Rozdział 14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po powrocie do domu Harry miał niewielką nadzieję, że jednak Niall przemyśli swoją decyzję i zmieni zdanie, co do popołudnia. To uczucie potęgowały smsy, które blondyn przysyłał co dziesięć minut z przeprosinami i ponownym wytłumaczeniem sytuacji. Wykazywał skruchę, obiecując, że postara się załatwić to jak najszybciej i dołączy do niego i Gemmy, a jeśli mu się nie uda to kolejny wypad będzie na jego koszt i odkupi swoje winy. Styles znał niebieskookiego i zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli wyrzuty sumienia będą męczyły go zbyt długo to ten wróci z podkulonym ogonem. 

Ale kiedy nie wrócił do domu, Harry miał odpowiedź tuż pod nosem. Czuł się zawiedziony i wszystkie negatywne emocje ponownie w niego uderzyły, dlatego aby nie psuć sobie reszty dnia, która w jego głowie miała przebiec naprawdę w miłej atmosferze, odwołał plany z siostrą, która nie robiła z tego powodu wyrzutów, rozumiejąc, że mogło im coś wypaść, i wczesnym wieczorem ruszył w stronę klubu. Wtorek nie był ciężkim dniem w szkole, dlatego jeśli zabawa poniesie go za bardzo to będzie mógł odpuścić sobie kilka lekcji. 

Zielonooki bardziej niż o spotkanie z Gemmą, wściekał się o samą świadomość, że trwała między nimi niewypowiedziana przerwa od pieprzenia się z kim popadnie. I właśnie z racji, że nie uzgodnili tego słownie tylko bardziej telepatycznie, obawiał się, że Niall prześpi się z Shawnem, do czego miał pełne prawo, bo w końcu tak działał ich związek, a ten ponownie dostanie to, czego chciał. Dlatego Styles przewidując przyszłość, bo w końcu znał tego palanta, nie zamierzał się również ograniczać. Za każdym razem jak Niall szedł do niego to wracał jak po maratonie i naprawdę starał się tolerować Mendesa, ale tego było już za wiele. 

Kochał Horana, ufał mu bezgranicznie, ale... teraz nawet nie potrafił opisać tego, co czuł w środku. Może jego cierpliwość do tego pizdokleszcza skończyła się? Wielokrotnie milczał i zachowywał stoicki spokój, kiedy pakował się między nich i doprowadzał do wrzenia krwi w ciele bruneta. Cholera, pieprzony Shawn i pierzony projekt. Że też akurat tak musieli się dobrać! 

Czas mijał szybko w gronie ludzi i alkoholu. Mimo początku tygodnia imprezowe miejsca nie świeciły pustkami. Co kilka piosenek przetańczonych z kobietami lub mężczyznami, Harry opadał na kanapę i sprawdzał swój telefon w nadziei, że Niall odezwał się, oznajmiając, że jest w domu i czeka na niego lub idzie już w stronę kawiarni i prosi, aby ten po niego wyszedł. Jednak jego ekran nie pokazywał żadnych powiadomień, co tylko irytowało go jeszcze bardziej, do tego stopnia, że musiał iść do baru, aby zamówić kolejnego shota. 

— Um, to pomyłka — odezwał się, spoglądając na barmankę, która postawiła przed nim drinka. — Jeszcze niczego nie zamówiłem — oznajmił, unosząc lekko jedną brew do góry. 

— To prezent — poinformowała — Od tego mężczyzny — odsunęła się lekko w bok, wskazując na postać, która sączyła swój alkohol, wpatrując się prosto w Harry'ego, który nie mógł dokładniej przyjrzeć się jego twarzy, bowiem odbijało się na niej mnóstwo światła - między innymi z dyskotekowej kuli czy ledów, zamieszczonych przy barze. Dostrzegł jednak, że koszula, w którą był ubrany odkrywała jego obojczyki, ukazując przy tym tatuaż, który przewidując przyszłość za niewielki okres czasu będzie mu dane obejrzeć z bliska. 

Styles uśmiechnął się i podziękował kobiecie, która odeszła, zajmując się dalej swoją pracą. Łapiąc z nieznajomym kontakt wzrokowy, wypił duszkiem zawartość naczynia, obserwując przy tym, jak mówił coś do mężczyzny, który opierał się łokciami tyłem do baru. Rozpoznanie jego towarzysza było więc niemożliwe, ale nie było to najważniejsze w tym momencie. 

Odłożywszy kieliszek, zarzucił lekko włosami i wskazał głową na parkiet, na który następnie ruszył, mając nadzieję, że tamten zrozumiał zaproszenie. Nie musiał zbyt długo bujać się do muzyki, aby poczuć na swoich biodrach czyjeś dłonie. Uśmiech niemal od razu zagościł na jego twarzy, którą przekręcił lekko w bok, aby móc przyjrzeć się swojemu dzisiejszemu nocnemu towarzyszowi. Mimo panującej ciemności, którą co jakiś czas rozświetlały kolory, dostrzegł niebieski odcień jego oczu, które z taką intensywnością wpatrywały się w niego. Drugą sprawą był delikatny zarost, który poczuł pod opuszkami swoich palców, którymi przejechał po jego żuchwie. 

— Cześć — przywitał się prosto do jego ucha, przez co Harry poczuł przechodzące go dreszcze, kiedy ciepły oddech otulił jego szyję. — Jestem Louis. 

— Harry — odpowiedział, zbliżając się, aby mógł go usłyszeć. — Dzięki za drinka — przymknął na moment oczy, kiedy poczuł, jak jego ciało było dociskane do tego szatyna. 

— Mam nadzieję, że nie były to zmarnowane pieniądze — odparł, przesuwając dłonie bardziej w górę. 

— Spokojnie, ja zawsze się odwdzięczam za takie miłe prezenty — zapewnił. 

Nie rozmawiali więcej ze sobą, zatracając się w tańcu, który w większości przypominał bardziej ocieranie się o siebie. Harry lubił droczyć się z Louisem, bo kiedy ten napierał na niego mocniej, ten odsuwał się i robił jakiś obrót lub okręcał go wokół jego własnej osi, co kończyło się tym, że niebieskooki łapał go za dłoń i gwałtownie przyciągał ponownie do swojego ciała. Styles wtedy śmiał się pod nosem, bo robienie podchodów, nieczyste zagrywki i flirtowanie to była jego ulubiona część gry wstępnej. 

Po dwóch piosenkach, Louis pociągnął Stylesa w stronę toalet, a ten nie zamierzał się nawet opierać, bowiem jego spodnie również zrobiły się ciasne. Nie czuł się już pijany, lekko wstawiony, ale wciąż był chętny na dobrą zabawę. Już nie myślał o tym, jak bardzo zdenerwowany był na Nialla i sprawę z Shawnem, nie interesowało go nawet, czy ten pisał do niego - potrzebował wyładować swoje emocje i czuł, że Louis mu w tym pomoże. 

Łazienkowe światło rzuciło jasną aurę na twarz Louisa i teraz zielonooki mógł dokładniej mu się przyjrzeć. Był niższy od niego, ale to mu w ogóle nie przeszkadzało, bo był cholernie przystojny i mógłby się założyć, że kiedy zdejmie z niego koszule to się sparzy. 

— Żadnego całowania w usta — zaznaczył, kiedy szatyn wepchnął go do kabiny i zamknął za nimi drzwi. — Inaczej nici z naszej zabawy — mruknął, przyciągając go za pasek spodni do siebie i uśmiechnął się, kiedy dzieliło ich twarze kilka centymetrów od siebie. 

— Nie przeszkadza mi to — zgodził się. Harry mógł przysiąc, że miał on jeden z piękniejszych głosów, jakie kiedykolwiek słyszał. Cholera, te wypady klubowe sprawiały, że poznawał coraz to lepsze okazy - najpierw turbo przystojny barman, teraz Louis. Harry miał szczęście. Ale jego największe szczęście zapewne w tym momencie pieprzyło się z Mendesem, kiedy w tle leciał jakiś wykład na temat, który powinni uwzględnić w swoim projekcie.

Ta myśl sprawiła, że dłoń Stylesa szybko znalazła się w bokserkach szatyna, który był naprawdę spragniony jego dotyku. Na pierwsze ruchy zareagował zadowolonym sapnięciem, a na kolejne ułożył swoje dłonie między głową bruneta i zaczął składać mokre pocałunki wzdłuż jego szyi. Styles dostawał gęsiej skórki, czując ciepły oddech na swojej skórze. Uwielbiał to, jak mało przestrzeni miał, jak tamten napierał na niego, przygniatając go do ściany. 

— Czy w pakiecie do drinka, który mi postawiłeś jest również pomocna dłoń? — spytał, łapiąc drugą dłonią za jego podbródek. — Bo wiesz... twoje dyszenie do mojego ucha nie jest mi obojętne — roześmiał się, wywołując u Louisa uśmiech.

— Wiesz... jeśli odpłacisz mi się czymś to mogę dodać to do oferty. 

— Jeśli mieszkasz blisko to myślę, że jestem w stanie zapłacić za tę przyjemność — zaakcentował i nie musiał nic więcej mówić, żeby jedna z dłoni Louisa odpięła jego spodnie, które wylądowały sekundę później przy jego kostkach. 

Harry doszedł jako pierwszy i to pozwoliło mu na dalszą zabawę z Louisem, z którym zamienił się miejscami i klęknął przed nim, zsuwając z niego bieliznę. Bałagan, jakim stał się szatyn, pobudzał myśli Stylesa, który nie mógł doczekać się aż pójdą do jego mieszkania. Jego ekscytacji nie pomagał fakt, że tamten ciągnął go za włosy i sam wypychał mocno biodra do przodu. Uwielbiał dominatów i nutkę brutalności. 

Kiedy doszedł z głośnym jękiem, zielonooki wypluł nasienie do toalety i podniósł się zadowolony z kolan. Louis poklepał go po policzku, chwaląc jego zdolności, a następnie podciągnął spodnie z bokserkami i opuścił kabinę. Harry wyszedł zaraz za nim, oczywiście ubrany i szybko ogarnął się, patrząc przelotnie w lustro. Wyszedł jako pierwszy, a niebieskooki zaraz za nim, zapinając swój pasek. 

Opuszczając korytarz, w którym mieściły się toalety i wyjście ewakuacyjne znaleźli się przed wejściem na główną salę klubu, jednak nie weszli do niej. Harry zatrzymał się gwałtownie, bojąc się, że mógłby wpaść na mężczyznę, który nagle wyrósł przed nim. 

Oczy Stylesa zamieniły się w spodki, a kiedy myślał, że to koniec niespodzianek to za jego ramieniem pojawił się szatyn, który w końcu dorównał mu kroku. I kiedy ten tylko podniósł wzrok, kończąc poprawiać koszulkę, oberwał w twarz pięścią zataczając się do tyłu na ścianę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro