■60■

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nadszedł już ranek.

Część grupy jechała na koniach, którymi Lara razem z Michonne, Magną i Yumiko dojechały do cmentarza i przy nim je zostawiły. 

Aaron prowadził jednego z koni, na którym było ciało Paula, wcześniej przebił mu czaszkę by nie przemienił się po śmierci.

Magna i Yumiko jechały na jednym koniu, Eugene na drugim ponieważ kontuzja nogi utrudniała mu chodzenie. Lara jechała na swoim wierzchowcu, którym przyjechała na Wzgórze. Była na końcu grupy by osłaniać tyły, ale to była jedynie wymówka. Potrzebowała chwili samotności. Ciężko jej było zebrać myśli, szczególnie że wielokrotnie jej wzrok padał na bezwładne ciało jej przyjaciela. Patrzenie na niego sprawiało ból, ale ten widok uświadamiał ją że to wszystko stało się naprawdę. Pojawiło się nowe zagrożenie. Nie wiedzieli jak niebezpieczni są ci nieznajomi i jak wielu ich jest, ale wiedzieli do czego są zdolni.

Daryl razem z Michonne szli na przodzie grupy. Mężczyzna co jakiś czas zerkał przez ramię by spojrzeć na Larę.

-Pozbiera się po tym.- odezwała się Michonne.- Jest silna.

Kusznik jedynie skinął głową. Nie potrafił znieść tego jak bardzo ciemnowłosa teraz cierpi, ale nie był wstanie uleczyć jej bólu. Mógł jedynie być przy niej i ją wspierać, ale nie był pewny czy ona by tego chciała. Nie bez powodu wyjechał na dłuższy czas do Królestwa. Miał wrażenie że po śmierci Johna coś między nim a Larą się zmieniło. Nie umiał tego dokładnie opisać, ale w niewielkim stopniu oddalili się od siebie, a to wystarczyło by ich relacja na tym ucierpiała. 

-Sztywni.- powiedział Aaron.

Pozostali spojrzeli w bok gdzie między drzewami pojawiły się trupy, szły w kierunku niedużego mostu, który był kilka metrów przed nimi. 

-Odetnijmy im drogę.- stwierdziła Michonne. 

Zatrzymali się na poboczu drogi. Aaron i Eugene zostali z końmi, a pozostali ruszyli dalej. Kilka trupów weszło na most. Daryl razem z Yumiko i Magną stanęli po jednej stronie mostu blokując przejście. Mężczyzna zaczął strzelać z kuszy. Celował w nogi. Dwa pierwsze trupy okazały się zwykłymi chodzącymi zwłokami, ale trzeci którego trafił upadł z głośnym jękiem na ziemię. Sztywni od razu się na niego rzucili rozrywając go na strzępy, jego krzyk agonii rozniósły się po okolicy. Pozostałe trupy zawróciły by wycofać się drugą stroną, ale na końcu mostu stały Michonne i Lara blokując im ucieczkę. Wtedy cztery osoby w trupich maskach wyciągnęli noże i rzucili się na kobiety. Michonne przebiła kataną pierwszego który ruszył w ich kierunku, Lara załatwiła maczetą drugiego, a Yumiko i Daryl którzy byli po drugiej stronie mostu odstrzelili pozostałą dwójkę. Szybko wybili grupkę trupów aż została jedna osoba, która na widok że jej ludzie zginęli uklęknęła unosząc ręce do góry że się poddaje. Daryl podszedł do niej i ściągnął jej maskę. Dziewczyna wyglądała na jakieś szesnaście lat. Jej twarz była brudna, podobnie jak długie brązowe włosy, a jej ubrania nie były w najlepszym stanie.

-Ilu was jest?- Michonne z złością zapytała nastolatkę i przyłożyła ostrze do jej gardła. Dziewczyna była roztrzęsiona i błagała by jej nie zabijać. Twierdziła że nikogo więcej nie ma, że wszystkich zabili, ale nikt jej nie wierzył. 

-Idą kolejne.- odezwała się ciemnowłosa. W kierunku mostu szła dość spora liczba sztywnych. Kobieta skrzyżowała spojrzenie z wzrokiem kusznika i nastąpił dziwny niezręczny moment, ale oboje zrozumieli to spojrzenie.

Daryl chwycił Michonne za ramię i lekko odciągnął ją od nastolatki. Ciemnoskóra opuściła katanę i po chwili schowała ją do pochwy. 

-Zabierzemy ją ze sobą. 

Gdy dotarli na Wzgórze mieszkańcy powitali ich pełnymi szoku twarzami. Widok ich martwego przywódcy wstrząsnął nimi, a widok związanej i z workiem na głowie dziewczyny jeszcze bardziej dodał im negatywnych emocji.

Dziewczyna została zamknięta w celi obok Henry'ego.

Mieszkańcy zebrali się by z honorem pochować Paula. 

Lara stała pośród innych którzy żegnali długowłosego. Wyglądała jakby dobrze zniosła śmierć przyjaciela, nie widać było u niej żadnego załamania, ale to była jedynie maska, którą założyła by nie pokazać swojego cierpienia. Niektórzy ludzie muszą pozostać silni by pokazać innym, że wszystko można przezwyciężyć, nawet te najbardziej bolesne rzeczy.

Po pogrzebie ciemnowłosa stwierdziła że przejdzie się, chciała choć na moment uciec poza mury Wzgórza, które przypominało jej o nim. Tutaj go pierwszy raz spotkała. Przyjechała wtedy po zapasy razem z Zbawcami. Paul stanął w obronie jednego z mieszkańców, którego jeden z Zbawców kilkukrotnie uderzył. Wykazał się dużą odwagą, a przede wszystkim troską o drugą osobę, to pierwsze w nim ujrzała. Zawsze dbał o innych nie zważając na swoje bezpieczeństwo. Był ucieleśnieniem prawdziwego dobra. Nikt go nie zastąpi.

-Dokąd idziesz?

Lara stanęła w progu otwartej bramy. Daryl patrzył na nią z troską. Jeśli zamierzała zrobić coś głupiego to musiał ją powstrzymać za wszelką cenę albo chociaż do niej dołączyć. 

-Przejdę się wokół murów. Nie mam zamiaru się zbytnio oddalać.

-Nie wiemy z kim mamy do czynienia. 

-Będę ostrożna.- uśmiechnęła się delikatnie by upewnić go, że nic się nie stanie. Mimo że targa nią teraz wiele negatywnych emocji, to zdrowego rozsądku jeszcze nie straciła i nie miała zamiaru pakować się w kłopoty.

Brązowowłosy nie był chętny ją puścić, ale mimo obaw pozwolił jej opuścić Wzgórze. Patrzył jak wychodzi, a bramy zamykają się za nią. 

Jack siedział przy wąskim oknie, które było częścią więzienia w piwnicy. Słuchał jak Daryl drugi raz próbuje przesłuchać nieznajomą dziewczynę. Wcześniej Tara i Michonne z nim były, ale tamta rozmowa niczego konkretnego nie dała. Nastolatka twierdziła że tylko ona i jej mama zostały, że nikogo więcej nie ma, ale byli pewni że kłamie. Druga próba nie była już tak spokojna jak wcześniejsza. Kusznik spróbował innego podejścia, niestety tego mniej przyjemnego. Zastraszył ją, gdy nie chciała nic mówić udał że chce ją zabrać z celi i zabić skoro jest nie przydatna. To była jedynie zagrywka bo liczył na dobre serce Henry'ego. Blondyn zareagował nie chcąc by kusznik zrobił jej krzywdę. Daryl odpuścił i zadowolony że podstęp się udał wyszedł z pomieszczenia. 

-Myślisz że się uda?- zapytał ściszonym głosem Jack gdy brązowowłosy usiadł obok niego by podsłuchać co dzieje się w celach. 

-Na to liczę.

Nastolatka otworzyła się przed Henrym. Zaufała mu po tym jak ochronił ją przed Daryl'em. Przedstawiała się jako Lydia, chociaż wcześniej twierdziła że jej ludzie nie mają imion bo to zbędne. 

□■□■□■□■□■□■□■□■□■□

Lara spacerowała po łąkach wokół Wzgórza, nie oddalała się za daleko. Tutaj pozwoliła sobie na wylanie z siebie smutku. Przysiadła na ziemi chowając się w wysokiej trawie. Łzy spływały po jej policzkach. Przez parę minut siedziała tak po prostu na trawie płacząc. Czuła ogromną wściekłość, ale ból utraty był większy. Chciała tak bardzo by to wszystko było złym snem. Ale musiała przezwyciężyć rozpacz i iść dalej. Na pewno nie chciał by pogrążyła się w smutku. Jego już nie było, ale wciąż byli ludzie którym na niej zależało i musiała się na nich skupić oraz na tym by zadbać o Wzgórze. Mieszkańcy stracili dobrego przywódcę, Tara zajmie jego miejsce, ale to nie będzie już to samo bez niego. 

Ciemnowłosa otarła policzki. Zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów. Wyrzucenie tego z siebie pozwoliło jej wygłuszyć się i uspokoić. Wstała z ziemi i już miała zamiar ruszyć by wrócić do osady, ale zauważyła coś na skraju lasu, to był sztywny. Po sylwetce można było stwierdzić że to mężczyzna. Stał tam nieruchomo i miała wrażenie że patrzy prosto na nią po czym szybko skrył się wśród drzew. To było tak szybkie że miała wrażenie, że było to złudzeniem ale już napotkali dziwnych ludzi, a to na pewno nie przewidzało się jej. Przez myśl przeszło jej by za nim podążyć, ale później inna myśl przekonała ją że to zbyt niebezpieczne. Skoro to był jeden z tych ludzi w maskach, to  może być ich więcej.

Wróciła szybko do osady. 

Ciemnowłosa zauważyła Michonne, która szykowała się do wyjazdu. Rozmawiali z nią Daryl i Tara.

-Wyjeżdżasz?- zapytała Lara gdy podeszła do nich.

-Tak. Muszę powiadomić Alexandrię o tym co się dzieje, muszę o nich zadbać. 

-Nie boisz się że spotkasz jednego z tych zamaskowanych w czasie drogi?

-O czym ty mówisz? Dziewczyna twierdziła że tylko ona i matka zostały.- powiedziała Tara.

-Widziałam jednego z nich na skraju lasu. Obserwował mnie, a gdy go zauważył uciekł. Na pewno jest ich więcej.- wyjaśniła Lara.

-Teraz jesteśmy już pewni że skłamała.- stwierdził Daryl. 

Jack wszedł do piwnicy. Na dźwięk kroków Henry od razu podszedł do krat by sprawdzić kto przyszedł, a Lydia skuliła się w kącie. 

Blondyn rozluźnił się gdy zdał sobie sprawę że to tylko jego przyjaciel.

-To mój przyjaciel, Jack. Można mu zaufać.- blondyn skierował te słowa do Lydii. Dziewczyna wyglądała już na mniej  zaniepokojoną jakby same słowa Henry'ego ją uspokoiły. 

-Przyniosłem wam coś do jedzenia.- brunet podał butelkę wody i kanapkę przyjacielowi, a później powoli podszedł do krat celi dziewczyny i położył wodę oraz jedzenie na ziemi by mogła je wziąć po czym cofnął się wymieniając z nią jedynie krótkie spojrzenie. 

-Jak czuje się twoja mama?- zapytał Henry gdy Jack stanął przy jego celi.

-Nie jest jej łatwo. Stara się pokazać wszystkim że jest silna, ale cierpi.- było mu bardzo żal że jego mama musi przechodzić przez to. Nie znał Paula tak dobrze jak ona, ale na wieść o jego śmierci coś go zabolało, a to co ona musiała czuć i do tego widziała jego śmierć było czymś niewyobrażalnie okrutnym.- Atmosfera na zewnątrz jest okropna. 

-Ten mężczyzna... - odezwała się niepewnym głosem Lydia. Jack spojrzał na nią gdy zbliżyła się do krat.- był twoim tatą?

-Nie. Był bliskim przyjacielem mojej mamy. Dzięki twoim ludziom go straciła.- wyznał z odrobiną złości. Dziewczyna skuliła się obejmując się ramionami i spuściła wzrok jakby to co powiedział ją zasmuciło.

-Przykro mi.- mruknęła skruszona.

-Nie tylko tobie.- stwierdził brunet.- Pójdę już.

-Poczekaj.- odezwał się blondyn gdy Jack zbliżył się do wyjścia.- Zostań.

Jack został jeszcze trochę z nimi. Rozmawiali na swobodne tematy, a raczej Jack i Henry głównie mówili, Lydia siedziała przy kratach obserwowała i słuchała, jedynie czasami się odzywała. Niczego konkretnego dziewczyna nie mówiła o swoich ludziach. Mówiła o nich w czasie przeszłym potwierdzając że nikt żywy więcej nie został, ale dwa razy odniosła się do nich w czasie teraźniejszym i od razu poprawiła się. Wyglądało to jakby zaczynała plątać się w faktach, które im opowiadała. 

Zrobiło się już ciemno gdy brunet opuścił piwnicę i skierował się do przyczepy kempingowej, w której nocował razem z swoją mamą. Gdy szedł z daleka zauważył jak Lara wpuszcza do przyczepy Daryl'a. Chłopak zatrzymał się po czym stwierdził, że nie będzie im przeszkadzać. Poszedł w drugą stronę. Na drodze napotkał Jade, która samotnie siedziała na stoliku przed stołówką i paliła papierosa. Karmelowłosa trzymała coś w dłoni i była w to wpatrzona. Później zgięła to i schowała do kieszeni kurtki. Wyglądało to jak kawałek papieru albo fotografia. Gdy Jade zauważyła go uśmiechnęła się i poklepała miejsce obok siebie by je zajął. 

Lara siedziała na łóżku, a obok niej kusznik. Mężczyzna w końcu zdecydował że z nią porozmawia i jeśli będzie chciała jego towarzystwa to zostanie tak długo ile będzie tego potrzebować. 

-Przyjechałam tu z myślą, że będę mogła z nim porozmawiać, spędzić trochę czasu. Nie miałam szansy nawet się pożegnać, nikt nie miał tej szansy. Straciliśmy dobrego człowieka. Możliwe że stracimy więcej. Alden i Luke nie potrzebnie wyruszyli za nami. 

-Na pewno sobie poradzą. 

-Oby.- mruknęła smętnie. 

Ciemnowłosa oparła głowę o ramię kusznika. Mężczyzna objął ją ramieniem, a wtedy Lara wtuliła się w niego. Daryl czule objął ją przyciągając bliżej siebie. 

-Tego potrzebowałam.- mruknęła będąc wtulona twarzą w ramię brązowowłosego. 

-Przytulenia?

-Nie. Ciebie obok mnie.- trochę odsunęła się od niego by spojrzeć mu w oczy, ale nadal była w jego objęciach. Pocałowała go powoli ciesząc się chwilą że ma go tu. Odwzajemnił pocałunek nadając mu większej namiętności i uczucia tęsknoty za bliskością z nią. 

Ciemnowłosa przesunęła się i usiadła mu na kolanach. Kusznik objął ją wokół tali przyciskając ją do swojego torsu na co kobieta jęknęła mu w usta. Lara zatopiła dłonie w jego włosach. Ich pocałunki robiły się coraz bardziej gorące. Oboje wiedzieli do czego to ich prowadzi, ale nie przeszkadzało im to.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro