□55□

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tim w krótkim czasie znalazł się przed domem, w którym zamieszkali nowi, w tym jego ojciec. Chciał jak najszybciej poznać odpowiedz po co Jack tu przyszedł. 

Chłopiec wszedł na werandę i staną przed drzwiami. Miał zamiar zapukać, ale coś go skłoniło by najpierw zajrzeć przez okno. Zerknął przez okno dzięki czemu mógł zobaczyć salon. Firanki trochę utrudniały widoczność, ale i tak mógł dostrzec swojego tatę, który wyszedł z kuchni i przeszedł do salonu. Uśmiechał się i coś mówił do osoby siedzącej na kanapę. Tim widział jedynie czuprynę czarnych włosów podobnych do Jack'a. John zajął miejsce obok bruneta i dalej o czymś rozmawiali. Tim nie był wstanie zobaczyć twarzy bo osoba była odwrócona tyłem, ale po włosach mógł stwierdził że to był jego brat. Odsunął się od okna czując zawód, jakby ktoś wbił mu kilka cienkich szpilek w serce. Po scenie jaką zrobił Jack w ich domu gdy przyszedł John, szatyn był pewny że jego brat nienawidzi ich ojca. Brunet zarzekał się że nie chce go znać. A jednak po tych wszystkich słowach, przyszedł tu by odwiedzić John'a i najwyraźniej odnowili swoją relację. To było szokujące i zraniło go. Spodziewał się że Jack uknuł jakiś plan i będzie chciał pozbyć się ojca, ale najwyraźniej zmienił zdanie i dał John'owi szansę. To drugie dobijało go znacznie bardziej. Jack nie był święty, ale czegoś takiego się po nim nie spodziewał. Umiał manipulować ludźmi, był przebiegły i złośliwy, oczywiście że kłamał, ale w tej kwestii myślał że brunet jest szczery. Zanim John pojawił się w osadzie, Jack za każdym razem gdy ktoś wspominał o ich ojcu reagował tak samo, z nienawiścią i oburzeniem. Żył w przeświadczeniu że Jack nigdy nie wybaczył by ojcu za to co zrobił ich mamie i im. Ale teraz gdy zobaczył go rozmawiającego z John'em, co zrobił w tajemnicy przed nim i ich mamą, żałował że w ogóle się o niego martwił. Jack był cały i pewnie świetnie spędzał czas z ojcem.

Tim zszedł z werandy i jak najszybciej chciał stąd odejść, ale zatrzymał się. Musiał mieć pewność że to był Jack. Szatyn wrócił i tym razem zapukał w drzwi. Po krótkiej chwili drzwi otworzyła Cora.

-O, witaj Tim.- uśmiechnęła się uroczo choć widok chłopca zaniepokoił ją.- Pewnie przyszedłeś do John'a. Ma teraz gościa.

-Rozmawia z moim bratem, prawda?- nikła nadzieja, że kobieta zaprzeczy przepadła w chwili gdy Cora wymówiła jedno słowo.

-Tak.

Tim teraz był pewny, Jack ich okłamał.

-Mają chyba jakąś poważną rozmowę, jak ojciec z synem. Lepiej im nie przeszkadzać.

-Masz rację.- mruknął szatyn na co Cora w duchu się uśmiechnęła.- Nie mów im że tu byłem.

-Jasne.

Tim odszedł. Cora z zadowolonym uśmiechem zamknęła drzwi.

Gdyby Tim tylko wiedział, że Cora skłamała, a osoba z którą rozmawiał John nie była jego bratem. Nie doznałby rozczarowania i zdrady. Dowiedziałby się że John w ogóle dziś Jack'a nie widział. A wtedy uznałby brata za zaginionego. Poinformował by innych o jego zniknięciu, a później z pomocą innych szukałby go i może udałoby się im znaleźć Jack'a, może też wyszłoby na jaw że za tym wszystkim stoi Cora i Jace. Ale Tim już się nie zawrócił, zwątpił w brata i nie miał ochoty być dalej tym dobrym, którego można było wykorzystać, a kiedy był już nie potrzebny odrzucić w kąt.

Jack siedział w piwnicy. Szarpał się z więzami, które nie chciały puścić. Czuł się przegrany. Ściemniło się i nadal tu tkwił. Nikt nie przyszedł mu pomóc, może nawet nikt się nie zmartwił że zniknął. Uczucie bezradności doprowadzało go do szału. Zaczął rzucać się przez co ranił liną swoje nadgarstki. Próbował krzyczeć, ale szmatka w jego ustach tłumiła wszystko co mówił. Po paru minutach bezsensownej walki, odpuścił. Gdyby nie wpadł na pomysł pozbycia się własnego ojca, nie skończył by tu. Karma musi istnieć, skoro za podłość którą chciał zrobić skończył jako więzień jakiś psycholi i prawdopodobnie zginie. Musiał przyznać że należało mu się to. Po tym jaki był dla innych, szczególnie dla rodziny, nadszedł czas na nauczkę. Ale mimo uczucia klęski i chęci poddania się, nie miał zamiaru szybko odpuścić. Nie da się zabić jakimś pierwszym lepszym ludziom, którzy uważaj się za bystrzejszych. Jeśli ma tu umrzeć, to bez walki się nie podda. Ludzie są zawodni, więc jeśli masz liczyć na kogoś, to licz tylko na siebie. 

□■□■□■□■□■□■□■□■□■□■□

Grupa Lary oraz Aarona spotkali się kilka metrów przed Alexandrią. Zapadła już noc. Nie zdążyli wrócić przed zmierzchem do osady więc stwierdzili, że bezpieczniej będzie wrócić razem.

Gdy Lara razem z Rositą i DJ'em dołączyli do Aarona, Daryl'a i Laury, którzy czekali na nich na drodze, zauważyli, że przy nodze kusznika kręci się coś włochatego. To był piec, miał brązowo czarną długą sierść i był średniej wielkości. 

-Skąd masz psa?- zapytała ciemnowłosa gdy podeszła do kusznika.

-Znalazłem go w lesie.- odpowiedział Daryl.

-Raczej uratowałeś.- dodał Aaron.- Sztywni prawie go pożarły, ale Daryl go uratował i od tamtej pory pies za nim chodzi.

-Jest uroczy.- Lara pogłaskała psa po głowie.- Ale przyda mu się kąpiel. Nazwałeś go jakoś?

Ruszyli razem w kierunku Alexandrii. 

-Pies.- odpowiedział brązowowłosy. Zwierzę dotrzymywało mu kroku. Pies był szczupły i brudny, ale skoro tyle czasu spędził sam w lesie, to nic dziwnego że był w nienajlepszym stanie. 

-Nie wpadłeś na inny pomysł?- zapytała z uśmiechem. Mężczyzna jedynie wzruszył ramionami. Lara pokręciła głową lekko rozbawiona. Zerknęła na psa. Już dawno nie miała okazji zobaczyć takiego zwierzaka na własne oczy. W sumie przyda im się taki współlokator. Tim'owi na pewno się spodoba, Jack'owi też powinien.

Droga do osady minęła spokojnie. Natknęli się tylko na kilka trupów, z którymi łatwo sobie poradzili. Nie mieli dobrych wieści dla rady. Żadnych śladów po pani Smith nie znaleźli, jakby ta kobieta rozpłynęła się w powietrzu albo nigdy nie opuściła osady. To było dziwne, ale dyskusję na ten temat przeprowadzą jutro rano.

Lara weszła do domu, a za nią Daryl oraz pies który przemknął im między nogami i wleciał do salonu. 

-Wygląda na to że spodobał mu się jego nowy dom.- stwierdziła Lara i spojrzała na kusznika. Ciemnowłosa uśmiechnęła się gdy przypatrywała się twarzy Daryl'a. Jej wzrok zjechał na jego wargi przez co kobieta zapragnęła go pocałować. Uniosła wzrok i wtedy jej piwne oczy zetknęły się z błękitnymi tęczówkami kusznika. Oboje stali nadal w korytarzu jakby zastygli jak kamienne posągi. Ich twarze zaczęły zbliżać się ku sobie. Niewiele brakowało by ich wargi się złączyły, ale ta miła chwila została przerwana.

-Mamo.

Lara i Daryl odsunęli się od siebie jakby ktoś przyłapał ich na czymś niestosownym. Ciemnowłosa spojrzała na schody gdzie u góry stał Tim. Kobieta odchrząknęła nerwowo i zbliżyła się do schodów, w tym czasie Daryl przeszedł do kuchni.

-Właśnie wróciliśmy.- powiedziała Lara. Z kuchni usłyszeli pojedynczy szczek.

-Czy to był pies?- zapytał z ekscytacją szatyn. 

-Tak. Daryl znalazł go w lesie i go przygarnął. Zamieszka z nami.

-Super.- chłopiec zbiegł po chodach nawet nie zważając na słowa mamy, która poprosiła go by nie biegał. Dostał się do kuchni gdzie kusznik nalał psu miskę wody. Zwierzę łapczywie piło. 

-Jack jest w domu?- ciemnowłosa weszła do kuchni. Tim radośnie głaskał psa nie odrywając wzroku od zwierzaka.

-Nie. Jest u taty, pewnie będzie tam nocował.- wyznał z odrobiną złości w głosie.

Lara uniosła brwi zaskoczona. Przez chwilę milczała przyswajając do siebie słowa syna. Jack poszedł do John'a? Nie mogła w to uwierzyć bo była pewna że brunet nie chce mieć kontaktu z ojcem, a po powrocie do domu dowiaduje się czegoś tak bardzo nieoczekiwanego.

-Dlaczego do niego poszedł?

-Nie wiem, ale podobno chciał go odwiedzić. Najwyraźniej zmienił zdanie.- szatyn wstał i odsunął się od psa. Był w piżamach i szykował się do snu gdy usłyszał jak ktoś wszedł do domu. Na początku myślał że to może Jack więc poszedł sprawdzić, ale zastał swoją mamę i Daryl'a w dość znaczącej sytuacji, którą im przerwał, ale nie zrobił tego specjalnie. Widok psa poprawił mu nastrój po dzisiejszym dniu, ale miał ochotę wrócić do łóżka. Skoro zwierzak zostaje, to jutro może spędzić z nim więcej czasu.

-Wszystko w porządku?- ciemnowłosa miała wrażenie że coś trapi jej syna. Tim zatrzymał się w progu wyjścia na korytarz i spojrzał na nią, na jego twarzy widniał delikatny uśmiech, ale dobrze znała swoje dziecko i wiedziała że to nie był szczery uśmiech.

-Jest dobrze.

-Zachowanie Jack'a, poruszyło mnie, nie sądziłam że tak postąpi. Myślę że ciebie też to poruszyło, prawda?

Tim zamilkł, nawet na nią nie spojrzał. Lara podeszła do niego i po prostu go przytuliła. Szatyn odwzajemnił uścisk jeszcze bardziej się w nią wtulając. 

-Kocham cię skarbie, wiesz to tym?

-Wiem, ja ciebie też kocham.

-Głowa do góry. Wszystko się jakoś ułoży.- złożyła czuły pocałunek na czubku głowy synka.- Leć już do siebie. 

-Dobranoc.- powiedział Tim i poszedł na górę.

-Dobranoc.

Lara wróciła do kuchni, oparła się o blat wyspy kuchennej. 

-W porządku?

-Nie. Sądziłam że znam własne dzieci, ale to chyba nie prawda. Nie rozumiem czemu Jack do niego poszedł. Po co?

-Może chciał spędzić z nim trochę czasu. To nie oznacza, że od teraz będą nierozłączni.

-Sama już nie wiem. Może nie powinnam robić z tego afery, ale skłamałabym gdybym powiedziała że mnie to nie zabolało. I jeszcze Tim, coś się dziś stało. Martwię się o nich. 

-Będzie dobrze.- brązowowłosy zbliżył się do niej i położył dłoń na jej dłoni, którą trzymała na blacie. 

-Dziękuję Daryl. Gdyby nie ty, pewnie już bym się poddała.- posłała mu życzliwy uśmiech.- Jak ty to znosisz? Mnie? Mojego brata? Moje problemy? Czemu w ogóle to cię obchodzi?- była zdumiona. Daryl nadal pozostawał przy niej, jej problemy go nie odepchnęły i mimo jej wielu wad chciał wciąż być w jej towarzystwie. I czemu jej tako bardzo zależy na jego zdaniu, zależy na nim? Od tamtego pamiętnego momentu na drodze gdy on oraz jego przyjaciele zostali złapani i byli zdani na łaskę jej brata, gdy zobaczyła go pośród klęczących, wyróżniał się najbardziej i nie potrafiła zapomnieć jego twarzy. Zaintrygował ją i wtedy zaczęła się ich historia. A teraz byli tutaj. Nie byli już wrogami, stali się sobie bliscy, ale do czego ich to doprowadzi?

- Ponieważ zależy mi... - wymawiał słowa jakby przychodziło mu to z trudnością. Zaczął się denerwować, ale musiał dokończyć.- na tobie. 

-Mi na tobie również. Może w końcu nikt nam nie przerwie i dokończymy rozmowę.- oby mogli w spokoju porozmawiać o tym co zaszło między nimi w lesie.- Tamten pocałunek, uświadomił mi pewną rzecz. Czuję coś do ciebie i to uczucie wzrasta na sile każdego dnia. Mam wrażenie że twarz mi płonie.- powiedziała żartobliwe by się choć trochę rozluźnić. Czuła jak jej policzki zrobiły się gorące od emocji. Spojrzała na brązowowłosego czekając aż coś powie.

-Też coś do ciebie czuję. Już dawno chciałem ci to powiedzieć, ale nie było okazji albo raczej brakowało mi odwagi.- powiedział zawstydzony, ale nie przerwał kontaktu wzrokowego z nią.

Ciemnowłosa uśmiechnęła się szczerze po czym pochyliła się ku Daryl'owi, który przysunął się bliżej niej i złączyła ich wargi. Na reszcie powiedzieli to co do siebie czują.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro