Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słońce powoli zachodziło. Za murami panował lekki niepokój, działo się tak od kilku lat, odkąd przebił się Kolosalny i Opancerzony. Zamyśliłam się. Dużo się zmieniło od tego czasu w moim życiu. Najpierw straciłam rodzinę, u której i tak nie mieszkałam jakoś zbyt długo. Potem, razem z Erenem zdecydowałam się wstąpić do wojska i spełnić jego marzenie, jakim było pomszczenie mamy i wybicie wszystkich tytanów co do nogi.

Usiadłam na parapecie i objęłam kolana rękoma, delikatnie zdmuchując kosmyk czarnych, krótkich włosów. Eren... on był jedynym powodem mojego życia. Dlatego zdecydowałam się pójść tam, gdzie on. I może dlatego właśnie jestem kadetem Korpusu Zwiadowczego i już jutro zamieszkam z innymi kadetami.

- Mikasa! Co jest? Nie cieszysz się, że będziesz mogła pomścić mamę i wyjść poza mury? - Eren do mnie podszedł i usiadł obok na parapecie.

- Cieszę się - odpowiedziałam krótko i zatopiłam się w głębi jego zielonych oczu.

- Będzie nami dowodził sam kapral Levi - Eren zaczął podskakiwać z podniecenia. Wyciągnęłam rękę przed niego, żeby chłopak nie spadł z parapetu.

Otuliłam się ciaśniej szalikiem, którego dostałam kiedyś od niego.

- Wybiję wszystkich tytanów! Oni nie mają prawa istnieć!

- Uspokój się Eren - westchnęłam zrezygnowana.

Chciałam z nim jeszcze porozmawiać, ale zawołała go Christa Lenz, mała blondynka. Spojrzałam w gwiazdy i starałam się nie pokazywać po sobie emocji. Kochałam Erena bardziej niż brata, ale o tym nikt się nie dowie. Ani nikomu o tym nie powiem. Po prostu będę robić swoje i będę go chronić. Wróciłam myślami do rozmowy z Jägerem.

- Levi Ackermann... - może być z nim ciekawie - mruknęłam do siebie, bo dużo o nim słyszałam.

Zeskoczyłam z parapetu i przeszłam przez mój stary pokój. Koniec izolacji, pora wyjść do ludzi. Zeszłam po schodach, na dół domu, w którym mieszkali kadeci. Akurat zdążyłam na kolację.

- Hej! Mikasa! Usiądź z nami! - Connie machał do mnie energicznie.

Tak też uczyniłam. Usiadłam przy jednym stole z Connie'm, Sashą, Annie, Ymir, Reinerem, Jeanem, Arminem i Berthdoltem. Odetchnęłam głęboko, gdy usiadłam przy złotowłosym chłopaku, zaraz po Erenie, moim najlepszym przyjacielu. Przyłożyłam twarz do jego ucha.

- Ej, Armin, gdzie jest Eren - spytałam, kiedy przeszukałam wzrokiem jadalnię.

- Nie wiem - odpowiedział z pełnymi ustami i stracił mną zainteresowanie, bo zaczął się kłócić z Sashą o ziemniaka.

Serce mi zaczęło szybciej bić. A co jak mu się coś stało? Przecież miałam go chronić! Gwałtownie wstałam, prawie wywalając stół. Ups, chyba trochę zbyt dramatycznie. Zrobiła się cisza, oczy wszystkich były zwrócone ku mnie.

Jean złapał moją rękę, żeby mnie powstrzymać przed wyjściem na szukanie Erena. Gdy nasze dłonie złączyły się, Jean się zarumienił i wlepił wzrok w lśniący blat drewnianego stołu.

- Spokojnie, Ackermann, poszedł gdzieś z Lenz - powiedział cicho, jednak mnie to nie przekonało.

- Daj spokój, zaraz przyjdzie - powiedział, gdy zobaczył mój wyraz twarzy.

Odburknęłam coś i usiadłam naburmuszona znowu obok Armina. I tak zleciał mi cały wieczór na czekaniu na Erena.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro