□19□

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lara podeszła do grupki Zbawców z którymi stał Negan. Stała z nimi jeszcze jakaś czarnowłosa kobieta w okularach, po jej minie było widać że okropnie się boi.

Najwyraźniej coś się wydarzyło.

-O tutaj jesteś. Zmyłaś się tak szybko że nie zauważyłem.- stwierdził Negan gdy Lara podeszła do niego.

-Nawet gdybym umarła nie zwrócił byś uwagi.- powiedziała chłodno.- Co jest grane?

-O co ci chodzi?- zapytał marszcząc brwi. Wziął ciemnowłosą za ramię i oddalił się z nią trochę od swoich.- Co to za ton?

-Przestań się pytać jakby kiedykolwiek obchodziło cię co czuje.- oznajmiła z złością. Westchnęła zaciskając usta w wąską linie gdy zrozumiała że za bardzo poniosły ją nerwy. Jeszcze jej tego brakowało by zrobić aferę przed mieszkańcami Alexandrii. Z jakiegoś powodu ta krótka pogawędka z Aaronem i Eric'em wyprowadziła ją z równowagi. 

-Ktoś z tych gnojków cię zdenerwował? Powiedz który, a dostanie nauczkę.

-Przestań.- zrzuciła jego dłoń gdy dotknął jej ramienia.- A może to z twojego powodu jest tak, a nie inaczej.

-Nie rozumiem o co ci chodzi. Masz te kobiece dni? Problem z emocjami? Jesteś zbyt drażliwa.

-W sumie nie ważne.- pokręciła bezradnie głową. Negan nie umiał słuchać. To on zawsze mówił, to jego problemy były ważniejsze. To zawsze on był w centrum uwagi, a Lara była w jego cieniu. Zawsze była przekonana że gdy spróbuje wyjść z jego cienia pogrąży siebie bo sama nie będzie potrafiła sobie poradzić. Może to jest prawdą albo wręcz przeciwnie, może strach i obawy zmusiły ją by nie zaryzykowała oderwania się od brata, może bez niego miałaby łatwiej. Ale nie znała na to odpowiedzi.- Wracam do ciężarówki.- machnęła ręką po czym po prostu zaczęła oddalać się od czarnowłosego. Negan zmarszczył brwi, w ogóle nie zrozumiał jej dziwnego zachowania. Od śmierci Brenta, nie poznawał jej, coś się w niej zmieniło, ale nie wiedział dokładnie co. 

Lara szła drogą między budynkami gdy zauważyła jak David, jeden z Zbawców, przyczepił się do jakiejś dziewczyny. Gnojek w obleśny sposób dotykał ją i drwił sobie z niej trzymając coś w dłoni co nastolatka chciała odzyskać. Kilka osób przyglądało się temu, stali i nic nie robili bo gdyby zareagowali na to, to pogorszyli by sytuacje. Lara stanęła gwałtownie w miejscu. Aż się w niej coś zagotowało. David zawsze miał problemy z byciem natarczywym w stosunku do kobiet, był typem oblecha i zboczeńca. Ciemnowłosa ruszyła szybkim krokiem w ich stronę. Gniew aż w niej kipiał. Może David był jej człowiekiem, ale nikomu nie pozwoli w taki sposób dotykać i traktować niewinnej dziewczyny. Miała ochotę wyładować gniew, który się w niej skumulował, a teraz miała na to dobrą okazję.

-David.

Mężczyzna odwrócił głowę gdy wypowiedziała jego imię, a chwilę później oberwał od niej pięścią w twarz przez co przewrócił się do tyłu.

-Nie pamiętasz naszej rozmowy!- powiedziała wściekle. David uniósł dłoń w obronnym geście.

-Przepraszam.- mruknął potulnie.

-Spierdalaj stąd.

David podniósł się. Otarł zakrwawioną wargę dłonią po czym oddalił się jak najszybciej.

Lara zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów by się uspokoić. Musiała opanować gniew. Poruszyła palcami dłoni, która zabolała ją od tego uderzenia, ale nie żałowała tego.

-W porządku?

Spojrzała na nastolatkę, która trzymała w dłoni nienapompowane zielone balony, które upadły Davidowi gdy ciemnowłosa go uderzyła. Najwyraźniej zabrał to dziewczynie. Miała długie proste brązowe włosy i błękitne oczy, patrzyła na nią z przejęciem i dziwną obawą.

-Wyglądasz na zdenerwowaną.- stwierdziła nastolatka.

-Mam problemy z gniewem.- Lara otarła twarz dłonią, wykonując kolejne głębsze oddechy. Co ona właściwie zrobiła? Uderzyła swojego człowieka przy mieszkańcach Alexandrii. To z pewnością nie dobre posunięcie, Negan nie będzie z tego zadowolony.- Wybacz za to. Jesteś cała?

-Nic mi nie jest.

-David to gnojek. Jeśli kiedykolwiek jeszcze będzie ci się narzucał, daj mi znać, przemówię mu do rozumu.

-Czemu to robisz? Jesteś przecież naszym wrogiem.

-I co z tego? Nigdy nie pozwolę by ktokolwiek skrzywdził niewinną dziewczynę. Byłabym potworem gdybym przyzwalała na takie rzeczy. Jestem Lara.

-Enid. Carl wspominał coś o tobie. To ty uratowałaś Glenna?

-Tak, ale nie róbmy z tego czegoś wielkiego. Nie jestem bohaterką. I to co niedawno zrobiłam też nie zmienia faktu kim jestem.

-Ale zrobiłaś coś dobrego. I jeśli  zrobiłaś to nie dla własnych interesów, to oznacza że jesteś dobra. 

-Enid, ten świat nie jest biało czarny. W waszej historii to ja jestem czarnym charakterem.

- Czarny charakter nie pomaga. Dziękuje za pomoc.- nastolatka minęła ją i poszła sobie.

-Co jest ze mną nie tak?- mruknęła sama do siebie. Wszystko zaczynało mieszkać się w jej głowie. Najwyraźniej ci ludzie dostrzegli w niej swojego sojusznika po tym jak jednego z nich uratowała. I znowu komuś pomogła, jest dla nich miła, nie dręczy ich. Sama z sobą zaczęła się wewnętrznie spierać. Chciała być lepszą osobą, ale nie sądziła że zacznie jej to tak łatwo i szybko przychodzić. Może los daje jej wskazówki, próbuje ją nakierować w jakiś sposób. Może jednak dostanie szansę na lepsze życie. Ale oby to nie przysporzyło jej więcej kłopotów.

□■□■□■□■□■□■□■□■□

Wizyta w Alexnadrii w końcu się skończyła. Lara nie sądziła że coś takiego może być cholernie męczące. Była po tym znacznie padnięta niż po wybiciu kilkunastu sztywnych. Jedynie o czym marzyła to wrócić do mieszkania i po prostu się położyć na łóżku. Ale najwyraźniej ten dzień przygotował dla niej więcej niespodzianek i udręk.

Simon ustał jej na drodze do budynku. 

-Odsuń się, nie mam ochoty na jakąkolwiek rozmowę.- próbowało go minąć, ale mężczyzna nie pozwolił jej na to. Dotknął jej twarzy i zjechał na jej szyje odrywając wręcz siłą chustę.

-Nie ukrywaj tego. Niech inni widzą że jesteś moja.

-Nigdy nie byłam ani nie będę twoja. To co między nami zaszło było... - położył dłonie na jej biodrach i wbił palce w jej skórę przez co urwała zdanie. To nie był w żaden sposób podniecający gest, to było ostrzeżenie. A te jego palące spojrzenie wręcz wywiercało w niej dziurę przez co poczuła się zagrożona.-... błędem. To nie powinno się wydarzyć. I lepiej...

-Lepiej co? Będziesz udawać że nie odwzajemniłaś pocałunku.

-Byłam pijana. To się nie liczy... puść mnie.- pchnął ją do tyłu przez co się zachwiała, ale zabrał dłonie. Przybliżył twarz do jej ucha.

-Negan wiecznie nie będzie rządził. Zabraknie go gdy będziesz potrzebować go najbardziej. Skarbie, nie masz nikogo, ale to może się zmienić. Nie mów nie bo nigdy nie wiadomo co może się stać.- odsunął się posyłając jej spojrzenie przez które nieprzyjemny dreszcz przebiegł po jej ciele.

Jak najszybciej minęła go i weszła do budynku. Co to do cholery było?, pomyślała wystraszona. Od tego wszystkiego aż serce zabiło jej szybciej. Czegoś takiego nie spodziewała się po Simonie, ale przecież on jest nieprzewidywalny i zdolny do wszystkiego. Czemu rzeczy zaczęły się coraz bardziej komplikować?, pomyślała. Nic już nie było takie proste i pewne. Odkąd ich świat zderzył się z światem grupy Rick'a Grimes'a, coś zaczęło się zmieniać. I na pewno nie szło to w dobrą stronę.

Lara uderzyła mocno w ciemnobrązowe drzwi. Natychmiast musiała porozmawiać o tym z Negan'em. Możliwe że Simon zamierza odebrać mu władzę więc czarnowłosy powinien o tym wiedzieć.

Gdy drzwi się otworzyły zobaczyła Jane, jedną z wielu żon jej brata. Kobieta była świeżo po prysznicu i jej nagie ciało zakrywał jedynie biały ręcznik. Lara minęła ją bez słowa i weszła do mieszkania. Negan wyszedł z łazienki i ustał w miejscu gdy zobaczył ciemnowłosą. Na widok siostry zmarszczył brwi, a niezadowolony grymas zawitał na jego twarzy.

-Musimy koniecznie porozmawiać, najlepiej na osobności.- oznajmiła Lara posyłając bratu jednoznaczne spojrzenie by powiedział Jane by zostawiła ich samych. Mężczyzna skrzyżował ramiona na klatce piersiowej nie mając zamiaru wypraszać stąd Jane i posłał jej rozczarowujące spojrzenie.

-Jeśli przyszłaś pogadać o tym co odwaliłaś w Alexandrii. Daruj sobie, zjebałaś. Ośmieszyłaś wizerunek Zbawców. Mogłaś darować sobie publiczne uderzenia go w ryj. Gdybyśmy wrócili do Sanktuarium, to tutaj mogłabyś go nawet zajebać kurwa na śmierć. Rozczarowałaś mnie.

-Nie o tym chciałam porozmawiać. Nie przesadzaj, to nic takiego... - powiedziała lekceważąco. Czarnowłosy za bardzo przejmował się takimi błahostkami.

-No właśnie. Nie obchodzi cie to. To dla mnie ważne. To miejsce jest moim królestwem. Ja tu rządzę, nie zapominaj o tym. Nie wiem co się z tobą dzieje. Ale skoro ciebie nie obchodzą sprawy Zbawców mimo tego że jesteś jedną z nich, to mnie nie obchodzisz ty. Mam dosyć twoich wybryków.

-Negan... - to cholernie ją zabolało. I do tego to w jaki sposób na nią patrzył, z złością, wyższością i zawodem.- Proszę cie... to... Posłuchaj, poczekajmy z tym bo muszę ci coś powiedzieć. 

-Lepiej wyjdź. Nie chcę na ciebie w tej chwili patrzeć. 

-Ale Negan...

-Wyjdź!- podniósł na nią głos. Niepewnie cofnęła się o krok. Aż tak złego od bardzo dawna go nie widziała, przeraziło ją to.

-Nienawidzę cię. Jesteś... 

-Potworem?  To chciałaś powiedzieć?- zrobił kilka kroków w jej stronę.- Zawsze to mówisz gdy nie podoba ci się moje zachowanie. Myślisz że tylko ty żałujesz czasami że jesteśmy rodziną. Jesteś wrzodem na dupie. Nic dziwnego że nikt z tobą długo nie wytrzymuje. Może lepiej dla Brenta że wykitował wcześniej, przynajmniej nie przekonał się jak żałosna jesteś...

Lara spoliczkowała go. Kobieta poczuła jak słone łzy spływają jej po twarzy. Czarnowłosy obdarzył ją jedynie pustym i chłodnym spojrzeniem. Nawet nie dotknął policzka, który zrobił się lekko zaczerwieniony od jej uderzenia.

-Wyjdź już.- powiedział tym razem spokojnym, ale nadal zimnym tonem głosu.- Idź ryczeć gdzieś indziej.

Ciemnowłosa odwróciła się i szybkim krokiem opuściła jego mieszkanie. Wyszła na korytarz i szła dalej nie zatrzymując się. Minęła nawet własne drzwi od mieszkania, które nagle otworzyły się.

-Laro?- zapytała Sara, opiekuna jej synów. Ciemnowłosa zatrzymała się.

-Zostań z chłopcami na noc. Proszę..

-Dobrze, zostanę. Czemu płaczesz? Coś się stało?- zapytała z przejęciem starsza kobieta.

-Pilnuj moich dzieci.- powiedziała jedynie po czym zaczęła iść przed siebie.

Wyszła z budynku i poszła do garażu gdzie trzymali pojazdy. Wsiadła do swojego samochodu, którym tylko ona mogła jeździć. Złapała mocno za kierownicę i zaczęła płakać. To co się dzisiejszego dnia wydarzyło nie mieściło się w jej głowie. Wszystko nagle wywróciło się do góry nogami, ale najgorsze w tym wszystkim było to co powiedział Negan. Jego słowa wciąż odbijały się echem w jej głowie, to rozrywało jej serce. Miewali gorsze dni, ale nigdy nie było aż tak źle. Nigdy nie powiedział czegoś takiego do niej i to w tak okrutny sposób. A może zawsze tak o niej myślał, ale dopiero teraz postanowił powiedzieć jej to w twarz. Czy była aż tak żałosna i nic warta? Kilkakrotnie uderzyła dłońmi o kierownicę krzycząc. Po chwili czując obezwładniającą bezradność odchyliła się do tyłu i oparła głowę o zagłówek fotela. Wytarła rękawem kurtki łzy. Spojrzała na otwartą bramę garażu. Musiała odetchnąć, zniknąć stąd.

Odpaliła silnik i wyjechała z garażu. Podjechała pod bramę wyjazdową. Jeden z strażników otworzył bramę gdy kazała mu to zrobić. Był jeszcze wieczór przez co więźniowie wciąż pracowali przy ogrodzeniu, a Dwight ich pilnował. Blondyn zainteresował się faktem że Lara gdzieś jedzie. Przyjrzał się jej twarzy i choć nie był zbyt blisko to zauważył, że coś było nie tak. 

-Nie otwieraj bramy!- krzyknął do strażnika, ale było już za późno. Lara z piskiem opon wyjechała z Sanktuarium pozostawiając za sobą jedynie unoszący się nad drogą kurz. Blondyn szybkim krokiem podszedł do pilnującego bramy mężczyzny.- Czemu to zrobiłeś?

-To siostra szefa. Ucięłaby mi głowę za nieposłuszeństwo.

-Mówiła coś gdzie jedzie?- zapytał, ale mężczyzna zaprzeczył głową.

-Wyglądała jakby płakała.- dodał strażnik po czym odszedł.

Blondyn wpatrywał się przez pare chwil w drogę gdzie jeszcze unosił się pył. Może i nie była to jego sprawa, ale z wszystkich ludzi w Sanktuarium to właśnie Larze nie życzyłby niczego złego. Nawet jeśli nie byli żadnymi przyjaciółmi czy nawet bliższymi znajomymi. Ona nie zasługiwała na takie życie jakie miała w Sanktuarium przy boku swojego brata.

Daryl przyglądał się tej dziwnej sytuacji kątem oka. O co chodziło że aż Dwight przejął się tą sytuacją?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro