Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alanna

Sebastian stał przede mną, z uśmiechem, jakby rozbawiony całą tą sytuacją, patrzył w moje oczy. Przez pierwsze kilka sekund myślałam, że się przesłyszałam, ale dopiero, kiedy spojrzałam na ten jego uśmiech, dotarło do mnie to, co on powiedział. Odsunęłam się od niego o krok w tył, czując, jak każda mijająca chwila przysparzała mi największy wstyd w życiu, a gorąco wrzące w ciele ulatywało na zewnątrz. Nie, to niemożliwe. On tego nie mógł powiedzieć, byłam tego pewna, że niedosłyszałam. Pokręciłam głową, patrząc z niedowierzaniem na Sebastiana; stał, obserwując mnie z radością i rzucając długo zapadające w mojej pamięci zdanie: 

— Żartowałem z tym, że cię nie pamiętam, Al — powiedział z uśmiechem. 

Zmarszczyłam brwi, skanując całe jego ciało i twarz w poszukiwaniu kolejnego kłamstwa. On musiał mnie okłamać, to musiało być kłamstwo. Przechodziłam przez prawdziwe piekło, czułam się, jakby świat wypadł mi z rąk, miałam wrażenie, jakby przyszłość przestała istnieć, płakałam z bólu i pokruszonego serca, a on.... Zawyłam wściekła, okładając pięściami jego klatkę piersiową. 

— Ty pieprzona świnio, ty, kurwa, pieprzona świnio! — krzyczałam, bijąc po ciele Sebastiana, który niewzruszony śmiał się i próbował nieudolnie obronić. Byłam okropnie wściekła i tak strasznie zalana wstydem, że miałam ochotę go zabić. — Nie znoszę cię, nie znoszę! Jak mogłeś mi to zrobić, jak?! — biłam go, jednak pod koniec złapał mnie za obie ręce i uniemożliwił kolejne ataki. — Jak mogłeś... mi to zrobić? — wykrztusiłam, pod koniec wpadając w płacz. 

— Nie mogłem się powstrzymać, przepraszam — uśmiechał się rozbawiony, patrząc na mnie z radością. 

— Jak mogłeś... mi to zrobić? — powtórzyłam, nie dowierzając. Chlipałam z psychicznego wycieńczenia, nie mogąc na dodatek uwierzyć w to, że to wszystko okazało się jednym, wielkim ż a r t e m. — Ja prawie.... Ja prawie.... O mój boże, o mój boże — odsunęłam się od niego, nabierając głębokich oddechów. Byłam na skraju. Byłam z myślami na skraju, skłonna zapaść się pod ziemie, a on tylko ż a r t o w a ł. Oddychałam głośno, czując, jak ciężkość tony zapadła się na moją głowę, — Nie mogę w to uwierzyć, Sebastian, nie mogę — spojrzałam na niego, który rozbawiony obserwował mnie w milczeniu. — Powiedz, że to znowu żart, powiedz. 

— Już wszystko dobrze, Alanna — powiedział łagodnym, uspokajającym głosem. Zbliżył się i objął mnie, przytulając troskliwie. — Przepraszam, jeśli cię zraniłem — wyszeptał, głaszcząc mnie po włosach. 

— Ja prawie... Sebastian, nie rób tak — poprosiłam, ściskając go mocno; przez przypadek za mocno, bo odruchowo prawie zgiął się. Rozluźniłam uścisk, wtulając się w niego delikatniej. Jego zapach był uderzająco relaksujący, taki, jaki powinien być i za którym tęskniłam. — Nie rób mi tak nigdy więcej, proszę cię, nie rób — wyszeptałam zrozpaczona, cicho chlipiąc pod nosem. 

— Przepraszam — przytulał mnie czule. — Chciałem to dłużej pociągnąć, ale nie wytrzymałem już, kiedy zobaczyłem, jak płaczesz — powiedział. 

— Nie wiem, czy wtedy miałbyś dla kogo — odpowiedziałam mu, dopiero po chwili orientując się, jak to mogło zabrzmieć. 

— Co? — zapytał rozkojarzony, odsuwając się ode mnie. 

— Nie, nic — rzuciłam szybko, biorąc głęboki oddech. Starłam łzy oraz katar i usiadłam na ławce, a Sebastian dosiadł się obok, ciągle mnie obserwując. — Jestem wykończona, Ian. Wykończyłeś mnie, wiesz? — zapytałam go. 

— Pseplasam — zrobił minę zbitego pieska, wydymając usta. Zaśmiałam się, czując ogromny uścisk w podbrzuszu. Mimo że byłam na niego wściekła i na dzień dzisiejszy miałam dość, a przede wszystkim dość oglądania jego, to byłam okropnie w nim zakochana i strasznie za nim tęskniłam. — Wybaczysz mi? 

— Nie! — krzyknęłam od razu, krzyżując ramiona i odwracając się. — Śpisz na kanapie, obiady robisz sobie sam, a o seksie zapomnij! — zagroziłam. 

— Nie, proszę, tylko nie to! — padł przede mną na kolana, złączając dłonie w modlitwę. — Zrób mi obiad, proszę, ten jedyny ostatni raz! — błagał prześmiewczym tonem, wywołując u mnie uśmiech. 

— Jak obiecasz, że takich żartów w moją stronę już nigdy-przenigdy nie zrobisz! — postawiłam warunek, spoglądając na niego kątem oka. Spojrzał na mnie z uśmiechem, ale szybko wydymałam usta jak obrażona i odwróciłam głowę. 

— Obiecuję, przysięgam! — wstał i przytulił mnie mocno, niespodziewanie całując w czoło. Usiadł obok, w milczeniu obserwując mnie z podejrzliwością. Poprawiłam okulary i spojrzałam na Sebastiana, który nagle rzucił: — A tak gadając o przysiędze... — wspomniał, co automatycznie podniosło mi ciśnienie i zalało rumieńcem na policzkach. Zawstydziłam się, kiedy przysunął się bliżej, nachylając nad moją twarzą: — Chyba coś o naszej mówiłaś, prawda? — wyszeptał. 

Uśmiech pojawił się automatycznie, a niekontrolowany wstyd oblał mój organizm jeszcze bardziej. Skrępowana nawet nie patrzyłam na Iana, który, w moim odczuciu, rozbawiony oczekiwał ode mnie dalszych wyznań związanych ze złamaniem naszej złożonej obietnicy sprzed kilku tygodni. Siedział i czekał, delikatnie wplątując dłoń w moje włosy i bawiąc się ich pasmami. Sparaliżowało mnie. Nie wiedziałam nawet, co mogłam mu powiedzieć. 

— J-ja... — ledwo wykrztusiłam, patrząc na kciuki i dziecinnie obracając nimi. Wzięłam głęboki oddech, zawstydzając się jeszcze bardziej, kiedy Sebastian pocałował mnie w policzek. 

— Nic nie musisz mówić, Al — wyszeptał, przeczesując moje włosy. — Ja też ją złamałem — dodał cicho, cały czas wodząc ustami blisko mojej twarzy. Chyba chciał mnie pocałować, ale byłam zbyt zawstydzona, żeby odwrócić do niego głowę i pozwolić, żeby to zrobił. To, jak wypowiadał, że złamał naszą przysięgę, jeszcze bardziej wgniatało mnie w ławkę na której siedziałam – czułam się jak w skowronkach, nie mogąc opanować niczego: ani szaleńczego oddechu, ani wrzącej temperatury w ciele, ani skaczącego ciśnienia z podniecenia. Czułam tak silne emocje, że prawie biel przyćmiewała mi obraz. 

 — J-ja już dawno przestałam się w to bawić, Sebastian — odezwałam się niewyraźnym głosem, krępując się z każdą wypowiedzią. — Ja strasznie się w tobie... — urwałam, nabierając głębokiego oddechu. Przecież kilka minut temu mówiłam mu to wszystko, a teraz nie byłam w stanie? Otrząsnęłam się, biorąc ostatni, dodający odwagi, oddech. Spojrzałam na Sebastiana, który wyrównał ze mną kontakt wzrokowy. — Zależy mi na tobie, Sebastian. Zależy mi na tobie jak na nikim innym — rzuciłam, momentalnie nie potrafiąc powstrzymać łez i łamiącego się głosu. — Zakochałam się w tobie tak strasznie — wyszeptałam rozczulona, chwytając jego dłonie. 

— Ty już dawno zostałaś moją dziewczyną numer jeden, Alanna — powiedział, patrząc głęboko w moje załzawione oczy, po czym ujął mój policzek i pocałował w usta. Zadrżałam, czując przepełniające mnie z euforii motylki. Wdrapałam się na jego kolana, z ogromnym utęsknieniem obejmując go jak dziecko. Całowaliśmy się namiętnie i czule, na moment nie przestając, jakby świat zamknął nas w przestrzeni bez czasu. Nie wiem, czy mogłam nazwać się najszczęśliwszą osobą na świecie, ale wiedziałam, że będąc przy nim niczego więcej nie potrzebowałam. 

~*~

Sebastian miał zwolnienie lekarskie do środy, a dziś był dopiero poniedziałek. Większość weekendu spędziłam właśnie z nim – po obiedzie i posprzątaniu w domu szłam do niego, spędzając razem czas do późnych godzin. Moja mama wydawała się być bardzo szczęśliwa, że łączyło mnie coś z Sebastianem, nawet pozwalała mi siedzieć u niego do północy, bo tak to zawsze kazała wracać o dwudziestej drugiej. Podejrzewałam też, że zaczęła plotkować na nasz temat z panią Olivers, która dziwnie zaczynała na mnie patrzeć i się uśmiechać, a nawet raz zwróciła uwagę Jade, żeby tak często do nas nie przychodziła do pokoju. Tata jak zwykle nie interesował się tym, gdzie wychodziłam, co robiłam i z kim się włóczyłam, ale to mnie nie zaskoczyło. 

Amanda, kiedy przyznałam się jej o tym, co zadziało się między mną a Sebastianem i co nas teraz poważniejszego łączyło – miałam wrażenie, że cieszyła się bardziej ode mnie! Cały weekend specjalnie truła tyłek Adamowi i spędzała z nim czas, żebym mogła swobodnie być sam na sam z Ianem. To było słodkie z jej strony, ale trochę  denerwowało mnie to, że on nadal nie wiedział. Chciałam, żeby to było... normalne? Przestać po prostu ukrywać się z tym, no bo przecież tak naprawdę nie robiliśmy niczego złego, a kiedy pytałam Sebastiana, czy chciałby powiedzieć o tym Adamowi, tymczasem on kręcił nosem i mówił, że nie jest gotowy. Byłam zażenowana, ale z drugiej strony starałam się go w tym zrozumieć. Najważniejsze dla mnie i tak było to, że Sebastianowi podobałam się tak, jak on mnie się podobał. 

Weszłam do szkoły, w której gwar i hałas był przeciwieństwem ciszy za drzwiami budynku. Nie lubiłam do niej przychodzić, kiedy nie było jego. Wtedy jest nudno, nudno i jeszcze raz nudno, a z nim zawsze było fajnie wyrwać się z ostatniej lekcji albo podroczyć w trakcie lunchu. Sebastian zawsze umiał umilić czas, nawet cisza z nim była ciekawa i dawała dużo frajdy. Przy szafce zobaczyłam Amandę razem z Jennifer i Isabellą, która do mnie z szerokim uśmiechem pomachała, jakby nie widziała tysiąc lat. 

— Cześć Alanna! — zawołała głośno, wbijając mnie w ziemie z zawstydzenia. Oblałam się rumieńcem i zaczesałam włosy, wiedząc, że droczyła się ze mną ze względu na sytuację z Ianem. — Jak ci minął weekend? Słyszałam, że było bardzo gorąąąco, mmm... — mruknęła zaczepnie, trzepocząc jak wachlarzem swoim zeszytem od biologii przed twarzą. Jenny i Bella uśmiechnęły się, ale ten uśmiech podpowiedział mi, że Andy już się wygadała. 

— Lepiej ty pochwal się, jak to jest dostać w dupę — rzuciłam kąśliwie, co wywołało u dziewczyn śmiech, lecz Amanda spaliła się ze wstydu, cała czerwona mamrocząc coś pod nosem. Otworzyłam szafkę, z której na ziemię wypadła biała, zwinięta w pół karteczka. Schyliłam się i rozwinęłam, dostrzegając napis ''Little whore''. Wściekła podarłam ją i wyrzuciłam do pobliskiego kosza. 

— Co się stało? — zapytała przejęta Isabella, obracając się za śmietnikiem. 

— Odkąd Susan zrobiła ze mnie dziwkę na imprezie halloweenowej, tak od tamtej pory dostaję tego typu karteczki — rzuciłam zła, zabierając z szafki zeszyt od matematyki. — No wiesz, że jestem małą dziwką, puszczalską szmatą, obciągam za darmo i takie tam — wzruszyłam ramionami.

— Kiepska sprawa — skrzywiła się Isi. 

— Olać, ja cały czas dostaję od napalonych chłopaków kartki miłosne, ale żaden nie ma odwagi podejść i zagadać — westchnęła Jennifer i przeczesała swoje kruczoczarne, długie włosy. We trójkę spojrzałyśmy na Gomez, zażenowane porównaniem. — No co? — zapytała, gestykulując ręką. — Źle mówię? Pieprz ich, Aly, przecież dobrze wiesz, że nie jesteś dziwką. 

— Skąd wiesz, że to nie liściki od Lloyda, szmato? — zaśmiała się Amanda. 

— Yyy, L-Lloyd tym bardziej nie ma odwagi! — rzuciła speszona, poprawiając przy ramieniu swoją torebkę od Chanel. 

— HEJ! 

Odwróciłyśmy się, kiedy za moimi plecami rozeszło się głośne przywitanie Britney. Stała na przeciwko, będąc podobnego wzrostu co ja, mogąc przez to bez problemu wyrównać kontakt wzrokowy. Jej duże, niebieskie ślepia wręcz wywiercały we mnie dziurę. 

— Hej — odpowiedziałam cichszym, spokojnym głosem w porównaniu do jej wysokich tonów. 

— Słyszałam, że jesteś bliską przyjaciółką Sebastiana. Wiesz może, kiedy będzie z powrotem w szkole? — zapytała. 

— Och, stara, chyba nie wiesz z jak jego BLISKĄ przyjaciółką rozmawiasz — prychnęła kpiąco Jennifer, spoglądając na zdezorientowaną Britney. — Kochana, Alanna jest jego dziewczyną — rzuciła niespodziewanie, szokując i mnie. Odwróciłam się, mówiąc ciche ''co?''.

— Dz-dziewczyną? — zapytała w szoku, ściskając w rękach jakieś pudełko. 

Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Dziewczyny podśmiechiwały pod nosem, obserwując nas. Spojrzałam na opakowanie, które Britney trzymała: wyglądało jak pudełko z pralinami, ślicznie i perfekcyjnie zapakowane. Poczułam delikatną zazdrość, że chciała je najprawdopodobniej wręczyć Sebastianowi. 

— Coś się stało? — westchnęłam, poprawiając osuwający się materiał koszuli w kraty. — Sebastian będzie w środę, a co tam? — odpowiedziałam jej. 

— M-mogłabyś mu to... wręczyć? — zapytała spanikowana, wciskając mi pudełko ze słodkościami.

— Jasne — uśmiechnęłam się mile, przyjmując od razu. Britney uciekła z prędkością światła, a zaraz za moimi plecami dziewczyny nie dowierzały, że wzięłam od niej podarunek dla Sebastiana.  

— Ty, laska, ty zwariowałaś? Dziołcha wciska ci prezent dla twojego chłopaka i go przyjmujesz? — zapytała Jenny, zdziwiona kręcąc głową. Może zachowałam się jak perfidna zołza, ale odwróciłam się z uśmiechem do koleżanek, otwierając pudełko ze słodkościami w środku: 

— Głodne? 

~*~ 

Siorbałam mirindę, a Jennifer zezłoszczona kazała mi przestać. Nawet to nie dawało mi frajdy, ile potrafił dać mi siedzący niedaleko szczeniak, który zapewne teraz śmiałby się głośno i obrzucał frytkami kumpli, wówczas tym razem jego miejsce było puste, a za idiotę robił mój kuzyn Adam. Boże, jaka nuda! Westchnęłam pod nosem i położyłam ramiona na blat stołu, a o nie oparłam podbródek. Dziewczyny rozmawiały o wszystkim i o niczym, czyli czymś, co mnie nawet nie potrafiło zainteresować, bo ciągle myślałam o Sebastianie. Ciągle o nim myślałam i nie potrafiłam przestać. 

Cały czas w głowie miałam ten jego głupi żart, ale jeszcze gorzej czułam się z faktem, iż emocje towarzyszące przy tym były koszmarne. Obiecałam sobie, że już nikt nie doprowadzi mnie nigdy do takich stanów, a jemu wystarczył tylko pieprzony żart. Znałam go tak krótko, ale ta intensywna relacja spowodowała, że miałam ochotę przeżyć z nim resztę mojego życia. Może wyglądało to jak typowe love story, jednak to mnie dobijało, bo wiedziałam, co to oznaczało. Na dodatek powiedział mi, że jestem jego dziewczyną numer jeden

Byłam jego dziewczyną numer jeden! Moje serce wystrzeliło w orbitę, a ciało dryfowało po krainie miłości. Automatycznie oblałam się rumieńcem na policzkach, ale jeszcze gorzej było odczuwać spazmy podniecenia w podbrzuszu przy wszystkich na stołówce. Czułam się jak dziecko, które pierwszy raz doznało zauroczenia; to zawstydzające doznanie. Przez to zapragnęłam zwiać ze szkoły, uciec do Sebastiana i przytulać się z nim cały dzień, bo było to najpiękniejszym uczuciem na świecie. 

— To jak tam z tobą i Sebastianem? Może nam coś opowiesz, Aly? — odezwała się Jennifer, wyprowadzając mnie z myśli. 

— Huh? — ocknęłam się, spoglądając na dziewczynę. — Co mówiłaś? — zapytałam rozkojarzona. 

— Bzykacie się? — skinęła w moją stronę, zachowując powagę, zaś Isabella i Amanda zaczęły śmiać się pod nosem. Otworzyłam szeroko oczy, czując kolejną falę rumieńców. — Och, nie wstydź się Aly, przecież nam możesz powiedzieć. No, to jak tam? 

— N-nie, nie bzykamy się... — wymamrotałam skrępowana, niepewnie chwytając puszkę mirindy. — Skąd takie pytanie? — zapytałam, ze stresu nabierając ciężkich wdechów. 

— Normalne, skoro coś was łączy — odpowiedziała, jakby to było oczywiste. — Gdzie ta pewna siebie Alanna, hmm? — szturchnęła mnie ramieniem, unosząc zabawnie brwi. Nie umiałam opanować uśmiechu na ustach, który wkradł się zaraz po jej słowach. — Czyżbyś wstydziła się seksu? — drażniła się. 

— C-co?! N-nie... — rzuciłam od razu, starając się zapanować nad wrzeniem w organizmie. — Tylko nie lubię rozmawiać o intymnych sprawach — powiedziałam, siorbiąc napój. 

— Szanuję to — uśmiechnęła się Jenny. — Podobno ma dużego — dodała skromnie, popijając przez słomkę mojito.

— CO?! — zakrztusiłam się, wypluwając mirindę. Poczułam tak potworny wstyd, że zawstydzenie wymalowane na mojej twarzy biło na kilometr. Nie wiem nawet, czy to było uzasadnione: ta cała moja reakcja i emocje, ale nie potrafiłam już ukrywać, że Jennifer wbiła mnie w ziemie. Dziewczyny również siedziały zakłopotane, spoglądając na Gomez. — Skąd ty takie rzeczy wiesz? — zapytałam cicho, jakby bojąc się tego poruszyć. Moje serce przyspieszyło, a krew parzyła od środka tak mocno, że momentalnie cała koszula była prawie wilgotna. Może było to dziwne, ale moja ciekawość na ten temat chciała wiedzieć jak najwięcej.

— No przecież od-

Susan ze swoją przyjaciółką zjawiła się nagle, waląc głośno ręką o nasz stół. Na całej stołówce zapanowała cisza, a oczy wszystkich dookoła były zwrócone w naszą stronę. Zdezorientowane spojrzałyśmy na Laurie, która wściekła jak osa nachyliła się nad siedzącą Amandą. Automatycznie włączyła mi się czerwona lampka. Obejrzałam się przelotnie za Adamem, który w powadze i gotowości obserwował nas z Lloydem i Elliotem.

— Wiesz, jak bardzo masz teraz przejebane? — odezwała się swym z natury pięknym i czystym głosem, lecz teraz brzmiała jak prawdziwa jadowita żmija. Zmierzyła lodowato zakłopotaną Amandę, która nie wiedziała, co powiedzieć. 

— Zjeżdżaj stąd, pusta laleczko — powiedziała Jennifer, nie bojąc się wejść w konfrontację z królową podstępu. 

— Zamknij się! — krzyknęła ostro, dając wyraźnie znać, żeby tym razem jej nie prowokować. Była wściekła, a ta wściekłość uderzała we wszystko napotkane. Jenny umilkła, gotując się ze złości w milczeniu. — Możesz podziękować swoim kochanym przyjaciołom za piekło, które ci zagotuję — Susan uśmiechnęła się w sposób, jakby sprawiała jej przyjemność nadchodząca wizja nękania dziewczyny. Amanda spanikowała, próbując coś z siebie wymamrotać:

— A-ale ja nie wiem o co... 

— Daruj sobie, ty grubasko! — krzyknęła, uderzając ponownie w stół. Kiedy to usłyszałam, momentalnie coś zakuło mnie w piersi. Wszyscy dookoła oglądali nas jak wystawę w muzeum, szepcząc i gadając coś między sobą. Nabrałam głębokiego oddechu, ze stresu samej nie potrafiąc niczego wykrztusić. Dobrze wiedziałam, że to była nasza wina; spojrzałam na Adama, który powoli kierował się w naszą stronę. — Myślisz, że jak wozisz się z tymi idiotami, to jesteś nietknięta?! — zakpiła głośno.

— A-ale o co ci chodzi?! — powiedziała cicho Amanda, nie wiedząc, co się dzieje. Spojrzała na mnie zlękniona, swymi dużymi, niebieskimi oczyma błagając o pomoc. To te jej duże, niebieskie oczy jak morze spowodowały, że przeszyło mnie jeszcze gorsze uczucie niż tylko odpowiedzialność za to, co aktualnie jej się działo. Poczułam się potwornie, potwornie, p o t w o r n i e źle. 

— Nie udawaj głupiej, ty gruba świnio! — rzuciła agresywnie, po czym wzięła kubek z wodą i bez zastanowienia chlusnęła jej prosto w twarz. Nie wiedziałam, w którym momencie straciłam nad sobą kontrolę i jak szybko to trwało, ale moje ręce automatycznie zareagowały: złapałam Susan za kłęb rudych, kręconych włosów, jednak dziewczyna gwałtownie zamachnęła się i łokciem przywaliła prosto w mój nos. Uderzenie było tak silne i bolesne, że w ułamku sekundy znalazłam się na ziemi z krwotokiem i tysiącem przekleństw. 

— Ja pierdole, ona złamała mi nos. Ta dziwka złamała mi nos — mamrotałam rozkojarzona, nie do końca wiedząc, co się rzeczywiście wydarzyło. Isabella z chusteczkami zjawiła się tuż nade mną, a Jennifer wykrzykiwała coś do Laurie i jej przyjaciółki. Ból promieniował całą moją twarz, a głowa wydawała się zaraz eksplodować. — Kurwa, ona złamała mi nos — powtarzałam w panice, czując na gardle tonę własnej obrzydliwej krwi. 

— Co ty odpierdalasz, co?! — Adam stanął przed Susan, gotując się ze złości. Niebezpiecznie zaczął zbliżać się do dziewczyny, co ją widocznie przestraszyło. Mój kuzyn był tak wściekły, że prawie własnymi rękami rozszarpałby rudowłosą, gdyby nie Lloyd i Elliot, którzy zaczęli go przytrzymywać. — Chcesz, kurwa, skończyć jak twój chłoptaś?! — wykrzyczał do niej, wyrywając się chłopakom.

— To za Ethana, ty pieprzony skurwysynie! — wysyczała do niego rozhisteryzowana i odepchnęła, po czym odeszła żwawym krokiem ze swoją przyjaciółką. Na całej stołówce wciąż panowała grobowa cisza, chociaż niektórym sprawiało to radość i niezłą polewkę; niektórzy nagrywali zdarzenie, inni rozmawiali między sobą, a pozostała reszta siedziała cicho, w szoku obserwując całe zajście. Wstałam z pomocą Isabelli i spojrzałam na Adama, który cały w nerwach o mało co nie wybuchł. Wściekły wyrównał ze mną kontakt – rozumieliśmy się bez słowa. Oboje zdaliśmy sobie sprawę, że to wszystko było naszą winą. Ani Amanda, ani nawet Sebastian nie wiedział, co spotkało Ethana – a Susan pragnęła zemsty jak szalona wariatka. Mieliśmy przejebane. 

— O co chodzi? — wykrztusiła Andy, mając łzy w oczach. Spojrzała na nas zdezorientowana, nie wiedząc, co się właściwie stało. Nabrałam chusteczek i przyłożyłam do krwotoku, przeklinając z bólu. Było to tak bolesne i piorunujące, że nawet oddychanie przez nos i usta wbijało mi parzące szpile na całym ciele. — Co ja zrobiłam? — zapytała przestraszona, patrząc na wszystkich. 

— Nic. Nic nie zrobiłaś, nie martw się — odpowiedział jej Adam, obejmując pocieszająco ramieniem. Spojrzałam na niego, kiedy zerknął w moją stronę — Wszystko w porządku? 

— Ta suka chyba złamała mi nos — odpowiedziałam, zabierając kolejne chusteczki od Isabelli. — Ale chyba w porządku.

— Chodź do pielęgniarki — zwróciła się troskliwie Jennifer, ostatni raz rozglądając się po całej stołówce i niespodziewanie wykrzykując: — A WY NA CO SIĘ GAPICIE?! PIERWSZY RAZ W SZKOLE CZY CO?! — po czym zaprowadziła mnie do gabinetu. Przed wyjściem jeszcze raz obejrzałam się za moim kuzynem, który wyszedł z roztrzęsioną przyjaciółką. Mieliśmy, kurwa, przejebane.

~*~

Pielęgniarka opatrzyła moją obitą twarz i szaleńczy krwotok, oraz poinformowała, że po złamaniu ani śladu. Nie wiem, czy nawet pocieszała mnie ta wiadomość, bo mordę miałam jak zawodowa bokserka, ale na pewno odetchnęłam z ulgą, że obejdzie się bez wizyty w szpitalu. Obecność w gabinecie nie trwała za długo, bo już po kilku minutach zjawiła się pani Squirting, która poprosiła mnie i Jennifer o pilną rozmowę. 

I tak właśnie razem z Jenny, Isabellą i Amandą znalazłyśmy się we czwórkę na dywaniku pani pedagog w jej ciasnym, ale przytulnym pokoju. Siedziałyśmy na przeciw kobiety, każda obok siebie – obojętna wszystkiemu trzymałam chusteczki przy nosie, Gomez pewna siebie oglądała paznokcie u rąk i co jakiś czas poprawiała włosy, Isi milcząca i zestresowana patrzyła na rzeczy dookoła, a przygnębiona oraz smutna Andy ze spuszczoną głową siedziała i nie była przejęta sytuacją, jak to w jej naturze zawsze bywało. Obejrzałam się za nią; jest taka przybita, a to mnie wręcz dołowało jeszcze bardziej. 

— Mam nadzieję, że wyjaśnicie mi po co was tu, dziewczęta, ściągnęłam — zaczęła pani Squirting, zasiadając powoli na swoim fotelu. Zlustrowała nas wszystkie, przelotnie oglądając się za moim nosem. — No, więc? — rzuciła, jakby zmęczona. 

— Ja nie mam pojęcia — pokręciła przecząco Isabella, mówiąc ze spokojem. 

— Też chciałabym wiedzieć, proszę pani — odpowiedziała z arogancją Jennifer, zarzucając włosami jak milion dolarów na swe plecy. 

— Nie rozmawiam bez prawnika — powiedziałam, spoglądając na kobietę. Dziewczyny parsknęły cicho pod nosem, co również rozbawiło Amandę. Uśmiechnęłam się, bo zależało mi na tym, aby rozweselić przyjaciółkę. 

— Ależ z ciebie żartownisia, Clooney — uśmiechnęła się cynicznie, nagle przybierając powagi i rzucając: — Lepiej skończ pajacować, bo do żartów mi daleko. Nie spodziewałam się tego po was, dziewczęta. Ty, Isabella oraz Amanda, jesteście jednymi ze wzorowych uczennic — obejrzała się za dziewczynami, które ciężko wypuściły powietrze. Czuły się tak poniżone, że nawet nie umiały spojrzeć pedagog w oczy. — Panno Gomez, ty również nie dałaś dobrego przykładu — dodała, wyraźnie rozczarowana. 

— A czy mogłaby pani wytłumaczyć nam, dlaczego tu jesteśmy? Ja nie wiem, co ja zrobiłam — rzuciła zirytowana Jennifer, wzruszając ramionami i przekręcając oczyma. Uśmiechnęłam się pod nosem, niedowierzając Jenny – ona była jak latynoska wersja Reginy George. Arogancka, pewna siebie i zadziorna. Ją albo się nienawidziło, albo uwielbiało – zdecydowanie należałam do tej drugiej wersji.

— Co cię tak bawi? — zwróciła się do mnie pani Squirting, wbijając poważne spojrzenie spod grubych oprawek okularów. Odchrząknęłam, poprawiając się na wygodnym krześle. — Nie dość, że idziesz w ślady kuzyna, to jeszcze pociągasz za sobą koleżanki? — powiedziała, szokując mnie. Obejrzałam się za dziewczynami, które również były zdziwione. — Wydawałaś się być taką pilną uczennicą, Alanno. Twoje oceny świadczą o wysokich ambicjach, a marnujesz się u boku tego Oliversa — zaakcentowała z pogardą nazwisko Sebastiana.

— Ale niech pani go w to nie miesza, dobrze? — wkurzyłam się. — Sebastian nie ma wpływu na moje zachowanie. Może panią zdziwię, ale nie zawsze ktoś, kto się dobrze uczy, jest też pilnym uczniem. Faktycznie, Sebastian nie ma pozytywnych ocen i nie świeci przykładem, ale jest dobrym człowiekiem i zasługuje na szacunek jak każdy inny, a pani tylko i wyłącznie nim gardzi! Powinna pani wszystkim uczniom dodawać otuchy i wspierać, a jednak znalazła sobie pani kozła ofiarnego i przelewa na nim swoje wszystkie kompleksy! — uniosłam ton, zezłoszczona spoglądając prosto w oczy pedagog. Zapadła niezręczna cisza, a Squirting bez emocji wyrównała ze mną kontakt wzrokowy. Nabrałam głębokiego oddechu, dopiero po chwili orientując się, że nie powinnam była tak krzyczeć. Dziewczyny milczały, zdumione oglądając mnie kątem oka. Poddenerwowana wypuściłam powietrze z ust, ostatni raz ocierając nos chusteczką. Nie znosiłam, kiedy ktokolwiek wypowiadał się źle na temat Sebastiana, nawet go nie znając.

— Dziewczęta, doszły mnie słuchy, że we czwórkę dokuczacie notorycznie pannie Susan Laurie — przeszła do rzeczy, wzdychając głęboko. Każda z nas szeroko otworzyła oczy i spojrzała na pedagog, w tym dotychczas niewzruszona Amanda. Jennifer próbowała już coś powiedzieć, ale szybko jej przerwano: — Jeśli jeszcze raz dojdą do mnie słuchy, że dziewczyna boi się wyjść ze szkoły, bo ktoś może na nią czekać, będę zmuszona powiadomić waszych rodziców, a w najgorszym wypadku policję — oznajmiła stanowczo, oglądając się za każdą z nas. Byłyśmy w szoku, a ja wewnątrz zaczynałam kipieć ze złości. — To niedopuszczalne, żeby w tej szkole dochodziło do gróźb, zastraszania i psychicznej przemocy! — walnęła ręką w blat biurka. 

— Proszę pani, ale to ona wszystko zmyśliła! My nic takiego nie robimy, to ona nas gnębi! Dzisiaj groziła Amandzie! — odezwała się Jennifer — Niech pani przejrzy nagrania z dzisiejszego lunchu, ona pierwsza do nas podeszła! 

— To już zostało obejrzane. Podobno Susan była w takiej desperacji, że podeszła do was i powiedziała, że już tego nie wytrzymuje — poinformowała, a my w szoku obejrzałyśmy się za sobą. — Amando, co powiedziałaś koleżance, że cię oblała wodą? — zwróciła się do Morgan. 

— Nic, ona mi groziła! — wzruszyła ramionami, tłumacząc się. — Susan okłamała panią. Każdy na stołówce widział i słyszał, że Susan mi groziła. 

— Niestety, ale kamery nie mają dźwięku, więc opieram się na tym, co słyszę. A ty, dlaczego zaatakowałaś koleżankę, panno Clooney? — spojrzała na mnie, nie ukrywając pogardy.

— Bo sobie zasłużyła — rzuciłam chłodno. — A ona mogła rozwalić mi twarz? — zapytałam zła.

— No, najwidoczniej sobie zasłużyłaś — odpowiedziała uszczypliwie, lekceważąc mnie. Poczułam właśnie, jakby ktoś sprzedał mi liścia w policzek, ale jeszcze gorsza była świadomość, że ta kobieta na oczach innych olała mnie ciepłym moczem. Nie wiedziałam, co powiedzieć.

— Jak może pani tak mówić? — wtrąciła zaskoczona Amanda, nie dowierzając. 

— Koniec na dzisiaj dziewczęta, jesteście wolne! — oznajmiła głośno, zakańczając rozmowę. Wstała, ostatni raz informując nas z powagą w głosie: — Jeszcze raz usłyszę, że gnębicie Susan albo kogokolwiek, to przysięgam wam, dziewczęta, że nie odpuszczę. Proszę opuścić gabinet, jesteście wolne. 

Zszokowana spojrzałam na pedagog, która zlustrowała mnie cierpkim i chłodnym wzrokiem. Bez słowa wstałam, opuszczając pomieszczenie z dziewczynami. Czułam na ciele coś w rodzaju smutku, a bardziej niewytłumaczalnego rozczarowania. Jaki był powód tego wszystkiego? Może moje niestosowne, wulgarne zachowanie? To, że się przyjaźnię z Sebastianem, którego ona tak nie cierpi? Może to, że moje oceny nie są odzwierciedleniem mojego stosunku do szkoły? Nie wiedziałam, co tak naprawdę zrobiłam złego, że mnie tak potraktowała. Zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, co dotychczas opowiadał mi Sebastian. Ten wzrok, ta pogarda, oschły i lekceważący stosunek – czuł to na każdym kroku przez większość swojego życia, a ja, odczuwszy to od pedagog, miałam ochotę obrazić się na cały świat. Kiedyś nazwałam go dzieckiem Szczęścia, ale teraz dotarło do mnie, jaki ogromny ból niósł za sobą każdego dnia.

~*~

Myślałam, że powrót do domu będzie jedną z przyjemnych rzeczy, jaka mogła mnie spotkać, ale zdecydowanie dzisiaj cały dzień był do bani. Nancy. Och, ta Nancy. Siedziałam w salonie, wbijając swobodnie ciało w miękkość białej sofy, a zdenerwowana Nancy Clooney chodziła w tę i tamtą stronę, wykrzykując głośno swoje przemyślenia na temat wszystkiego, do czego mogła się przypierdolić. Spokojnie pogłaskałam Rengar, która wskoczyła na oparcie, z pomrukiem nastawiając pyszczek; obie gwałtownie podskoczyłyśmy, kiedy huk naczyń dotarł do nas aż z kuchni. 

— Przysięgam, że jeszcze raz ktoś podniesie rękę na moją córkę, a pożałuje, przysięgam! — krzyczała mama, cała w rozjuszonych emocjach chodząc po domu bez najmniejszego celu. Obserwowałam ją w milczeniu, wiedząc, żeby nie prowokować wkurzonej Nancy Clooney. — Że niby jakaś smarkula czuje się bezkarna i może tak bić uczniów?! — stała w przejściu, po chwili znowu wracając do kuchni. Parsknęłam pod nosem, kiedy kolejny raz rozbiła naczynia. — Jak tak, kurwa, można?!

— Co się stało, Alanna? — usiadł obok mnie tata. Przyjrzał się mojej twarzy, widocznie zatroskany i zmartwiony, co było rzadko spotykane. — Kim jest ta dziewczyna? — zapytał. 

— To nic... — wymamrotałam. Nie chciałam o tym gadać, zwłaszcza że z rodzicami nie gada się o problemach w szkole. To była złota zasada, której nikt nie łamał. 

— Jak, cholera jasna, nic?! — krzyczała mama z kuchni, zjawiając się nagle w salonie. — Spójrz na siebie, Alanna! — spojrzała na mnie. — Wyglądasz potwornie! 

— Woah, dzięki, mamo — prychnęłam. — To tylko obity nos, całe szczęście, że nie złamany — mówiłam niewzruszona. 

— Dokucza ci ta dziewczyna? Jak się nazywa? Co się stało, że cię uderzyła? — tata zaczął zadawać pytania, jak na funkcjonariusza policji przystało. — Alanna, powiedz wszystko. 

— Tato... — spojrzałam na niego z zażenowaniem, kiedy przede mną zaczął udawać, jakby był na przesłuchaniu. — Po prostu ta laska dokuczała Amandzie, a ja stanęłam w jej obronie. I tyle, Jezu, wielkie mi halo... — przekręciłam oczyma, zaczesując włosy. 

— To z takimi rzeczami powinny byłyście udać się do odpowiednich osób, a nie brać sprawy w swoje ręce! — wykrzyczała mama, krążąc po salonie. — Alanna, ty nie możesz ciągle popadać w konflikty! Nie pamiętasz, jak było w poprzedniej szkole? — zapytała. Po jej słowach coś automatycznie podniosło mi ciśnienie, którego nie umiałam opanować.

— Ale poprzednia szkoła była pojebana! — krzyknęłam, momentalnie opamiętując się, że nie rozmawiałam z koleżankami tylko rodzicami. 

— Alanna! — krzyknęła mama, marszcząc brwi. — Jak ty się odzywasz?!

— Alanno, uważaj na słowa — zwrócił mi uwagę tata. — Pamiętaj, że rozmawiasz z matką. 

— Nie robię niczego złego i nikomu nigdy nie dokuczałam! — wściekłam się. Wstałam, udając się do wyjścia, przedtem dokańczając: — Stanęłam po prostu w obronie przyjaciółki, a wy jak zwykle uważacie, że popadam specjalnie w konflikty! Myślicie, że lubię być jakimś męczennikiem, aby mi dokuczano?! — spojrzałam na obojga, czując falę łez pod powiekami. 

— Alanno, nic takiego nie powiedzieliśmy — uspokajał tata, kolejny raz zwracając uwagę. — Tu chodzi o twoje dobro. 

— Tak, a żebyś akurat TY wiedział, co jest dla mnie dobre! — rzuciłam wściekła. Nagle całe pomieszczenie rozbrzmiało grobową ciszą, a wzrok obojga rodziców przyprawił mnie o falę najgorszych emocji, których mogłam doznać po skrzywdzeniu ich. Ta świadomość, że wbiłam nóż w serce ukochanym rodzicom nie dawała spokoju, a rozpętywała ogromny bajzel w głowie i organizmie. Wzięłam głęboki oddech, zaciskając mocno zęby. Spojrzenie taty lustrujące mnie z rozczarowaniem i smutkiem po raz kolejny udowodniło, że byłam okropną córką. Mogłam mieć mu wiele za złe, ale wiedziałam, że wszystko robił dla mojego dobra. Kochałam go, mimo że tak strasznie chciałam mu wygarnąć i wykrzyczeć, że przez dłuższy okres mojego życia więcej go nie było, aniżeli był. 

Tak bardzo chciałam zacząć z nim normalnie rozmawiać.

— Przepraszam, że nie jestem idealnym tatą.

To był cios w serce.

Popłakałam się, uciekając w stronę wyjścia.

— Alanna, kochanie... — odezwała się mama.

— Zostawcie mnie! — krzyknęłam, w pośpiechu zabierając kurtkę. Wyszłam z domu, zostawiając ich: przepełnionych żalem, smutkiem oraz rozczarowaniem, który spływał po moim ciele jak najgorsza karma w życiu. Wbijało szpile z każdą sekundą coraz mocniej. Szlochałam, w głowie nie potrafiąc pojąć własnych dzikich myśli. Pragnęłam, żeby znaleźć się z dala od wszystkiego i wszystkich, których krzywdziłam, a z nienawiści do samej siebie pragnęłam najbardziej na świecie, by uciec od samej siebie. 

~*~



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro