3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Nie, nie, Jurij, zbyt wiele wschodniego akcentu. To naprawdę przydatne słowo. Jeszcze raz. Sophisticated. No, śmiało, darling

Blondyn nie wytrzymywał. Angielski był językiem, z którym nie miałby większych trudności, gdyby nie nauczyciel. Pan (pff, według Plisetsky'ego nie zasługiwał na takie miano) Leroy nie uchodził za wymagającego wykładowcę, jednak z jakiegoś powodu uwielbiał męczyć Jurija. "Każde słówko ma być starannie dopieszczone i wypowiedziane z sercem, my fairy."

A nic tak nie wyprowadzało Jurija z równowagi jak aksamitny głos Jeana-Jacquesa, uwielbianego przez uczennice. Dlatego z oślim wręcz uporem, chłopak ponownie przeczytał słowo po swojemu, kładąc nacisk na niepoprawną wymowę. Pan Leroy zagryzł wargi, kręcąc głową.

Honey, nie tak. Pamiętajcie słoneczka, że zawsze musicie zwracać uwagę na sposób wypowiadania wyrazów, żebyście nie popełniali błędów. Będziemy nad tym pracować i...

Nauczyciel zaczął swój wykład, a blondyn przewrócił oczami. Z całego serca nienawidził swojego anglisty, który był zadufanym w sobie dupkiem, mówił tym swoim idealnym angielskim, szczerzył się do nich idealnym uśmiechem i wiódł swoje cholernie idealne życie. Mógł się założyć, że ten facet nigdy nie miał w życiu żadnego problemu. Nawet jeśli, to pewnie od razu szczerzył się swoimi bialutkimi, równiutkimi ząbkami, a wszelkie kłopoty same znikały. Dokładnie tak. Poza tym, Jurij był święcie i nie-święcie przekonany, że słówka "sophisticated"w całym swoim życiu nie użyje. 

Od wysłuchiwania pogadanki uratował go dzwonek, po którym momentalnie zerwał się z ławki, chaotycznie pakując rzeczy do plecaka. Niestety, zdążył złapać kontakt wzrokowy z anglistą, co nie wróżyło niczego dobrego.

Fairy, zostań chwilę, dobrze?

Oczywiście, Plisetsky mógł udawać, że nie słyszał, że to nie do niego. Tylko, psia mać, pan Jean-Jacques mówił "fairy" tylko do Jurija. "Zaraz ci zrobię takie wróżkowe przedstawienie, że zrazisz się do Winx raz na zawsze" pomyślał rozwścieczony chłopak, jednak posłusznie poczekał, aż reszta uczniów opuści klasę i wtedy podszedł do biurka nauczyciela. Leroy zamknął laptopa, wstał, po czym oparł się biodrem o swoją katedrę.

— Na pewno wiesz, że twoja sytuacja z angielskiego nie jest dramatyczna. Jakby nie patrzeć, jest całkiem dobra. Ale mogłaby być lepsza, Jurij. Wystarczy poćwiczyć, trochę się przyłożyć. Dlatego proponuję ci zajęcia dodatkowe.

— Indywidualne? — Blondyn myślał, że chyba zemdleje. Jeśli będzie musiał siedzieć sam na sam w klasie razem z anglistą-modelem i jego dusznymi perfumami, to wyskoczy przez okno. Pal licho, że żeńska połowa szkoły dałaby się pokroić za takie korki. On też dałby się pokroić, ale tylko po to, by ich nie mieć.

— Nie, nie. — Leroy pokręcił głową, a Plisetsky mógł przysiąc, że spadł mu kamień z (kamiennego, bo nie raz mówiono mu, że był bez uczuć) serca. — Skoro nie chciałeś zajęć jednoosobowych, które zaproponował ci Victor, to...

— Victor? — gdyby Jurij mógł, to w tym momencie zastrzygłby uszami jak pies. Anglista uniósł brew.

— Tak, prosiłem go, żeby udzielił ci jakichś lekcji, ale powiedział, że odmówiłeś...

Zanotować: wytargać Nikiforovi flaki. I przy okazji odwiedzić ciocię Martę.

— ...więc teraz proponuję ci zajęcia grupowe. W poniedziałki mam kółko z osobami z pierwszych klas.

— W poniedziałki mam już zajęcia po lekcjach. — Blondyn powiedział to niemal ze szczęściem wymalowanym na twarzy. Szach-mat, dziadzie. Nauczyciel popatrzył do swojego notesu, w którym miał zapisany podział godzin swój i nauczanych przez siebie klas. Co jak co, ale zaangażowania w pomoc uczniom nie można mu było odmówić. Oczywiście, nie umniejszało to jego dupkowatości. Dalsze próby znalezienia dogodnej godziny spełzły na niczym. Plan zajęć Jurija nie pozwalał na ustalenie terminu korepetycji, co wprowadzało chłopaka w euforię. 

— Mam. Czwartki, siódma rano. Kółko z maturzystami — oznajmił pan Jean-Jacques z szerokim uśmiechem. — Normalnie bym się zastanawiał, czy obecność starszych osób nie będzie cię stresować, ale jesteś taki self-confident, że to nie będzie problemem.

Plisetsky miał dość. Po prostu pokiwał głową, mamrocząc pod nosem ciche podziękowania i ekspresowo ulotnił się z klasy. Z prawdziwą wściekłością schodził po schodach do szatni w podziemiach szkoły. Zaczął iść w kierunku swojej szafki, jednak gdy z daleka zobaczył charakterystyczne włosy kuzyna, zmienił zdanie. Ruszył prosto do członka swojej rodziny, który właśnie rozmawiał z dwoma chłopakami ze swojej klasy.

— Nikiforov, ty już, kurwa, nie żyjesz! — warknął Jurij. Nic go nie obchodziło; ani to, że był niższy od Victora o dobre dwadzieścia centymetrów, ani fakt, że obserwowała go dwójka obcych chłopaków. Popchnął mocno kuzyna na szafki, przez co ich metalowe drzwiczki mogły ulec wgnieceniu.

— Weź ze mnie zejdź, idioto — prychnął starszy, próbując zgrywać pewnego siebie i odejść od wściekłego Plisetsky'ego, ten jednak ponownie szarpnął za ubrania chłopaka.

— блядин сын! ёб твою мать*! — krzyczał nastolatek. Jasne, przesadzał. Victor może i zawinił, nie informując go o wcześniejszej propozycji nauczyciela, jednak nie zasługiwał na takie obelgi. Lecz Jurij po prostu musiał się wyładować, dlatego też obrażał Victora każdą wiązanką, jaka przyszła mu do głowy. Z perspektywy osób postronnych musiało to wyglądać komicznie; wysoki trzecioklasista niemal kulący się przed niskim, filigranowym chłopakiem, który darł się, jakby co najmniej płuca ktoś chciałby mu wyrwać. 

— Hej, wystarczy — przerwał ktoś. Jurij obrócił się, oburzony. Otabek Altin uniósł dłonie w pokojowym geście, jakby nie chciał, by blondyn go pogryzł (co faktycznie było możliwe). — Nie wiem, co ty tam mówisz, ale brzmisz, jakbyś co najmniej nasyłał na niego słowiańskie demony. Trochę litości — powiedział, próbując rozładować napiętą atmosferę. Nie miał pojęcia, że Plisetsky był kuzynem Nikiforova i takie zachowania były dla niego całkowicie powszechne. Altin widział jedynie bardzo agresywnego, eterycznego nastolatka, który z furią obrażał jego znajomego z klasy.

— Nikt nie prosił cię o zdanie — fuknął Jurij, w myślach dodając "ty cholerny złodzieju obwarzanków". Odwrócił się ponownie do Victora, mierząc go pogardliwym spojrzeniem. — Oby ci te włosy w kolorze gołębi na rynku wypadły — prychnął ostentacyjnie, odchodząc od kuzyna.

— Ej, Jurij! Jurij, cholera! — zawołał za nim Nikiforov, nerwowo przeczesując swoje kosmyki. No ale żeby tak od razu życzyć mu wyłysienia?!

Tymczasem blondyn wychodził już ze szkoły, otwierając przeszklone drzwi kopnięciem glana. Jak on naprawdę nienawidził wszystkiego.

Wszystkich i wszystkiego, tylko nie Potyi, którą miał zamiar dziś głaskać tak długo, aż ręka mu nie odpadnie.

🌸

*Skurwysyn! Kurwa twoja mać!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro