Rozdział 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy głupi żart spowodował, że od teraz wszystko będzie inne. Wszystko nabierze innego znaczenia, a już zwłaszcza głębszego sensu. Tym głębszym sensem była ona. Jej baśniowe oczy kroczyły za mną od momentu, gdy spojrzały na mnie pierwszy raz. Dzień w dzień budziłem się, mając ją przed swym obrazem; dzień w dzień zasypiałem, mając ją w swojej głowie. W której chwili to wszystko przybrało tak intensywnego biegu, to straciłem rachubę czasu, ale wiedziałem jedno: romantycznie przywiązałem się do Alanny. 

Wysiedzieć w łóżku nie potrafiłem, non stop kręcąc się z boku na bok. Romantyczne uczucia tkwiły we mnie od wtedy, kiedy posiadałem ją w zasięgu spojrzenia. Doskwierały mną motylki w brzuchu jeszcze intensywniejsze niż na początku, a to był dopiero początek. Wszystko się pozmieniało, absolutnie wszystko. Takiego szaleństwa emocji jeszcze nigdy nie czułem. Zastanawiałem się, czy byłem trzeźwy, bo to, co wyprawiało z moim organizmem chaos, było nierealne i magiczne. Byłem w tym całym sobą aż po krew. I to wszystko wina tej dziewczyny, i jej oczu. 

Alanna była we mnie zakochana. Uścisk w podbrzuszu po tej myśli podniecał mnie jak nigdy. Alanna była we mnie zakochana. Uśmiechnąłem się, spoglądając w swój szary sufit. Uważałem się za najszczęśliwszego człowieka na świecie. Cały syf i brud, który dotychczas targałem na barkach za sobą przez całe życie, ona go wymazała i zastąpiła niezwykłymi doznaniami. Otuliła mnie tak potężnym ciepłem i zainteresowaniem, jaki jeszcze nikt przedtem nie zdołał zrobić. Była słodka, przesłodka i słodka. Była moją dziewczyną numer jeden. Była moją kosmiczną przyjaciółką. Była moja i tylko moja. 

Miałem ochotę zatopić się w jej falowanych, pięknych włosach oraz oczach, które roztapiały mnie do kości. Niewiele dzisiejszego dnia pisaliśmy, bo odkąd wyszedłem ze szpitala, a Alanna chodziła do szkoły, to ten czas poświęcałem na szlifowaniu kawałków w programie, a kiedy przychodziła do mnie... Kiedy tylko do mnie przychodziła, ja zatracałem się w niej cały. Podniecała mnie obrzydliwie mocno. Podniecałem się przy niej jak czternastoletni, dojrzewający prawiczek, który zapoznawał się dopiero z kontaktami seksualnymi – tej erekcji nie dało się powstrzymać, ale dzielnie ze sobą walczyłem, bardzo mocno ograniczając się od dotykania jej w miejscach zakazanych dla mnie. 

I zdawszy sobie w końcu sprawę z powagi sytuacji, w której znalazłem się z Alanną – ja chyba też złamałem naszą przysięgę. Od spotkania jej z tego pieprzonego przypadku chyba nie było innego wyjścia, jak tylko porwać się tej zabawie. Nie, nie, to już dawno przestała być zabawa. Łaknęliśmy się potwornie mocno pod przykrywką zabawy i beztroski, a ja z każdym dniem, jak i ona, darzyłem ją silniejszym uczuciem niż poprzednio. Dziewiętnaście lat mojego istnienia na tej ziemi czekałem, żeby poczuć jak to jest: być zakochanym. Ja się w niej zakochałem. Zakochałem się w Alannie. Czy ja naprawdę się w niej zakochałem? Wstałem z łóżka, spojrzenie wbijając na bose stopy i ręce. 

Czy ja naprawdę się w niej zakochałem? Moje obawy względem Adama, najlepszego przyjaciela; moje nieodpowiedzialne i lekkomyślne życie; moje zerowe doświadczenie z życiem miłosnym; moja niechęć do ograniczeń i zobowiązań – czy ja naprawdę mogłem nazwać SIEBIE zakochanym człowiekiem? Czy zasługiwałem na to uczucie, czy zasługiwałem na Alanne? Czy to, co czułem, to podpinało się już pod zakochanie? Miliony pytań i zero odpowiedzi, ale pewność była jedna: byłem zagubiony i zmieszany, a wręcz przerażony. Ale uciec nie zamierzałem. 

Uciec nie zamierzałem, bo spędzanie z nią czasu to była czysta przyjemność, a przyjemności w życiu sobie nigdy nie odmawiałem. Z drugiej strony moje myśli ciągle krążyły wokół Adama, którego za nic w świecie nie chciałem zdradzić ani zranić. Zawsze byliśmy dla siebie jak bracia, zawsze robiliśmy wszystko razem, zawsze – teraz jego miejsce miała zastąpić Alanna? Czułem, że ona już dawno to zrobiła. Czułem, że już dawno została moją najlepszą przyjaciółką, dziewczyną numer jeden. Czułem od tak dawna, że przy niej nie potrzebowałem nikogo innego. Ale tak bardzo nie miałem odwagi skreślać wszystkiego, co zbudowałem z Adamem dla jego kuzynki. Moja lojalność, moralność i życiowe zasady nie pozwalały na to i czułem pierwszy raz w życiu, jak to być między młotem a kowadłem. Strasznie chujowo. 

Chyba bałem się powiedzieć mu w twarz, że zadurzyłem się w Alannie. Bałem się jego reakcji, bo mógłby poczuć się oszukany, że przez tak długi czas ja po kryjomu spotykałem się z nią i mu nawet nic nie mówiłem. Mógłby poczuć się urażony, że zauroczyłem się na maksa w jego kuzynce, a wkręcałem mu kłamstwa. Przecież mówiliśmy sobie wszystko. On zwierzał się mnie z miłości do Amandy, a ja nie pisnąłem ani słówka o Alannie. Czułem się z tym potwornie i chciałem wiele razy przestać, ale nie potrafiłem. Ona była warta ogromnych kłamstw. Teraz, gdy jeszcze wiem, na czym stałem z nią i co poważniejszego nasz łączyło, gdy wiedziałem, że była moja i tylko moja, za nic w świecie nie chciałem jej stracić. 

— Sebastian? — drzwi otworzyły się delikatnie, a za nimi wyglądała niepewnie Jade, wchodząc po chwili do pokoju. — Sebastian, jak się czujesz? — zapytała przejęta, stojąc na środku pomieszczenia. 

— Co jest, maluchu? Ze mną wszystko dobrze — spojrzałem na nią, wstając z łóżka. Zaskoczyła mnie swoim wejściem, zwłaszcza w tak smętnej formie, w jakiej do mnie przyszła. Zawsze była chodzącą tykającą bombą i musiałem tylko czekać na jej wybuch, albo potrafiła być zwykłym dzikusem, który od rana niszczył mi dzień. Teraz zaś była słodką, niewinną i kruchą siostrzyczką, która na pewno coś chciała. — Co tam? 

— Wiesz... — zaczęła niepewnie, krążąc po pokoju i oglądając rzeczy na półkach i otwartej szafie. — No bo ja... Ugh, strasznie cię przepraszam, Sebastian... — spojrzała na mnie smutna, lustrując zadrapania na twarzy i siniaki. — To wszystko moja wina — powiedziała z żalem. — Gdybym po ciebie wtedy nie zadzwoniła... 

— A weź przestań, Jade, nawet tak nie myśl. Miałaś wpływ na to, że byli we trzech? Wiedziałaś o tym? — zapytałem, na co pokiwała przecząco głową. — O niczym nie wiedziałaś, nic nie jest twoją winą. Przestań się tym zadręczać — uśmiechnąłem się i poczochrałem jej włosy. 

— Ale-ale, gdybym nie zadzwoniła do ciebie, t-to ty nie trafiłbyś do szpitala... — mówiła przejęta. 

— Nie pierwszy i nie ostatni raz trafiłem do szpitala — uśmiechnąłem się cwanie, co odwzajemniła, kręcąc głową. — A twój mąż jak się czuje? Wszystko z nim w porządku? — zapytałem, a na jej policzkach automatycznie pojawił się czerwony odcień. 

— Z Jasonem wszystko ok — uśmiechnęła się, oglądając mój pokój. — Posprzątałbyś tu, brudasie! — powiedziała.

— Spadaj — prychnąłem. Nie uważałem, że było brudno, a nawet jeśli, to ten brud był mój. 

— Jak możesz zapraszać do tego syfu Aly? Nie wstydzisz się? — zapytała, podchodząc do terrarium z moim wężem, który właśnie jadł zdechłe myszy. — O fuuuj, ohyda! — odsunęła się gwałtownie, krzywiąc się ze zniesmaczenia. 

— Jak będziesz mi podskakiwała, to skończysz jak one — ostrzegłem, ubierając się w dresy i bluzę. 

— Pff, frajer — rzuciła, nie ukrywając rozbawienia. — A ja cię przepraszałam!

— Och, przeprosiny przyjęte, kochana siostrzyczko — poczochrałem jej włosy. Jade uderzyła moją stopę piętą, uciekając z pokoju. Przekląłem pod nosem, chcąc już odegrać się na tej wrednej suce. 

— Skończony pies! — krzyknęła. 

— Co to za wyzwiska? — zapytała mama, nagle pojawiając się w pokoju. — Boże, Sebastian, posprzątaj tu — zmarszczyła się, otwierając okno. — Skarbie, fuj, jak tu śmierdzi — nie dowierzała. Zaczęła sprzątać przy biurku, wyrzucając do kosza zgniecione kartki papieru i inne śmieci. 

— Zostaw to, posprzątam później — powiedziałem jej, biorąc do ręki deskorolkę. Wyjrzałem szybko przez okno, dostrzegając jeszcze w miarę dobrą pogodę na deskę. Wielkimi krokami zbliżała się zima, a to oznaczało brak jazdy i pieprzoną nudę. 

— Sebastian, ty od tygodnia próbujesz tu posprzątać — zauważyła, a ja prychnąłem z rozbawienia. — Gdzie się wybierasz? Głowa cię już nie boli? — zmierzyła mnie, zabierając z biurka dwa talerze i kubki. 

— Do Alanny — odpowiedziałem, na samą myśl o tym uśmiechając się. Mama odwzajemniła radość, nie ukrywając w tym podejrzliwym uśmiechu jakiegoś głębszego dna, co mnie automatycznie zawstydziło. — No co? — burknąłem. 

— No nic, nic — odparła skromnie — To bardzo porządna dziewczyna, nie skrzywdź jej — ostrzegła. 

— Wiem, mamo... — wymamrotałem zmęczony, znając tę gadkę na pamięć. Stanąłem przy drzwiach, znudzony czekając, aż skończy na ten temat gadać. 

— Alanna wydaje się mieć na ciebie dobry wpływ, wiesz? Nie daj jej, synek, odejść. Dbaj o nią — mówiła, krzątając się po pokoju. 

— Mówisz tak, jakby była moją dziewczyną — rzuciłem. 

— A nie jest? — zapytała w szoku, spoglądając na mnie. — Nie jesteście razem? — zdziwiła się. 

— Jeszcze nie — uśmiechnąłem się dumnie, podkreślając słowo ''jeszcze''. Byłem tym zafascynowany, że niedługo mogła być wreszcie moją dziewczyną. Powstrzymywał mnie tylko Adam i strach, że może nie odnalazłbym się w roli chłopaka i tych całych zobowiązań wobec związku, ale w głębi duszy pragnąłem tego spróbować. 

— To na co czekasz? Przecież się spotykacie, jesteście chyba ze sobą blisko, tak? Podoba ci się Alanna? — zadawała pytania, zaczynając mnie nimi krępować. Boże święty, jak ja miałem tego dosyć! Zawstydzała mnie jak jakiegoś sześcioletniego chłopca, który podrywał koleżanki z przedszkola dokuczając im. 

— Podoba mi się, i to bardzo, ale nie wiem, no, tak jakoś... nie spieszy nam się. Będzie co będzie — odpowiedziałem, wzdychając głęboko. Usłyszałem za plecami jakiś dźwięk, a po odwróceniu się, by zobaczyć, co to było, zobaczyłem Jade, która wszystko podsłuchiwała. — Ty wredna sikso! — krzyknąłem, chcąc ją złapać, ale szybko uciekła z kpiącym śmiechem. 

— HAHA! SEBASTIAN NIE MA JAJ, ŻEBY ZROBIĆ PIERWSZY KROK, HAHA! NIE MASZ JAJ, NIE MASZ JAJ! — powtarzała głośno, upokarzając mnie. Przekląłem pod nosem, zawstydzony spieprzając z tego domu. 

— Co się dzieje? — zapytał zaciekawiony tata, wyglądając zza ekran laptopa w kuchni. — Czyżby jedenastolatka uprzykrzała ci życie? — rzucił ironicznie, nie ukrywając rozbawienia. 

— Spadaj — prychnąłem, zamykając za sobą główne drzwi, przedtem słysząc jego śmiech. 

Wskoczyłem na deskę, kierując się w stronę domu Alanny. Nie widziałem jej od samego rana, a od tamtego czasu myślałem o niej w każdej chwili. Chciałem ją zobaczyć, usłyszeć, dotknąć, a może pocałować. Czułem ogromny niedosyt z dzisiejszego dnia, zwłaszcza że mało rozmawialiśmy, a szkołę skończyła dwie godziny temu i nadal się nie odzywała. Spróbowałem tym razem pierwszy do niej zadzwonić, bo wiadomości na messengarze nawet nie odczytywała, co zaczynało mnie niepokoić. Wykręciłem numer, przykładając telefon do ucha, ale od razu włączyła się sekretarka. Okej, coś na pewno się stało i zacząłem się martwić. Dziwny niepokój zalał mnie w ułamku sekundy, a czarne myśli zaczynały pisać swój dramatyczny scenariusz. 

Pytania nasuwały się w mgnieniu oka, ale były to tak absurdalne pytania, że sam nie mogłem uwierzyć mojemu nakręcaniu się. Myślałem nawet o tym, że może była gdzieś z Austinem. Wziąłem głęboki oddech i zatrzymałem się przy numerze trzynaście, tym pieprzonym pechowym numerku trzynaście. Wszedłem na posesję, chcąc skierować się na tył, by wejść do Alanny pokoju przez jej okno, ale zaraz przez frontowe dostrzegłem jej mamę i tatę w środku domu. Widocznie niespokojnych i zmartwionych. Okej, teraz jeszcze bardziej poczułem się zaniepokojony. Nabrałem kilka głębokich wdechów i zapukałem do drzwi, po chwili zastanawiając się, czy dobrze zrobiłem. Przecież mogłem cofnąć się i sam ją znaleźć, wcale nie musiałem zjawiać się u jej rodziców. Szybko odwróciłem się i gdy chciałem już uciec, usłyszałem jej mamę za plecami: 

— Sebastian? — zapytała zaskoczona, lustrując mnie. Spojrzałem na nią, dostrzegając mokre rzęsy od łez, czerwony nos i policzki. Płakała. O rany, niech mnie ta kobieta nie dobija. — Chodź, wejdź — zaprosiła mnie do środka. 

— Dzień dobry, ja do Alanny tylko — powiedziałem na wstępie, wchodząc do środka. Rozejrzałem się dookoła, dostrzegając w salonie jej tatę, który bez wyrazu nad czymś myślał i podejrzewałem, że tym czymś musiała być jego córka. 

— Alanny nie ma — rzuciła jej mama, odwracając się do mnie. Spojrzała na mnie zrozpaczona, wywołując w mojej klatce piersiowej dziwne ukłucie. — Nie ma jej — prawie wykrztusiła, po tym na dłuższą chwilę zachowując milczenie. Przetarła rękoma łzy, nabierając głębokiego oddechu. Patrzyłem na nią zestresowany, to oglądając się również za jej tatą. — Przepraszam — odezwała się cicho, podchodząc do regału i zabierając chusteczki. — Alanna wkurzyła się i wyszła z domu, ma wyłączony telefon — poinformowała, kierując się do kuchni. — Chcesz się czegoś napić? Sok, woda? 

— W-wody. Wodę poproszę — wykrztusiłem, odwracając się w stronę jej taty. Niepewnie skierowałem się do salonu, odkładając deskę przy drzwiach. — A co się stało? — zapytałem, stojąc przy ścianie. — J-jeśli mogę wiedzieć, oczywiście — dodałem szybko, nie wiedząc, czy mogłem w ogóle o to pytać. 

— Siadaj, śmiało — mężczyzna skinął w stronę fotela, na który ostrożnie usiadłem. — Alanna ma te swoje głupie humorki. Myśli, że cały świat jest przeciwko niej, zwłaszcza rodzice. 

Przełknąłem ślinę, spoglądając na niego w milczeniu. 

— Wkurzyła się, bo jak zwykle usłyszała coś, co jej się nie spodobało! — zjawiła się jej mama, kładąc na szklany stolik szklankę z wodą. Napiłem się od razu. — Boże, jaka ona jest głupia... — schowała twarz w dłonie i pokręciła głową, załamując się. — Jak może myśleć, że chcemy ją zranić...

W ciszy patrzyłem na obojga, nie wiedząc, co powiedzieć. Czułem się skrępowany, będąc samemu u jej rodziców, jeszcze tak roztrzęsionych i szczerze, to nie wiedziałem, jak miałem się zachowywać. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji i cokolwiek przychodziło mi do głowy, żeby powiedzieć, to wszystko było nie na miejscu. Milczałem, obserwując ich i myśląc o Alannie – zastanawiałem się, gdzie jest, co robi, jak się czuje, o czym myśli, jak wygląda, jak pachnie, jak się uśmiecha.

— Sebastian, jesteście ze sobą blisko, może coś ci mówiła? Wiesz, gdzie jest? — zapytała jej mama z troską, uważnie mi się przyglądając, jakby chciała wyciągnąć najważniejsze informacje.

— Nie odzywała się dziś do mnie, mało pisaliśmy — odpowiedziałem cicho, przelotnie spoglądając na godzinę w telefonie. — A-a coś się dzisiaj... stało? — spytałem niepewnie, patrząc na jej tatę i mamę. 

— Znowu coś naskrobała w szkole — rzuciła pani Clooney, zasiadając na białą sofę obok męża. — Ona nigdy się nie nauczy. Od dziecka pcha się w kłopoty — powiedziała ciszej, jakby do siebie. Z nerwów obgryzała paznokcie, albo się nimi bawiła. 

— Może to wina jej dzieciństwa i ludzi, którzy jej dokuczali? — zapytałem. Spojrzeli na mnie, a po chwili na siebie, jakby coś było na rzeczy. Zmarszczyłem brwi, czując, że moja ciekawość chciała wiedzieć na ten temat jak najwięcej. 

— Alanna miała bardzo ciężkie dzieciństwo — odezwał się jej tata. Pani Clooney zapłakała cicho, odwracając głowę. Mężczyzna chwycił czule dłoń swojej żony, mocno ściskając. — To, co przeszła w dzieciństwie mocno odbiło się na jej dorastaniu. Poza tym na pewno odbije się w życiu dorosłym — powiedział, wzdychając głęboko. — Opowiadała ci? — zapytał. 

— T-tak — pokiwałem twierdząco, spoglądając na obojga. — Tak, Alanna dużo rzeczy mi opowiadała. I też mi się wydaje... że chyba to te jej dzieciństwo się na niej odbiło — dodałem niepewnie. — A czemu ludzie jej dokuczali? — zapytałem wprost.

— Wiesz... — zaczął niepewnie mężczyzna, przelotnie spoglądając na swoją żonę. — Alanna zawsze wykazywała się innością. Zawsze była inna wśród rówieśników, bardziej... nadpobudliwa. Wiesz, jak to dzieci: wszystko inne jest dziwne. Jeszcze te jej piękne oczy w dzieciństwie robiły z niej dziwoląga wśród dzieciaków i przez większość życia ich nienawidziła. 

— Nawet, jak jest inna niż wszyscy, to nigdy w życiu nie miałam tak wspaniałej przyjaciółki jak ona — wtrąciła jej mama, wstając na równe nogi. Wzięła głęboki oddech i otarła od łez policzki, wychodząc z salonu. — Wybaczcie, pójdę trochę ochłonąć. 

— Nie lubi tego tematu — uśmiechnął się jej tata, co delikatnie odwzajemniłem. Trochę czułem się zmieszany, nie wiedząc tak naprawdę, o co im chodziło odnośnie inności Alanny. — Jak się czujesz? Wszystko z tobą w porządku? — zapytał, lustrując moją twarz. 

— T-tak, wszystko w porządku — odparłem od razu, poprawiając się na fotelu. — A Alanna... ona... Co się tak właściwie stało? Nie odzywała się do mnie przez większość czasu i zacząłem się martwić — spojrzałem w jego oczy, które bardzo przypominały mi jej baśń. 

— Dzisiaj w szkole jakaś dziewczyna ją uderzyła, nie wiem, podobno dokuczała Amandzie i Alanna stanęła w jej obronie — powiedział, szokując mnie. Z jednej strony poczułem się źle, że nawet mi niczego nie powiedziała, zresztą, że mi nikt nie powiedział, ale z drugiej strony zacząłem strasznie o niej myśleć, czy wszystko z nią w porządku i jak się czuje. Miałem ochotę ją bardzo mocno przytulić i powiedzieć, że już jestem. — Wiesz może, co to za suka? — zapytał, nie oszczędzając na wyzwiskach, co oboje skomentowaliśmy cichym parsknięciem. 

— Domyślam się, która to może być — odpowiedziałem, wiedząc już, co zrobić z Susan. — Ale może być pan pewien, że już nigdy więcej nie dotknie Alanny. Ma pan moje słowo — zapewniłem zdecydowany. 

— Dziękuję, Sebastian — podziękował z wdzięcznością, na co uśmiechnąłem się mile. Kurczę, jej tata wydawał się być takim spoko gościem, a Alanna go zawsze opisywała jak bezduszną istotę. 

— Dużo mi o panu opowiada — rzuciłem bez namysłu, dopiero po fakcie chcąc sprzedać sobie liścia w twarz. Boże, jaki ja jestem głupi! 

— Naprawdę? — zdziwił się, unosząc kąciki ust. — I co tam ciekawego o mnie wiesz? Jak wielkim ignorantem jestem? — zapytał, nie ukrywając rozbawienia. Trochę osłupiałem, nie spodziewając się, że mógł akurat o tym wspomnieć.

— No... takie tam. Dużo razy mówiła mi, że bardzo pana kocha, a-ale rzeczywiście... czuje się ignorowana — powiedziałem ogółem, nie chcąc zdradzać więcej. Jej tata przez chwile wydawał się rozczulać nad zdaniem o kochaniu go, co bardzo przykro było oglądać. 

— Naprawdę? A wydaje się mnie nienawidzić — odparł bez wyrazu, poprawiając się na sofie. Oparł rękę wzdłuż oparcia i rozsiadł się wygodniej. — Wiesz, staram się ją zrozumieć. Nie mógłbym jej skrzywdzić, a niestety ona uważa, że nawet milcząc ją ranię. Jest strasznie na mnie cięta. 

— Wątpię w to, proszę pana. Ona pana bardzo kocha i docenia wszystko, co pan dla niej zrobił. Mówiła mi to — powiedziałem szczerze. 

— Ona z miłą chęcią chciałaby mieć innego tatę — parsknął prześmiewczo, jednak w tym śmiechu czułem przemawiający ból. Jej tata, mimo radosnego uśmiechu i żartobliwej atmosfery wokół tego tematu wydawał się być tak naprawdę zrozpaczony. — Nie umiem być lepszym tatą — dodał cicho. To zdanie chwyciło mnie prosto w pierś. Spojrzałem na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. Wiedziałem, żeby tu nie przychodzić, do cholery. Bawiłem się palcami u rąk, skrępowany oglądając salon dookoła, co jej tata szybko zauważył. — Ale wiesz, wydajesz się mieć na nią dobry wpływ, Sebastian — odezwał się, przerywając sztywną ciszę. — Wiesz, te całe skowronki i motylki — uśmiechnął się.

— Mama też mi to mówi — odpowiedziałem zawstydzony, czując, jak moje policzki czerwienieją. Ja pierdolę, jeszcze przy jej ojcu musiałem zarumienić się jak jakiś palant. — T-to znaczy, że Alanna ma na mnie dobry wpływ, mama tak twierdzi — poprawiłem się przy wypowiedzi, czując dziwny stres na ciele. 

— No widzisz, to chyba dobrze — widać było, że cieszył się z tego powodu tak jak moja mama. Ukradkiem przyjrzałem się jej tacie, z ciekawości szukając podobieństwa do córki. Alanna miała jego kolor włosów i fale, które u mężczyzny kosmykami opadały na czoło. Niebieskie jak ocean oczy były takie same jak jej wkradający się odcień tęczówki na jednej z par ślepi. Prosty, zadarty lekko w górę, mały nosek. Odwróciłem się, kiedy jej mama z powrotem zjawiła się w salonie. Kobieta zdecydowanie przekazała małe i drobne ciało, ale zaokrąglone tam, gdzie trzeba. Była blondynką i z opowieści Alanny wiedziałem, że o ostrym, zdecydowanym temperamencie, ale może to brało się z rodziny Lutcherów: oni wszyscy tacy byli. Jej mama miała młodą twarz, trochę pyzą u policzków jak Al, co zapewne odziedziczyła po niej. Miała z wyglądu trochę po tacie, trochę po mamie, ale dla mnie była jedyna w swoim rodzaju, wręcz nadnaturalna. Moja piękna Alanna. 

— Pójdę jej poszukać — rzuciłem, przerywając milczenie. Wstałem, przelotnie oglądając się za fotelem, czy przypadkiem go nie ubrudziłem. W tym domu musiałem pilnować się ze wszystkim, co robiłem i co mówiłem, a najbardziej, by nie robić siary przed jej rodzicami. 

— Wiesz może, gdzie jej szukać? Wiesz może, czy będzie cała? — zapytał mężczyzna, wstając na równe nogi. 

— Chyba tak — uśmiechnąłem się, poprawiając plecak na ramieniu. — Będzie cała.

— Niech tylko wróci do domu gówniara! — krzyknęła zdenerwowana jej mama. Zabawnie się oglądało jej frustrację, bo była taka sama jak cała reszta denerwujących się Lutcherów – oni byli zabawni. Tym razem też nie mogłem brać na poważnie jej złości, bo wyglądała prześmiewczo i słodko, ale zaśmiać się powstrzymywałem, by nie wyjść na idiotę.

Pożegnałem się, wskakując na deskę i kierując się do miejsca, które ciągnęło mnie mocniej niż afrodyzjak. Ciągnęło kurewsko mocniej, bo wiedziałem, że Alanna tam była. Przede mną i moim nosem nie mogła się daleko schować. 

~*~

Przedarłem się przez gąszcz krzaków i chwastów, w końcu docierając przez wyburzoną dziurę w budynku do pomieszczenia, gdzie smród wilgoci i starości mieszał się z jej perfumami. Była tu i przeczuwałem, że bliżej niż myślałem. Na początku po cichu rozejrzałem się po pomieszczeniach, nie zastając jej ani w jednym z nich, ani nawet w naszej miejscówce. Zbliżając się coraz szybciej do zniszczonych, zardzewiałych drabinkach na dach słyszałem, jak pociągała katarem. Wszedłem na górę, wyglądając delikatnie za horyzont – siedziała na skraju z jedną nogą spuszczoną w przepaść, od czasu do czasu chlipiąc pod nosem. Moje serce zabiło sto razy szybciej, kiedy oglądałem ją w tak pięknej chwili. 

Może nie była to piękna chwila dla niej, bo Alanna płakała i była smutna, ale dla mnie ten widok raził piorunem całe ciało i umysł. Kaskada jej pięknych fal opadała na plecy, a przedzierające się jesienne promyki światła przez korony drzew oświetlały ją niczym lśniące złoto w najczystszej postaci. Lśniła jak złoto, a nawet diamenty. Zaczarowany przyglądałem się jej, jak siedziała. Zaczarowany wsłuchiwałem się jej, jak pod nosem chlipała. Chciałem zatrzymać ten czas, ale wiedziałem, że dla niej był on koszmarnym czasem. 

Moja noga ześliznęła się ze stopnia. 

— Kurwa! 

— Kto tam jest?! — krzyknęła przestraszona. 

— Duch — odpowiedziałem żartobliwie, wspinając się po drabinie. Wszedłem na dach, dostrzegając, jak Alanna prędko zakryła twarz włosami, odwracając się. 

— Odejdź ode mnie! — krzyknęła wstydliwie, na co zmarszczyłem brwi. — Sebastian, proszę, idź sobie! 

— Zapomnij — zaśmiałem się, podchodząc do niej. Nawet na mnie nie patrzyła, co zaczynało mnie niepokoić. — Co się stało, strachliwy kotku? Czyżbyś zapomniała, że przede mną nie uciekniesz? 

— Odejdź... — wymamrotała cicho, ciągle zasłaniając się włosami. 

— Hej, co się stało? — zapytałem, zasiadając obok niej. Odłożyłem na bok deskę i plecak, po czym całą uwagę skupiłem na moim największym Szczęściu. — Martwiłem się — powiedziałem z troską, dotykając delikatnie jej kruchego ramienia. — Nie odzywałaś się. 

— Proszę cię, nie patrz na mnie... — jęknęła rozpaczliwie, chowając twarz w dłoniach. 

— Hej, Al? Co się stało? — zapytałem, coraz bardziej zaczynając się bać. Alanna jęknęła cicho, po czym uniosła wzrok na mnie, zabierając ręce. W ciszy zlustrowałem jej sińce na policzkach i opuchnięty nos. 

— Wyglądam okropnie! — załamała się, zawstydzając się przede mną. — Nie patrz na mnie... 

— Ej, ja też wyglądam okropnie, spójrz — uniosłem kąciki ust, wskazując na swoją obitą twarz. Może to było okropne, ale bawiło mnie to, że ona również była nieźle porychowana. — Witaj w klubie. 

— Nie, Sebastian, proszę, nie patrz na mnie... — odwróciła głowę, paląc się ze wstydu. Ona w rzeczywistości wyglądała tak słodko i niewinnie z tymi siniakami, że nawet nie przyszło mi na myśl pomyśleć o niej inaczej. — Wyglądam potwornie... 

— E, e, e, razem wyglądamy potwornie — uniosłem pouczająco palca wskazującego i pomachałem, poprawiając jej wypowiedź. Chciałem ją rozweselić i rozbawić, co szybko się udało, bo spojrzała na mnie ze szczerym uśmiechem, rumieniąc się na policzkach. — Opowiadaj, co się stało. Susan ci wpierdoliła? — nie ukrywałem zdziwienia. 

— Taaa, wyjebała łokciem prosto w nos — odparła, spuszczając obie nogi w przepaść. — Poszło o Amandę, wiesz... — odezwała się niepewnie, jakby bała się mówić. — Słyszałeś o Ethanie? — rzuciła wprost, spoglądając w moje oczy. Uśmiechnąłem się i prychnąłem, dając jej jasny znak, że ja wiedziałem o wszystkim. — Skąd? — zmarszczyła brwi. 

— Kotku, myślisz, że Adam by przemilczał? Co pierwsze, to zadzwonił i śmiał się, jak Ethan płakał — odpowiedziałem rozbawiony, odwracając się i chwytając do ręki plecak w poszukiwaniu fajek. — Jarać mi się chce. 

— Miałeś nie palić — zauważyła.

— Kurczę — znieruchomiałem, przypominając sobie, że obiecałem jej rzucenie szlugów. Odłożyłem plecak z powrotem, spoglądając na Alanne. — Przepraszam, strasznie kusi. 

— Dobrze ci idzie — uśmiechnęła się, dotykając mojej ręki dla otuchy. Jej dotyk w tak pochmurny, listopadowy i wietrzny dzień ogrzał mnie jak gorące słońce w środku lipca. Spokój i relaks opanował mój organizm od razu, kiedy byłem niej tak blisko. — No więc, Susan chciała odegrać się przez to na Amandzie i... 

— Nic nie mów — przerwałem jej cicho, powoli opadając ciałem wprost na nią. Uspokojony położyłem głowę na jej udach, przymykając oczy. — Nic już nie mów, Al — poprosiłem. 

Zgodnie z moją prośbą umilkła, skupiając na mnie swój ciepły, baśniowy wzrok. Alanna położyła rękę na moich krótkich włosach i zaczęła głaskać, wprawiając mnie w jeszcze większe odprężenie tylko zwykłym muskaniem. No właśnie – ona tylko delikatnie muskała, a ja czułem się jak w eldorado. Nie do opisania było to, jak moje ciało reagowało na jej obecność i sam dotyk, a już zwłaszcza nie do opowiedzenia ludzkimi słowami były emocje, które targały mną na prawo i lewo, wyprawiając coś wspaniałego. To było lepsze niż haj, to było lepsze niż stan upojenia jakimikolwiek używkami. To było r e a l n e. 

Przed poznaniem jej powiedziałbym, że do szczęścia potrzeba mi tylko trzech rzeczy: muzyki, deski i dobrego zielska. Teraz myślę, że do szczęścia potrzebuję tylko odpowiedniej osoby i ona właśnie nią była. Z Alanną mogłem robić wszystko, na co tylko nabrałem ochoty – ona za mną wskakiwała w ogień i kradła konie. Mógłbym nawet sięgnąć gwiazd i ona by przy mnie była. Nie chcąc nawet przed tym uciec albo zmienić, doszedłem do wniosku, że tak naprawdę to potrzebowałem po prostu jej obecności i byłem już spełnionym człowiekiem na ziemi. Zwykłe leżenie na brudnym, zniszczonym dachu w środku lasu, w dodatku z tak paskudną, zimną pogodą sprawiało mi relaksującą przyjemność. Nie chciałem zabawy, nie chciałem wrażeń, nie chciałem szalonej spontaniczności i przeżyć – chciałem spokoju, jej osoby i pieprzonego miziania po główce. Chciałem, żeby ona ze mną była. 

Otworzyłem oczy, spoglądając prosto w lśniące ślepia dziewczyny nade mną. Była najpiękniejszym obrazem na całym świecie. Uśmiechnęła się – i ten uśmiech powalał na nogi, a był kierowany tylko i wyłącznie w moją stronę. Może jestem egoistą, ale czułbym się bardzo źle, gdyby kierowała go jeszcze gdzieś indziej. Uniosłem rękę, dotykając jej ciepłego, delikatnego policzka. Ta skóra była tak aksamitna i miękka, że aż bałem się ją pieścić. Nie mogłem traktować jej brutalniej, a bardzo bym chciał; bardzo bym chciał ją chwycić i mocno przytulić. Tak mocno, ażeby przeniknąć przez jej duszę i stać się jednością. Boże, jak ja wariowałem na jej punkcie!

Uniosłem się, zbliżając twarz do niej, co ją zaskoczyło. Głęboki i zmysłowy zapach jej osoby przyprawił mnie o dreszcze. To już w ogóle było nienormalne – jej zapach. Był przepełniony doznaniami, jakie uderzały we mnie z siłą wzburzonej tafli wody za każdym razem, kiedy go czułem pod nosem. Był tak podniecający, że automatycznie nawet dresy wydawały się być za małe – pobudzał we mnie potężny erotyzm i napięcie, którego nie umiałem kontrolować. Był jednocześnie taki kojący i spokojny, jakbym od dawien dawna z nostalgią poszukiwał tej woni, a kiedy już ją miałem – czułem się jak we własnym dojo; czułem się, jakby wszystko było na miejscu. Jej zapach był najładniejszym, a co lepsze, to najbezpieczniejszym zapachem, przy którym czułem spokój i swobodę. 

— Sebastian? — odezwała się cicho, kiedy ustami błądziłem przy jej twarzy. Paraliżował mnie jej drżący oddech, który, podejrzewam, był równie podniecony co mój. Gorąco wrzało w moim ciele, zalewając mnie dużą ilością potu. 

— Chcesz może zejść na dół? — zaproponowałem. Delikatnie dotknąłem jej dłoni i splotłem palce ze swoimi, obdarowując jej szyję trzema czułymi pocałunkami. Zadrżała, a gęsia skórka pojawiła się od razu. Zadowalało mnie to, że działałem tak na jej organizm. 

— P-po co? — wyrzuciła z siebie cała rozemocjonowana, oblizując spierzchnięte usta. Była potwornie nagrzana i kiedy spojrzałem w jej rozpalone oczy, wiedziałem, że potrzebowała mnie tak, jak ja jej zacząłem pragnąć. 

Zapragnąłem ją. 

— Nie wiem — wzruszyłem ramionami, nachylając się nad jej uchem. Zagryzłem płatek, na co zareagowała wstydliwym, cichym jęknięciem. Jej dźwięk odbijał się jeszcze przez dłuższą chwilę w mojej głowie, podniecając coraz to mocniej. — O boże, tak po prostu — wyszeptałem uniesiony, ciągle myśląc o jej jękach.

— Dobra — wykrztusiła, przełykając ciężko ślinę. Pokiwała głową, zarumieniona obserwując mnie spod lekko przymrużonych powiek. Oddychała ciężko, ledwo panując nad drżeniem tego oddechu. 

Zestresowany obróciłem się do deski i plecaka, zabierając rzeczy ze sobą. Alanna wstała razem ze mną, przepuszczając mnie pierwszego do zejścia. Z przedostatniego stopnia zeskoczyłem, a upadek stopami na beton spowodował, iż zdałem sobie sprawę z powagi sytuacji. Byłem już na dole i czekałem na nią, ale tak właściwie, to dlaczego czekałem i dlaczego zaproponowałem zejście? Cały w podnieceniu płonąłem, a wzwód napierał na bawełniany materiał dresów. Pomyślałem sobie, że może się pocałujemy i trochę poobściskamy, ale podświadomie zapragnąłem jej. Zapragnąłem Alanny, a ona chyba zapragnęła mnie. 

Zanim mogłem zdążyć zapanować nad chaosem podnieconych myśli i wrzących płomieniami emocji, ona była już przede mną. Zarumieniona na policzkach, zawstydzona na twarzy, ale jednocześnie tak strasznie nagrzana. W milczeniu patrzyłem w jej oczy, co również w ciszy odwzajemniła. Byłem rozpalony do granic możliwości, a jej wzrok tylko potęgował rozbudzenie. Wytrzymać nie umiałem, powoli czując się jak dzikie zwierzę. Niespodziewanie upuściłem deskę, ujmując w obie ręce jej gorące policzki. Pocałowałem ją łapczywie, ani na sekundę nie wypuszczając z objęć. Jej usta doprowadzały mnie do obłędu, a pocałunki zabierały w podróż do kosmosu: czułem się z tym wszystkim tak obco, jakbym pierwszy raz poznawał świat. I właśnie ten pierwszy raz jest najlepszy. Całowaliśmy się namiętnie i tak zachłannie jak nigdy, a kiedy odważyła się dodać język, podnieciłem się na maksa. 

Przycisnąłem ją delikatnie do ściany, kolejny raz wydobywając z gardła cichy jęk. Nie wiedziałem, czy się powstrzymywać, by jej nie przestraszyć i zniechęcić do siebie, czy opanować siebie oraz swoje podniecenie i zaprzestać wszystkiemu, do czego doszliśmy w ciągu kilku minut. Wybuch pożaru rozbudzenia był ciężki do kontrolowania, a jej łakomy dotyk wcale nie pomagał; dotykała mnie po karku i włosach, jeżąc wszystkie inne na całym ciele. Alanna całowała mnie, podniecona zawieszając się rękoma na szyi i co chwile pojękując pod nosem. Była taka rozpalona i głodna, a ja marzyłem móc ugasić jej pragnienie, móc pozwolić jej się unieść. Była warta największych grzechów, jakie przychodziły mi do głowy. 

Czas zatrzymał się w momencie, kiedy korytarz przestał nas interesować mniej niż stara, zniszczona kanapa w jednym z pomieszczeń. Delikatnie położyłem ją, zwisając nad piękną, zawstydzoną buzią, jaką mógłbym oglądać już do końca życia. Alanna miała drżący, podniecony oddech, który nawet mojego – tak zestresowanego, który oddawał całe kumulujące się rozbudzenie w środku – nie przyćmiewał. Oddychałem ciężko i głośno, obserwując ją w totalnej hipnozie. Jej oczy błyszczały, a usta zapraszały na więcej i coraz więcej uniesień. Patrzeliśmy na siebie w ciszy, czując uderzające gorąco własnych ciał i szalejące podniecenie, które pragnęło siebie nawzajem. 

Zdjąłem czarną bluzę, pozostając w białej koszulce na krótki rękaw. Alanna zlustrowała mnie uważnie, przełykając ciężko ślinę. Ująłem jej policzek i nachyliłem się nad twarzą, obdarowując usta czułym i namiętnym pocałunkiem, który odwzajemniła od razu, dotykając moich ramion. Pod wpływem jej drobnego dotyku spinałem każdy kawałek mięśni, pod którymi błądziły jej smukłe palce. Czuła to i obmacywała każdą część nagiej skóry, paląc żywym ogniem powierzchnie. Jęknęła w moje usta, kiedy wsunąłem pod jej bluzę ręce, dotykając brzucha. Była tak potwornie rozpalona i spragniona, a ja tak potwornie marzyłem, by móc znaleźć się w środku i dać jej najwięcej przyjemności, ile mogła w życiu unieść. Marzyłem o brudnych, niegrzecznych i nieprzyzwoitych myślach związanych z nią, ale czy musiała o tym wiedzieć? 

Wcale nie musiała wiedzieć, jak bardzo chciałbym ją pieprzyć. 

Ostatni raz pocałowałem jej nabrzmiałe, czerwone usta. Tak słodkie i pełne rozkoszy, że jeszcze raz musiałem obdarować ją soczystym pocałunkiem, po którym mruknęła nienasycona. Zestresowany uniosłem wzrok na jej uroczą, posiniaczoną twarz, zabierając z czoła kosmyki włosów. Alanna obserwowała mnie, głośno i niestabilnie wyłapując oddech. Chyba stresowała się gorzej ode mnie, a w uspokajaniu byłem kiepski, skoro sam siebie ledwo potrafiłem. Z całych tych wrażeń i targających emocji w organizmie moja głowa pękała od zamętu, a w uszach szumiało niewyraźnym dźwiękiem. Spojrzałem w jej oczy, które ona swoich ode mnie nie odstępowała na sekundę. 

— Odpręż się, malutka — odezwałem się drżącym głosem, nie tracąc kontaktu wzrokowego. Masowałem jej rozpalony brzuch, co jakiś czas zahaczając o krawędź szarych dresów. Nachyliłem się nad nią, obdarowując szyję trzema pocałunkami. Wyprostowałem się i zdążyłem zauważyć, jak jej wzrok powędrował przelotnie za moim kroczem. Uśmiechnąłem się zadziornie, kiedy dostrzegła mój wzwód i tak strasznie się nim skrępowała. — Zrelaksuj się — wyszeptałem, pochylając się nad jej brzuchem. Rozsiadłem się wygodniej, nagle znajdując się między jej nogami.

Byłem tam. Tak blisko, jak to było możliwe. Czułem jej podniecenie, jej gorąco, jej pożar. Dotychczas o tym śniłem, myślałem albo fantazjowałem, a teraz urzeczywistniłem wszystkie brudne wizje i miałem przed sobą dziewictwo Alanny. Na wyciągnięcie, kurwa, ręki, mojej ręki. Drżała ze stresu, ale jeszcze bardziej drżała z rozgorączkowanych fascynacji tym, co między nami się działo. Chciałem dać jej jak najwięcej przyjemności i satysfakcji. Chciałem dać jej pierwszy orgazm, na który zasługiwała w swoim życiu. Chciałem dać jej orgazm, którego, kurwa, nigdy nie zapomni. 

Pocałowałem jej brzuch, uspokajająco głaszcząc go po całej powierzchni. Palcami u rąk czułem jej piersi wyżej, ale złapać za nie nie miałem odwagi. To śmieszne, bo właśnie klęczałem między jej nogami i zaczynałem uprawiać seks oralny, sprzedając Alannie orgazm życia. Usłyszałem, jak cicho pojękiwała pod nosem, kiedy coraz niżej zjeżdżałem ustami, aż w końcu zsuwałem powoli materiał spodni. 

— Jesteś piękna, Al — odezwałem się, zestresowany obserwując ją. Miała zamknięte oczy i zmarszczone brwi, a ręce bardzo mocno ściśnięte w piąstki. — Al, spójrz na mnie — poprosiłem cicho, podniecony ledwo kontrolując się. Obejrzałem się za własnym kroczem, to przelotnie oglądając jej. Alanna spojrzała na mnie, mając łzy w oczach. — Hej, malutka, co się dzieje? — zapytałem zatroskany, podnosząc się. Nachyliłem się nad dziewczyną, ujmując jej policzek. 

— J-ja nie chcę... — zapłakała, szokując mnie. Alanna niepewnie podciągnęła spodnie dresowe, które opuściłem do połowy jej bioder. Usiadła na kanapie i przytuliła mnie mocno, płacząc w szyję. — Przepraszam, ja nie chcę... Ja nie jestem gotowa, Sebastian, j-ja nie chcę...

Od emocji szumiało w moich uszach, których dźwięk przyćmiewał bałagan myśli w głowie, lecz to właśnie jej słowa uderzyły we mnie jak kubeł zimnej wody. W mgnieniu oka całe podniecenie opuściło mój rozpalony do zenitu organizm. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć: z jednej strony absolutnie nie miałem jej za złe, że spanikowała i poczuła się niegotowa, a z drugiej strony... Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Czułem swego rodzaju szok, a nawet rozczarowanie. Ona nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo pragnąłem jej w każdym milimetrze ciała i umysłu. Ona nie zdawała sobie sprawy, jak od początku walczyłem z własnymi zapędami i potrzebami. Ona nie zdawała sobie z tego sprawy. Szalałem na jej punkcie i marzyłem o niej w każdej sekundzie, ale ona o tym nie wiedziała. Chciałem jej więcej, więcej i więcej, ale o tym też nie wiedziała. 

— Spokojnie, Al, nic się nie stało — przytuliłem ją, czując, jak całe jej ciało drżało. — Dlaczego nie powiedziałaś? — zapytałem spokojnie, głaszcząc jej głowę i włosy. 

— J-ja... J-ja na początku chciałam, Sebastian... — odsunęła się ode mnie i ze łzami w oczach spojrzała na moją twarz. Patrzyłem się na własne buty, sznurówki, ręce i wszystko inne, co napatoczyło się po drodze, próbując unormować szalejące emocje. — T-to stało się tak szybko i nawet nie wiedziałam, w którym momencie znaleźliśmy się tutaj... J-ja po prostu czuję, że nie jestem na to jeszcze gotowa — poinformowała z obawą, jakby bała się mojej reakcji.

— Przepraszam cię — rzuciłem, zdając sobie sprawę, że zawładnęło mną uniesienie. Nie umiałem się przy niej kontrolować. Zacząłem czuć się jak prawdziwe zwierzę, które nie umiało panować nad instynktami. — Przepraszam, ja nie wiem, co sobie wyobrażałem. W ogóle, co sobie wyobrażałem, chcąc tu nawet zejść, ja pierdole... — skołowany podrapałem się po głowie, po chwili zabierając bluzę z oparcia. Ubrałem się, nabierając głębokiego oddechu. — Przepraszam cię, poniosło mnie — spojrzałem w jej baśniowe oczy, ścierając z jej policzków łzy. 

— Nie, nie: poniosło nas, Sebastian — poprawiła mnie, dotykając moich rąk. Zaczęliśmy milczeć przez jakiś czas, po chwili przytulając się do siebie. Alanna wdrapała się na moje kolana i schowała głowę w szyje, a ja mocno ją przytuliłem. Tak mocno, jakbym nie chciał jej nikomu nigdy oddać.

— Strasznie mnie podniecasz, Alanna — wyszeptałem, jeszcze mocniej ją tuląc. Napawałem się jej zapachem i bliskością, chcąc tym uspokoić emocjonalne rozbudzenie. Czułem, że była dla mnie najważniejszym skarbem w życiu i nigdy-przenigdy nie chciałbym jej skrzywdzić albo zrobić coś wbrew jej woli. Szanowałem ją strasznie mocno. — Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo, wiesz? 

— Ty mnie też bardzo podniecasz, Sebastian — odpowiedziała cichutko, jakby wstydząc się do tego przyznać. — I wiesz, ja chyba... — dalszą część zdania dokończyła szeptem wprost do mojego ucha. Jej głos pobudził mnie kolejny raz do uniesień, ale jeszcze bardziej czułem się podekscytowany słowami, które mi wyszeptała. Spojrzałem w jej oczy, które wydawały się być zawstydzone jak nigdy. Wplotłem rękę w kłęb falowanych włosów i pocałowałem namiętnie w czerwone usta, sycąc się ich smakiem i podnieceniem, jaki za sobą niósł długi pocałunek, który przeniósł nas na inną planetę. 

Tak nieskończoną i pełną romantyzmu podróż przerwał nam dźwięk mojej komórki. Alanna odsunęła się, w ciszy obserwując mnie z zaciekawieniem, kiedy wyjąłem z kieszeni telefon i spojrzałem na wyświetlacz ekranu. Dziwny niepokój zalał mnie momentalnie na widok numeru. To było coś w rodzaju strachu przed czymś, co człowiek przeżywał i chciał puścić w niepamięć, a demony przeszłości nie pozwalały o sobie zapomnieć – tak właśnie się poczułem w ułamku sekundy, kiedy ten numer przypomniał mi o mojej rzeczywistości, w jakiej się znajdywałem. Przełknąłem ciężko ślinę, odbierając telefon i niepewnie przykładając do ucha.

— Halo? — zapytałem poważniej, zwracając tym samym uwagę Alanny, która zlustrowała mnie uważnie. Zestresowałem się, ale ten stres był zupełnie innym stresem niż zawsze. On był zły i pełen lęku przed czymś, przed czym kiedyś uciekłem, a teraz znowu się w tym znalazłem.

— Cześć, Silver. Słyszeliśmy, że znowu działasz na mieście — odezwał się po drugiej stronie niski głos. Wykazywał się tym samym cwanym i przebiegłym tonem, jaki w nim zapamiętałem. — To co, może odwiedzisz starych znajomych? 

— Może — odpowiedziałem, słysząc jego krótki śmiech. Mogłem nie odbierać, mogłem nie odbierać – powtarzałem, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę po odebraniu tego telefonu już nie mogłem się wycofać. Zresztą, nawet, gdybym nie odebrał, to w końcu spotkałbym ich gdzieś osobiście. Byłem w czarnej dupie.

— Zdzwonimy się jeszcze — poinformował nisko, lecz w tym głosie słyszałem nutę cynizmu. — Do zobaczenia, Silver — pożegnał się, a zaakcentowane moje przezwisko z jego strony przyprawiło mnie o ciarki na całym ciele. Rozłączył się, pozostawiając mnie w totalnej rozsypce i niepokoju. Jeszcze przez dłuższą chwilę gapiłem się na wyświetlacz telefonu, dopiero po słowach Alanny wybudzając się z transu.

— Hej? — zapytała, obserwując mnie uważnie. Nachylona nade mną przyglądała się mojej bladej twarzy. Czułem, jak pot zalał mnie aż po kostki. — Hej, co się stało? Kto dzwonił? — spytała zatroskana, splatając smukłe palce na moim karku. 

— A wiesz... To co zwykle: gościu chce trochę działki — odpowiedziałem jej szybko, chowając telefon do kieszeni. — Ciągle męczą — dodałem ciszej, obejmując jej małe ciało. To ciepłe, pełne miłości i czułości drobniutkie ciało, w którym znajdowałem największe ukojenie. 

— Nie chciałbyś może z tym skończyć? — zadała kolejne pytanie. Przymknąłem oczy i mocno wtuliłem się do Alanny, co ją lekko zaskoczyło. Przytuliłem ją tak silnie, że przez moment zapomniałem się, że mogło ją to zaboleć, ale przestać nie potrafiłem. Dostarczała mi ogrom bezpieczeństwa i anielskości, wręcz otulała dobrocią moje negatywne emocje, których spokój potrzebowałem najbardziej na tę chwilę. 

— Chciałbym — odpowiedziałem cicho, ściskając ją. Przytuliła mnie, obdarowując głowę słodkimi, uspokajającymi pocałunkami. — Chciałbym i to bardzo. 


~*~








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro