Rozdział 27 Człowiek Stworzony z popiołów

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Raimei i Kuro rozejrzeli się po wiosce mijając po drodze zabieganych ludzi skupionych na swojej pracy. Zapach, gwar jak i aura zabiegania wcale nie pokazywała jakby to było czyjeś wspomnienie, a jakby naprawdę byli w tym miejscu.

— Myślisz, że poważnie stąd pochodzi Chared? — Sleepy Ash zapatrzył się na grupkę dzieci, które grzały coś nad ogniskiem, co przypominało mu jakiś mały woreczek z jedzeniem. Osaka nachyliła się by także spojrzeć na grupkę szczęśliwych dzieci by zaraz usłyszeć wołanie z prawej strony i tak jak grupa dzieci oba Servampy odwróciły w tamtą stronę głowę.

— Braciszek Chared! — Fioletowowłosy wyglądał tak samo jak po przemianie, więc możliwe iż to działo się jakiś czas przed nią. Po czym wampiry wiedziały, że jeszcze się nie przemienił? Jego czerwone oczy w tamtej chwili były niebieskie. Zadowolony chłopak złapał biegnące jedno z dzieci unosząc do góry za to reszta otoczyła ich kołeczkiem.

— Mam nadzieje, że za bardzo nie rozrabiałeś — Chłopiec pokręcił głową dalej próbując przycisnąć się do wysokiego Willmona, który go wysoko trzymał. Po paru chwilach go ściągnął by unieść następne dziecko i następne. Niebieskowłosy podrapał się po głowie. To Chared miał taka wielką rodzinne? Nagle fioletowowłosy spojrzał w ich stronę zawieszając się na chwile. Czy on ich widzi?

Został potrzaśnięty lekko za rękaw, więc ocknął się z letargu i spojrzał w stronę dzieci, które dalej z zainteresowaniem na niego patrzyły. Żeńskie Lenistwo miało już odezwać się do partnera jak zza Chareda niczym cień wyłoniła się niska dziewczyna trzymając w dłoniach jakiś koszyk z ziołami.

— Chared wołają cię z pałacu podobno coś ważnego — Zdziwiony Willmon tak jak wcześniej Kuro podrapał się po głowie. Dziwna sprawa. Dopiero, co wrócił do wioski i już od niego czegoś wymagają? Poczochrał włosy jednemu z maluchów i ruszył za kobietą w stronę pałacu, a Raimei i Kuro sunęli za nimi niczym dwa cienie.

Dziewczyna mogła być nie wiele starsza od fioletowowłosego i zabawnie niziutka. Może nie tak niska jak Elise, ale dalej sięgała chłopakowi może odrobine wyżej niż biodra. Skąd się biorą tak niskie osoby?

— Miło, że postanowiłeś się nimi zaopiekować — Chared zagwizdał zadowolony. Patrząc na niebo, gdzie nie było nawet jednej chmurki. Może uda mu się wyciągnąć dzieciaki na ryby? – ale wiesz.. często cię nie ma i..

— Mają tylko mnie Ira — Chłopak westchnął widząc na sobie karcące spojrzenie brunetki. No co ma zrobić? Musi na nie jakoś zarobić, więc bierze tyle zleceń ile zdoła — dobrze o tym wiesz.

— To król powinien się nimi zaopiekować, bo to dzieci JEGO straży, która zginęła przez JEGO rozkazy — Ira by zaakcentować swoje słowa co jakiś czas machała koszyczkiem z którego wylatywały niektóre zioła i w pewnym momencie niebieskowłosy oberwał jednym po twarzy. Osaka zachichotała jak wampir próbował to z siebie ściągnąć mrucząc przekleństwami pod nosem. Jak to działa, że oni ich nie widzą, a zioło dało mu po gębie...

~~*~~

Cała czwórka stała już pod wejściem do pałacu i zadowolony Willmon pożegnał się z kobietą. Uśmiechnęła się do niego przymilnie odwracając by wrócić z powrotem do końca wioski. Jak dobrze, że jeszcze w niej miał oparcie i dziewczyna zajmowała się maluchami, kiedy on musiał zajmować się zleceniami króla.

Król powinien być człowiekiem dbającym o swój lud, ale jak to bywa to tu nawet nie stara się zachować pozorów. On jak i jego rodzina byli chciwymi ludźmi, których nie interesowało nic prócz czubka własnego nosa. Wieczna zabawa i orgie były tu na porządku dziennym przez co jak ludzie w wiosce błagali o jakakolwiek pomoc ze strony mężczyzny byli odsyłani z kwitkiem, a w gorszej sytuacji potrafił on by ich zastraszyć wykonać egzekucje na środku wioski. Fioletowowłosy zacisnął nerwowo wargę stawiając nogę na kolejnym stopniu. Właśnie tak zginał jego ojciec i ostatnim o co prosiła go matka przed śmiercią to by nie popełnił tego samego błędu i żył w spokoju. Czy to był spokój? Cholera wie. Dołączając do straży poznał wiele ludzi, którzy tak jak on nie pochwalali stylu bycia rozbestwionego władcy, ale zastraszeni nie mogli nic z tym zrobić. Niestety jak to bywa w życiu wielu z nich straciło życie z powodu zachcianek władczego starca i właśnie ich dziećmi zajmuje się Willmon.

— Nareszcie jesteś! — Nawet nie zadawał sobie sprawy jak szybko doszedł do sali audiencyjna i spoglądał na mężczyznę z nieukrywanym obrzydzeniem. Niebieskowłosa jak i Sleepy Ash także na niego spojrzeli. Król wcale nie był wysoki jak się spodziewali, a był to średniej wysokości facet z przebłyskami siwizny na czarnych włosach oraz brodzie — jak trzymają się te wszystkie szczeniaki?

Szczeniaki? Żeńskie Lenistwo widząc pogardę w jego oczach warknęła chcąc już iść w stronę siedzącego starca. Co za obrzydliwy człowiek! Męskie Lenistwo złapał ją z tylu za kaptur by nie oddaliła się zbytnio. To i tak są wspomnienia, więc zbyt wiele tu nie zrobią.

— Te szczeniaki to dzieci twoich ludzi, którzy oddali za ciebie życie królu zawszony — Ostatnie słowo wypowiedział niemal szeptem by nie doszło do uszu władcy. Jeśli można kogoś nienawidzić to on jest tego idealny przykładem — co się wydarzyło, że zostałem tutaj wezwany od razu jak tylko wróciłem do wioski?

Król westchnął znudzony opierając twarz o dłoń opasując wzrokiem jeszcze sale by wreszcie zatrzymać swoje spojrzenie na dalej czekającym na odpowiedz chłopaku.

— Zdajesz sobie sprawę, że wiem o twoich wybrykach ? — Jakich wybrykach? O czym on mówi? Poczuł prawie, że wżerające się w niego spojrzenie króla i starał się jej spokojnie przetrzymać. Przecież nie zrobił nic złego! — aktualnie mógłbym cię skazać na egzekucje i...

— Ja przecież spełniałem wszystkie twoje rozkazy! Zajmuje się dziećmi do cholery! Nie możesz mnie tak po prostu zabić!

— Spokój, bo inaczej tamte szczeniaki skończą na plutonie egzekucyjnym! — Chared zacisnął dolną wargę zębami. On naprawdę by zabił małe dzieci?! Raimei nerwowo zacisnęła nieświadomie dłonie na ramieniu wampira, który uniósł zdziwiony wzrok. Owszem też mu się to nie podobało, ale co mają zrobić? — masz szczęście, bo jeden człowiek postanowił cię wykupić za sowitą zapłatę.

— Sowita... zapłata?

— Możesz wejść Tobiasie.. — Oba Servampy zachłysnęły się powietrzem widząc wchodzącego Willmona do pomieszczenia, którego wzrok zatrzymał się na przerażonym fioletowowłosym. O co tutaj chodzi? Jak to go wykupiono do ciężkiej kurwy?

— Witaj w naszej rodzinie Charedzie.

W tej samej chwili rozmazał się obraz i wampiry stały na gruzach zamku. Rozglądali się po nich w poszukiwaniu chłopaka, który teraz klęczał zapłakany nad jakaś kupką ciał z których każde było poranione. Jak mężczyzna się podniósł Kuro otworzył szerzej oczy poznając już tego Chareda, którego znali. Zapłakany wampir stał nad grupką ciał w których jak bliżej podeszli rozpoznali te dzieci jak i Irę.

— Przepraszam.. musiałem... — Huknęło za nimi i odwrócili głowy widząc jak na niebie zaczyna się robić wyrwa, która od razu rozpoznali. Musiało się dziać to co u nich w Tokio parę lat temu. Właśnie tak został zniszczony wymiar.

— Zabił ich by nie zginęli wraz z wymiarem.. — Niebieskowłosa przyłożyła rękę do ust kręcąc z niedowierzaniem głową. Willmon dalej płakał trzymając w dłoni czerwoną chusteczkę, a kawałek dalej oba Servampy mogły przysiąc, że było słychać krzyki. Krzyki króla. Mogliby spróbować tam iść, ale rozpoznając wrzaski nie chciała wiedzieć, co się z nim właśnie działo. Męskie Lenistwo lekko stuknęło dziewczynę w ramię pokazując na plączącego chłopaka u którego łzy zaczęły skapywać na ziemię zamieniając się w małe piórko, co musiał nie zauważać wampir. Niepewnie Raimei ruszyła w jego stronę uważając na gruzy by wreszcie dojść do plączącego chłopaka i podniosła przedmiot mieniący się w jej dłoni. Co mają z tym zrobić? Zaraz po tym otoczyło oba Servampy światło. To musiało być to o czym mówiły ich moce. Zanim zniknęli Osaka wolną dłonią dotknęła głowy plączącego wampira lekko go głaszcząc.

— Bedzie dobrze Charedzie.

Zdziwiony czując na sobie czyiś dotyk i szept spojrzał w prawo widząc już tylko biały pyłek, ale mógłby przysiąc iż słyszał przez chwile kobiecy głos.

______________________

Z żeńskiej łaźni wybiegły z wrzaskiem cztery kobiety opasane tylko w ręcznik czemu przyglądali się zdziwieni ludzie idący korytarzem. Zaraz za nimi z pomieszczenia dało się słyszeć dwa zirytowane męskie głosy by po chwili wyszło stamtąd dwóch przemoczonych mężczyzn wyraźnie warczących w swoje strony.

— To wszystko twoja wina Alicein! — Tsurugi wyciągnął oskarżająco palec w stronę przemoczonego blondyna, który próbował wycisnąć wodę z Abel

— Moja?!

— A kto normalny wpada do wody w łaźni i woła "hej"?!

Mikuni wzruszył ramionami i uśmiechnął się pod nosem. Doskonale wiedział, że Kamyia zrobiłby to samo. W końcu są podobni, a on tylko udaje takiego ogarniętego przy niebieskowłosej. Usłyszeli sztuczny kaszel i spojrzeli w tamtą stronę widząc jak myśleli właściciela budynku w towarzystwie ochrony.

— Mogę wiedzieć jak państwo dostali się na teren gorących źródeł? — Obaj mężczyźni zamarli patrząc szybko na siebie nie mając pomysłu, co odpowiedzieć.

Właściwie zanim znaleźli się w tym miejscu to wracali we dwójkę do agencji, bo wściekły Shuhei twierdził, że są niczym huragan Katrina — niszczący i nawet ich Servampy mają więcej oleju w głowie. The Mother i Jeje może coś i mają, a Yoda? Niekoniecznie. Będąc już właściwie przy dworcu napadła na nich Mutsuko i takim o to sposobem znaleźli się tutaj. Usłyszeli sztuczny kaszel dalej czekającego na wyjaśnienia właściciela i Kamyia uśmiechnął się niepewne.

— Wierzy pan w magię? — Mikuni popatrzył zdziwiony na swojego towarzysza, który chyba mówił całkiem poważnie. Co temu idiocie znowu strzeliło do głowy?

Starszy człowiek odrobinę się zmieszał spoglądając na swoich ochroniarzy. To jacyś szaleńcy? W sumie niedaleko tego kurortu mieści się szpital dla osób obłąkanych i patrząc na strój jednego z nich wcale by się nie zdziwił jakby stamtąd byli. Czarnowłosy z uśmiechem ukłonił się nagle i nim, któreś z nich zareagowało wyciągnął prawą dłoń przed siebie z której rękawa wysunęła się mała niewidoczna metalowa kulka spadając na ziemię. Jak tylko przedmiot spadł na podłogę otworzył się przez co w korytarzu jak i w bliższych pomieszczeniach naroiło się od dymu. Blondyn poczuł jak ktoś go szarpie za rękę i ruszyli zadymionym korytarzem odpychając przy okazji ochronę.

— Taką sztuczkę to ty sobie wsadź w dupę Kamyia!

— Trzeba było tam zostać jak nie pasowało!

— To ty mnie trzymasz za rękę i ciągniesz za sobą! — Próbował się wyrwać z uścisku, jednak Tsurugi jeszcze mocniej ścisnął ich dłonie pędząc do wyjścia. Nie miał zamiaru się potem tłumaczyć przed resztą, co się stało z Panem obu Zazdrości. — puść mnie wreszcie do cholery!

Chłopak ignorował warczenie drugiego z nich wybiegając już z budynku czemu przyglądali się goście stojący przed wejściem. Dodatkowa ochrona przed wejściem próbowała ich jeszcze złapać, jednak tym razem blondyn pociągnął mocniej w prawo czarnowłosego znikając pomiędzy tłumem. Biegli dobre dwadzieścia minut rzucając tylko spojrzeniami do tyłu, aż byli pewni, że zgubili ochronę z gorących źródeł stojąc w jakimś parku. Ciężko oddychający Kamyia opadł na ławkę próbując złapać oddech za to Mikuni zaczął rozglądać się po otoczeniu.

— Wyrzuciło nas, gdzieś w jakieś części Tokio?

— Oczywiście idioto — Jak wreszcie czarnowłosy odzyskał oddech spojrzał na Pana Zazdrości zaciskając nerwowo wargi. Nie spodziewał się, że napadnie na nich Daisaki i nie zdążą się uchronić — aktualnie jesteśmy w wymiarze z którego pochodzą strażnicy.

Alicein otworzył szerzej oczy patrząc na siedzącego lidera Wygłodniałych Psów, który podniósł się z ławki zaczynając rozglądać się po uliczce. Z jakiegoś powodu czarnowłosa ich tutaj wysłała wspominając w pewnej chwili, że reszta też tutaj jest. Mają tą przewagę, że był tutaj nie raz i powinni dać radę uniknąć nieprzyjemności. Ciekawe czy agencja dalej stoi?

— Chodź mam pomysł — Nie czekając na odpowiedz chłopaka zawrócił się na butach idąc już w stronę budynku, gdzie wszystko się zaczęło. Blondyn spojrzał jeszcze do tyłu czując się niezbyt pewnie bez swoich wampirów, ale nie miał wyboru. Teraz są skazani tylko na siebie. Zabawne, czyżby powtórka ze szczenięcych lat? Brakuje tylko Foster, Yumi'ego i Juna. Była by patologia pełną gębą.

_______________

Tsubaki siedział przy stole obserwując skupioną na swojej pracy Mutsuko. Kobieta stała z wyciągniętą dłonią przed siebie obserwując tylko dla niej ważny punkt w tym miejscu. Czasami się zastanawiał o czym myśli czarnowłosa mając taką minę, ale nie powinien jej przeszkadzać. Zwłaszcza jak ostatnio prawie posłała go do diabła jak ją rozproszył. Reszta jego podklas jak i dwa inne Servamp'y rozeszły się po agencji traktując to miejsce jako swoją nową bazę. Jakiś czas wcześniej w tym miejscu rozegrała się awantura pomiędzy Angusem i Daisaki — o ile można było to tak nazwać. Rudowłosy pozwolił uciec Lenistwom. Niby poszło im to na rękę, ale jak w tym miejscu mają znaleźć teraz jego najstarszego brata i siostrę dziewczyny?

Oparł policzek o dłoń patrząc na wymawiającą coś szeptem kobietę, która powoli zaczynała świecić na czerwono. Reszta Eve i Servamp'ów także rozsiała się po mieście, a jedynymi którzy są w ich rękach to obie Zazdroście. Kobieta twierdzi, że mając w rękach Yodę spokojnie ściągnął tutaj niebieskowłosą, ale skąd ta pewność, że ta wampirzyca będzie wiedziała o tym iż ich mają? Odnosił wrażenie, że czarnowłosa znała właściwie wszystkie ruchy żeńskie Lenistwa.

— Ten rudowłosy pacan jest całkowicie nieodpowiedzialny — Podniósł wzrok z filiżanki słysząc głos Mutsuko, która teraz stała przy grupce biegających popiołów. Na co jej te popioły znowu?

— Mój mistrz na nim polega, więc nie mam zbytniego wyboru.

Zniesmaczona żeńska Melancholia spojrzała w jego stronę pokazując przy okazji dłonią stworzeniom by zaczęły na siebie wchodzić, co ku zdziwieniu czarnowłosego zaczęły robić. A co lepsze było ich coraz więcej tworząc pewnego rodzaju górkę z popiołów.

— Jednym z powodów jakich on jeszcze żyje to jest właśnie twoja prośba — Servamp uśmiechnął się lekko nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Kto by pomyślał, że będzie miał u niej taki posłuch.

— Długo masz zamiar gnębić swojego najstarszego brata?

— Dopóki nie wyciągnę z niego kawałka wspomnień — Uśmiechnęła się delikatnie jakby mówiła o czymś przyjemnym — przy okazji może znowu mu odbije? To by było nam całkiem na rękę jak jeszcze wpadła by tutaj Osaka... rozumiesz kiedyś prawie ich pozabijał, bo żadne nie chciało mu zrobić krzywdy. A jeśli tym razem by się wydarzyło to samo?

— Gdy zbiorą się wszyscy w jednym miejscu..

— Dokładnie! Wszystkie okruchy będą nasze i będziemy przy kolejnym kroku by kula wróciła do dawnej świetności — Potem zostaną jeszcze tylko trzy by duch wrócił do środka. Nie raz miała wrażenie, że stworzenie porusza się po tym miejscu i nie ukazuje się nikomu ze swoich własnych pobudek. — ale zanim to się stanie potrzebujemy kogoś, kto zajmie się moim braciszkiem dopóki jeszcze tutaj jest.

Dopiero teraz Tsubaki zauważył, że kupka stworzeń zaczęła się w coś formować i wreszcie kobieta machnęła mocniej dłonią przez co rozwiała popioły, a przed dwójką wampirów stał mężczyzna, którego oboje znali. Męska Melancholia, aż przetarła dwa razy oczy by być pewnym, że dobrze widzi.

— Postać stworzona całkowicie z magii strażników jaka we mnie została po zniszczeniu pierwszych oręży. Jego prawdziwy odpowiednik znany wcześniej jako Pies Gończy C3, a zarazem dalej Pan Servampa Gniewu...

— Tsurugi Kamyia lat dwadzieścia osiem uwielbiający pieniądze! Więc ile mi zapłacisz bym zajął się tą sprawą?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro