Strzępek trzeci - "Szósty smak" [Smak]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ludzki organizm rozróżnia pięć smaków – słodki, słony, gorzki, kwaśny i umami.

I tyle na temat fizjologii z medycznego punktu widzenia.

Wiktor miał swoje własne zdanie na ten temat.

Siedział w fotelu przed telewizorem, jednym uchem wpuszczając treści z kanału informacyjnego, zaś drugim wypuszczał je. Oczy miał zamknięte, myślami uciekając ku wspomnieniom.

Czuł na spierzchniętych wargach przyjemne mrowienie. Uśmiechał się nikle.

Może i ludzki organizm rozróżniał tylko pięć smaków, lecz Nikiforov mógłby przysiąc, że on sam posiada jakąś nadnaturalną zdolność i jest w stanie odczuwać jeszcze jeden smak, ten jedyny, tylko dla niego, niedostępny światu.

I był święcie przekonany, że gdyby tylko świat mógł poznać ten smak, momentalnie oszalałby ze szczęścia. Skończyłyby się na świecie wszystkie wojny, gdyż ludzie byliby zbyt zajęci wojowaniem w sypialni i nie mieliby czasu ani ochoty na realne konflikty wielkiego świata.

Gdyby ludzie poznali ten smak, zniknąłby problem braku czułości czy delikatności. Rozsmakowani sami w sobie raz na zawsze zapomnieliby o tym, jak to jest nie kochać lub jak można oddalać się od siebie, będąc tak blisko.

Bo czymże innym było to niesamowite mrowienie na wargach na samą myśl o dotyku jego ust?

Gdyby tęsknota miała smak, smakowałaby właśnie tak. Smakowałaby zresztą tak samo jak oddanie, poczucie bezpieczeństwa czy wielka, bezgraniczna miłość.

Wiktor miał świadomość, że gdyby zaczął opowiadać komuś o smaku tęsknoty czy poczucia bezpieczeństwa, błyskawicznie zostałby uznany za wariata, bo jak nieuchwytne fizycznie uczucie może mieć smak?

Może. Nikiforov mógłby przysiąc, że może.

Jak smakowała miłość? Jak smakowała tęsknota, poczucie bezpieczeństwa, oddanie i jak smakowała świadomość, że na świecie nie liczy się nic innego niż ta jedna osoba?

Miłość smakowała jak pierwszy poranny pocałunek na dzień dobry. Jak resztka sosu czosnkowego ze wczorajszej pizzy i jak ten oddech wymarłych światów po nocy. Choć czasem była trudna lub wydawała się nie do zniesienia, nie oddałby jej za nic w świecie. Tęsknota smakowała niczym naprędce zjedzona miętówka w drodze na lotnisko, gdy się biegnie na wyczekiwane z niecierpliwością spotkanie po niedługiej, lecz bolesnej rozłące.

A jak smakowało poczucie bezpieczeństwa?

Na tę myśl spod powiek Wiktora wypłynęły dwie wielkie, gorzkawo-słone łzy.

Jak miał opisać raz na zawsze utracone uczucie?

Jak miał opisać jego smak?...

Bo przecież to wszystko – tęsknota, poczucie bezpieczeństwa i miłość – to wszystko smakowało jak on.

Jak Yuuri.

Jego najukochańszy, słodki Eros.

Łzy powoli spłynęły po twarzy Wiktora, zwilżając jego wargi. Rosjanin oblizał je, czując słony smak przemieszany z dziwną goryczą. Czy to możliwe, że jego własne łzy mogły być gorzkie? Czy to tylko mózg płata figle, doprawiając mu nowych goryczy?

A może pośród tych łez znalazła się krew z jego złamanego, rozszarpanego na kawałki serca?...

Mężczyzna gorączkowo otarł wilgotne oczy, próbując przywołać się do względnego porządku.

Przecież miał być dzielny. Musiał być dzielny. Dla Yuuriego.

Potem zastanowił się, jak na jego miejscu zareagowałby Yuuri. Jak by się zachował? Czy kontynuowałby karierę? Wjechał z rozpędu w drzewo na ostrym zakręcie? Czy może resztę życia spędziłby zamknięty w czterech ścianach, pogrążając się w odmętach smutku?

A pieprzyć to.

Skrył twarz w dłoniach, nie hamując już łez. Z każdą minutą czuł ich coraz więcej na swych ustach, zaś ich smak przyćmił ostatnie wspomnienie smaku ust Yuuriego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro