■30■

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pół roku później

Lara postawiła dzbanek z kompotem na stole po czym usiadła na krzesełku. Zaczęła jeść przyrządzone parę chwil temu śniadanie. Jej synowie również siedzieli przy stole i jedli. 

Ostatnie miesiące były żmudne i nie łatwe. Trzeba było przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Emocje musiały opaść po wszystkich wydarzeniach. Wojna z Zbawcami mimo że skończyła się pozytywnie, to wydźwięk skutków tego nie był całkowicie dobry. Ogólnie panował pokój między wszystkimi, ale każdy miał własne zdanie, które nie koniecznie pomagało utrzymać ten pokój. Lara sama się o tym przekonała. Niektórzy mieszkańcy nie byli zadowoleni, że zamieszkała w Alexandrii, z czasem to się zmieniło, ale niesmak pozostał. Wciąż wystarczająco nie udowodniła że jest jedną z nich.

-Mogę jeszcze jednego naleśnika mamo?- Tim spojrzał na ciemnowłosą, która z zamyśleniem wpatrywała się w swój talerz.

-Mamo.- odezwał się Jack gdy ciemnowłosa nie odpowiedziała synowi.

Lara oprzytomniała. Delikatnie się uśmiechnęła po czym nałożyła Tim'owi na talerz naleśnik. 

Była trochę nieobecna. Ostatniej nocy ktoś wybił kamieniem okno w jej pokoju. Było to dziwne i niepokojące. Dodatkowo na tym kamieniu napisane było "zdrajczyni". Kilka osób z dawnych Zbawców miało do niej pretensje i zażalenia. Prawda że współpracowała z Rickiem i innymi wyszła na jaw, ale przynajmniej nikt o tym otwarcie nie mówił. Ludzie mieli własne domysły i dociekali się prawdy więc to mogło rozwścieczyć kogoś z osób wiernych Negan'owi. Ktoś w zemście mógł chcieć uprzykrzyć jej życie, ale nikt z dawnych Zbawców oprócz niej nie mieszkał w Alexandrii dlatego to było takie dziwne. Kto rzucił ten kamień i po co? Czemu dopiero teraz, po dłuższym czasie? Czyżby ktoś z mieszkańców nie chciał jej tu? Na początku gdy tu zamieszkała nie byli pozytywnie nastawieni do niej, ale nawet wtedy nie dochodziło do rzucania kamieniami czy do wyzwisk. Teraz było lepiej, normalnie mogła rozmawiać z innymi i nie czuła się w ich towarzystwie źle. Ale incydent z kamieniem pogorszył sytuacje. Przez to poczuła się jakby tu nie pasowała.

-Odprowadź Tima do Grimes'ów gdy będziesz szedł na lekcje.

-Czemu ja?- zapytał brunet, nie miał ochoty niańczenie brata.

-Bo tak mówię.

-Ma nogi, sam może pójść.

-Jest za mały by iść sam. I to nie była prośba Jack. Nie dyskutuj.- dodała gdy brunet już otworzył usta by się sprzeciwić. Chłopiec tylko mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i w ciszy kontynuował zjadanie naleśnika.

Gdy skończyli jeść Lara odprowadziła chłopców do drzwi. Obserwowała przez parę minut jak oddalają się po czym wróciła do środka. Zaczęła sprzątać talerze pozostawiając jeden, na którym było kilka naleśników. Liczyła że ich współlokator je zje, nie raz pozostawiała na stolę porcję z krótką notatką że to dla niego. Z czasem stała się to rutyna, chciała mu jakoś odwdzięczyć się że może tu mieszkać więc przynajmniej zadbała by miał co jeść. Mieszkanie z Daryl'em było jak mieszkanie z duchem. Czasami się pokazywał ale i tak na krótki czas. Zwykle był w domu tylko wieczorami i w nocy. Z rana znikał jakby nigdy go tu nie było. Bywało że wyjeżdżał nawet na kilka dni. Głównie to niezbyt często był w domu. Niby był to plus, ale z czasem stał się minusem. Lara tylko z nim miała największy kontakt w Alexandrii. Nie przyjaźniła się z nikim tutaj. Można powiedzieć że z Michonne i Rickiem miała dobre relacje, ale nie nazwała by tego przyjaźnią. Była sama i czuła się przez to przytłoczona. Odwiedzała Paula na Wzgórzu, ale te wizyty nie były zbyt częste. Oboje mieli swoje obowiązki więc czasu na spotkania czy na rozmowę nie było tak dużo jak by chcieli.

Zmywała talerze gdy usłyszała jak drzwi do domu się otwierają. Odłożyła ostatni umyty talerz gdy ktoś wszedł do salonu. Kroki były zbyt ciężkie by należały do któregoś z jej dzieci więc obstawiała swojego współlokatora choć to było dziwne bo zwykle o tej porze nie było go już w domu. 

-Duszek Kacper postanowił nas nawiedzić z rana?- zapytała z uśmiechem. Daryl odstawił kuszę pod ścianą.

-Wpadłem tylko na chwilę.

-Lepsza chwila niż nic, przynajmniej cię widzę. Masz śniadanie na stole.- wskazała dłonią talerz leżący na drewnianym blacie. Mężczyzna skinął głową po czym usiadł przy stole. Lara wyjęła z szafki szklankę i po drodze wzięła z wyspy kuchennej dzbanek z kompotem po czym postawiła obie rzeczy na stole. Nalała do szklanki napoju i postawiła przed kusznikiem, który jadł. Brązowowłosy skinął głową w podziękowaniu.

Lara zajęła miejsce obok niego. Mężczyzna tylko zerknął na nią kontynuując jedzenie. Wyczuwał że kobieta ma jakieś pytanie do niego i się nie mylił.

-Kiedy jedziesz nad rzekę?

-Około południa. Rick ze mną jedzie. Też chcesz się zabrać?

-Tak. Nie było mnie tam już z trzy dni.

-I szkoda.

-Czemu?

-Doszło do kłótni. Trzeba było użyć siły.

-Znowu Justin?- Daryl skinął głową w odpowiedzi. Już wcześniej mieli z nim kłopoty. Od samego początku budowania mostu coś zawsze się komplikowało. Dawni Zbawcy nie byli chętni by być pod czyjąś władzą, nie mieli już takich swobód jak kiedyś, nie mogli mieć broni palnej i musieli przestrzegać zasady, które ustalił Rick z innymi.- Będzie trzeba go naprostować w końcu.

-Zajmiesz się tym? Z innymi ci się udało.- stwierdził mężczyzna. Justin nie był pierwszym, który nie chciał słuchać się Rick'a i pozostałych. Lara zadbała by to się zmieniło. Dawni Zbawcy wciąż czuli do niej w jakimś stopniu respekt. Wiedzieli do czego jest zdolna i co robiła za czasów panowania jej brata. I gdyby nie jej zdrada to mogła zarządzać w Sanktuarium. Rick nawet jej to proponował, ale ona miała dość tego miejsca. Za nic by tam nie wróciła.

-Spróbuje. Muszę już iść.- wstała od stołu.- Widzimy się w południe przy bramie?

Brązowowłosy skinął głową. Lara przeszła na korytarz gdzie z szafki wyjęła pas z pistoletem oraz przyczepioną maczetą po czym przypięła go do spodni. Założyła jeszcze czapkę z daszkiem po czym wyszła z domu. Dziś pracowała za Alexandrią. Sporo sztywnych zebrało się ostatnio w okolicy ogrodzenia. Z grupką osób co jakiś czas oczyszczają teren dla większego bezpieczeństwa. Gdy ciemnowłosa była blisko bramy zobaczyła z kim dziś współpracuje. Niezbyt ucieszyła się, ale nie oznaczało to że coś miała do tych osób. Po prostu od początku jej nie lubili. Aaron w towarzystwie Rosity oraz dwóch innych mieszkańców Alexandrii stali przy bramie. Zarówno szatyn jak i czarnowłosa spojrzeli na nią nieprzychylnym wzrokiem. Lara jedynie przystanęła w niedużym odstępie. Największy brak akceptacji miała właśnie od tej dwójki. Może i oboje stracili kogoś przez konflikt z Zbawcami, ale Lara przecież nie była za to odpowiedzialna. Nie miała większego wpływu na to co robił jej brat czy jego ludzie, ale tej dwójki to nie obchodziło.
Brama w końcu została otwarta, a oni wyszli z osiedla.

Truposzy było więcej niż ostatnim razem gdy oczyszczali teren. Nie mieli chwili na odpoczynek i z pewnością przydałoby się więcej osób, ale nie mogli na to liczyć. I tak sporo ludzi pracowało przy moście, a inni zajmowali się osiedlem w środku. Każdy miał swoje zadania. 

Lara lubiła zabijać sztywnych, to była jedyna czynność dzięki której mogła wyładować swój gniew oraz frustrację. Szła jak ogień. Nie zatrzymywała się, nie zawahała się ani razu. Zabijała każdego po kolei. Zamachnęła się maczetą i pozbawiła ostatniego truposza głowy, która poturlała się po ziemi. Odetchnęła czując lekką ulgę. 

-Jesteś w tym świetna.- stwierdził Franko, mieszkaniec Alexandrii. Lara z lekkim uśmiechem już chciała się do niego odezwać, ale Rosita się wtrąciła.

-Lata doświadczenia w zabijaniu do czegoś jej się przydały.

Zwykle ciemnowłosa przemilczałaby jej złośliwe komentarze, ale tym razem zbyt ją to wkurzyło i miała po protu dość tego jak ją traktowała. Przecież nie byli wrogami.

-Ty też masz sporo doświadczenia. Założę się że dorównujesz mi w zabijaniu.

-Nie mam aż tyle na sumieniu.

-O czyim sumieniu mówisz? Bo na pewno nie moim.- obie posyłały sobie gniewne spojrzenia dopóki Aaron nie położył dłoni na ramieniu Rosity. Kobieta zerknęła na niego, a on samym spojrzeniem dał jej do zrozumienia by odpuściła co niechętnie zrobiła. Ale mężczyzna nie zażegnał tego sporu dla dobra Lary czy z uprzejmości, zrobił to tylko dlatego by nie doszło do rękoczynów bo mieli zadanie do wykonania, którego powinni się trzymać.

-Kolejne idą.- odezwał się Franko zwracający tym uwagę na zbliżające się truposze.

Przystąpili do zabijania kolejnej grupy szwendaczy. Ale tych było znacznie więcej przez co musieli się cofnąć.

-Musimy ich rozproszyć. Rozdzielmy się i zaatakujmy ich po bokach. Ale nie oddalajcie się za daleko.- powiedziała Lara gdy zabijała truposza. Pozostała czwórka usłyszała ją, Franko i ten drugi mężczyzna zgodzili się bez zbędnych słów na jej pomysł, ale Rosita była innego zdania.

-Od kiedy wydajesz polecenia? Nie rządzisz tu.

-Masz rację, ale teraz jestem jedną z was. Zaakceptuj to w końcu. I założę się że nie masz lepszego pomysłu ode mnie.

Rosita nie odezwała się czym oświadczyła, że zgadza się na plan ciemnowłosej. Rozdzielili się i otoczyli grupę sztywnych. Truposze musiały się rozejść by spróbować ich dopaść przez co były łatwiejszym celem. Po paru minutach wybili wszystkie trupy, zwłoki leżały dookoła nich. Okolica była już czysta. Pozostało tylko spalić ciała.

Lara otarła pot z czoła przyglądając się jak ogień pochłania ciała. Oblizała wyschnięte wargi by je nawilżyć. Wychodząc z domu zapomniała zabrać coś do picia, a chętnie w tej chwili napiła by się czegoś. Zerknęła w bok gdy ktoś obok niej stanął. Rosita nie obdarzając jej spojrzeniem wyciągnęła w jej kierunku butelkę wody. Lara spojrzała na przedmiot marszcząc brwi.

-Nie jest otruta.- mruknęła czarnowłosa.

-Nawet o tym nie pomyślałam.- powiedziała z lekkim uśmiechem biorąc od niej wodę. To było miłe z jej strony i była ciekawa czemu podzieliła się z nią wodą.- Dzięki.- oddała jej butelkę gdy się napiła.

-Ten twój pomysł... nie był zły.- wydusiła z siebie jakby te słowa z trudem przeszły przez jej gardło. Lara uśmiechnęła się pod nosem. Czyżby to był jakiś progres w ich relacji?

-Już mnie mniej nienawidzisz?

-Nigdy nie powiedziałam że cię nienawidzę.- obdarzyła ją krótkim spojrzeniem po czym odeszła. 

Lara obejrzała się przez ramię by zobaczyć jak Rosita z Aaronem odchodzą w kierunku bramy Alexandrii. Po odczekaniu paru chwil ona również odeszła od tlących się resztek zwłok by wrócić do osiedla.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro