtkę Morgan. Nie mogłam w to uwierzyć, nie chciałam w to uwierzyć. Nie chciałam i nie umiałam sobie tego wyobrazić, jak ktoś mógł bić Sebastiana. On przecież muchy by nie skrzywdził, on przecież nikomu nigdy źle nie życzył, on przecież taki dobry był... On przecież nie zasługuje na to. On był człowiekiem, który zdecydowanie nie zasługiwał na ból i cierpienie. 

— Ethan i jego kumple dorwali go w szkole Jade. Jego młodszy brat dokuczał jej, a później pobił Jasona — powiedziała Amanda, głaszcząc kojąco moje włosy. Zabrała mokre od łez kosmyki z twarzy, zaczesując za ucho. — Co za skurwysyństwo, żeby we trzech zlać jednego... — wkurzyła się. 

— Doigra się, zobaczysz — wtrącił Adam, patrząc na nas. — Nie zostawię tak tego, doigrają się skurwysyny — wyszeptał poważny, oglądając się za Sebastiana i moimi rodzicami, by tylko tego nie usłyszeli. — Gość już nie żyje. 

— Przestań! — rzuciła Amanda, karcąc ostrzej Lutchera. — Ty też chcesz tak skończyć? Przestańcie nawzajem na siebie naskakiwać, bo nigdy nie dojdziecie do porozumienia i nigdy nie rozwiążecie konfliktu. Cały czas będziecie tak się bić, bić i bić, i widzisz co się stało z Sebastianem? 

— On stanął w obronie twojego brata, Amanda — powiedział, jakby chciał sprowadzić ją na ziemie. Amanda umilkła, nie starając się nawet wejść w słowo. — Wątpię, że podoba mu się ta cała walka z Ethanem od kilku lat, ale gościu cały czas prowokuje i jeszcze wtrąca w to młodsze rodzeństwo, to widać, że ma z tego niezły ubaw. 

— Nie chcę, żeby Sebastian się już bił — odezwała się Jade. Wszyscy na nią spojrzeliśmy, kiedy przybita i smutna stała obok, pociągając noskiem od kataru. Przetarłam łzy, dobijając się widokiem jego młodszej siostry. Było mi jej tak strasznie szkoda, że na samo wyobrażenie sobie tego, przez co aktualnie musiała przechodzić, czułam ogromny ból w sercu i całym ciele. — Ja już nie chcę, żeby on się z kimkolwiek bił! — tupnęła nogą, wpadając w ciche chlipanie. Popłakała się, podbiegając do swojej mamy, do której mocno się wtuliła.

Ten widok naprawdę mnie rozwalił. Myślałam, że moje serce zapadnie się pod ziemie, a zaraz za nim moje ciało. Pociągnęłam nosem, kaszląc z tego nadmiaru łez i kataru. Ethan ze swoimi kumplami pobił Sebastiana, który stanął w obronie Jade i Jasona. Momentalnie poczułam, jak złość wypełniała od środka każdą część organizmu; ochota, żeby w coś uderzyć, rozwalić albo zniszczyć była wielka, ale jeszcze większa była ochota zemsty. Amanda miała racje, że takim sposobem do niczego nie dojdziemy, ale te emocje były nie do opanowania. Miałam ochotę razem z kuzynem iść i sprać im dupy, mimo że byłam kiepskim przeciwnikiem kolesi z drużyny futbolu. Nie umiałam racjonalnie myśleć, a co dopiero postępować w takiej sytuacji. 

Wstałam z krzesła razem z przyjaciółką i Adamem, kiedy obok rodziny pojawił się lekarz. Mój oddech stał się cięższy i nerwowy, a ciało zaczęło własnym tempem dryfować po grawitacji. Ledwo dawałam radę chodzić, ale musiałam być silna. Musiałam być silna dla Sebastiana. Podeszłam do szyby, za nią obserwując leżącego na szpitalnym łóżku najlepszego przyjaciela. Zrobię wszystko, żebyś nie cierpiał. Zrobię wszystko, żebyś był zdrowy i szczęśliwy. Do oczu znowu napłynęły mi łzy. 

— Pański syn jest w stanie stabilnym, chociaż obrażenia głowy mnie martwią. Jutro powinien wybudzić się ze śpiączki, ale najprawdopodobniej pojawi się amnezja. 

Wydawało się to śmieszne, ale on w przeciągu ostatnich kilku tygodni stał się moim najlepszym przyjacielem. Kiedy go poznałam, to jego oczy wydawały się być takie zagubione. Tylko jego oczy spośród miliona innych ludzi na świecie wydawały się, że zrozumieją mnie najlepiej pod słońcem. I się nie myliłam, bo Sebastian rozumiał mnie, a ja rozumiałam jego. 

— Jak to amnezja?! — wykrzyczał Adam w panice — Jak to?! To znaczy, że nie będzie niczego pamiętał?! — nie dowierzał. Stał w szoku, ledwo utrzymując się na nogach.

Przez to, jak stał się dla mnie tak bliską mi osobą, zapragnęłam być na jego miejscu. Poczucie, żeby sprawić mu jak najlepiej, żeby był wiecznie tym radosnym, szczęśliwym i uśmiechniętym szczeniaczkiem, było ogromnie wielkie. Miałam wrażenie, jakby to ciążyło w mojej odpowiedzialności i szczerze, to chciałam być za to odpowiedzialna. Może było to egoistyczne, ale chciałam, żebym tylko ja to zrobiła. Żebym tylko ja mogła mu pomóc, mogła go uszczęśliwić i żeby Sebastian... to docenił. Nie wiedziałam, czy spojrzałby na to inaczej, niż jak tylko na moją lojalność i dobroć w jego stronę. Chciałam, żeby spojrzał na to tak bardzo inaczej. Żeby docenił, że z mojej strony to już przestało być zwykłą lojalnością i dobrocią. To już dawno przestało być zwykłym przyjacielskim gestem i uprzejmością. To już dawno przestało być tym, w co dotychczas się bawiliśmy. Zdawszy sobie sprawę, do czego moje myśli dążyły i jak moje serce wybuchło pożarem czułości, spojrzałam na bliznę po przysiędze na małym palcu, ze łzami w oczach rumieniąc się. 

— Ale na jak długo, dlaczego?! — krzyczał Adam, nie chcąc w to uwierzyć. Amanda go uspokajała, ale nawet i ona nie potrafiła go opanować. — Sebastian nie będzie czego pamiętał?! Chwili sprzed upadku, czy kilku tygodni?! Czy on nas nie będzie pamiętał, czy on mnie nie będzie pamiętał?! Dlaczego, dlaczego?! — zezłoszczony wpadł w szał, aczkolwiek rozpacz biła od niego na kilometr.

Odwróciłam się do Adama, jednak ze łzami w oczach obejrzał się za wszystkimi i wyszarpał z uścisku Andy, uciekając od nas w amoku. Przyjaciółka rzuciła do mnie krótkie ''Przepraszam'', po czym wybiegła za nim. Doskonale rozumiałam mojego kuzyna. Doskonale rozumiałam jego histerię. Sebastian był jego najlepszym przyjacielem i kiedy, najprawdopodobniej, obudziłby się z amnezją, mógłby go nie pamiętać. Odwróciłam się do szyby, spojrzenie zawieszając na Ianie. Gdy się obudzi, on...

— Będzie miał amnezje? — rzuciła łamliwym głosem Jade, nie dowierzając temu. — Mamo, ale że Sebastian nie będzie niczego pamiętał? — popłakała się. 

Zrobiło mi się gorąco, po czym słabo, po czym znowu gorąco i słabo. Zemdlałam na samą myśl o tym, że Sebastian mógłby 

m  n  i  e 

n   i   e 

p  a  m  i  ę  t  a  ć  

~*~

Wiedziałam, że jutro może okazać się jeszcze gorszy dzień niż dzisiaj, ale właśnie na ten jutrzejszy gorszy dzień starałam się psychicznie przygotować. Może to było głupie i dziecinne, ale wróciwszy do domu, postanowiłam opisać cały przebieg naszej przypadkowej znajomości. Ze łzami w oczach opisywałam na kartkach papieru nasze pierwsze spotkanie, pierwszą nie-randkę, pierwsze wspólne ucieczki ze szkoły, pierwszy dotyk i pocałunek. Ze łzami w oczach, leżąc na łóżku, beznadziejnie rysowałam obrazki przedstawiające naszą dwójkę i nawet potrafiłam się zaśmiać, kiedy to wychodziło tak strasznie brzydko. 

Cały wieczór spędziłam na tym, by naszą szaloną i nietypową więź przedstawić na papierze, namalować kredkami nasze miejsca oraz intymną relację przelać we wierszach. Momentami zastanawiałam się, czy dobrze i moralnie postępuję, no bo przecież te wszystkie opisy wydawały się być przepełnione ogromnym uczuciem i miłością, a nawet nie byliśmy w związku. Zastanawiałam się, czy po tym nie pomyślałby czegoś dziwnego o mnie, ale zaraz po tych dziwnych myślach przypomniałam sobie, że w rzeczywistości nasza relacja właśnie taka była. Słodka, pełna ciepła i szaleństwa nieokreślonych dotąd uczuć. Dobroć, jaką obdarowywał mnie ten chłopak była uzależniająca i przyprawiająca o skręt każdych komórek w ciele. Nie ukrywaliśmy, że ja uwielbiałam jego, a on uwielbiał mnie. Lecz ja ukrywałam, że skrycie pragnęłam, byśmy w końcu przestali bawić się w to, co dotychczas się bawiliśmy. 

Po tak koszmarnym dniu bez sił opadłam na łóżko. Naga, obdzierając się z resztek intymności i kobiecości patrzyłam w sufit, wsłuchując się w ciężką burze za oknem oraz własne krzyczące myśli w głowie; czasami zagłuszały gwałtowność i wściekłość deszczu na zewnątrz. Moje serce przyspieszyło i zawrzało, kiedy zdałam sobie sprawę, że ja już tak nie chcę. Chyba przestałam lubić zabawę, w jaką od początku się bawiliśmy i nikt nie zamierzał przystopować. Przestałam to lubić, kiedy to wszystko wyrwało się spod kontroli i na Sebastiana zaczęłam patrzeć jak na człowieka, z którym chciałabym spędzić następny i następny, i następny dzień już do końca życia.

Byłam na siebie zła, że po tym, jak moje życie miłosne przeszło tak ogromne rozczarowanie, ja dopuściłam do siebie kolejnego chłopaka, ale jeszcze gorzej przeżywałam to, że nie umiałam przyznać się do uczuć, jakimi darzyłam najlepszego przyjaciela mojego kuzyna. Nie miałam odwagi powiedzieć Sebastianowi, że ja już dawno przestałam się w to bawić. Już dawno przestałam czerpać przyjemność z naszej nieokreślonej relacji – czułam się jak zamknięte zwierzę w klatce, nie mogąc robić tego, czego w rzeczywistości pragnęłam robić w jego kierunku. Pragnęłam tak bardzo wiele, chociażby nawet całować go po rękach, szyi, czole i ustach, i całym ciele, i duszy, i głowie. Przytulać go bez opamiętania przy wszystkich wszędzie i o każdej porze. Móc szeptać słodkie słowa i wysyłać pocztą wiersze. I tak bardzo trzymać się za ręce. Pragnęłam tak bardzo wiele i nie miałam odwagi mu powiedzieć, że 

zakochałam się

Popłakałam się, wpadając twarzą w poduszkę. Ja się w nim zakochałam. Ja się tak strasznie w nim zakochałam i nie umiałam się powstrzymać, by temu zaprzestać. On zapanował nad moim umysłem i ciałem, i całym światem. Dzień w dzień, kiedy wstawałam z łóżka, moją pierwszą myślą było jego imię i to, jak się czuje. Moje myślenie kręciło się tylko i wyłącznie wokół Sebastiana. Czy on wiedział, jak bardzo byłam w nim zakochana? Przede wszystkim czy ja wiedziałam, jak bardzo byłam w nim zakochana? Po uszy, od stóp aż po głowę, po całości. Może było to dziwne, ale on sprawiał, że nie potrzebowałam niczego. Uzupełniał wszystko, czego oczekiwałam w życiu, bo on dawał absolutnie najwięcej zwykłą obecnością. Coraz bardziej zdawałam sobie sprawę, że była to miłość. Tak ogromna, tak potężna miłość, jaką jeszcze nigdy nie czułam do nikogo innego. 

Popłakałam się jeszcze bardziej, kiedy zdałam sobie sprawę, że on może nie czuć tego samego. Było to potworne uczucie. Chlipałam jak dziecko w poduszkę na samo wyobrażenie, że z tymi emocjami pozostałam kompletnie na lodzie. Do głowy przychodziły mi tak okropne myśli, że ich absurd nie umiałam opanować, za to dołowałam się jeszcze mocniej. Płakałam, płakałam i płakałam, czując tak potężną... samotność. Nie chciałam być znowu samotna, kiedy ja tak oszalałam z miłości. Dlaczego tylko znowu ja? Uczucie odrzucenia. Zapłakałam, ściskając w dłoniach kołdrę. Czułam się taka odrzucona, a przecież mnie tak bardzo uwielbiał. Czy ja byłam dziwna? Czy ja byłam jakaś brzydka? Czy ja byłam nienormalna, świrnięta, głupia, nieznośna? Może pojebana? 

On przecież był dla mnie taki miły, słodki, opiekuńczy, taki kochany. Rozumieliśmy się bez słów. Sebastian rozumiał mnie, moje poczucie humoru, moje milczenie, moją złość, mój płacz, on mnie r o z u m i a ł. Zawsze wyciągał do mnie pomocną dłoń, zawsze sprawiał uśmiech na twarzy, zawsze dawał poczucie bezpieczeństwa, zawsze poprawiał humor, zawsze, na zawsze. Po tym wszystkim on naprawdę mnie tylko uwielbiał? Tylko-tylko u w i e l b i a ł? Nie mogłam w to uwierzyć, może nawet nie chciałam uwierzyć w to, do jakiego friendzone wpadłam. Nie, to było niemożliwe; on mnie dotykał, całował, przytulał i się interesował. On się mną interesował. Ostatnimi czasy lgnął do mnie i tak bardzo dawał nadzieje, że może... że może on też się we mnie zakochał? Może Sebastian odwzajemniał moje uczucia? Może zakochał się we mnie tak straszliwie, jak ja w nim przerażająco? 

On mnie uwielbiał i byłam tego pewna, że nie jak zwykły przyjaciel. On był niezwykłym przyjacielem, a ja obdarzyłam go niezwykłymi emocjami. Zakochałam się w nim i przerażało mnie, że jutro mógł na mnie spojrzeć, jak na nieznajomą osobę. 

~*~

Mijały godziny, minuty za minutami, a ja miałam wrażenie, jakby czas postanowił zrobić mnie w konia i pokazać, jak zwykła sekunda potrafi być okropnie długa. Siedziałam na lekcjach, nie mogąc skoncentrować się na niczym. Na korytarzach szum i gwar powodował tylko rozdrażnienie, a jakiekolwiek kierowane w moją stronę rozmowy wzbudzały zirytowanie; nawet tych najbliższych, bliższych i dalszych nie chciałam słuchać. 

Bardzo nie chciałam przyjść do szkoły. Z rana czułam, jak silne więzy trzymały mnie przy łóżku i kurczowo zapierały się przed wypuszczeniem. Wyglądałam jak trup, zresztą, słysząc to od dziewczyn i kilku znajomych, ale nie spodziewałam się innego komplementu, kiedy za błaganiem mamy w końcu wstałam i przyszykowałam się w pięć minut, narzucając na siebie bluzę i dresy. Byłam w stanie jeszcze umyć zęby, ale śniadania nie tknęłam przed budą i nawet w porze lunchu. Patrzyłam się tępo w pustą tacę z kubkiem wody, którą opuszkami palców dotykałam w upewnieniu, czy jeszcze nie zniknęłam ze świata. Śmiechy dookoła przypominały mi, jak on pięknie się śmiał i uśmiechał. Usłyszawszy jakieś żarty, przypominałam sobie, jak on potrafił rozbawić każdego. Wzrok koleżanek i Gianniego przypominał mi, jak on na mnie patrzył. Czułam się o k r o p n i e. 

— Coś się stało? — wyrwał mnie z myśli głos Ciano. Otrząsnęłam się, przeczesując włosy. — Nie wyglądasz dobrze, może chcesz pójść do pielęgniarki? — zapytał mile, napawając mnie frustracją. 

— Gianni, odpuść sobie, złotko — odezwała się Jennifer. Chłopak spojrzał na nią, nie rozumiejąc, o co chodzi. Obejrzałam się przelotnie za siedzącą naprzeciw Amandą, która przybita i równie co ja wyglądająca na zmarnowaną, obserwowała nas w milczeniu. — Nie słyszałeś? Cała szkoła o tym huczy, nie smuć dziewczyny — powiedziała, pocieszająco obejmując mnie i pocierając ramię. 

— Yyy, nie wiem o co chodzi? — zastanawiał się Gianni, marszcząc brwi. — Zrobiłem coś złego na balu, bo większości nie pamiętam, Aly? — zwrócił się w moją stronę. 

— Jej chłoptaś trafił do szpitala. Bądź wyrozumiały i nie męcz jej, okej? — rzuciła poważna, co uciszyło buzię wszystkim dookoła przy stoliku. Nabrałam głębokiego oddechu, spotykając spojrzenie kolegi, którym mnie ze współczuciem przeprosił w milczeniu. Uśmiechnęłam się, co delikatnie odwzajemnił. — Słyszałam, że ludzie już obstawiają, jak ostro spierze Ethana. 

— On nie ma zamiaru się w to dalej mieszać — powiedziała twardo Amanda, co zaskoczyło Jennifer. 

— Serio? — zdziwiona uniosła brwi, wciskając do buzi koktajlowe pomidory. — Gdybym była facetem, to bym go rozniosła. Gościu mnie wkurwia, wozi się po tej szkole jak pieprzony panicz! — mówiła wściekła, obserwując stolik z Susan i jej watahą. — Jeszcze tę sukę dorwać... — karciła ostrym spojrzeniem rywalkę. 

— To chyba nie w stylu Sebastiana, że odpuszcza — odezwał się Gianni, popijając czekoladowego szejka. Przez chwilę zapadła cisza, a każdy zwrócił wzrok na Włocha. — Co? — obejrzał się za nami. — Chyba ten Sebastian nie jest z tych, którzy tak łatwo odpuszczają? Jest takim... macho? 

— Ha, co?! Macho?! — parsknęłam śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Boże Święty, jak ktoś mógł Sebastiana, tego szczeniaka, nazwać macho? To pierwsza rzecz, która mnie tak rozbawiła. Śmiałam się, a razem ze mną Amanda, którą również rozbawiło stwierdzenie, że Sebastian Olivers to macho. Oj tak, pieprzony samiec alfa. 

— Ale rzeczywiście, jeśli odpuści Ethanowi, to wyjdzie na przegranego. Może lepiej, żeby ze sobą porozmawiali i załatwili to na spokojnie, bo słyszałam, że Ethan chce prowokować Iana po to, by ten coś zrobił i został wyrzucony ze szkoły — powiedziała Jennifer. Zszokowana od razu spojrzałam na Andy, która wyrównała ze mną kontakt wzrokowy.

— Niezły chuligan z tego Sebastiana — napomknął Gianni, uśmiechając się. Odwrócił się, zawołany przez swoich kolegów, których poznałam na balu halloweenowym. — Lecę, ślicznotki, smacznego. Aly, jeśli będziesz czegoś potrzebowała, to pisz śmiało — uśmiechnął się w moją stronę i troskliwie dotknął ramienia, znikając po chwili z przyjaciółmi. 

— Słyszałam, że ten jego kumpel, ooo, ten z prawej, ma konto na gejowskim onlyfansie — Jenny skinęła głową, popijając przez słomkę mojito. — Coś nie pasuje mi ten makaroniarz. Jeszcze się okaże, że za niedługo zrobi coming out, zobaczycie, a z ciebie, Aly, będzie chciał zrobić przyjaciółkę. Już stara się do ciebie zbliżyć, mówię ci — zapewniała, siorbiąc napój. — Ale o tym onlyfansie nie wiecie ode mnie! — rzuciła szybko, spoglądając na nas. 

— Jenny, ile ty newsów nam sprzedajesz — zaśmiała się Isabella, dziwiąc się, ile jej przyjaciółka wiedziała na temat krążących po szkole plotek. 

— Za niedługo będę brała pięć dolców od jednej — uśmiechnęła się dumnie Gomez, zarzucając gęstymi, kruczoczarnymi pasmami włosów przez ramię.

— A co wiesz na temat Sebastiana? O czym teraz gadają ludzie? — zapytałam zaciekawiona, wreszcie uspokajając pragnienie łykiem wody. 

— No, teraz huczy o tym, że jest w szpitalu przez Ethana, a jak wyjdzie, to będzie niezły rozpierdol i ludzie nie mogą się doczekać. Wiesz, jak to ludzie, oni kochają kontrowersje, kochana, więc pewnie sami będą podjudzać. 

— Ale skąd Ethan wie, że Ian ma ostrzeżenie o usunięciu ze szkoły? Kto o tym gada? — zmarszczyła się Amanda. — I naprawdę chce go prowokować? Co za frajer — wkurzyła się, przelotnie spoglądając w stronę stolika chłopaków. Obejrzałam się również, dostrzegając standardową trójkę, w tym mojego smutnego kuzyna.

— Szkoda tracić na to czas, kto o tym mówi. Lepiej, żebyście porozmawiały z Sebastianem, żeby nie robił głupot — powiedziała Isabella, spoglądając na mnie i Morgan. — Niech chłopak nie marnuje czasu na jakiegoś parchla. 

— Szkoda, to że ten skurwysyn nie dostanie manto — syknęła Gomez, mierząc wściekle siedzącego przy Susan razem ze swoją zgrają futbolistów Ethana. — A może nasi chłopcy go spiorą? Im nie grozi wydalenie! — wpadła zachwycona na pomysł. 

— Nieee, nie ma mowy. Ja już ostrzegłam Adama, że ma się nie mieszać — rzuciła stanowczo Andy, kręcąc głową. — Jeśli kolejny ma skończyć jak Ian, to ja podziękuję takich nerwów. Lepiej zostawić to w spokoju i robić swoje. Po prostu ich olać. 

— Dokładnie, też tak uważam — zgodziła się Bella z Morgan. — Jeszcze się okaże, że twój Lloyd mógłby ucierpieć... — mruknęła cwanie, szturchając ramieniem zawstydzoną Jennifer.

— J-Jak to mój?! On nie jest mój! — rzuciła spięta, oblewając się czerwienią na policzkach. 

— No opowiadaj jak było po imprezie, co?! — zaśmiała się Isi, obserwując palącą się ze wstydu przyjaciółkę. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie, że między Jennifer a Lloydem coś się kręciło. — Pocałowałaś go!

— Cooo? — nie dowierzała Amanda, szeroko się uśmiechając. — Opowiadaj! — zachwyciła się, zawstydzając dziewczynę jeszcze bardziej.

— O mój Boże, spadam stąd! Nic nie było! — skrępowana Jennifer wstała, pośpiesznie uciekając od nas i rozmowy. Zaśmiałyśmy się, kiedy nawet wstydziła się przejść obok stolika, gdzie siedział Lloyd.

Uśmiechnęłam się, przelotnie spoglądając w stronę Ethana. Chłopak siedział roześmiany z przyjaciółmi. Zacisnęłam ręce na plastikowym kubku, gniotąc go w dłoniach. W ułamku sekundy poczułam tak ogromny przypływ smutku i wściekłości, że zapragnęłam zemsty; siedział roześmiany z przyjaciółmi, a Sebastian leżał pobity w szpitalu. Tak świetnie się bawił, a Sebastian, podłączony pod kroplówki, nie wiedział, co się dzieje. On był taki szczęśliwy, a Sebastian...

Zakręciło mi się w głowie. Nabrałam głębokiego oddechu, ledwo panując nad łzami, które chciały zalać mnie, a następnie całą stołówkę. Wybił dzwonek na lekcje, aczkolwiek wiedziałam, że nie był to dzwonek na lekcje dla wszystkich. Spojrzałam w stronę chłopaków i kuzyna, którzy powoli wstali, kierując się spokojnym chodem do wyjścia w porównaniu do reszty uczniów. Walczyłam z rozsądkiem, czy aby na pewno zemsta była dobrym rozwiązaniem, ale w końcu, pod wpływem tak targających moje serce emocjami, doszłam do wniosku, że zemsta była najlepszym rozwiązaniem. Złapałam kontakt wzrokowy z Adamem, który uśmiechnął się w moją stronę. Obejrzałam się za Amandą, która nieświadoma niczego nadal uważała, że ta sprawa po prostu zostanie olana.

~*~

Może było to dobre, a może złe, ale Adam nie należał do osób, które problem zamiatają pod dywan. Może rozwiązywał je w niewłaściwy sposób, ale jedno było pewne – ten człowiek wskoczyłby za tobą w ogień. 

Słyszałam już wcześniej, że Lloyd miał liczne rodzeństwo, w dodatku samych starszych chłopów. Trzech jego najstarszych braci miało problemy kryminalne, a dwóch nadal posiadało zawiasy, tak więc zgarnęli Ethana i dwóch jego kumpli ze szkoły, i zawieźli na hangar wujka Elliota skopać im dupy. Ostrzegli ich, że jak jeszcze raz dotkną Sebastiana, to na pewno skończy się to gorzej niż teraz. Nie wiem, czy mieli ze sobą broń, bo Adam zdecydowanie nie chciał za wiele opowiadać, ale słyszałam, że płakali jak małe dziewczynki i przepraszali na kolanach. Amanda nawet niczego nie podejrzewała, a dalej myślała, że nikt się już w tę sprawę nie będzie wtrącał. 

Może jeden problem został rozwiązany – Ethan dostał tak potężny łomot, że własna rodzina nie pozna chłopaka. Uczucie zemsty i myśli związane z nią zostały przysłonięte jeszcze gorszym problemem: czy będzie wszystko pamiętał? Całą drogę w ciszy jechałam razem z Adamem i Andy do szpitala, w dodatku samochodem Sebastiana, audi, którego oddał Lutcherowi. Wszystko na tylnych siedzeniach, gdzie siedziałam, przypominało mi o nim i o chwilach związanych z nim. Płakałam cicho pod nosem, mając wrażenie, że stres pożre mnie od środka i pozostaną ze mnie tylko kości. Brzuch bolał tak niemiłosiernie mocno; raz chciałam wymiotować, raz skorzystać z kibla, a zaraz zemdleć, a najlepiej umrzeć. Wstrząsały mną tak silne emocje, że ledwo oddychałam, czułam, słyszałam i widziałam. Dziwne ciepło, kłucie i szum przeszywały moją głowę, obraz z każdą sekundą stawał się niewyraźny, jakby rozmyty, a gardło i brzuch ściskała ogromna, bolesna pętla. Nie dawałam sobie rady z myślami i jakby nagle z życiem. 

Po godzinie siedemnastej byliśmy na miejscu, a chwile później kilka kroków przed pomieszczeniem, gdzie leżał Sebastian. A co, jeśli on nie będzie mnie pamiętał? Jeśli nie będzie pamiętał kompletnie niczego, co związane ze mną? Kiedy zbliżaliśmy się do sali, przed którą stał lekarz, coraz bardziej chciałam stąd uciec i nie chcieć wiedzieć, czy on będzie mnie pamiętał, czy nie. Zaczęłam się zastanawiać, czy może to będzie lepsze dla niego, no bo przecież tak bardzo go raniłam? Może naprawdę to będzie lepsze dla Sebastiana, kiedy nie będzie wiedział o kimś takim jak Alanna Clooney? Może to będzie lepsze, kiedy zniknę z jego świadomości, bo miał tyle przykrych wspomnień ze mną i samych problemów przeze mnie?

O mój Boże. Zaczęłam coraz bardziej nakręcać się tak potwornymi, czarnymi scenariuszami. Popadłam w obłęd, zaczynając wierzyć w to, że naprawdę byłoby to najlepszym rozwiązaniem: żeby mnie nie pamiętał. Zaczęłam myśleć, że będzie to lepsze, no bo przecież ja go tak zraniłam. Skrzywdziłam go tak mocno i zapragnęłam, żeby wymazał mnie z pamięci. Zapragnęłam, żeby wymazał z pamięci wszystko, co było wspólne z Alanną Clooney. Zapłakałam jak dziecko, zwracając tym samym uwagę Amandy, która przytuliła mnie ze współczuciem. Odejdź ode mnie, ja nie chcę! Zapłakałam z bólu, żalu i rozpaczy, nakręcona przeokropnymi myślami na temat siebie i tego, że jeśli Sebastian nie będzie mnie pamiętał, to to będzie najlepszym wyjściem. Zapłakałam, bo to tak potwornie bolało i rozdzierało od środka. 

— Dzień dobry, jak się czuje Sebastian? — zapytał zestresowany Adam, kiedy stanęliśmy przed lekarzem i salą. Spojrzałam za szybę, jednak opuszczone żaluzje nie pozwoliły mi dostrzec przyjaciela

— Dzień dobry, tak, Sebastian czuje się już lepiej. Obudził się dziś około dwunastej, sam wstał do toalety, chciał nawet wyjść ze szpitala — uśmiechnął się zadowolony lekarz, co wywołało u nas nadzieję, że będzie dobrze. — Niedługo zrobimy kontrolne badania i myślę, że jutro w południe zostanie wypisany. Wy w odwiedziny, tak? 

— Tak, ale... Czy on wszystko pamięta? — zapytał niepewnie Lutcher. Staliśmy we trójkę przed lekarzem, smutni i przybici, przede wszystkim zestresowani jak nigdy. Staliśmy jak te kołki i nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Myślałam, że na odpowiedź czekam wieczność; tak czas zaczął przemijać mi przed nosem. Bałam się odpowiedzi, ale tak strasznie chciałam ją wreszcie znać, tak strasznie chciałam stanąć przed Sebastianem i zapytać, czy on mnie pamięta...

— No cóż, amnezja wystąpiła, ale na szczęście w małym stopniu. Nie pamięta tamtego dnia, a poprzedni tydzień jak przez mgłę. Jeśli chcecie porozmawiać, to proszę powoli i spokojnie, może być jeszcze trochę otumaniony i rozdrażniony — powiedział, po czym odszedł od nas. Spojrzeliśmy na siebie, a Adam się rozpromienił. Mój kuzyn chyba najbardziej przeżywał to, że Sebastian mógł go nie pamiętać, ale po tym, co powiedział lekarz, on wyraźnie odetchnął z ogromną ulgą. 

Nie wiem, czy to było to, co chciałam usłyszeć. Jeszcze przed chwilą zapragnęłam, żeby Sebastian mnie nie pamiętał. Wyrządziłam mu tyle krzywdy, że wolałam to naprawić. Chciałam zacząć z nim od nowa, chciałam pokazać się z tej lepszej strony, może szybciej i bardziej przekazać, że byłam w nim po uszy zakochana. Chciałam wejść tam jak obca dziewczyna, którą dopiero pozna. Wzięłam głęboki, drżący oddech, kiedy Adam otworzył drzwi do sali. 

Od razu do uszu dotarły odgłosy telewizji, w której leciał mecz koszykówki. Weszliśmy do środka, zauważając Sebastiana, który leżał na łóżku, oparty plecami o stos poduszek za nim. Zajadał się miską pełną lodów, buzie mając wypełnioną nimi po brzegi. Krzyczał coś niewyraźnego do telewizji, kibicując Lakersom. 

Boże święty, jaki on był słodki! 

Jak ja mogłam pomyśleć, żeby mnie nie pamiętał? Jak ja mogłam tak myśleć, przecież ja bym tego psychicznie nie zniosła! Spojrzałam na niego, dostrzegając w nim to słodkie, kochane dziecko, tak przepięknego i potulnego szczeniaczka jakim był. Chciałam podbiec i rzucić się na niego, wycałować i wyprzytulać, tak bardzo ściskać i czuć, że nasze żyły i dusze tworzą jedność. Boże święty, jak moje serce cieszyło się na jego widok. Rozczuliłam się tak mocno, że uczucie ciepła, spokoju i wewnętrznej harmonii powróciło na miejsce, daleko ode mnie wypędzając stres, rozpacz i ból, jaki doznałam przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny. 

— Stary, ty żyjesz! — rzucił szczęśliwy Adam, podbiegając do najlepszego przyjaciela. Przytulił go mocno, nie zważając na stękania Oliversa. — Jasna cholera, a ja już myślałem, że nie będziesz mnie pamiętał! — był w szoku, przeżywając mocno sytuację. 

— Chciałbym, bo mnie wkurwiasz — powiedział, co wywołało u nas wszystkich śmiech. Boże, dlaczego dostawałam takich skurczy motylków, kiedy słyszałam jego głos i to, co mówił? 

— Jezus, tak się martwiliśmy o ciebie... — odezwała się Amanda, podchodząc bliżej. Widać było, że i ona odetchnęła z ulgą. — Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Boli cię coś? Już nas straszyli, że nie będziesz niczego pamiętał...

Nie mogłam wytrzymać. Popłakałam się, może z upustu tych emocji, które ze mnie schodziły, a może ze szczęścia, że go widziałam: całego i zdrowego, takiego rozbawionego jak zawsze. Usiadłam obok i przytuliłam się do Sebastiana, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi; tam, gdzie czułam się najbezpieczniejsza i tam, gdzie czułam go najlepiej. Przytulił mnie mocno, po czym rozluźnił uścisk. 

— Nie, nie, pamiętam was, ale... — odezwał się niepewnie, delikatnie odsuwając mnie od siebie. Spojrzał głęboko w moje oczy. Jego błękit, który porównałabym do śnieżnobiałego odcieniu, stał się nagle tak obcy jak nigdy dotąd. Poczułam uderzenie prosto w serce, jakby ktoś wbił mi nóż i pozbawił życia. Dobrze wiedziałam, co chciał już powiedzieć: — Ciebie... Ciebie nie pamiętam, kim jesteś? — zapytał.

~*~

Przepraszam z całego serca

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro