Chronisz mnie od grzechu pychy. Są inne rodzaje grzechu.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sarah Li
°°°

W kolejnych dniach naprawdę nie działo się nic ciekawego.
No może tylko się dowiedziałam, że mam angielski razem z dwoma narwanymi blondynkami.
Teraz kiedy coraz bliżej październik, nauczyciele postanowili ogłosić informacje o imprezie Halloween, którą organizuje szkoła.
Nie żeby ktoś z nas się spodziewał, że w tym roku tego zabraknie.
W każdym razie, nauczyciele potrzebowali uczniów, którzy posprzątają salę gimnastyczną, udekorują ją i podłączą sprzęt.
   Wiedziałam, że zgłosiły się Ali i jej koleżanki, co za tym idzie również Johnny ze swoją ekipą. Co z kolei oznacza, że zgłosiłam się również ja, by ewentualnie uratować z opresji ich upośledzone tyłki. No i może trochę mi się nudziło, no i może troszkę lubię spędzać z nimi czas. Tak odrobinkę.
      Jakoś tak wyszło też, że bliżej poznałam Ali. To było za sprawą wf, który mamy razem. Okazało się, że oprócz skakania z pomponami, umie też całkiem nieźle grać w siatkę.
Nie mogę powiedzieć, że otwarcie i ostatecznie jej nie lubię, ale czasem jej zachowanie jest jednak irytujące.
Co najlepsze, mają kilka cech wspólnych z Danielem, a są to:
a) nienawiść do Johny'ego,
b) mieszanie się w nie swoje sprawy,
c) wysnuwanie błędnych wniosków.

Mimo wszystko, gdy Ali zaoferowała mi zjedzenie lunchu razem z nimi, nie odmówiłam. Wszak chciałam przecież, poznać pare rzeczy z punktu widzenia LaRusso.
       W efekcie zebrałam bardzo różnorakie spojrzenia od Cobr.
Johnny zmarszczył brwi w zamyśleniu i może lekkiej złości, na twarzy Dutcha ta złość była wymalowana o wiele mocniej.
Nie chciałam żeby potraktowali to jak zdradę, ale już wiem, że czeka mnie ciężka rozmowa z nimi. Tommy chyba pierwszy raz miał poważny wyraz twarzy, Bobby patrzył na mnie tak jak zwykle, a w oczach miał coś na wzór troski. Zawsze chciał, bym tylko uważała na siebie, ale czy naprawdę sądził, że LaRusso, a tymbardziej Mills, są w stanie mi realnie coś zrobić? Nie ma bata. To nawet brzmi śmiesznie.
A Jimmy, z kolei, spoglądał z pytającym wyrazem twarzy.

— Okej, więc czy tobie się stoliki nie pomyliły?— zaczął Daniel, chcąc być groźny. Wyszło mu to przezabawnie.

— Ja ją zaprosiłam.— odparła Ali.

— Dlaczego, przecież trzyma z NIM i resztą Cobr.

— I jeśli jeszcze nie zauważyłeś, jest od nich dużo milsza, więc...— dalej nie słuchałam. Ja milsza? Zdziwisz się.

— Chciałaś o coś zapytać?— usłyszałam wyjątkowo spokojny głos Daniela.

— Po co wam ten cały dziecinny konflikt? Zostawcie siebie w spokoju i...

— Chciałbym! Ale to oni...

— Nie będę słuchać przepychanek i usprawiedliwiania się kto zaczął.— stwierdziłam, unosząc dłoń.— Ale zauważyłam, że to ty rzuciłeś się bez powodu na Bobby'ego, podczas eliminacji.

— Ugh to, okej mogłem go nie bić, ale to nie była moja wina.

— Istotnie. Byłeś zły na Johnny'ego i myślałeś, że oni wszyscy są tacy sami.

— Bo są! Ty nie wiesz, czego się uczą w tym ich dojo.

— Nawet jeśli uczą się złego podejścia, to świat sam ich zweryfikuje i oni będą musieli dać sobie z tym radę. Również sami. Czy możesz zatem, nie ingerować w ich odpały i szczeniackie zachowania łączone z zamiłowaniami do walk?

— Jeśli nie będą znów próbowali mnie zabić.

— Chcę wiedzieć?

I usłyszałam historię o tym jak piątka debili, cytując LaRusso, zepchnęła go ze wzgórza/klifu/zbocza. Nie wiem, pogubiłam się w tej retrospekcji i jestem pewna, że Daniel też już nie wie, której wersji się trzymać.

— W każdym razie, porozmawiam z nimi. Ale ty obiecaj, że nie będziesz odpowiadał na ich zaczepki i sam stwarzał kłótni. Ze swojej strony obiecuję, że nawet do ciebie nie podejdą, ale potrzebuję czasu. Zgoda?

— Zgoda.

— Cool. Nie jesteś aż taki dziecinny LaRusso.— powiedziałam na odchodne i poszłam w kierunku stolika, przeciwnej strony mocy.

Po drodze minęłam Johny'ego, spojrzałam podejrzliwie na co on się tylko uśmiechnął niewinnie.
Taa, słowa on i niewinnie, nie występują po sobie w tym samym zdaniu. Ale zostawiłam to, bo na sprzeczkę nie miałam siły.
     Jak się później okazało Lawrence nie jest niewinny, a jego koszulę pokrywa mus jagodowy, taki sam jak na spodniach LaRusso.
Przy akompaniamencie śmiechów i krzyków uczniów, znalazłam się w dwóch krokach obok blondyna.

— Możesz mi powiedzieć co znowu wyczyniasz?

— Oj daj spokój ma...—

— Za mną, teraz.— i nie czekając na nic, wyciągnęłam go ze stołówki na korytarz.

Zatrzymałam się w odnodze, która prowadziła na salę, po całej długości korytarza były umieszczone gabloty z pucharami, dyplomami etc.

— Co to miało być?— spytałam, próbując się nadmiernie nie irytować.

— A ty? Idziesz sobie do niego jak gdyby nigdy nic i gadacie jak najlepsze psiapsiółki!

— Czemu się tym przejąłeś? Chciałam tylko poznać jego wersję wydarzeń i wiesz co mi powiedział? Zrzuciliście go ze zbocza!— no i tyle, z mojego spokojnego tonu.

— Nic mu się nie stało, prawda?! A ty sama widziałaś co zrobił Bobby'emu! Nie mogłem tak tego zostawić!

— Właśnie tak! Powinieneś był to zostawić, bo nawzajem się tylko nakręcacie.— mówiąc to, popchnęłam go na ścianę, w którą nie uderzył mocno. A ja stałam blisko, naprzeciwko niego, zadzierając lekko głowę do góry, bo pieprzone 12cm różnicy.

— To on to wszystko zaczął. Pojawiając się i...

— ...i zabierając ci Ali, tak?— skończyłam za niego.

— Nie, znaczy tak. Nie chodzi już wprost o nią, okej?

— Więc co, o co ci chodzi. O co chodziło z tą akcją na stołówce?

— Cholera bo, ty nie wiesz jak się poczułem, gdy poszłaś do nich. Myślałem, że zrobi to samo co z Ali.

— Chciałeś skończyć z Ali, mówiłeś, że odpuszczasz bo to jej decyzja, że jest w porządku...— tym razem on mi przerwał.

— Ali mnie nie obchodzi!

— Udowodnij to!

I poczułam jego ręce w tali, przyciągające mnie bliżej niego, aż oparłam swoją klatkę piersiową o jego tors.
Jego gorące usta odnalazły moje całując mocno, zachłannie, ale wciąż z uczuciem i choć chłopak stwarzał pozory twardziela wiedziałam, że wycofa się gdy dam mu sygnał.
Którego nie dostanie w najbliższym czasie.
Zderzenie się w tym pocałunku mocnego charakteru i delikatnego uczucia, zrobiło mi w głowie bałagan większy niż cała ta kłótnia o dziewczynę i karate.
Jedna z moich dłoni wylądowała w jego włosach, tak miękkich jak to tylko możliwe, a druga wędrowała od piersi, w dół brzucha.
W końcu otworzyłam usta by mógł pogłębić, ten pocałunek moich marzeń.
I choć wiedziałam, że prawdopodobnie później będzie między nami mur niedopowiedzeń, nie chcianych uczuć i wątpliwości, to nie potrafiłam się odsunąć gdy nasze języki toczyły spór.
     Czy kogoś to zdziwi, że Lawrence całuje tak dobrze, że nie musi robić nic więcej bym zobaczyła niebo?
No nie.
Teraz gdy spojrzałam w jego oczy, tak niebieskie, tak piękne jak najwspanialsze serce oceanu—  wiedziałam, że przepadłam. Wiedziałam, że mam problem.
Wiedziałam, że będę żałować wszystkiego począwszy od przyjazdu tutaj, poprzez poznanie Bobby'ego, na konflikcie dwójki samców kończąc.
Ale naprawdę mnie to teraz nie obchodziło.
Chciałam tylko całować te wspaniałe usta, choć brakowało mi tlenu.
Mimowolnie jęknęłam w jego usta, na co uśmiechnął się z satysfakcją, a ja zacisnęłam dłoń na jego włosach.
Bolało? Ups, wcale mi nie przykro.
   Tak bardzo niechętnie odsunęłam się od niego, zrywając pocałunek.
Patrzyłam na niego, w jego irytującą pewną siebie twarz, w rozczochrane włosy, w których wyglądał jeszcze lepiej i nie chciałam wierzyć, że do tego doszło.
Wiedziałam, że to sprawi tylko problemy. Nie, nie powinniśmy byli tego robić.

— I czego się szczerzysz?

— Zrywamy się? Nie sądzę, żebyś mogła teraz spokojnie wysiedzieć na lekcjach, w tym obok mnie na angielskim.

— Idiota.— prychnęłam, ale zgodziłam się wyjść z nim ze szkoły.

Kolejny błąd jaki popełniam.

     Mieliśmy szczęście, nie natrafiając na ochroniarza, ani żadnego nauczyciela.
Już wkrótce siedziałam z nim w samochodzie myśląc. Stanowczo za dużo myśląc.

•••

Wkrótce zatrzymał samochód w pobliżu tak doskonale znajomej plaży.

— To tutaj się spotkaliśmy, pamiętasz?

— Sentymentalny się zrobiłeś?— zapytałam, sama nie wiedząc czego się teraz spodziewać.

— Nazwałbym to raczej wspominaniem początku.

— Początku mówisz?

Spacerowaliśmy teraz przy brzegu, idąc wzdłuż wody.

— Dzień wcześniej, wydawało mi się, że rozpada się cały mój świat, a kilkanaście godzin później spotkałem ciebie i odczułem zmianę swoich uczuć o 180°. To jest ta równowaga, o której mi wspomniałaś?

— Mniej więcej.— nie mogłam teraz wymyślić do czego on zmierza.

Wyciągnął do mnie rękę, którą złapałam i splotłam z własną, choć wszystkie siły natury zdawały się krzyczeć: Nie.
Wszystkie moje myśli w głowie krzyczały NIE! Ale czy ja słucham logicznych, mądrych argumentów?
Z żalem przyznałam, że trzymanie go za dłoń jest najlepszą rzeczą. Jak dłoń wojownika może być zarazem tak silna i delikatna? Czule obejmując moją mniejszą, kreśląc na niej kółka kciukiem dając, chwilowe ukojenie destrukcyjnych myśli.

— Nigdy nie czułem się przy kimś, tak jak przy tobie. Wtedy gdy zniknęłaś czułem jakby czegoś mi brakowało, a potem pojawiłaś się na tej imprezie, znów zmniejszając mętlik w mojej głowie. Sama twoja obecność sprawia, że jest lepiej, że czuję spokój, że nie muszę rzucać się o wszystko. Stąd chcę cię zapytać...— stanął przede mną, zatrzymując nas.—... czy dalej będziesz przy mnie i zostaniesz moją dziewczyną?

Okej, nie wiedziałam co na to powiedzieć.
Spojrzałam na niego, widziałam delikatny, niepewny uśmiech. Czyżby naprawdę pierwszy raz się czymś stresował?
Lawrence generalnie jest bardzo spokojny, a żeby wytrącić go z równowagi musisz solidnie przekroczyć granicę albo po prostu nazywać się Daniel LaRusso.

— Tak. Pod warunkiem, że zaufasz mi i czasem moim osądom zamiast bezsensownie wskakiwać w walkę.

— Wciąż obowiązują nas zasady z plaży? Zwierzanie się bez bycia ocenionym?

— Oczywiście.

Uśmiechnęłam się, gdy poczułam znowu jego usta na swoich.
Kto mówił, że ta szkoła jest do bani?

Bo to było najlepsze popołudnie mojego życia.
I ten obraz mogłabym odtwarzać w pamięci, co chwilę.
Kładąc się spać z uśmiechem, skierowałam wszystkie myśli w stronę Johnny'ego, pocałunku, zwierzeń na plaży.
W końcu myślałam o jego pięknych słowach, w które nie miałam powodu nie wierzyć.
Więc uwierzyłam, mimo że wiedziałam, że będzie bolało.
Uwierzyłam w jego słowa, wiedząc że dla niego również mogą być prawdziwe.
Mimo, że wiedziałam, że wciąż kocha Ali.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro