■40■

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nieprzytomna Lara leżała w łóżku w lecznicy. Głowę owiniętą miała białym bandażem. Fioletowy siniak na policzku, rozcięta warga oraz purpurowe spuchnięcie wokół nosa zdobiły jej bladą twarz. Ranę po ostrzu miała zaszytą i zabandażowaną, tak samo jak ranę po postrzale. Straciła sporo krwi przez co konieczna była transfuzja. Jack był dawcą. Brunet nie przepadał za igłami, ale dla swojej mamy był gotów zrobić wszystko. I teraz siedział na krzesełku obok łóżka razem z swoim młodszym bratem. Michonne siedziała przy ścianie razem z Judith i pilnowała chłopców. W drugiej części pomieszczenia Daryl rozmawiał z Rick'em. 

-Mogłeś powiedzieć że coś się dzieje.- oznajmił Rick gdy kusznik powiedział mu że ktoś od jakiegoś czasu nękał Lare. Grimes czuł się źle wiedząc że tuż pod jego nosem osoba, która uratowała mu życie była prześladowana, nawet gdyby nie zawdzięczał jej życia to również czuł by się paskudnie. Gdyby wiedział to może wcześniej zaradziłby coś i nic złego by się nie stało.

-Lara nie chciała pomocy, nawet mojej. Gdyby nie napis na drzwiach, to nie wiedział bym o tym. Może gdybym pośpieszył się to wszystko może potoczyłoby się inaczej.- stwierdził kusznik.

-Nie zadręczaj się bo to tylko zaszkodzi. Jedyne co możemy teraz zrobić, to poczekać aż Lara wyzdrowieje i wtedy porozmawiamy. Tamta kobieta odpowie za to co zrobiła. 

Do budynku wszedł Paul. Mężczyzna przeczesał dłonią rozwiane włosy i szybkim krokiem podszedł do mężczyzn. Dopiero co dotarł do Alexandrii i od razu udał się do lecznicy. W chwili gdy wysłannicy z Alexandrii pojawili się na Wzgórzu z wieściami nie zwlekał tylko wyruszył bezpośrednio do Alexandrii. Musiał zobaczyć Lare i upewnić się że jej życiu nic już nie zagraża.

-Dobrze cię widzieć.- powiedział Rick do Jezusa.

- Szkoda tylko że w takich okolicznościach.- stwierdził smętnie Paul.- Przyjechałem jak najszybciej. Czy mogę ją zobaczyć?

Rick skinął głową. Paul wszedł w głąb budynku. Gdy wszedł do pomieszczenia z łóżkami Michonne posłała mu słaby uśmiech, który nikle odwzajemnił. Podszedł do łóżka, a wtedy oddech mu zadrżał. Widok ciemnowłosej sprawił że zrobiło mu się słabo.

-Tak mi przykro.- mruknął z żalem. Pochylił się lekko nad łóżkiem i delikatnie odgarnął kosmyk jej ciemnych włosów z twarzy na bok.- Ostatnio nie byłem najlepszym przyjacielem. Nie miałem czasu dla ciebie i nie zauważyłem że masz problemy. Przepraszam że nie było mnie gdy potrzebowałaś wsparcia. 

-Nie tylko ty ją zawiodłeś.- odezwał się melancholijnym głosem Jack. Paul spojrzał na chłopca. Dużo myślał, gdyby nie wyjechał do Królestwa to może byłby wstanie pomóc swojej mamie i uchronić ją przed tym co ją spotkało.  Zadręczał się pytaniami co by było gdyby, ale to było stratą czasu i tylko pogarszało jego samopoczucie. 

-Nie wiń siebie.

-A kogo mam winić? Każdy z nas w jakimś stopniu przyczynił się do tego co się stało nawet jeśli nie chcieliśmy źle.

Negan zażądał zobaczenia siostry. O dziwo Rick zgodził się na to. Czarnowłosy w eskorcie Daryl'a udał się do lecznicy gdzie mógł zobaczyć Lare. Zwykle makabryczne widoki nie ruszały go, ale widok obrażeń ciemnowłosej nawet jeśli nie były aż tak okropne sprawiły, że poczuł się gorzej niż mógł przypuszczać. Świadomie wiedział że po części to była jego wina że to spotkało Lare. Gdyby pozbył się Heder, to nie było by problemów. Ponownie zawiódł siostrę, ale jeszcze nie był świadomy jak bardzo.

□■□■□■□■□■□■□■□

Lara ocknęła się po pięciu dniach. Jej rany zdążyły się trochę zagoić, ale wciąż musiała oszczędzać się i dużo odpoczywać. 

Siddiq przebadał ją aby upewnić się że nie doszło do poważniejszych uszkodzeń i podał jej leki przeciwbólowe. 

Jack i Tim bardzo ucieszyli się że w końcu ich mama się przebudziła. I nie tylko oni byli zadowoleni z tego powodu.

-Kiedy wrócisz do domu?- zapytał Tim, chłopczyk siedział na brzegu łóżka razem z Jack'em.

-Już niedługo, może jutro.- odpowiedziała słabym głosem Lara. Mimo że spała parę dni to wcale nie czuła się wypoczęta. Wciąż była słaba. Obrażenia których doznała uprzykrzały jej funkcjonowanie, ale w tym wszystkim to było pestkę w porównaniu jakiego szoku doznała gdy Heder powiedziała jej o tym co spotkało Brenta. Była rozbita emocjonalnie. Potrzebowała czegoś co zagłuszy jej psychiczny ból, pocieszy ją jakoś, ale rzeczywistość była znacznie brutalniejsza i nie była łaskawa. Sama musiała przezwyciężyć rozpacz. Rany ponownie zostały rozdrapane. I szczerze wolała nigdy nie wiedzieć prawdy, nie wiedzieć że wszystkie jej nieszczęścia były efektem czynów osoby, która powinna dbać o jej dobro a nie myśleć tylko o sobie. W tej chwili nie żałowała że zdradziła go i pozwoliła by Rick mógł go zabić. Należało mu się to, za wszystko co zrobił, należała mu się kara. 

-Hej.- w progu wejścia do pokoju ustał Daryl.- Obyś czuła się wystarczająco dobrze bo ktoś usilnie chciał cię zobaczyć. 

Kusznik przesunął się w bok, a wtedy do pomieszczenia weszła osoba, której Lara w tej chwili nie miała ochoty zobaczyć. Negan z lekkim uśmiechem na twarzy ustał parę kroków od jej łóżka. 

-Wyglądasz już lepiej. Pewnie masz ochotę rozedrzeć sukę na strzępy.- stwierdził rozbawionym tonem. Ale mina Lary nie wnioskowała że ją tym rozbawił. Jego uśmiech zelżał.- Posłuchaj, chciałem...

-Wyjdź.- powiedziała chłodno ciemnowłosa. Negan skrzywił się, raczej nie spodziewał się że siostra go tak potraktuje. Patrzyła na niego jak na wroga.

-Pozwól mi coś powiedzieć.

-Nie. Wystarczająco nasłuchałam się twoich bzdur. Zabierz go stąd.- zwróciła się do Daryl'a, który był trochę zmieszany. Ciemnowłosa była wściekła i starała się nie wybuchnąć przy swoich synach. Ale gdy patrzyła na brata, czuła jak coś rozrywa ją od środka. To przez niego straciła ukochaną osobę. Przez niego straciła szansę na lepsze życie u boku człowieka, który dla niej był gotowy zaryzykować i razem z nią uciec z Sanktuarium. Brent sprawił że odzyskała część siebie i poczuła że życie nawet w tych czasach może być szczęśliwe. 

-O co ci chodzi?- zapytał z wyrzutem czarnowłosy.- Masz jakieś humorki?

I znowu zachowywał się jakby to ona była wszystkiemu winna. Nie mógł uszanować że nie chce go widzieć i po prostu wyjść? Postanowił się pokłócić? Jak zwykle, nie potrafił odpuścić. Miał świadomość że niedawno obudziła się i mogła czuć się nie najlepiej, ale on zachował się na swój typowy sposób, chamsko i bez krzty zrozumienia.

-Nie chcę cię teraz widzieć.- poruszyła się nerwowo. Mimo że siedziała oparta plecami o miękką poduszkę, to przy nawet małym ruchu rana na jej brzuchu dawała o sobie znać. Skrzywiła się, ale gniew który coraz słabiej tłumiła zaczynał przeważać nad nią.

-Dlaczego niby? Jestem tu dla ciebie.

-Dla mnie?- zapytała z kpiną.- Wszystko co robiłeś było dla ciebie, nie dla mnie. Nigdy nie było cię stać na poświęcenie. Siebie stawiałeś na pierwszym miejscu. Czy Heder była tego warta?- zapytała z żalem.

-Nie rozumiem.

-Powiedziała mi że spałeś z nią nawet po tym jak ją zdegradowałeś. I wiesz co jeszcze powiedziała?- oczy zaszkliły się jej od się łez.- Kazała Nath'anowi zabrać Brenta na wyprawę i go zabić, ale to nie wyszło bo tamta grupa ich zabiła. Rozumiesz co to znaczy? Chciałam byś się jej pozbył, ale nie posłuchałeś mnie, tak jak zwykle. Przez nią Brent nie żyje i ja również mogłam zginąć bo ty myślałeś fiutem i nie mogłeś stracić dupy do pieprzenia. 

-Ja... - odezwał się niepewnym głosem czarnowłosy. 

-Jesteś powodem mojego cierpienia. Nienawidzę cię.- wyznała z goryczą i złością.- Nie żałuje zdrady tylko tego że Rick cię oszczędził bo wcale nie zasłużyłeś na drugą szansę.

-Lara, nie możesz...

-Wynoś się!- wykrzyknęła i poruszyła się gwałtownie. Nagły ból sprawił że zgięła się. Złapała się za brzuch gdzie na czystej koszulce pojawiła się krwistoczerwona plama. 

-Mamo.- Jack zeszedł z łóżka i podszedł do niej. Lara zrobiła się blada jak ściana i zakręciło jej się w głowie przez co upadła do tyłu na poduszkę. 

-Jack idź po Siddiqa.- odezwał się Daryl. Brunet zabrał brata po czym szybkim krokiem wyszedł z nim z pomieszczenia.

Dixon podszedł do łóżka. Ciemnowłosa ciężko oddychała, a kilka łez spłynęło po jej policzkach.

-Zabierz go.- powiedziała słabym głosem.- Proszę.

Daryl skinął głową po czym odsunął się. Złapał Negan'a mocno za ramię i wręcz siłą wyciągnął go z pomieszczenia.

-Nie możemy jej zostawić samej.- odezwał się czarnowłosy, ale kusznik go nie słuchał, zabrał go z lecznicy i zaczął prowadzić w kierunku budynku z celą.- Powinniśmy z nią zostać.

-To twoje towarzystwo pogorszyło jej stan.

-Zdenerwowała się tylko, to typowe u niej. Nie umie się kontrolować.

-Zrozumiałeś co ona powiedziała?- Daryl zatrzymał się przez co czarnowłosy również. Kusznik spojrzał na niego z niedowierzaniem. 

-Zrozumiałem. Uwierzyła w bajeczki Heder. Jest zbyt przewrażliwiona. Gadała bzdury. Gdy ochłonie zrozumie że przesadziła i to co powiedziała wcale nie jest prawdą.- w głębi słowa Lary były dla niego niczym nóż wbity w serce. Starał się zachować fason i nie pokazać że go to zabolało. Sam musiał ochłonąć i przemyśleć wszystko na spokojnie więc teraz gadał co mu ślina na język przyniesie, nie zastanawiał się nad sensem własnych słów.

-Rozczarujesz się, to raczej było szczere.- pociągnął go za ramię i ruszyli dalej.

Daryl zamknął czarnowłosego w celi.

-Myślisz że da się to naprawić?- odezwał się Negan. Daryl przystanął przed wyjściem i spojrzał na mężczyznę.

-Nie wiem. Schrzaniłeś to całkowicie.- powiedział po czym wyszedł na zewnątrz. 

Czarnowłosy został sam. W dziwny sposób ta cela wydała mu się nagle znacznie mniejsza niż przedtem. Był zamknięty w czterech ścianach. Przecież miał zamiar wykorzystać szansę, którą dostał. Spróbować być lepszym człowiekiem, ale jego przeszłość zaprzepaściła tą szansę możliwe że na zawsze. Nie zdawał sobie sprawy jak jego decyzje mogą oddziałać na jego siostrę. Zwykle nie powodowały większych szkód, ale tym razem było inaczej. Jego żałosne pobudki i samolubstwo doprowadziło do czegoś czego nie dało się cofnąć. Odebrał siostrze to co było dla niej ważne bo choć raz nie mógł jej posłuchać. Ten jeden raz nie mógł się przełamać i odpuścić. Zawiódł w najgorszy możliwy sposób. Przez własne wybory mógł stracić siostrę, choć prawdopodobnie właśnie ją stracił. Bo czemu miałaby mu wybaczyć? Przecież powiedziała że żałuje że Rick go oszczędził. Czy w ogóle była jakaś nadzieja że mu wybaczy, że odzyska swoją siostrę? Nikt inny mu nie pozostał. Nikt inny go nie kochał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro