Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

----
Walnęłam pięścią z całej siły w ścianę, byłam zła, kierowała mną złość, determinacja. Waliłam w ścianę pięściami, patrząc na to, że ja byłam już w siedzibie Dark Core.
Jedyne co mnie zaskoczyło to brak Sandsa.
---------
Szłam korytarzem, było dość ciemno. Chociaż nade mną nie było dachu ani ścian. Był ranek, choć czułam się jakby była noc.
Weszłam do zacienionego "pomieszczenia".
Widziałam stamtąd piękny widok. Góry rozprzestrzeniały się wzdłuż wody.

Po chwili "pomieszczenie" się zamknęło. Szybko się odwróciłam w stronę dźwięku zamykania krat. Podbiegłam do wcześniej wspomnianych krat. Zobaczyłam kolejnego mężczyznę ubranego w turkusowy płaszcz i czarne okulary.

-Jesteś naiwna Mariko, kiedy masz amnezję. -powiedział głębokim głosem. -Niedługo po Ciebie przyjdę i pójdziemy do Twojego konika. Zobaczymy, czy go pamiętasz i czy on pamięta Ciebie. -odszedł.

-Marika...Więc tak się nazywam..-powiedziałam cicho i odeszłam do rogu. Zsunęłam się po ścianie. I zaczęłam szlochać. Nie pamiętałam, żadnego konia. Przyszedł mi do głowy pomysł, żeby udać, że go pamiętałam. I właśnie tym pomysłem zaczęłam się kierować. Ale zrezygnowałam po głębszych przemyśleniach.
Siedząc w kącie myślałam tak naprawdę o niczym. Nie miałam o czym myśleć.

Mijały sekundy, minuty, a może nawet godziny. Siedziałam w ciemnym 'pomieszczeniu'. Płakałam nie płacząc. Byłam nie będąc. Po chwili, bardziej po parunastu minutach przyszedł mężczyzna patrzący się prosto na mnie. Odruchowo wstałam. Dalej opierając się o ścianę.

Mężczyzna wszedł przez bramę i złapał mnie za ramię i bez słowa szliśmy w stronę jakiegoś drugiego 'pomieszczenia'. Nie stawiałam oporu, ponieważ nie widziałam w tym sesnu.

-----
-No tak! Moc Aideen! Mogę jej użyć by zniszczyć ścianę! -powiedziałam z entuzjazmem.

Szybko oddaliłam się od ściany i Starałam się skupić na jednym punkcie, a mianowicie ścianie.
-----
Doszliśmy w końcu do pomieszczenia. Ja rozejrzałam się niepewnie. Czułam się jakbym zaraz miała być skazana na śmierć.
Wokół mnie było dużo strażników.

Nagle usłyszałam jakiś głos: Wprowadzić Konia!
Z ciemnych głębin dostrzegłam faceta ciągnącego za uzda jakiegoś konia. Był dokładnie kasztanowaty. Miał ciemną grzywę.

----
-Wild... -szepnęłam. Łzy ciekły po policzkach. -Skup się Marika! Dla Wild!

----
Koń widocznie ucieszył się, że mnie zobaczył. Szybko wyrwał się i podbiegł do mnie. Byłam przekonana, że chce zrobić mi krzywdę. Ale myliłam się.
Koń zacisnął łeb na moim ramieniu. Co oznaczało jako przytulenie.
Stałam osłupiała. Założyłam ręce na szyję konia i go przytuliłam.

Na chwilę odsunęłam się od niego i spojrzałam prosto w oczy.

-Wybacz... Ale ja Cię nie pamię-

-----
-Nie powiesz jej tego. -powiedziałam z determinacją i niebieski płomień strzelił w ścianę roztrzaskując ją na kawałki. Nagle stała się oślepiająca jasność. Przed oczami przeleciały mi wszystkie wspomnienia.
Wszystko się tak szybko działo, że za dużo nie pamiętam.
-----
-Wild...  -powiedziałam przytulając z całej siły klacz. Z moich oczu wydostały się łzy. Czułam jej oddech na swoim karku.
Strażnicy Dark Core byli zdziwieni. Ale sama Wild była bardziej szczęśliwa niż zaskoczona.

Nagle ktoś złapał mnie za ramię i z całej siły oderwał od klaczy, omal się nie wywaliłam.
Jakiś strażnik złapał klacz za uzdę i pociągnął ją w przeciwną stronę.

-Puszczać mnie! -wykrzyczałam starając wyrwać się.

-Oo, nagle odzyskałaś swoją pamięć? -zapytał z ironią w głosie. Pociągnął mnie do pomieszczenia w którym byłam wcześniej. Szarpałam się z całej siły. Nawet próbowałam go ugryźć w rękę. Ale na próżno.

Zostałam ponownie zamknięta sama w celi. Szybko Rzuciłam się na kraty i szarpałam je z całych sił.
Zaczęłam nerwowo rozglądać się po przestrzeni w której przebywałam. Zobaczyłam jakieś przejście, więc szybko do niego podbiegłam i zaczęłam iść w głąb ciemności.
Kiedy weszłam w ciemność, otwór za mną szybko się zamknął. Tak jakby zapomnieli zamknąć przejścia.
Idąc przez ciemność czułam mieszane uczucia. Czułam się strasznie dziwnie.

W głębi ujrzałam światełko, więc Rzuciłam się w bieg. Przebiegłam przez tunel ciemności i mieszanych uczuć, przez co dostałam się do kolejnej prawie pustej przestrzeni. W tej prawie pustej przestrzeni była...

-Wild! -wykrzyczałam i podbiegłam do niej szybkim ruchem. Przytuliłam klacz po czym spojrzałam w jej oczy. -Raz się z podobnego miejsca wydostałyśmy, więc teraz nie będzie inaczej. -powiedziałam delikatnie uśmiechając się. Nagle zakręciło mi się w głowie. Nie zwracałam na to uwagi. Słyszałam stłumione szepty.
Odwróciłam się w stronę głosów i podbiegłam cicho do ściany, przyłożyłam do ust palec, żeby dać znak, żeby Wild zachowała ciszę. Słyszałam wtedy wszystko wyraźnie.

-Co teraz mamy zrobić z tą dziewczyną i koniem?

-No jak to jak? Musimy Sandsowi je dostarczyć. Zresztą i tak próbuje otworzyć portal.

-W sumie racja. Ale jeżeli uda się im ucieknąć?

-Ale z Ciebie idiota, nie może udać się im uciec. Jorvik jest parę mil stąd, musiałyby przekroczyć rzekę, ale tego nie zrobią. Rzeka jest zbyt głęboką. Musiałyby przejść dłuższą drogą, żeby tam dotrzeć. A to by zajęło im długo, Sands na pewno by zniszczył już Jorvik. -powiedział dziwnie gestykulując rękoma.

Po chwili odeszli.

-Co za idioci, ale dzięki temu ich idiotyzmu wiem, że Jorvik jest niedaleko. I wiem jak stąd uciec. -powiedziałam pewnie. Nawet nie myślałam o tym, żeby inaczej uciec niż zniszczyć po prostu mocą wrota.  Nie chciałam sobie pomyśleć co by było gdyby mój plan zawiódł.

Wild chodziła w kółko patrząc na mnie. Po chwili podeszła do krat. Dała znak, żebym na nią siadła. Kiedy na nią siadłam, szybko sobie przypomniałam, że nie powiedziałam jej o raku... Nie zamierzałam jej na razie o tym wspominać. Nie w tamtej sytuacji.

Skupiłam się na kartach, chociaż byłam strasznie zestresowana. Myślami byłam gdzieś indziej. Całkowicie w innym świecie.
Nie zdziwiłam się nawet kiedy nie udało mi się zniszczyć krat.
Po kilkunastu męczących dla mnie próbach wreszcie zniszczyłam kraty. Wild szybko bez wątpliwości ruszyła w dal. Czułam się znowu wolna.

Omiałyśmy strażników. Wszystko szybko się toczyło. Nagle padł  jakiś strzał. Strzał padł w Wild. Jej prawe przednie kopyto krwawiło.

-Wild trzymaj się.. -powiedziałam używając swojej mocy, celowałam w strażnika, który trafił w Wild. Zemsta to zemsta, powiedziałam sobie z dumą.
Nagle oniemiałam. Zobaczyłam... Alexa.

Stał jak wryty, patrząc się przed siebie. Miał dziwne czarne, zaćmione oczy. Tak jakby nie kontaktował. Wild nawet Go nie zauważyła. To była chwila, nie pamiętam dokładnie teraz w jakim był stroju, co się działo wokół. Nagle po prostu czas przyśpieszył w dziwny sposób.

Klacz z bólem przeskoczyła pudła porozwalane na platformie. Strażnicy dalej biegli za nami. Nie przejmowałam się nimi, przynajmniej  starałam się nimi nie przejmować.

Używałam swojej mocy z nie rozsądkiem, ponieważ kierowała mnie nienawiść do wszystkich ludzi Dark Core, chociaż tak naprawdę Czułam, że są to dobrzy ludzie, tylko plakietka Dark Core ich zmieniła.

Nagle zobaczyłam wyjście z tamtej przeklętej platformy, ucieszyłam się na sam widok wyjścia. Szybko użyłam swojej mocy i uciekłyśmy z platformy. Szłyszałam, że Dark Core dalej za nami jechało, ale było daleko. Zjeżdżałyśmy po stromych górach, omal  Wild się nie potknęła. Po prostu uciekałyśmy w stronę rzeki, w stronę Jorviku.

Wiem, Wiem Lara i Max, zapomniałam o nich wtedy na krótką chwilę, ale później i tak wszystko się wyjaśniło.

Z daleka widziałam zarys głębokiej rzeki, nagle tak jakby jechałyśmy wzdłóż niej. Czułam się wspaniale.

Na drugim brzegu było Jorvik, tak blisko, a tak daleko. Jorvik tak naprawdę było wtedy na wyciągnięcie ręki. Z moich oczu wydostały się pojedyncze łzy.

Zobaczyłam z daleka dwa zarysy postaci na koniach, automatycznie Wild zwolniła. A mi serce zaczęło szybciej bić. Podbiegłyśmy do nich, wtedy okazało się, że te dwa, tajemnicze zarysy to była Lara i Max.

-Co wy tu robicie?!

-A ty co tu robisz? -zapytała Lara.

-No jak to co, Uciekałam przed Dark Core. Miałaś czekać na nas w miasteczku.

-Tak, tak, ale długo nie wracałaś i zaczęliśmy się martwić. -zaczęła gesrykulować rękoma. -Zresztą chyba lepiej razem dotrzeć do Jorviku.

Westchnęłam, spojrzałam na bliski, ale jednocześnie daleki brzeg. Dostrzegłam piękne zielone lasy, ciemno-zieloną trawę. Drzewa porośnięte mchem. Niebieskie motyle wirujące w okół. Tak, to właśnie był mój stary Jorvik.

-Ale i tak musimy przejść dłuższą drogą. -powiedział Max.

-Ale nie mamy czasu, rozumiesz?

-Jak to?

-Sandsa nie było na platformie, Sandsa jest na Jorviku! Otwiera portal do pandorii! -wykrzyczałam z przejęciem.

-Rozumiem, ale nie będziesz chyba ryzykować życia.

-A właśnie, że będe. Nie mam czasu. Muszę teraz być na Jorviku.

-Zwariowałaś?! -zapytała Lara z zaskoczeniem.

-Nie. Wild jest ze mną, damy radę. Wy jedźcie dłuższą drogą.

-Jesteś pewna?

-Tak jestem. -rzekłam pewna siebie.

Lara przytaknęła głową, byłam szczęśliwa, wiedząc, że mi ufała.

-Chodź Max, jedziemy dłuższą drogą. Trzymaj się Marika! -powiedziała kierując się w przeciwną stronę. Max spojrzał na mnie z wściekłością i lekką pogardą.

Ja wtedy miałam ochotę powiedzieć "No co?" ale postanowiłam zamilknąć.

Wtedy musiałam przepłynąć czas.


***
Kolejny rozdział za nami, a ja przeżywam, że niedługo koniec :c.

I to jest taki "urodzinowy rozdział". Yes mam urodzinki, Yeah... Tak się cieszę, że to szok, ha ha..

Ps. Z góry przepraszam za błędy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro