■20■

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pod bramą Wzgórza zatrzymał się czarny samochód. Strażnicy rozpoznali pojazd więc bez zbędnego gadania otworzyli bramę. Samochód z rykiem wjechał na teren osady. Lara zaparkowała i zgasiła silnik. Wytarła twarz by pozbyć się śladów po łzach, ale oczy miała zaczerwienione od płaczu, a tego nie była wstanie zbyt szybko się pozbyć. Odczekała trochę zanim wysiadła.

Paul spojrzał na Glenna oraz Maggie, którzy stali niedaleko niego. Kazał im jak najszybciej pójść do budynku i się schować, a po drodze niech znajdą też Sashe. Mężczyzna zaczął iść w kierunku samochodu z którego wysiadła Lara.

-To dość późna pora na odw... - urwał gdy zobaczył w jakim stanie jest kobieta. To raczej nie była wizyta po zapasy.

-Jesteśmy przyjaciółmi? Powiedź prawdę, nie chcę kłamstw.

Paul zmieszał się trochę bo nie wiedział dlaczego o to pyta, ale był pewny odpowiedzi. Ich relacje uważał za przyjaźń, może ona tego nie odwzajemniała, ale on traktował ją jak przyjaciółkę.

-Jesteś moją przyjaciółką, nie obchodzi mnie że trzymasz z Zbawcami.

-Też uważam cię za przyjaciela.- nagle przytuliła go przez co długowłosy przez chwilę nie reagował bo był zaskoczony, ale gdy wyczuł że kobieta chce się cofnąć uważając że najwyraźniej nie powinna go przytulać odwzajemnił uścisk.

-Nie wiem co się stało, ale będzie dobrze.- powiedział pocieszenie gładząc ją po plecach.

-Wybacz że tak nagle cię nachodzę, ale nie wiedziałam co zrobić. Nie miałam tam nikogo z kim mogłabym szczerze porozmawiać. Mogę zostać u ciebie na noc?- zapytała z prośbą gdy odsunęła się o krok od mężczyzny. Paul zawahał się nad odpowiedzią, ale nie dlatego że nie chciał jej pomóc ale dlatego że na Wzgórzu były osoby których nie powinna tu zobaczyć.- Może nie powinnam tu była przyjeżdżać. Masz swoje życie, nie mogę ci się narzucać. Przepraszam za to... - odsunęła się i sięgnęła po klamkę od drzwi samochodu, ale długowłosy przycisnął drzwi dłonią nie pozwalając jej ich otworzyć.

-Chcę żebyś została Laro. Po prostu jestem zaskoczony twoim przyjazdem. Możesz nocować u mnie. Chodź, wyglądasz na roztrzęsioną.- położył dłoń na jej ramieniu i zaczął prowadzić w kierunku przyczep kempingowych.

Zaprowadził ją do swojej przyczepy kempingowej.

Lara usiadła na łóżku, a Paul poszedł do maleńkiej kuchni by zaparzyć jej ziołową herbatę na uspokojenie. Gdy zrobił herbatę wrócił do niej.

-Jest gorąca więc lepiej trochę odczekać.- postawił herbatę na komodzie przy łóżku, a sam przysunął sobie krzesełko i usiadł na nie.

-Dziękuje Paul.

-Możesz powiedzieć co się stało, ale jeśli w tej chwili nie czujesz się na siłach, to nie musisz. Nie śpiesz się.

-Szkoda że nasza przyjaźń jest niedozwolona. Wyjątkowy z ciebie człowiek. Kto normalny zaprasza swojego wroga na herbatkę?- zażartowała choć wciąż brzmiała smętnie i była przygaszona. Paul uśmiechnął się.

-Nie jesteś moim wrogiem, to twój brat nim jest.

-Moim chyba też właśnie się stał.

-Jak to?

-Dzisiejszy dzień był... wyczerpujący. Stało się coś... coś o czym chciałam porozmawiać z bratem. Ale pokłóciliśmy się. Powiedział rzeczy, które... bardzo mnie zabolały.- powiedziała z trudem panując nad łzami, które zaczęły zbierać się w kącikach jej oczu.- I boje się że Simon ma racje. Mój brat już mi nie pomoże, nikt mi nie pomoże.

-Ja ci pomogę. Jeśli grozi ci coś złego w Sanktuarium, to odejdź. Zabierz synów i ucieknij. Pomogę ci, możesz tu zostać.

-Miło że chcesz mi pomóc, ale nie ukryje się na Wzgórzu. Nie narażę twojego życia ani mieszkańców. Nie zasłużyłam byś ryzykował dla mnie aż tyle.

-Właśnie że zasługujesz. Nie raz ratowałaś Wzgórze przed gniewem Simona, wstawiałaś się za nami. Źli ludzie by tak nie postąpili. Zasługujesz na dobro. Jesteś dobrą osobą Laro.

-Dziękuje.

-Napij się herbaty, odpocznij. Widzę że jesteś zmęczona. Porozmawiamy jutro, dobrze?

Skinęła jedynie głową. Paul posłał jej delikatny uśmiech, który odwzajemniła po czym wstał i skierował się do wyjścia.

Ciemnowłosa zdjęła buty i kurtkę. Napiła się trochę herbaty. Była miło zaskoczona zachowaniem Paula. Była raczej przekonana że nie będzie jej tu chciał, ale okazało się inaczej, nawet zaproponował jej pomoc. Ale mimo tego nie mogła przyjąć jego pomocy. Jeśli spróbuje uciec z Sanktuarium, to może skończyć się źle dla każdego kto jej w tym pomoże dlatego wolała nikogo w to nie mieszać. Sama jakoś sobie poradzi. Sama musi nieść ciężar własnego życia. Nikt za nią nie przeżyje jej życia.

□■□■□■□■□■□■□■□■□

Negan obudził się rano z okropnym bólem głowy. Kac był niemiłosiernie mocny, ale zasłużył na to. Po tym co powiedział siostrze i co się stało, zasłużył na coś gorszego. Wygonił swoją żonę i zaczął pić. Wypił tak dużo że w którymś momencie uciął mu się film. Czuł się okropnie, ale nie tylko z powodu wypitego alkoholu. Zjebał na maksa i nie widział sposobu jak to naprawić.

Poszedł do łazienki się odświeżyć po czym łyknął tabletki na ból głowy. Odczekał trochę. Ubrał się a następnie wyszedł z mieszkania. Podszedł do drzwi, które były od mieszkania jego siostry. Zapukał w nie dwa razy, ale gdy się otworzyły zdziwiony grymas pojawił się na jego twarzy. Sara, opiekuna Jacka i Tima stała w wejściu.

-Muszę porozmawiać z Larą.

-Ale Lary nie ma.

-Wyszła już?

-Nie. Kazała mi zostać z dziećmi aż wróci, ale nadal nie wraca. Była roztrzęsiona. Coś złego się stało.

Negan nerwowo przeczesał włosy i cofnął się do tyłu o krok.

-Zostań z nimi.- rozkazał po czym ruszył wzdłuż korytarza. Skoro Lara nie wróciła do dzieci, to nie wróżyło niczego dobrego.

-Szefie...

Negan zatrzymał się gdy na jego drodze pojawił się Dwight.

-Lara wczoraj gdzieś pojechała. Ale podobno nadal nie wróciła.- powiedział blondyn.- Trzeba się tym zająć?

-Wzięła swoje auto?

-Tak.

-Kurwa.- minął Dwighta i poszedł dalej. Jeśli coś jej się stało z jego powodu, to nigdy sobie tego nie daruje. Do końca życia znienawidzi siebie, że skrzywdził jedyną osobę na świecie która kochała go bezgranicznie i zawsze mógł na nią liczyć. Zjebał tak wiele w swoim nędznym życiu, ale to musi jakoś naprawić.

Promienie słońca padały na twarz Lary przez co rozbudziła się nie mogąc znieść blasku. Przetarła oczy podnosząc się do siadu. Ziewnęła i przeciągnęła się. W powietrzu poczuła słodki zapach. Gdy wstała z łóżka zauważyła że na stole leży talerz z naleśnikami i syropem klonowym oraz stoi dzbanek z kompotem. Uśmiechnęła się w myślach dziękując Paul'owi za te pyszne śniadanie. Przysiadła się do stołu i zaczęła jeść. W trakcie zauważyła przez okno, że słońce góruje wysoko na niebo co oznaczało że zbliżało się południe. Ciemnowłosa zdziwiła się że aż tak długo spała, ale po tym co stało się ubiegłego dnia nic dziwnego że potrzebowała dłuższej niż zwykle drzemki.

Po skończonym posiłku umyła naczynia i wyszła z przyczepy. Chciała znaleźć Paula i mu podziękować oraz oświadczyć że wróci już do Sanktuarium. Nie mogła go znaleźć więc zapytała jednego z mieszkańców Wzgórza, który powiedział że powinien być w budynku. Poszła tam sprawdzić. Gdy była w środku chciała najpierw sprawdzić gabinet Gregory'ego, ale coś skłoniło ją by poszła na górę. Weszła po schodach, a wtedy usłyszała czyjąś rozmowę. Gdy przeszła dalej i weszła do pokoju z otwartymi drzwiami skąd słyszała rozmowy ustała gwałtownie w miejscu zastygając w bezruchu.

-To nie tak, Laro.- odezwał się Jezus. Ciemnowłosa wciąż stała zaskoczona. Glenn, Maggie oraz kobieta której imienia nie znała ale pamiętała ją z tamtej nocy przy drodze spojrzeli na nią w tym samym czasie.- Lara...

Ciemnowłosa spojrzała na Paula.

-Teraz rozumiem. Wszystko stało się jasne. Alexandria wiedziała o Zbawcach od Wzgórza. Dogadaliście się ze sobą, że oni wybiją cały punkt satelitarny, a w zamian coś im dacie. Nie wierze że twierdziłeś że jesteśmy przyjaciółmi, mimo że wysłałeś ich by zabili moich ludzi. Ten punkt satelitarny nie był naszą główną bazą! Ale ty myślałeś że jest. I gdyby tak było, byłabym martwa.- zaśmiała się nerwowo. Nie mogła w to uwierzyć. Los zaśmiał jej się w twarz kolejny raz.- Jak śmiałeś powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi? Okłamałeś mnie, a ja ci uwierzyłam. Te twoje słodkie słówka, że mi pomożesz? To wszystko jest kłamstwem.

-Proszę, wysłuchaj mnie.

-Dlaczego? Kolejna osoby wbiła mi nóż w plecy. Wracam do Sanktuarium.

-Nie...

-Nigdzie nie pójdziesz.- ciemnoskóra kobieta wyciągnęła pistolet i wycelowała nim w Lare.- Lepiej zostań jeśli chcesz przeżyć.

Ciemnowłosa również wyciągnęła broń i wycelowała w nieznajomą. Jeśli ma umrzeć, to zabierze ze sobą do grobu kogoś innego również.

-Uspokójcie się, odłóżcie broń. Sasha, proszę cię. Porozmawiam z nią.- Paul próbował załagodzić sytuację. Ciemnoskóra nie posłuchała jednak mężczyzny.- Lara...

-Dopóki ona celuje we mnie, nie odpuszczę.

-Sasha, opuść broń.- odezwał się Glenn. Ciemnoskóra jeszcze chwilę mierzyła w Larę, ale pod spojrzeniem przyjaciela odpuściła w końcu. Opuściła broń i schowała ją do kabury. Ciemnowłosa również opuściła broń i ją schowała.

-Skoro kowbojskie zabawy mamy już za sobą... oczywiście wiem że mnie nie puścicie tak po prostu więc przejdźmy do interesów. Idźmy na układ.- oznajmiła Lara. Co jak co, ale wolała wyjść żywa z tej sytuacji. Mimo że na prawdę zabolało ją kłamstwo Paula, to musiała myśleć o swoich synach, nie mogą stracić matki.

-Co proponujesz?- zapytała Maggie.

-Po pierwsze, miło widzieć że nic ci nie jest i żyjesz sobie z swoim ukochanym. Po drugie, przeboleje twoje oszustwo Paul i postaram się o tym zapomnieć. A po trzecie, nikogo z Alexandrii tu nie widziałam. Niczego nie wiem o spiskach między Alexandrią i Wzgórzem. Przyszłam tylko pożegnać się z Paulem, a później wrócę do swojego życia jakby nigdy nic się nie stało. W zamian wy puszczacie mnie wolną i żywą.

-To dobra propozycja, ale skąd mamy pewność że możemy ci zaufać.- powiedziała podejrzliwie Sasha.

-Ja jej ufam.- oznajmił Paul.- Przepraszam cię, nie chciałem cie zranić. Ale to co wczoraj powiedziałem, nie było kłamstwem, uwierz mi.

-Przyjaciele powinni wybaczać błędy, może powinnam, ale potrzebuję na to  czasu.

- Nie będę cię pospieszać.

-Myślę że możemy ci zaufać.- stwierdził Glenn.- Jeszcze nie miałem okazji podziękować ci za uratowanie życia. Dzięki tobie mogę być z żoną i naszym dzieckiem.- koreańczym wziął za rękę krótkowłosą.

-Tamtej nocy jechaliśmy na Wzgórze bo było ze mną źle. Bałam się że stracę dziecko.- dodała Maggie.

-Dobrze że dziecku jednak nic nie jest. Chodź przykro mi że nie wszyscy wasi przyjaciele przeżyli.

-Miał na imię Abraham.- odezwała się ciemnoskóra. Lara zerknęła na nią.

-Skoro się dogadaliśmy... Muszę już wracać. Robi się coraz później. Jeśli Negan przejął się moim zniknięciem, to już mnie pewnie szukają.

-Odprowadzę cię.- oświadczył Paul. Oboje wyszli z pomieszczenia po czym opuścili budynek i ruszyli w kierunku samochodu.- Jestem ci wdzięczny za to co robisz. Ten sekret może wiele cię kosztować.

-Wiem, ale myślę że jest wart ceny. Poważnie zastanowię się nad twoją propozycją. Dobrze byłoby rozpocząć nowy rozdział, spróbować lepszego życia. Ale najpierw muszę uporać się z swoimi demonami. Życz mi powodzenia. Na pewno się przyda.

-Bezpiecznej drogi. Wierze że będzie lepiej.

Lara uśmiechnęła się co Paul odwzajemnił po czym wsiadła do samochodu. Odpaliła silnik, a gdy brama została otwarta wyjechała z Wzgórza kierując się w miejsce, do którego tak bardzo nie miała ochoty wracać. Czy dobrze postąpiła obiecując że nie wyjawi tajemnicy? Na pewno to jest dobry czyn, ale czy to nie pogorszy jej sytuacji. Może Negan nawet nie przejął się tym co wczoraj między nimi zaszło i nie zwrócił uwagi na jej zniknięcie. A do tego był jeszcze Simon. Może ucieczka będzie jedynym wyjściem z tego piekła albo wręcz przeciwnie. Nigdy nie wiadomo co los dla nas szykuje i tym razem Lara również nie wiedziała, że to czego się boi teraz kiedyś nie będzie miało znaczenia.

□■□■□■□■□■□■□■□■□

Wjechała na teren Sanktuarium. Wszędzie chodzili ludzie i stało kilka ciężarówek. Na jej widok wielu zaczęło szeptać między sobą. Czyżby Negan przygotował grupę poszukiwawczą?, pomyślała z lekką drwiną. Gdy wysiadła z samochodu podbiegła do niej Laura.

-Kurwa. Nie wiem co zaszło między tobą, a szefem. Ale idź jak najszybciej do niego. Zachowuje się jak... nie on. Nawet nie umiem tego opisać. Postawił na nogi wszystkich, ale widzę że sama zdążyłaś wrócić.

-Wow, aż tak źle z nim? Ciężko uwierzyć że w ogóle się przejął.

-Strach było podejść do niego bez chociaż kija.- zażartowała blondynka.- Dobrze widzieć cię całą i w jednym kawałku.

Ciemnowłosa skinęła głową po czym udała się do budynku. Laura powiedziała że czarnowłosy siedzi cały czas w pokoju narad. Więc tam właśnie poszła.

Podgwizdując stanęła w framudze drzwi i oparła się o nią ramieniem krzyżując ręce na klatce piersiowej.

-Od tego stresu włosy zaczną ci szybciej siwieć.

Negan oderwał wzrok od okna i spojrzał na nią. Cholera, jego twarz wciąż była pozbawiona emocji, nie mogła wyczytać czy był zły, szczęśliwy czy w ogóle cokolwiek w tej chwili czuł.

-Czekałem aż przyjdziesz.- odezwał się chrapliwym głosem. Lara weszła w głąb pomieszczenia, ale zatrzymała się przy końcu stołu. Wolała jednak zachować dystans.- Na prawdę boisz się że coś ci zrobię?- zapytał jakby wyczuł jej nieufność.- Nigdy nie podniósł bym na ciebie ręki.

-Bo lepiej nasłać kogoś by to zrobił, ale nie ważne. Przemyślałam wszystko. Zapomnijmy o tym co się stało. Sanktuarium jest ważniejsze niż nasza... relacja. Jesteś szefem, a ja wykonuje twoje rozkazy. Nie zawiodę cię już, nigdy więcej nie dam się ponieś emocjom i nie obnażę twojego wizerunku.- z całych sił starała się brzmieć prawdziwie aby uwierzył w każde jej słowo choć w środku wręcz ją wykręcało i z ogromnym trudem walczyła ze sobą by zachować poważny i skruszony wyraz twarzy jakby na prawdę jej słowa były szczere. Później najwyżej puści pawia po wypowiedzeniu tak wielu kłamstw w zaledwie paru zdaniach.

-Dobrze że tak uważasz. Bardzo doceniam to. I ciesze się że wróciłaś.- uśmiechnął się delikatnie. To co powiedziała na prawdę go ucieszyło. Jednak mu wybaczyło choć jeszcze nie zdążył poprosić o wybaczenie. A tak bardzo obawiał się że nigdy więcej nie będzie miedzy nimi już dobrze, a jednak stało się inaczej.

-Pójdę do synów.- oznajmiła. Negan jedynie skinął głową.

Lara opuściła pomieszczenie z ciężkim westchnieniem. Obawiała się że jeśli dłużej tam zostanie, to pęknie i wykrzyczy mu w twarz jak bardzo się nim brzydzi i jak bardzo ją zranił. Ale to nie pomogłoby jej. Musiała skłamać i choć czuła się z tego powodu źle, to wiedziała że to najlepsze rozwiązanie.

Wróciła do mieszkania. Ledwo zdążyła wejść, a jej synowie rzucili się na nią. Uklęknęła i objęła ich oboje.

-Baliśmy się mamo.- powiedział Jack.

-Przepraszam że musieliście przez to przejść. Ale będzie dobrze.

-Nie odchodź już.- powiedział płaczliwym głosem Tim. Serce jej się krajało gdy spojrzała na twarze swoich dzieci.

-Nigdy was nie opuszczę. Będę zawsze przy was. Kocham was nad życie.- ponownie ich przytuliła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro