Jedna rzecz, która zmienia wszystko

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sarah Li
°°°°

Czas mijał coraz szybciej i była już połowa marca.
Pogoda stawała się coraz bardziej sprzyjająca, przez co męczyłam często Johnny'ego i namawiałam go na spacery.
Mimo, że minęło już trochę czasu od turnieju wiedziałam, że nie do końca wszystko sobie poukładał i nie całkiem zaakceptował.
Wydawało mi się nawet, że cała piątka ma coś, co przed nami ukrywa i żeby przekonać się, czy aby przypadkiem nie jestem przewrażliwiona, opowiedziałam o tym Beth.
Moja przyjaciółka również węszyła jakiś sekret chłopaków, ale póki co, postanowiłyśmy zachować spokój i od razu na nich, nie naskakiwać.
Miałam również przypuszczenia, że mojego chłopa martwiło o wiele więcej i chciałam o tym porozmawiać.
Wiedziałam, że mogę jedynie siebie winić, gdy sama kazałam chłopakom zrezygnować z dalszych konfrontacji z Danielem i Kreese'm.
    Chciałam żeby zostało to już naszą przeszłością, ale obawiałam się, że wróci to do nas ze zdwojoną siłą, z tego powodu, że wciąż jest to niezamkniętym rozdziałem i może dla paru z naszej grupy- solą w oku.
    Nie zwlekając z rozmową, wykorzystałam okazję, jaką było zajście na naszą ulubioną plaże.
Obserwowaliśmy przypływ, powoli idąc wzdłuż wody.
Całą siłą woli starałam się nie irytować na piasek dostający się do moich trampek.
Tak, spędzam dużo czasu na plaży, tak praktycznie jestem wyspiarzem, tak mimo wszystko wkurza mnie piasek.
Nic nie poradzę.
    Kończył się dzień i już niedługo zrobi się całkiem ciemno. Nie przeszkadzało mi to, a wręcz uwielbiałam oglądać nocne niebo i spędzać czasem noce na dworze, na spacerach lub siedząc na drzewie.
   Byłam już w 20 tygodniu ciąży i mimo, że z wielu czynności musiałam zrezygnować to nadal starałam się dużo ruszać. Czułam się dobrze, choć przerażał mnie trochę fakt, że będę tyła jeszcze szybciej. Jutro mam kolejną wizytę u ginekologa i coraz częściej zastanawiam się nad płcią dziecka. Czytałam też, że niedługo zacznę czuć jak się ono porusza i nie mogłam się tego doczekać.

— Niedługo kończy się wasze l4.— zaczęłam, lekko rozbawionym tonem, spoglądając w stronę Johnny'ego.

— Taa, sam jestem w szoku, że pozwolono nam na tak dużą nieobecność w szkole.— odpowiedział.

— Taak, ale niestety nie trwa wiecznie i trzeba będzie zmierzyć się z kolejnym szkolnym dniem.

— Obawiasz się czegoś?

— Czy ja wiem? Myślałam bardziej nad tobą.

Chłopak zaśmiał się, kładąc swoje ramię przez moje barki.

— Nieszczególnie. Nie dbam o to, co powiedzą w szkole. Oni nic nie wiedzą.— zapewnił.

— Zostały tylko dwa miesiące i koniec.— stwierdziłam fakt.

— Przygnębiające?

— Może trochę.

— Martwisz się przyszłością?— spytał, a w jego głosie usłyszałam coś jakby zawahanie lub lekkie zdenerwowanie?

— Trochę tak. Chcę żeby nasze dziecko miało jak najlepsze życie.— zignorowałam moje zmartwienia, ale zakodowałam by jakoś zachęcić blondynkę do zwierzenia się.

— Napewno tak będzie.— zapewnił.

— Co jeśli okażę się złą matką?— spytałam, pierwszy raz wypowiadając wątpliwości i negatywne myśli, które miałam w głowie od dłuższego czasu.

— Nie zamartwiaj się tym. Będziemy młodymi rodzicami, którzy pewnie popełnią masę błędów, to fakt. Ale jestem pewnym, że wiele rzeczy przyjdzie naturalnie i pamiętaj, że nie jesteś sama, hm?— mówił uspokajająco i pocałował mnie w czoło.

— Histeryzuję?— spytałam, z małym uśmiechem.

— Odrobinkę.— przynal, uśmiechając się.

Delikatnie się zaśmiałam stając i wpatrując się w wodę, Johnny stojąc za mną, oplótł mnie rękoma w pasie i położył dłonie na moim brzuchu, a brodę opierając na mojej głowie.

— Kocham was, Sar.— usłyszałam jego szept, a potem poczułam pocałunek w płatek mojego ucha.

Nie miałam powodu, by mu nie wierzyć, ale słyszałam dalej tę dziwną nutę w jego głosie. Jakby obwiniał się o coś, jakby znów dopadły go demony przeszłości. Jak mogłam mu w ogóle pomóc?

Odwróciłam się w jego stronę i pocałowałam w szczękę, wyznaczając drogę z policzka do czoła, nosa, aż w końcu zatrzymałam się na jego ustach, które poruszając się razem z moimi, wkrótce pogłębiły pocałunek.
Jego dłonie zacisnęły się na moich biodrach, przysuwając je w swoją stronę. Co wykorzystałam by się o niego otrzeć i stanąć jak najbliżej mogłam.
Dłońmi zataczał okręgi od moich bioder do talii i z powrotem, a delikatny pocałunek zmienił się w ostrą walkę, jego dłonie zaciskały się mocno na moim ciele na co jęknęłam i tak szybko jak się to zaczęło, tak i nagle skończyło.
Widziałam jak blondi otwiera szerzej oczy jakby w strachu, ale nie mogłam jednoznacznie ocenić jego emocji.
Prawdopodobnie taką samą minę miałby człowiek, który lunatykując obrabował bank.
Johnny szybko się ode mnie odsunął, na co spojrzałam tylko z pytającym i trochę zranionym spojrzeniem.

— Przepraszam cię, to nie powinno...— przerwałam mu, pytając:

— Misiu, co się dzieje?— spytałam podchodząc do niego.

Wiedziałem, że to napewno było coś ważnego.

— Nic takiego.— rzucił szybko, patrząc w bok, unikając mojego spojrzenia.

— ,,Nic takiego", nie mów mi takich rzeczy, przecież widzę.— mówiłam podenerwowanym tonem.

Wiem, że cała ta sytuacja może wyglądać na banalną, ale miałam przeświadczenie, że za tym przerwanym pocałunkiem kryje się coś więcej.
W dodatku wrażenie potęgował wygląd Johnny'ego, który schował dłonie do kieszeni i generalnie wyglądał jakby mi zrobił nie wiem jaką krzywdę. Ale miał przy tym wszystkim taki ból w spojrzeniu, jakby obwiniał się o wszystkie kataklizmy i konflikty na świecie.

— Tak? Skoro widzisz i myślisz, że wiesz lepiej, to co takiego mam ci mówić, co?— spytał złoszcząc się i zaciskając pięści.

Pierwszy raz go takim widziałam, w stosunku do mnie i chyba pierwszy raz nie wiedziałam jak zahamować jego gniew, który pojawił się w następnej chwili, jako obrona na próbę dostania się pod jego mur.
Błagam niech nie okaże się, że znowu zamknie się przede mną, bo zawali to cały mój świat.

— Nie mów tak do mnie, John.— mówiłam, bardziej prosząc.

Choć chciałam, by mój głos się nie łamał i był chłodny, to nie potrafiłam się do tego zmusić.
Tak bardzo chciałam się dowiedzieć, co takiego zrobiłam.

— Wiesz co, muszę zostać sam. Wsiadaj do auta, odwiozę cię.— rzucił ostrzej, niż mógł.

— Skoro chcesz, to bądź sam. Ale obejdzie się, poradzę sobie bez ciebie.— powiedziałam, siląc się na spokojny ton, choć w oczach miałam łzy.

I odeszłam szybko, zanim on je zauważył.
Przynajmniej na to, miałam nadzieję.
     Ruszyłam w stronę domu, w świetle ulicznych lamp, zapewniając sobie 20-minutowy spacer.
Było mi chłodno i przez chwilę pomyślałam, że lekka jeansowa kurtka nie była wybitnym pomysłem, ale znów nakierowalam swoje myśli na Johnny'ego.
Czy nawet po kłótni, w której jasno powiedziałam, że go nie potrzebuję, muszę bezustannie o nim myśleć?
    Już wkrótce w pustym, bo tata znowu był na planie, domu, znalazłam się w swoim pokoju, kładąc się na łóżku i przez resztę nocy wylewając łzy.
Nie zawracałam sobie głowy przebieraniem się. Zdjęłam tylko jeansowa, krótką kurtkę, a zostałam w swojej czarno-białej sukience w paski.

Co ja właściwie najlepszego zrobiłam?

•••

Nie wiem ile czasu później, ale musiałam iść skorzystać z toalety, a później podeszłam do lustra by przemyć twarz i zmyć plamy po maskarze, którą teraz miałam na policzkach, a nawet brodzie.
Miałam zaczerwienione oczy po kilkugodzinnym płaczu i ciemne cienie pod oczami, obiekt nędzy i rozpaczy jak się patrzy.
    Wróciłam do pokoju i zrzuciłam sukienkę, wrzucając ją gdzieś na fotel, zostałam w samej bieliźnie i z powrotem położyłam się na łóżku.
Nie wiedziałam co mam teraz zrobić, dzwoniąc do kogokolwiek będę się czuła dziwacznie mówiąc jaki jest powód tej kłótni, a najgorsze jest to, że chciałam żeby on tu był, bo nie mogłam bez niego dłużej wytrzymać.
I wiem, że prawdopodobnie brzmię teraz jak te wszystkie nastolatki, które są w depresji po zerwaniu z pierwszym i oczywiście "tym jedynym!" chłopakiem.
I nic nie mogłam na to poradzić, bo naprawdę czułam, że potrzebuję go obok, do jakiejkolwiek czynności życiowej. Potrzebna mi była jego siła, jego pomoc w najprostszych rzeczach, jego pocieszanie i poczucie bezpieczeństwa, które mi dawał.
Na domiar złego, albo czegoś dobrego, zależy jak na to patrzeć, poczułam jak moje dziecko się porusza i kopie w mój brzuch.

— Tch, wspaniale. Ty też byś wolał żeby tatuś tu był?— spytałam kładąc dłoń na wypukłym brzuchu.

W odpowiedzi dostałam kolejne kopnięcie w miejscu, gdzie trzymałam rękę.

— Oh no już. Spokojnie. Mama się bierze w garść, tak?

Chyba musiałam. I tyle.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro