3 Rzeczywistośc

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudził się czując w nozdrzach zapach cynamonu. Wstał pospiesznie z łóżka narzucając na siebie jeszcze granatowa bluzę.

Pomału wyszedł z pomieszczenia i już po chwili radośnie przekroczył próg kuchni.

Wujek Ben i Ciocia May gotowali właśnie cynamonowe ciasteczka. Sądząc po zapachu z dodatkiem w postaci pokruszonej czekolady.

Ben odwrucił wzrok w jego stronę i podszedł bliżej targając mu loki w iście ojcowskim geście.

-Cześć Pete - uśmiechnął się radośnie w kierunku siostrzeńca - robisz z nami ciasteczka?

Momentalnie pokiwał głową i ruszył w głąb kuchni. Przytulił ciocie May na przywitanie i stanął przed rozstawionymi na stole miskami.

Podciągnął rękami i razem z wujostwem zaczęli przygotowywać ciasteczka.

Kiedy skończyli a May wyszła na moment , zasiedli przy stole. Wtedy Ben jakby się zmienił. Jego oczy przybrały barwę ciemnego zgniłego dębu a twarz ułożyła się w niezadowolonym grymasie.

-Peter musimy porozmawiać - nastolatek uniusł wzrok, w ręku nadal ściskając nadgryzione ciasteczko.

-Tak?

Ben nagle stał się tak chudy jakby był stworzony z samych kości, a jego oczy straciły nagle cały błysk.

W oczach błysnęły mu łzy.

-Dlaczego mnie zabiłeś Peter? - Poklepal się pięścią po klatce piersiowej - mnie Pete, swojego własnego wujka, jedyną rodzinę...

Peter otworzył usta w szoku kiedy w oczach zalśniły mu zalążki łez.

-Morderca - Ben szybko przybrał inny styl wypowiedzi i splunął na Petera.

Jego wcześniej świetnie pasujące ciuchy nagle zaczęły z niego zwisać. Wyglądał jak postać z horroru kiedy w jego klatce piersiowej wytworzyła się wielką zakrwawioną rana - jak po przebiciu naboju.

Naokoło zabrzmiał gwar uciekających ludzi i dźwięk wystrzału z pistoletu.

Nagle scena się zmieniła. Peter znów był zapłakanym siedmiolatkiem, a Ben leżał w jego ramionach.

Całe dłonie chłopca były czerwone od krwi własnego wujka przez co lekko go mgdlilo.

Położył się na ziemię przesuwając z siebie wujka i skulił lekko, szlochając z przerażeniem.

-Peter! - ktoś wrzasnął ale chłopak nie uniusł nawet wzroku. Czuł jak otacza go ciemność kiedy wykończony upadł na ziemię.

A potem się obudził. Płakał a włosy przeczepiały mu się do mokrych policzków.

Czuł jak drży próbując uspokoić się mówiąc że to tylko koszmar. Ale nie był. To już się stało.

Mimo to nie było sensu płakać nad rozlanym mlekiem.

To już się stało - odetchnął głęboko - uspokój się Peter

Po chwili zaczął oddychać nieco głębiej. Był coraz bardziej spokojny.

Wstał, na szybko poprawiając włosy i zarzucając na siebie bluzę.

Spojrzał jeszcze ostatni raz na zdjęcie Bena stojące na parapecie jego pokoju i z westchnieniem wyszedł na korytarz.

Ponownie rzeczywistość dała o sobie znać za szybko, niszcząc cały wcześniejszy względny spokój.

Nareszcie skończyłam pisać ten rozdział! Wiem że trochę czekania było ale byłam na wycieczce szkolnej z której właśnie teraz wracam :)

Co sądzicie o rozdziale? Podoba się?

Kto od razu ogarnął że to tylko sen? Myślę że większość ale i tak wolę spytać heh

To tyle na dzisiaj.

Miłego dzionka,
LitteAilaEvans

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro