Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odsunąłem się, ujmując jej policzki w swoje dłonie. Wiedziałem, że igram z ogniem, lecz chęć ta była silniejsza i dłużej nie mogłem się powstrzymywać. Spojrzałem głęboko w jej oczy, dostrzegając strach i zmieszanie. Co jej, sukinsyn, zrobił? Gotowało się we mnie. Czułem, jak cała złość podsycała się z każdą sekundą na myśl, że mógł jej coś zrobić. To było tak silne, że miałem ochotę go złapać i zabić. Alanna przymknęła oczy, odwracając głowę w bok. 

— Hej, hej, hej, co się dzieję? — zapytałem spokojnym tonem, kciukami głaszcząc kojąco jej ciepłe policzki, które nareszcie miałem w swoich dłoniach.  

— N-nic, proszę... Ja nie chcę o tym rozmawiać — powiedziała, odsuwając się ode mnie. 

Odwróciła się, przez chwilę milcząc. Patrzyłem na nią kompletnie niespokojny, starając się coś zrobić, pomóc, wesprzeć, lecz nie wiedziałem, od czego zacząć i jak. Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, jaką krzywdę wyrządził jej Austin, co nasilało całą gotującą się w moim organizmie złość. Zobaczyłem, jak Alanna wzięła głęboki oddech, po chwili zdenerwowana kopiąc z całej siły rozwaloną cegiełkę na ziemi. 

— Kurwa! — krzyknęła gniewnie, nerwowo krążąc po pomieszczeniu — Ja pierdole — wplotła ręce we włosy, nabierając głębokich wdechów.

— Hej, co się dzieję? — zapytałem, obserwując ją w ciężkim szoku. 

Bolało mnie to i nie ukrywałem tego. Bolał mnie ten widok; jej załamanej, rozgoryczonej, wkurwionej i zapewne smutnej. Pierwszy raz widziałem, żeby reagowała z taką złością, pomijając jej wcześniejsze rozjuszenie z Susan. Zrobiłem krok w jej stronę, jednak zatrzymałem się, widząc, jak i to nic nie pomogło, a sprawiło, że odsunęła się ode mnie jeszcze bardziej. Co się dzieję? 

— Zrobił ci krzywdę? Czego od ciebie chce? — zadałem kolejne pytanie. 

— Nie, nie zrobił mi krzywdy — rzuciła, ciągle poruszając się nerwowo po pomieszczeniu — M-mogę papierosa? — spojrzała w moje oczy. 

Pomrugałem kilka razy, przez chwilę oglądając jej duże źrenice. Była przestraszona i widziałem to, i bolało mnie to. Nie wiedziałem, co mogłem dla niej zrobić, a bardzo chciałem, żeby poczuła się lepiej, żeby w ogóle czuła się dobrze. 

— T-tak... Tak, możesz — wyjąłem szybko paczkę papierosów, przez przypadek z kieszeni wyrzucając klucze i zapalniczkę. 

Schyliłem się i podniosłem rzeczy, zasiadając obok Alanny na murku. Odpaliłem jej papierosa, obserwując drżące nogi. Zastanawiałem się, czy to ze strachu, czy z nerwów. Siedziała obok mnie milcząca i załamana, co chwile zaciągając się fajką. Nie wiedziałem, co robić: czy zostać przy niej, czy pobiec za Austinem i mu dopierdolić tak, aby już nigdy nie wstał. Wypuściłem ciężko powietrze z ust, pocierając rękoma głowę. Co ja mam, kurwa, robić? 

Zostać przy niej, to oczywiste.

— Alanna... 

— Nic mi nie zrobił, nie martw się — przerwała spokojniejszym głosem, wręczając mi papierosa.

— Ale się martwię — powiedziałem, zaciągając się nikotyną. 

Spojrzała w moje oczy, wpatrując się tak przez dłuższy moment swymi wyjątkowymi ślepiami, które pod blaskiem księżyca lśniły piękniej niż dorodny diament. Jej spojrzenie bogate w anielskość i wdzięk wywiercało we mnie dziurę, powodując większy bajzel w głowie niż już miałem. Martwiłem się o nią i chciałem, żeby to widziała, żeby to doceniła, chociaż zastanawiałem się, dlaczego tak bardzo jej aprobaty chciałem. Pozwoliłem sobie zaczesać jej pasma czekoladowych, długich włosów, dostrzegając drżenie ciała i szybszy oddech. Zaciągnąłem się, powracając do kontaktu wzrokowego. 

— Martwię się — przerwałem milczenie. — Zrobił ci coś? — zapytałem. 

— Nie, nic mi nie zrobił, spokojnie — odpowiedziała, zabierając ode mnie papierosa, którego wręczyłem. — Po prostu mam z nim pewną sprawę do załatwienia — dodała, strzepując popiół. 

— A jaką? — zapytałem, czasami jednak chcąc ugryźć się w język przez własną dociekliwość. 

Naprawdę byłem tego ciekaw i chciałem wiedzieć, czego od niej chciał Austin. Dziwiłem się, że go znała, bo ani ja, ani Adam, nie mieliśmy pojęcia o ich znajomości. Skąd się znali, jak się poznali? Łączyło ich coś? Było między nimi coś? Byli razem? Kolejny mętlik w głowie, powodujący fale negatywnych emocji, których tak bardzo nie chciałem czuć. Skąd u mnie zazdrość, skąd u mnie uczucie oszukania, skąd u mnie zawiedzenie? Przecież niczego o nich nie wiedziałem, a tak okropnie się czułem. Dlaczego ja się muszę tak czuć? 

— Po prostu... — urwała, spuszczając wzrok na stopy, którymi poruszała po kamiennej posadzce, bawiąc się kamykami. — Był dilerem w mojej okolicy — rzuciła, nawet na mnie nie spoglądając. — I trochę... Trochę się u niego zadłużyłam. W dodatku był albo jest we mnie zakochany, cokolwiek — dodała cichszym głosem, zaciągając się ostatni raz papierosem. 

— Zakochany? — powiedziałem cicho, wpatrując się w ziemie.

Nawet nie wiedziałem, że może istnieć taki ból, jaki właśnie mnie przeszył. Na początku chwyciło mnie coś za gardło tak mocno, że ledwo zaczerpnąłem powietrza. Później poraziło mnie po wszystkich żyłach, kręgosłupie, a nawet opuszkach palców. Z całej siły zacisnąłem ręce, starając się poczuć ból fizyczny, bo paraliżujący mnie ból psychiczny był straszny, nie chciałem go czuć. Ledwo przełknąłem ślinę, powoli odwracając głowę w stronę Alanny, która popatrzyła na mnie, lekko marszcząc brwi. Spojrzała na mnie inaczej niż dotychczas, jakby z troską, przybliżając się do mnie. Chociaż to mnie podtrzymało jeszcze przy duchu; że martwiła się o mnie. Miło, że się o mnie martwiła.

— Coś się stało? — zapytała — Blady jesteś. Ile spaliłeś? — zadała kolejne pytanie, dotykając mojego policzka.

Zadrżałem, czując te przyjemne uczucie w żołądku, później rozchodzące się po całym brzuchu. Przymknąłem na chwilę oczy, co obserwowała w milczeniu. Nie chciałem, żeby mnie puszczała. Jej ciepła i delikatna dłoń kojąco dotykała mojego policzka; to był jeden z najpiękniejszych momentów i uczuć w moim życiu. Dotykała mnie. Nie chciałem, żeby przestała. Otworzyłem oczy, odchrząkając cicho i starając się nie pokazywać zdenerwowania, jakie zapewne zauważyła. 

— Nie, spokojnie, ze mną wszystko dobrze — odezwałem się, czując uścisk na jabłku Adama. 

Ponownie odchrząknąłem, poprawiając się na murku i pocierając spocone, zdrętwiałe dłonie o spodenki. Alanna odsunęła się ode mnie, po czym w tym samym momencie poczułem otulający mnie chłód. Znowu. Dlaczego to się dzieje za każdym razem, kiedy ode mnie odchodzi, kiedy się oddala? 

— Na ile się u niego zadłużyłaś? — zapytałem. 

— Nie, ja nie rozmawiam o pieniądzach — powiedziała stanowczo, machając ręką. 

— Pomogę ci — rzuciłem szybko. — Powiedz jak a pomogę — dodałem, wpatrując się w jej błyszczące oczy. 

Popatrzyła na mnie w milczeniu, po czym przeczesała swoje włosy i przybliżyła się do mnie. Umilkłem, odczuwając gwałtowny przyrost ciśnienia. Odwróciła ode mnie wzrok i spojrzała na moją rękę, którą ujęła, opuszkami palców delikatnie dotykając poparzenia po papierosie, które zrobiłem sobie samemu. Oparła głowę o moje ramię, trwając w takim bezruchu i milczeniu. Chciałem, żeby została już tak na wieki; przy mnie, ze mną. Żeby po prostu była obok, eliminując całe zmartwienie i trudności. 

— Szczerze? To po prostu bądź przy mnie — powiedziała, wzruszając ramionami. 

— Będę — odpowiedziałem od razu bez chwili namysłu. 

Odpowiedziałem szczerze, zgodnie z prawdą. Tak, jakbym chciał usłyszeć od niej te same słowa. Nic tak mnie nie cieszyło, jak jej uśmiech, który pojawił się na słodkiej twarzyczce. To było miłe uczucie być powodem tego uśmiechu. Jemu nie można było się oprzeć – dostawałem dreszczy, jak i większego onieśmielenia jej osobą. Kolejna fala przyjemnych doznań, które powodowały iskrzenie każdych endorfin w moim organizmie; splotła nasze palce, tym razem nie ważąc się rozłączyć. 

— I choćbym miał przez to największe kłopoty, nawet jeśli byłoby trzęsienie ziemi, gdyby asteroida pierdolnęła w naszą ziemię albo zaatakowało ufo, to ja będę przy tobie, wiesz? — powiedziałem, uśmiechając się radośnie. 

— Nigdy w życiu od nikogo nie usłyszałam tak pojebanych, ale cudownych słów — uśmiechnęła się, cały czas trzymając się ze mną za rękę. 

— Chyba doznałem orgazmu, mogąc być tym pierwszym — powiedziałem żartobliwie, na co prychnęła rozbawiona. 

— Sebastian? — zapytała po chwili. 

— Tak? 

— Obiecasz mi, że nie będziesz mieszał się w tę sprawę? — zapytała.

— Nie — odpowiedziałem. 

Podniosła głowę z mojego ramienia, wyrównując ze mną kontakt wzrokowy. Spojrzała w moje oczy zdziwiona, trzepocząc rzęsami. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, bo nie miałem zamiaru patrzeć na jej problemy, których konsekwencje mogły być gorsze niż można było przypuszczać. Nie chciałem, żeby tkwiła w tym sama, zwłaszcza z Austinem. Zżerała mnie obrzydliwa zazdrość i złość na myśl, że mógł jej coś robić albo – co gorsza – co oni mogli robić, skoro się w niej... zakochał. 

— Naprawdę nie mogę ci tego obiecać — prychnąłem. — I lepiej będzie, jeśli ten sukinsyn... — urwałem, powstrzymując się od dalszej części tej wypowiedzi. — Niech cię zostawi w spokoju. To dla jego bezpieczeństwa — powiedziałem. 

— Proszę cię, nie mów tego Adamowi... — odezwała się cicho — Jeśli się dowie, ja...

— Adam nie musi wiedzieć — uniosłem łobuzersko kąciki ust. 

— I na tym przystańmy — także odwzajemniła uśmiech. 

— A mógłbym cię o coś zapytać? — oblizałem dolną wargę, uciekając od kontaktu wzrokowego. 

— Tak? 

Ponownie oblizałem usta, wzrokiem krążąc po całym pomieszczeniu, które nagle zaciekawiło mnie bardziej niż jej oczy. To znaczy, nie tak całkiem, ale w tej chwili nie byłem w stanie patrzeć w jej ślepia, zadając to pytanie. Czułem się dziwnie, pytając o takie rzeczy, bo przecież co one mogłyby oznaczać? Ale ciekawość zżerała mnie do takiego stopnia, że dłużej nie mogłem tego w sobie tłumić. 

— Ł... — ledwo wykrztusiłem. — Ł-łączyło cię coś z Austinem? 

Na kilka sekund z jej strony usłyszałem ciszę, a później prychnęła z kpiną. 

— Nigdy w życiu — powiedziała rozbawiona — Nigdy nie łączyło mnie nic z tym skurwielem — dodała.

Jeszcze nigdy w życiu nie odczułem takiej ulgi. Kamień spadł mi z serca, pozwalając mi nareszcie zaczerpnąć świeżego, dużego oddechu. Uśmiechnąłem się, nie ukrywając tego. Uśmiechnąłem się i ucieszyłem jak szczeniak, rozciągając zdrętwiałe ciało. Zauważyła, jak się cieszę, ale miałem to kompletnie już w dupie, niech patrzy. Boże, jak ja się ucieszyłem. 

— Wolałabym się zabić, niż żeby łączyło mnie coś z tym człowiekiem, ugh — pod koniec udała odruch wymiotny. — Ten palant sobie coś wyobraził, ja tylko brałam od niego helpa. Mówił mi: ''nie, nie oddawaj pieniędzy, nie musisz'' — obniżyła zabawnie swój głos. — A kiedy powiedziałam mu, żeby pocałował się w dupę, kiedy wyznał mi miłość, od tamtego momentu męczy mnie ze szmalem. Nachodził mnie nawet w szkole, przed domem. Typ jest pierdolnięty na beret — poruszała zabawnie ręką. 

Zaśmiałem się, przyznając jej rację. Austin miewał swoje dziwne zachowanie, a zmiana towarzystwa, praca i obowiązki zrobiły z niego jeszcze gorszego człowieka, jakim zdecydowanie nie był. Kiedyś był w porządku, z przyjemnością z nim paliłem i piłem piwo, ale teraz wolałem trzymać sukinsyna na dystans. Teraz już w ogóle miałem ochotę mu dopierdolić. 

— Ale proszę... Nie pisz do niego, ani nie mów nic o tym, okej? — poprosiła. 

— Jak nie przekroczy pewnych granic, to siedzę cicho jak mysz kościelna — uśmiechnąłem się.

— A jakie to granice? — zapytała. 

— Im mniej wiesz, kotku, tym lepiej sypiasz — powiedziałem, czochrając czubek jej głowy. 

— Lepiej mi się sypia z kimś, w dodatku w jego łóżku. A najlepiej będzie, jeśli tym kimś będziesz ty, a łóżko twoje — odparła, spoglądając w moje oczy. 

Zaśmiałem się, spoglądając na jej twarzyczkę, którą okalały roztrzepane na wszystkie strony kosmyki włosów. Przeczesałem jej pasma, wzdychając głęboko. Była taka słodka i cudowna, a oglądanie jej było najmilszą rzeczą w moim życiu. Była po prostu piękna i wyjątkowa. I to mi się spodobało, ona mi się spodobała, ona mnie zauroczyła. Zeskanowałem jej twarz, myślami nagle krążąc wokół słów Amandy. Alanna spuściła wzrok, opuszkami palców dotykając mojego poparzenia. Między nami trwała taka przyjemna cisza, której nie chciałem przerywać, lecz napływające z każdą sekundą myśli i słowa same kierowały się ku rzuceniu ich na wiatr. Oblizałem usta, rozchylając delikatnie wargi. Już chciałem coś powiedzieć. Już miałem to powiedzieć. Czemu ja się powstrzymuję? Boję się odrzucenia? 

Boję się odrzucenia ze strony Alanny? 

— Alanno? — wykrztusiłem, oglądając jej długie włosy. 

— Tak? — zapytała, wpatrując się z zaciekawieniem w moje oczy. 

— Czy ty... — zatrzymałem, marszcząc z lekkiego zdenerwowania brwi. — Czy ty mnie lubisz? 

Wyrównałem z nią kontakt wzrokowy. Uśmiechnęła się, jakby z niedowierzaniem spoglądając w moje ślepia. 

— Tak — odpowiedziała — Bardzo cię lubię — dodała z oczywistością. — I chyba... Chyba cię uwielbiam, wiesz? — dostrzegłem jej rumieńce na policzkach. 

Kolejna fala szczęścia, radości, wszystkiego, co powodowało, że zaczynałem cieszyć się jak szczeniak. Miałem ochotę coś wykrzyczeć, ale nawet nie wiedziałem, co mógłbym, byłem tak szczęśliwy. Amanda miała rację. Uśmiechnąłem się, nie ukrywając przed nią mojego uniesienia. To było silniejsze ode mnie. Nie spodziewałem się, że mógłbym tak reagować na czyjąkolwiek aprobatę, na czyjąś akceptację. To było jak zwycięstwo, chociaż jeszcze nie wiedziałem, co wygrałem. Poczułem takie doznania, które powodowały, że ledwo siedziałem na tym murku w spokoju; miałem ochotę szaleć i krzyczeć. Przeszyło mnie tyle błogich doznań, wręcz porównywalnych do orgazmu, bo właśnie tak się czułem – jakbym szczytował. Byłem wniebowzięty. Wzdrygnąłem się pod wpływem tylu paraliżujących mnie emocji, nie mogąc nawet na chwilę powstrzymać szerokiego, radosnego uśmiechu. Obserwowała mnie z zachwytem, także się uśmiechając pod nosem. 

— Jejku, jaki ty jesteś słodki, Sebastian — powiedziała, cały czas mnie oglądając. 

— Słodki? — rzuciłem zaskoczony, jakbym się przesłyszał. — Ja słodki? — spojrzałem w jej oczy. 

— Tak — pokiwała głową. — Jesteś bardzo słodki — uśmiechnęła się uroczo, rumieniąc się. 

— Czemu? — uniosłem kąciki ust.

— Nie wiem — wzruszyła ramiona, skanując mnie wzrokiem. — Słodko się cieszysz, wyglądasz jak taki szczeniaczek — powiedziała. 

— Lubisz szczeniaczki? Małe, słodkie i w ogóle takie milusie szczeniaczki? — zapytałem, nawet nie wiedząc czemu zadałem to pytanie. 

Umilkła na kilka sekund, oblizując dolną wargę. Zlustrowała moją twarz, po czym spojrzała na usta. Nabrałem głębszego oddechu, mając wrażenie, że zaraz pod jej spojrzeniem pełnego płomieni się roztopię, bo w tej chwili rozpalała we mnie wszystko, co na dłuższy czas zgasło. Nagle atmosfera między nami diametralnie się zmieniła. Przełknąłem ślinę, obserwując ją. Trzymałem jej rękę i przez przypadek zacisnąłem mocniej niż chciałem, chcąc z całej siły powstrzymać się od rozszarpania jej tu. Wszystko we mnie zaczęło buzować, wrzeć gorzej niż pobudzony wulkan. Oblizałem usta, nabierając miarowych wdechów. Alanna wstała, nie spuszczając ze mnie wzroku.

— Lubię twój tatuaż, bliznę na brwi i krótkie włosy — wyszeptała.

Od początku naszej przypadkowej znajomości takich sytuacji starałem się unikać jak ognia, lecz jej płomień przyciągał mnie tak mocno, że zaczynałem tego pragnąc bardziej niż tlenu. Pomrugałem kilka razy, onieśmielony obserwując jej ruchy. Usiadła na moich nogach, splatając obie ręce na moim karku. Przymknąłem na chwilę oczy, nabierając głębokiego oddechu. Moje serce wraz z tętnem przyspieszyło i sprawiło, że przestałem panować nad wszystkim, nad czym miałem panować od złożenia przysięgi. Podskoczyło ciśnienie, krew zawrzała, a podbrzusze doznawało szalenie przyjemnych, ale uciążliwych motylków, które wywiercały we mnie dziurę gorzej niż pneumatyczny młot. I choćbym z całej siły zaciskał ręce, to teraz nie mogłem się kontrolować; dotknąłem jej bioder, przysuwając do siebie bliżej. Słodkość jej perfum, jak i sam aromat Alanny, zaatakował mnie z każdej strony, będąc niczym wabikiem, który przyciągał do swych szpon. Powodowała, że traciłem racjonalne myślenie. Otworzyłem oczy, oglądając wszystko, co miałem przed sobą; jej piękną twarz, wyjątkowość błyszczących oczu, lśniące, długie włosy, krwistość ust. I ciało, które po tak upragnionym czasie wreszcie miałem w swoich rękach. Nie mogłem się nasycić, podniecenie wzrastało z każdą sekundą. Dłonie co chwile badały jej biodra i talie, zjeżdżając delikatnie w dół i górę. Nie sprzeciwiała się, nie uciekała, nie oddalała się. Pozwala mi się dotykać, samej badając palcami mój kark i ramiona. 

— Uwielbiam w tobie wszystko — wyszeptała nieśmiało. 

— Uwielbiam cię, Alanna — rzuciłem bez namysłu, jak w transie nie mogąc przestać na nią patrzeć.

— Co ja wyprawiam... — wyszeptała bardziej do siebie, chowając głowę w zagłębieniu mojej szyi. 

Jej gorący i przyspieszony oddech sparaliżował mnie od stóp aż po głowę. Zacisnąłem mocniej palce na jej biodrach, nadal oszołomiony nie wiedząc, jak się zachowywać i co począć: czy oddać się długo wyczekawszy tej chwili, czy w ciągu dalszym mając na uwadze złożoną przysięgę. Mając na uwadze Adama i konsekwencje. Miałem przecież trzymać się z daleka od jego kuzynki, która przyciągała mnie jak magnes, wyprawiając ze mną to, czego tylko zechciała. Nabrałem głębokiego oddechu, nie mogąc kontrolować dotyku, który błądził po jej biodrach, aż w końcu przeniósł się na plecy. Dotykałem jej smukłych i delikatnych barków, łopatek i lędźwi, co chwile zaciągając się słodkością jej zapachu. To było chore, czułem się jak zwierzę. Nie mogłem nad niczym zapanować. 

— Miałem trzymać się od ciebie z daleka — rzuciłem, oddychając ciężko. 

— To samo miałam z tobą — wyszeptała — Wiedziałam, że będą z tego same problemy. 

— Alanno, proszę, zejdź ze mnie — poprosiłem cicho, w rzeczywistości chcąc pociągnąć ten moment już na wieczność. — Nie mogę, kurwa mać, nie mogę. 

— Twój dotyk mnie tak uspokaja, Ian — wyszeptała odprężona — Wiedziałam, że dotykając cię już nigdy nie będę mogła przestać. 

— Co ty ze mną robisz? — zapytałem, dotykając jej ramion — I w co my brniemy, powiedz mi? 

— Nie wiem — wyszeptała, przytulając mnie mile — Nie chcę wiedzieć, niech tak zostanie, a najlepiej... Niech zadzieje się więcej. Podoba mi się to. 

— Będą z tego same problemy — wciąż rękami badałem jej okrytego w tęczowy sweterek ciała. — Uwielbiam to — uśmiechnąłem się.

— A tobie się podoba, Sebastian? — zapytała, nachylając się. 

To były momenty, kiedy nie zdawałem sobie sprawy z istnienia takich fal emocji, które nigdy dotychczas nie zalewały mnie tak, jak teraz zalewały mnie całego. Pierwszy raz spotykałem się z takim uwielbieniem czyjejś bliskości, której pragnąłem bardziej niż tlenu, a wzrok i oddech, przede wszystkim zderzenie się z ciepłem jej ciała, sprawiało, że poddawałem się tym uczuciom, olewając wszystko inne dookoła. Nawet już na uwadze przestałem mieć kodeks braterski i złotą, złożoną przysięgę najlepszemu przyjacielowi. Olałem wszystko dla kogoś, kogo poznałem przypadkiem i w ciągu kilku dni sprawił, że znalazłem się na innej planecie. Alanna nachyliła się nade mną bliżej niż wcześniej tak robiła. Popatrzyła w moje oczy, wzrokiem co chwile schodząc niżej, na usta, które były kilka centymetrów dalej od jej własnych. Zadrżałem, zaciskając palce na jej biodrach. 

— Kurewsko mi się podoba — rzuciłem cicho, starając się oddychać miarowo.

— Więc zamierzamy coś z tym zrobić, skoro nam się podoba? — uniosła łobuzersko kąciki ust.

— Bardzo bym chciał, ale chyba nie dam rady — uśmiechnąłem się. 

— Więc co nas powstrzymuje? — wyszeptała kusząco wprost do mojego ucha. 

— Dziewczyno, czy ty chcesz, żebym do reszty zwariował? — zapytałem, przez przypadek trącając ręką z jej ramienia jedną z szelek ogrodniczek. 

— Ależ skąd — uśmiechnęła się, spoglądając w moje iskrzące podnieceniem oczy. — Może trochę — dodała, unosząc zadziornie kąciki ust.

— Powiesz mi, co my robimy? — zapytałem, dotykając jej bioder i talii, które nadal lustrowałem lubieżnie wzrokiem. 

— Bawimy się — wzruszyła ramionami, splatając palce na moim karku. 

— Świetnie, uwielbiam się bawić — uśmiechnąłem się radośnie. — Ale tak za plecami innych? — spojrzałem cwanie w jej oczy. 

— To będzie naszą słodką tajemnicą, strachliwy kocie — odwzajemniła uśmiech. 

— Alanna! Sebastian! Jesteście tu?! 

— I nadchodzą kłopoty — mruknęła, wstając ze mnie. 

Warknąłem cicho pod nosem, nie chcąc wypuścić jej z rąk, lecz niestety tak się stało. Wstałem razem za nią, oglądając się szybko za kroczem. 

— Kurwa — warknąłem. 

— Co? — zapytała. 

— Nie, nic — rzuciłem speszony, odwracając się. 

Kurwa mać, serio? 

Akurat teraz? 

— Co robimy? Andy tu idzie — wyszeptała, poprawiając włosy. 

— Nie wiem, cokolwiek — powiedziałem, krążąc dookoła, nagle zatrzymując się szybko przed Alanną — Improwizujmy — wzruszyłem ramionami, spoglądając w jej oczy. 

— Będziemy mieli zdecydowanie wielkie kłopoty — prychnęła, oblizując dolną wargę. 

— Uwielbiam kłopoty — uśmiechnąłem się. 

Improwizowaliśmy. Z ciężkim oddechem, myślami w sytuacji, która wydarzyła się przed chwilą i wielkim problemem, jakim jest ogromne podniecenie, i nie tylko w moich spodniach. Byłem podniecony i zafascynowany tym, co się przydarzyło, oraz co może się jeszcze nadarzyć. Dlaczego to właśnie ten zakazany owoc smakuje najlepiej? Chciałem Alanny posmakować jeszcze raz i jeszcze więcej, tym razem bardziej i mocniej. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że właśnie otwieram puszkę pandory i igram z ogniem, oraz łamię złotą przysięgę. O konsekwencjach nie wspomnę, które miałem kompletnie w dupie. Spodobało mi się to. Podobała mi się ta zabawa, w którą brnęliśmy, a przy okazji to uczucie zauroczenia było słodkim doznaniem, bardzo miłym i przyjemnym. Dostawałem dreszczy na myśl, że się w niej zauroczyłem. Zastanawiałem się, czy skoro Alanna mnie uwielbia, jak ja ją, to czy zauroczyła się we mnie tak, jak ja w niej? 

— He-co jest? — rzuciła Amanda, zatrzymując się w progu wejścia. 

Stałem razem z Alanną na środku pomieszczenia, grając w łapki. 

Świetna improwizacja. 

— Ha, mam cię! — krzyknęła zadowolona, kiedy uderzyła moje ręce. 

— Suka — uśmiechnąłem się. 

— Ciągnij fiuta, pedale — dogryzła zadziornie. 

— Co wy... robicie? — Amanda weszła do środka, zaskoczona oglądając nas i pomieszczenie. 

— O kurde, ile my tu siedzimy? — prychnąłem, spoglądając na godzinę w telefonie. 

— Ano, bo rozmawiałam z Austinem, a później spotkałam Iana — odezwała się Alanna do Morgan, która stała obok, oglądając nas zdezorientowana. 

— A... Gdzie jest Austin? — zapytała z entuzjazmem i swoim szerokim uśmieszkiem, na co zmarszczyłem brwi. 

Co ty już sobie wyobrażasz, co? 

— Poszedł — rzuciłem — Kazał pożegnać wszystkich. Więc cześć — pomachałem Amandzie, słysząc ze strony Alanny prychnięcie pełne rozbawienia. 

— Idziecie? — zapytała Andy, w ciągu dalszym mając uśmieszek na radosnej twarzyczce, co oglądałem z podejrzliwością.

— Jasne — powiedziała Clooney, wychodząc z przyjaciółką. 

— Ach, Alanna? — zatrzymała Amanda, odwracając się. 

— Co tam, babe? — zapytała, zatrzymując się, przez co prawie wpadłem na jej plecy. 

— Popraw szelki — uśmiechnęła się cwanie, puszczając przyjaciółce oczko. 

Otworzyłem szerzej oczy, zaciskając usta przed wybuchem śmiechu, lecz w grę wchodziło jeszcze zażenowanie i skrępowanie. Odwróciłem głowę w bok, zagryzając wewnętrzną część policzka – zawsze pomagało w takich sytuacjach. Amanda wyszła, pozostawiając mnie i Alanne w kompletnym osłupieniu i zawstydzeniu, a bardziej Clooney, która zarumieniona spojrzała na mnie, karcąc znaczącym wzrokiem. Poczochrałem czubek jej głowy, wychodząc z pomieszczenia zaraz za Morgan. 

— Następnym razem kupię packę i zacznę twoje łapy odganiać jak muchę — burknęła Alanna, dorównując mi kroku. 

— Podobało ci się — nachyliłem się nad jej uchem, unosząc łobuzersko kąciki ust. — I nie mów nie. 

— Yuuu, nigdy w życiu, z tobą? — skrzywiła się. — Fuuuj! — zaśmiałem się, słysząc jej prześmiewczą tonację przy wypowiedzi. 

— Ach, zapomniałbym — przyspieszyłem, odwracając się w jej stronę, przy tym nadal chodząc, lecz tyłem — Muchę przyciąga gówno — pstryknąłem palcami, wskazując na nią. 

Wybuchła śmiechem, przez co nie mogłem powstrzymać uśmiechu, obserwując jej radość, która była widokiem, jaki mógłbym oglądać już na wieki.  

— Co wam tak do śmiechu, moje kochane gołąbeczki? — zapytała Amanda, będąca kilka kroków dalej od nas. 

— E, e, e, Andy, ty tam lepiej... — zaczęła Alanna, której natychmiast przerwała Morgan. 

— Zamilcz! — krzyknęła, znikając po chwili za ścianą pomieszczenia, z którego dochodziły głośne rozmowy i śmiechy. 

Wszedłem tam razem z Clooney, dostrzegając tę samą ekipę, co na początku. No, oprócz niewiele znaczącego Austina, którego własnymi rękami miałem ochotę posłać do grobu. Usiadłem na swoim miejscu obok zjaranego Adama, który jak najęty rozmawiał z Lloydem. Chwyciłem szklane bongo i spojrzałem na siedzącą na przeciwko Alanne, która oblizała usta i przeczesała włosy, wyrównując ze mną kontakt wzrokowy. Cudowna. Uśmiechnąłem się, co odwzajemniła seksownie. Kurwa, cudowna. 

— Stary, gdzieś ty był? — zapytał uśmiechnięty od ucha do ucha Lutcher, odwracając się w moją stronę — Gdzie wyście byli? — spojrzał na siedzącą obok kuzynkę. 

— Robiłam mu loda — rzuciła niewzruszona Alanna, ocierając ręką buzie. 

Zapiąłem do końca rozporek, wzdychając głośno i spełniony. 

— Jest cudowna — mruknąłem zadowolony, odchylając głowę.

Adam nie odezwał się, a spojrzał przed siebie. Zdruzgotany i zszokowany. Dobrze wiedział, że oboje żartujemy, ale chyba przez fazę łyknął sarkazm jak dziwka spermę. Prychnąłem, spoglądając na niego, po czym poklepałem go po ramieniu, jednak nie zareagował. Chwyciłem bongo, odpalając nabitą marihuanę. Spojrzałem w stronę Alanny, która siedziała kilka centymetrów dalej, oglądając mnie wzrokiem pełnym wdzięku i kokieterii. Wyjąłem cybuch, wciągając całą zawartość, oraz wypuszczając ją po chwili na Clooney, która ukradkiem wciągnęła dym, uśmiechając się pod nosem. Opadłem plecami na kanapę, nie spuszczając z niej oczu. Była taka cudowna. Samo patrzenie w nią dawało mi tyle frajdy ile chciałem mieć. Intrygująca i onieśmielająca. Podparłem głowę o rękę, nie mogąc choć na chwilę przestać się na nią gapić, co oczywiście widziała i sama nie zamierzała odwracać wzroku. Cudowna i piękna. 

— Żartujesz sobie?! — wytrzeźwiał Adam, kręcąc głową i spoglądając na mnie w szoku. 

— Może — odpowiedziałem, unosząc łobuzersko lewy kącik ust. 

~*~

Włożyłem klucz do zamka i przekręciłem go, wchodząc do domu. Dochodząca pierwsza godzina w nocy to nienajlepsza godzina na powrót, zwłaszcza, że wstawałem do szkoły na dziewiątą. Zamknąłem drzwi i zdjąłem buty, kierując się od razu przez schody do pokoju, wówczas z którego Jade paliło się światło, a Max w ciągu dalszym nie zmienił swojej pozycji; leżał przed jej pokojem niczym strzegący miejsca cerber. Zmarszczyłem brwi, podchodząc na początku do psa, którego pogłaskałem po pysku. Zaskomlał, oblizując się. 

— Hej, co się dzieję? — zapytałem. 

Dlaczego ten mały gówniarz jeszcze nie spał? Ostatni raz pogłaskałem Maxa, wstając i otwierając drzwi od pokoju Jade. 

— Dlaczego ty nie śpisz, mała sikso? — rzuciłem na wejściu. 

— Idiotko, zamykaj te drzwi! — krzyknęła, wstając z krzesła przy biurku.

— Kurwa, co jest? 

To stało się tak szybko, że nie miałem pojęcia, ile wziąłem wdechów. Do jej pokoju wpadł rozjuszony Max, szczekając głośno i wściekle na coś, co z prędkością światła zaczęło poruszać się rozjuszone po pokoju mojej siostry. Wzdrygnąłem się, czując, jak coś wdrapywało się po moich ubraniach, aż ostatecznie wylądowało na prawej piersi, przestraszone i syczące. Pomrugałem kilka razy, rękoma badając to coś. Włochate, małe i miłe w dotyku. Chwyciłem kota pod pachy, spoglądając mu w oczy. Uśmiechnąłem się. 

— I coś ty narobił... Mama o niczym nie wie... — Jade stała przy drzwiach, trzymając za obrożę dyszącego Maxa. 

— Znalazłem cię, strachliwy kotku. 

~*~ 

wybaczcie za opoznienie z rozdziałem









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro