19 Przeklinał w myślach los

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szok i niedowierzanie nieprawdaż? Czy to rozdział? Tak to rozdział, też jestem zdziwiona.  Biorąc pod uwagę że rozdziału nie było prawie siedem miesięcy, serdecznie polecam powtórzenie sobie przynajmniej ostatnich ośmiu rozdziałów żeby mniej więcej wiedzieć co i dla czego się dzieje. Miłego czytanka <333

Peter westchnął poprawiając kurtkę, która niebezpiecznie zsuwała mu się z ramion. Pan Stark nie chętnie go wypuścił i zrobił to tylko dla tego, że widział jak bardzo Peter martwił się o May. Przed tym jednak przynajmniej szesnaście razy spytał czy na pewno jest okej, upewnił się, że ma włączony telefon i odprowadził go pod drzwi wierzy.

-Na pewno sobie poradzisz? - To nie tak, że Pan Stark się martwił. Chciał pewnie jedynie upewnić się, że nie spadnie na niego żadna odpowiedzialność prawna gdyby coś mu się stało.

Peter pokiwał głową i uśmiechnął się delikatnie.

-Tak poradzę sobie, dziękuję panie Stark - nie czekając na dalszą odpowiedź ruszył przed siebie.

Jego kroki były powolne. Głową dudniła mu od zmęczenia, a wszystkie kości bolały jakby chcac zaraz odmuwic posłuszeństwa.

Wsiadl do najbliższej stacji metra siadając na jednym z foteli i z ulgą zastopil się w siedzeniu. Nie było one co prawda wygodne ale lepsze to niż nic. Westchnęł. May pewnej już dawno umierała ze zmartwienia.

Wyciągnął z kieszeni telefon. Wcześniej jakoś nie wpadł na to by do niej napisać, a teraz było już chyba za pózno by cokolwiek z tym robić. I tak zaraz miał być w domu. Zatrzymał się na stacji metra najbliższej ich mieszkaniu i wyszedł na zewnątrz powoli idąc w stronę domu.

Zmęczenie powoli chciało wsiąść nad nim górę ale brnął dalej ignorując nawet fakt, że w międzyczasie zaczęło padać.

Zarzucił na glowę kaptur i zadrżał czując jak szybko jego kurtka robi się mokra i sprawia, że jest mu okropnie zimno. Westchnął ponownie tego dnia. Dojście pod drzwi mieszkania zajęło mu kilka naście minut które spęszil na zastanawianiu się jak bardzo May będzie na niego zła.

Kiedy w końcu tam dotarł cały drżał z zimna. Wyciagnąl z kieszeni kluczyk i otworzył drzwi, powoli wchodząc do środka.

-May? - zawolał. Odpowiedziała mu cisza. Ciocia pewnie już spała.

Ściągnął przemoczone buty i kurtkę, kładąc je jak najbliżej grzejnika po czym wszedł do salonu.

Szybko jednak zapragnąl uciec widząc co się stało. May tam była. Siedział na swoim wózku, oparta o oparcie ale nie ruszała się. Na początku pomyślał że zasnęła. Ale kiedy potrzedl bliżej i dojrzał i zakrawiona koszulkę zamarł rozumiejąc.

-May? - uklęknął przy niej szybko i zaczął uciskać ranę. Może jeszcze nie było za pózno. Zadzwonił po karetkę i próbował zrobić cokolwiek byle by tylko ja uratować. - May, May, May

Wszystko działo się tak szybko. Minęło kilkanaście minut, a do mieszkania weszli ratownicy. Ktoś odciągnął go od May. Nie myśląc logicznie próbował się wyrwać ale trzymano go mocno.

W tamtym moemęcie przeklinał w myślach los. W szczególności kiedy usłyszał jedno okropne zdanie, które posypało cały jego świat na kawałki.

-Ona nie żyje, przykro mi.

Dum dum dum

Powiedzmy szczerze, każdy wiedział że tak będzie ಥ⁠‿⁠ಥ

Mimo to mam nadziję że rozdział się podobał <333

To tyle na dzisiaj z tego ff
Miłego dzionka,
LitteAilaEvans

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro